Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Czym to jest? (A. Saadawi, „Frankenstein w Bagdadzie”)

Artykuły /

Jako kilkulatek byłem mistrzem zadawania pytań, które dotyczyły natury rzeczy. Brak odpowiedzi był dla mnie nie do zaakceptowania. Szybko więc nauczyłem się szukać rozwiązań, które zaspokoiłyby moją ciekawość, a nie nadwyrężałyby uprzejmości wiecznie zniecierpliwionych dorosłych. 

Rozwiązania wyłaniały się gdzieś pomiędzy moją bujną wyobraźnią a wiedzą czerpaną z programów dokumentalnych, serii książek Co i jak? i z przepastnej szuflady pełnej VHS-ów. W ten sposób rdzawa glinka wykopana z hałdy piasku stawała się sproszkowanym ciałem egipskiej mumii, a popularny na podkarpackich łąkach czerwończyk dukacik został okrzyknięty motylem australijskim, bo barwa jego skrzydeł kojarzyła mi się z piaszczysto-skalistym krajobrazem Antypodów. Pomijając nostalgię, nie przestaje mnie zadziwiać upór, z jakim poszukiwałem odpowiedzi na pytania, które wywoływała we mnie radykalna odmienność i różnorodność otaczającego świata.

O tym uporze przypomniała mi głośna powieść Ahmeda Saadawiego Frankenstein w Bagdadzie. Wydaje mi się, że podobna nieustępliwość cechuje mieszkańców dzielnicy Batawin, o których opowiada Saadawi. Upór poznawczy, który w tak zwanej dorosłości nierzadko słabnie pod naporem nauki, internetu i codziennej, dobrze znanej rzeczywistości, zostaje spotęgowany przez najstraszniejsze wydarzenia, jakie miały miejsce w 

(…) Batawin od jej powstania na początku ubiegłego wieku, kiedy to szczyciła się opinią najlepszej dzielnicy mieszkaniowej w centrum Bagdadu. Nawet w czasach jej powolnego upadku w latach osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych, gdy zmieniła się w centrum domów publicznych i pędzonego ukradkiem bimbru, nawet gdy w wielu tutejszych domach odkryto gangi zajmujące się handlem kobietami, dziećmi i ludzkimi organami, nawet wtedy nie zdarzyło się tu nic tak okropnego jak dziś.

Żeby zrozumieć, co tak wstrząsnęło bagdadzką dzielnicą, trzeba poznać historię istoty, która nie tylko jest uwikłana w serię krwawych morderstw, lecz także wywołuje głęboki dysonans poznawczy wśród mieszkańców miasta. Dysonans wynika ze statusu tej istoty – jest ona bowiem zlepkiem wielu innych ciał, konglomeratem trupów, pozszywaną hybrydą. Twórcą hybrydy jest niepozorny dzielnicowy dziwak o imieniu Hadi, który sprzedaje starocie i przesiaduje w lokalnych kawiarniach. W przerwach od picia, snucia na wpół zmyślonych opowieści i poszukiwania gratów, na których mógłby nieco zarobić, Hadi zbiera części ciał walające się po ulicach w wyniku regularnych wybuchów bomb. Istota nie wyłoniła się jednak z porozrzucanych po Bagdadzie fragmentów kończyn, twarzy i poszarpanej skóry. Na dziedzińcu ruin dawnej willi, którą Hadi nazywa swoim domem, zszywa zebrane fragmenty ciał w zupełnie nowy twór. Choć mężczyzna skrupulatnie gromadzi zakrwawione części ciał i sumiennie konstruuje z nich hybrydę, to nie on ożywia te amatorsko pozszywane kawałki trupów, gnijące na jego dziedzińcu: Jesteś tylko pośrednikiem, Hadi. Ileż to głupich ojców i matek wydało na świat geniuszy i ludzi wybitnych, którzy zapisali się w historii. To nie zasługa rodziców, ale okoliczności, sytuacji i innych rzeczy leżących poza ich kontrolą. Jesteś tylko narzędziem. Przezroczystą rękawicą chirurgiczną, którą przywdziała niewidzialna ręka losu (…). 

W tym miejscu makabryczno-metafizyczna opowieść zyskuje metafizyczny pierwiastek. Hybryda Hadiego nie mogłaby przecież ożyć sama przez się. W opowieści z kręgu kultur pozostających pod wpływem religii Abrahamowych wydaje się to niemożliwe. Do ożywienia ciała potrzebna jest nadludzka iskra, a w tym przypadku staje się nią zbłąkana dusza Hasiba – ochroniarza z jednego z luksusowych bagdadzkich hoteli. Mężczyzna ginie, kiedy tuż obok jego budki wybucha samochód-pułapka, rozrywając jego ciało na mikroskopijne kawałeczki. Gdy dusza ochroniarza orientuje się, że nie jest w stanie odnaleźć ciała, które niegdyś zamieszkiwała, włóczy się po pogrążonym we śnie mieście, wyczekując poranka, który ma przynieść jej unicestwienie. Tak przynajmniej przeczuwa zbłąkana dusza Hasiba. To właśnie ona, przerażona perspektywą nieuchronnego końca, zasiedli zalegającą za domem Hadiego hybrydę i to ona, ku swemu zdziwieniu, ożyje wraz z nowym ciałem. 

Hybrydyczna istota to zatem dziwaczny rodzaj zombie, będący połączeniem wielu różnych organizmów i zbłąkanej duszy człowieka. Części ciał łączy jednak nie tylko nić, którą je zszyto, lecz także fakt, że ich poprzedni właściciele byli niewinnymi ofiarami ideologicznych walk. Podobnie umiera zresztą sam Hasib, którego dusza zaczyna odczuwać chęć zemsty napływającą z każdego fragmentu zamieszkiwanego przez siebie ciała. To właśnie to pragnienie staje się prologiem dramatycznych wydarzeń w dzielnicy Batawi. Dziwaczna natura i zawiła genealogia istoty objawiają się w nadzwyczajnych właściwościach jej ciała. Nie są jej bowiem w stanie zabić żadne kule i pociski, nie potrafią jej złapać najzwinniejsi ludzie, nie sposób nawet opisać jej makabrycznego i stale zmieniającego się wyglądu, który wymyka się zmysłom. Dla mieszkańców Bagdadu hybryda jest zatem czymś zupełnie nowym i niezrozumiałym; obcym z perspektywy zamieszkiwanego przez nich świata. Istota stanowi także wyzwanie dla spójnej wizji rzeczywistości, którą ludzkość mozolnie wytwarzała przez tysiące lat.

Podobnie jak ja w pierwszych latach życia uporczywie starałem się zrozumieć inność otaczającego mnie świata, w którym wszystko z początku zdawało się obce i dziwne, tak mieszkańcy Bagdadu usiłowali ujarzmić dziwaczną istotę przez odnoszenie jej do tego, co było im znane. W ten sposób istota o przerażającym wyglądzie i równie przerażających właściwościach stała się potworem, którego należało wkomponować w ramy racjonalnego i zrozumiałego świata. Potwór wydawał się więc coraz bardziej znany, 

(…) choć mówiono o nim różnie. W dzielnicy Sadr na przykład uważano, że jest wahhabitą, zaś opowieści krążące w Azamijji przedstawiały go jako szyickiego ekstremistę. Rząd iracki widział w nim agenta sił zagranicznych. Natomiast rzecznik amerykańskiego Departamentu Stanu oświadczył, że ten wielce podstępny osobnik obrał sobie za cel zniszczenie amerykańskiego projektu w Iraku. 

Oswajanie rzeczywistości często odbywa się na poziomie językowym. Dobrze pokazuje to przykład Motyla australijskiego, który przywołałem na początku tego tekstu. Pierwszym krokiem do oswojenia jest bowiem nazwanie tego, z czym mamy do czynienia. W ten sposób to, co wydaje się radykalnie inne, znajduje swoje miejsce w jednym z systemów, dzięki którym rozum próbuje oswoić i opanować nieskończenie różnorodną rzeczywistość, w której funkcjonuje. Problem w tym, że potwór, z którym mają do czynienia mieszkańcy Bagdadu, wymyka się wszelkim próbom nazwania, które – przewrotnie – oddalają prawdę o tej istocie, zamiast tę prawdę przybliżać. 

Twórca hybrydycznego ciała określa je mianem „Jak-mu-tam”, podkreślając nieuchwytny charakter swojego makabrycznego dzieła:(…) w końcu nie były to zwykłe zwłoki. Zwłoki należą do konkretnego człowieka, a w tym przypadku było inaczej. „Ten, który nie ma imienia”, tak z kolei nazywa istotę Wielki Astrolog, który ponoć dotarł do aury imienia otaczającej ciało zbrodniarza. Astrolog, pracujący w tajnej jednostce zwanej Działem Inwigilacji i Ścigania, informuje o odkryciu swojego przełożonego, którego wiadomość szczerze przeraża, bo przecież „Ten, który nie ma imienia” jutro może stać się tym, który nie ma tożsamości… tym, który nie ma ciała, tym, którego nie można aresztować i umieścić w celi. Ten przykład pokazuje chyba najdobitniej, że strach przed radykalną innością wynika z poznawczego wyzwania, które ona wywołuje; z tego, że nie wiadomo co ta inność kryje i czy to coś nie przeczy wszystkiemu, w co dotychczas wierzono. Jeśli tak jest, to oswojona rzeczywistość zaczyna się wymykać, dziczeć. System, który miał utrzymać ją w ryzach okazuje się fałszywy, a rozum, który z systemu korzystał – bezradny. 

To, co przeraża mężczyznę z Działu Inwigilacji i Ścigania, to lęk przed czymś tak odmiennym, że żadne systemy zarządzania rzeczywistością nie są w stanie tego czegoś objąć. Przełożony traci wówczas nie tylko całą swoją sprawczość, lecz także jakiekolwiek zakotwiczenie w rzeczywistości, która przestaje być przewidywalna. W przygodnej rzeczywistości nic nie jest pewne, niczego nie da się przewidzieć, a przez to nie da się nią zarządzać. 

Skąd zatem tytuł powieści Saadawiego? Pewien młody dziennikarz postanawia opisać tajemniczą istotę, próbując pokazać, że jest czymś więcej niż miejską legendą. Nie chce on jednak niczego upraszczać czy koloryzować. Innego zdania jest naczelny gazety „Haqiqa”, który ilustruje artykuł kadrem z filmu Frankenstein, zmieniając tytuł tekstu na Frankenstein w Bagdadzie. Choć gest naczelnego wywołuje oczekiwaną sensację, to jednak samo imię nie przyjmuje się wśród czytelników. Mimo to Saadawi zachowuje tytuł – może właśnie dlatego, że zależy mu na uzyskaniu podobnego efektu . Nie tylko chce wywołać sensację dzięki chwytliwemu tytułowi, lecz także zamierza pokazać, że opisuje coś znanego. Kto nie słyszał o Frankensteinie? Czytelnik, biorąc do ręki powieść Saadawiego, ma poczucie, że będzie mógł odnieść tę powieść do swojej dotychczasowej wiedzy. W trakcie lektury okazuje się jednak, że gest tak naczelnego, jak i Saadawiego, jest chwytem, który ma wypchnąć czytelnika z tej wygodnej, bezpiecznej pozycji. Proste skojarzenie z Frankensteinem zapewnia poczucie, że istota, o której czytamy, jest podobna do czegoś już rozpoznanego; że wcale nie jest radykalnie inna, ale znajoma. Przy bliższym poznaniu okazuje się jednak, że to poczucie było fałszywe, a podobieństwo jest pozorem, który ma podtrzymywać wizję przewidywalnej i ustrukturyzowanej rzeczywistości, nad którą da się zapanować. 

Powieść Saadawiego jest jednak wielowarstwowa – splata filozofię, wątki polityczne, kulturowe i społeczne: opowiada o ludzkim i nie-ludzkim poznaniu. Można ją czytać jako historię, w której najważniejsze jest postrzeganie i kategoryzowanie. Warto bowiem zadać pytanie, jak to w ogóle możliwe, że taka istota powstała z porozrywanych fragmentów ciał? Dlaczego tym, co ją spaja, jest chęć zemsty i sprawiedliwości? Żeby odpowiedzieć na te pytania, trzeba się jednak zanurzyć w krwawej historii Iraku – historii brutalnych wojen, okrutnego reżimu, drakońskiej dominacji obcych wojsk, sadyzmu fanatyków religijnych, a przede wszystkim permanentnej obecności śmierci. Śmierci w Iraku nie da się bowiem upchnąć za ogrodzeniem cmentarza, nie da się jej przykryć żadnym świątynnym kadzidłem ani czarnym workiem. Śmierć jest w Iraku, a szczególnie w Bagdadzie, boleśnie obecna i nieustannie o sobie przypomina. 

Kiedyś dziwiło mnie, że arabskie gazety chętnie publikują fotografie przedstawiające zmasakrowane ciała, porozrywane zwłoki i drastyczne sceny z lokalnych szpitali. Choć zdjęcia te z całą pewnością zostały zrobione i wykorzystane tak, żeby szokować i przykuwać uwagę, to odnoszą się do doświadczenia codzienności, które jest widoczne, a nie chowane jako coś, czego nie należy oglądać. Te zdjęcia mogą świadczyć o stałej widoczności śmierci w jej cielesnym, nieestetycznym wymiarze. Obecność śmierci jest bowiem w wielu regionach tego, co zwykliśmy nazywać Bliskim Wschodem, bardzo namacalna, jest tuż obok, za rogiem. Przechadza się ulicą wraz z żołnierzem własnej lub obcej armii, trzymając się kurczowo jego karabinu. Jest w spojrzeniu człowieka, który nie potrafi zakopać dziury, jaką pozostawiła w nim brutalna wojna. Jest w samochodzie, który za moment wybuchnie przy jakimś hotelu czy ruchliwym placu. Jest w drżącej łazience, w której trzypokoleniowa rodzina przeczekuje bombardowanie. Ta obecność nie ma często związku z jakimś estetycznym końcem, z wystrojonymi i umalowanymi zwłokami, ze sterylnością szpitala czy domu pogrzebowego. Ujawnia się ona raczej pod postacią rozgniecionych przez gruzy ciał, porozrywanych kończyn, wnętrzności rozrzuconych na asfalcie. 

Nie mam poczucia, że umiem dobrze opowiedzieć o tej obecności. Jako ktoś patrzący z wygodnej pozycji Globalnej Północy, która od dziesięcioleci eksportuje przemoc poza swoje granice, nigdy jej wystarczająco intensywnie nie doświadczyłem; nigdy nie była to moja codzienność, a raczej jakaś chwilowa luka w tym, co postrzegam jako normę. Przeczuwam, jaka ona jest, jaka może być. Czasem, kiedy przechadzam się po okolicy bejruckiego portu albo po zrównanych z ziemią dzielnicach Diyarbakır, wyczuwam tę obecność w ciele, w mięśniach, ale to są tylko jakieś jej powidoki, dalekie echa. Dlatego w tym tekście wolałem się skupić na filozofii, na tym, co jest mi lepiej znane i jakoś bezpieczne. O śmierci napisałem niewiele, bo na niewiele pozwoliło mi moje doświadczenie. Żeby mogła ona wybrzmieć nieco mocniej,  na koniec fragment z irackiego poety Sa’diego Jusufa:

Drzewo wyłupionych oczu. Drzewo odciętych dłoni.

Drzewo serc w kamienie przemienionych

w mieście. Zbliżają się błękitne ogrody do środka cmentarza,

Lecz nie zbliżają się odcięte dłonie

Ani wyłupione oczy,

Ani serca w kamienie przemienione…

A więc… czy dziwne wichry się zbliżą?

Ogrody zamieszkuje cisza. 

Minarety mają kolor stojącej wody, ludzie – kolor starych koni.

Na barbarzyńskich książkach – pieczęć cenzury.

Do jakiego kraju przybyłeś?! Tu wejdziesz w bramę i do sali tortur.

Pewnego dnia zobaczysz w ogrodach

Twoje ramię, twoje oczy lub trzepoczące serce…

Lecz dzisiaj jesteś silny, więc mów twoje słowo…

bo pojutrze zaczniesz się od nowa… lub umrzesz.

Wichry, które nie szumią wieczorem,

wichry, które nie szumią rano,

przyniosły mi przesłanie gałęzi, 

abym krzyk mój widział w oczach.

— 

Ahmed Saadawi, Frankenstein w Bagdadzie, przeł. Magdalena Zawrotna, Znak litera nova 2019.

Sa’di Jusuf, Cisza, przeł. Krystyna Skarżyńska-Bocheńska, w: Pieśni gniewu i miłości. Wybór arabskiej poezji współczesnej, Państwowy Instytut Wydawniczy 1990.

Tekst jest częścią wydania tematycznego „Pamięć” powstałego w ramach projektu „Kultura w akcji 3” współfinansowanego ze środków Miasta Krakowa

Filip Ryba

(ur. 1996) – na co dzień student w Instytucie Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ, w przerwach podróżnik amator. Lubi łączyć perspektywę ponowoczesną z bliskowschodnią codziennością. Ma słabość do sukulentów, francuskiego poststrukturalizmu i powieści Orhana Pamuka.