Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Śledztwo toczy się w innej sprawie („Detektyw” – sezon 3)

Recenzje /

Trzecia odsłona True Detective prawdopodobnie nie zyska miana najlepszego serialu kryminalnego wszech czasów. Wielu fanów serii Nica Pizzolatto nie uzna jej nawet za najlepszą część antologii. Jedno należy jednak stwierdzić z pełną stanowczością: trzeci sezon Detektywa jest pod wieloma względami brawurowy.

Stacja HBO nie była dla fanów serialu szczególnie łaskawa. Na jego trzecią część czekaliśmy blisko cztery lata. Rozwlekły harmonogram był najprawdopodobniej odpowiedzią na chłodne recenzje drugiego sezonu. Co prawda zamiary kontynuacji Detektywa zostały oficjalnie potwierdzone przez HBO już w 2016 roku, ale przedmiotem dyskusji pomiędzy twórcą serialu a producentami stacji pozostawał kształt procesu kreatywnego, który stanowi na tle innych współczesnych hitów telewizyjnych pewną anomalię. Kreatywny pakiet kontrolny Detektywa posiada bowiem jeden człowiek. Nic Pizzolatto jest równocześnie twórcą, showrunnerem i autorem scenariusza wszystkich (!) odcinków serialu. Mimo kontrowersji wokół drugiego sezonu, Pizzolatto nie tylko utrzymał zaufanie stacji, ale także wzmocnił swoją pozycję – w efekcie wyreżyserował dwa z ośmiu odcinków najnowszego sezonu.

Amerykanin stanął tym samym w obliczu trudnego zadania. Z jednej strony tworzy mocno skonwencjonalizowany, a być może także jeden z najważniejszych gatunków telewizyjnych, jakim jest serial kryminalny. Z drugiej – mierzy się z wybitnym produktem własnego autorstwa, który w spektakularnym stylu wszedł do kanonu gatunku, stawiając poprzeczkę na bardzo wysokim poziomie.

Czas jest jak spłaszczone koło (N. Pizzolatto „Galveston”)

 

Powrót do korzeni

Ciężko nie ulec wrażeniu, że w obliczu tego wyzwania Pizzolatto sięga po sprawdzone receptury, które zapewniły debiutanckiemu sezonowi serialu entuzjastyczne przyjęcie i rzeszę oddanych fanów. Dostaliśmy ponownie wszystko to, czego poskąpił nam drugi sezon: scenerię południowo-wschodnich Stanów Zjednoczonych, małoletnie ofiary zbrodni, artefakt odgrywający ważną rolę w śledztwie, dwóch detektywów związanych partnerską relacją o specyficznej dynamice. Częściowo powróciły także realia policyjnych ninetiesów.

Znakiem rozpoznawczym Detektywa pozostaje wciąż forma: paradoksalnie klaustrofobiczna atmosfera otwartych przestrzeni, zdjęcia utrzymane w palecie wyblakłych kolorów, duszna warstwa muzyczna, wreszcie – szczegóły okołoprodukcyjne, takie jak czołówka czy klimat towarzyszącego jej utworu muzycznego. Serial nadal mistrzowsko operuje nastrojem i radzi sobie w trudnej sztuce wywierania estetycznej presji. Mówiąc o estetyce, nie sposób pominąć osobę Mike’a Marino odpowiedzialnego za charakteryzację. Określający sam siebie mianem „inżyniera make-upu” wykonał kawał imponującej roboty nie tylko w kontekście produkcji telewizyjnych, ale sztuki filmowej w ogóle.

Współtwórcami sukcesów i porażek Detektywa byli dotychczas bez wątpienia odtwórcy wiodących ról. Nie inaczej jest w trzecim sezonie. Ścieżką przetartą przez Matthew McConaugheya i Woody’ego Harrelsona odważnie podąża Mahershala Ali, potwierdzając swoim występem co najmniej dwie obiegowe prawdy: aktorstwo serialowe przeżywa swój złoty wiek, a Mahershala Ali słusznie uznawany jest za jedno z najgorętszych aktualnie nazwisk w Hollywood. Prowadzona w trzech płaszczyznach czasowych narracja pozwala obserwować warsztat i talent Aliego. Solidnie na jego tle wygląda także Stephen Dorff w roli Rolanda Westa. Dzięki udanym kreacjom obu aktorów partnerska relacja pomiędzy detektywami, a właściwie zagadnienie partnerstwa w ogóle, po raz kolejny staje się jednym z głównych tematów serialu.

„Detektyw”: męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać?

 

Ołtarz „maczyzmu”

Wayne Hays, w którego wciela się Ali, to pod wieloma względami odświeżona wersja Rusta Cohle’a z pierwszego sezonu. Pizzolatto ponownie konstruuje utalentowanego, wyobcowanego bohatera umęczonego toksyczną męskością. Przywykliśmy już, że bohaterowie serii wpadają wciąż w tę samą pułapkę. Definiują siebie poprzez decyzje podejmowane w obliczu tragicznych moralnych dylematów, najczęściej dręczeni mglistym poczucie obowiązku. W efekcie doprowadzają swoją psychikę do granic emocjonalnego paraliżu. Nie inaczej dzieje się w przypadku Haysa. Przyznajmy – Detektyw był i nadal jest w dużym stopniu opowieścią o rozdarciu stereotypowo męskiej duszy. Za sprawą Mahershali Aliego, który współtworzył pierwszoplanową postać także na poziomie koncepcji, wewnętrzny konflikt nabrał dodatkowej głębi dzięki zagadnieniu tożsamości rasowej. Na uwagę zasługuje sposób, w jaki poprowadzono ten wątek – Pizzolatto w wywiadach wielokrotnie podkreśla swoje starania o to, aby kolor skóry nie definiował bohatera, a wątki rasowe nie przysłoniły innych treści wyrażonych w scenariuszu, co stanowi poniekąd nową jakość w podejściu do zagadnienia na przestrzeni ostatnich kilku lat.

Pierwotnie w cierpiętniczo-męskim świecie Detektywa brakowało miejsca dla zniuansowanych postaci kobiecych – role, w jakich stawiał je pierwszy sezon serialu mogły słusznie oburzać widza uwrażliwionego na kwestie feministyczne. Kontynuacja serialu przyniosła zdecydowaną zmianę, a najnowsza odsłona podtrzymuje tę tendencję. Drugoplanowa postać, w którą wcieliła się Carmen Ejogo, wprowadza do fabuły dodatkową warstwę konfliktu. Amelia, skażona zbrodnią w nie mniejszym stopniu niż duet prowadzących śledztwo detektywów, posiada własne motywacje oraz mocny, indywidualny głos.

 

Pizzolatto ryzykuje

Mimo że niektóre z fabularnych i formalnych środków wyglądają znajomo, zgrzeszy krótkowzrocznością każdy, kto uzna trzeci sezon Detektywa za odgrzewany kotlet. Pizzolatto ryzykuje. Podejmuje decyzje, które warto docenić, mimo iż nie zawsze przekładają się na jakość serialu.

Najbardziej wyrazistą z nich jest wprowadzenie do narracji trzech wymiarów czasowych. Śledztwo w najnowszym sezonie Detektywa toczy się w latach 80., 90. oraz współcześnie. O ile zabieg ten nie jest sam w sobie porażającą nowością, to na uwagę zasługuje sposób, w jaki Pizzolatto realizuje swój narracyjny koncept. Przeszłość i przyszłość przeplatają się, rezonują, a demencja głównego bohatera równocześnie spaja i rozsadza tę opowieść. Nielinearność narracji niespodziewanie staje się niemal tak samo pojemna semantycznie, jak sama fabuła. Autor nie oparł się jednak pokusie włożenia kilku pretensjonalnych sformułowań o naturze czasu bezpośrednio w usta swoich postaci. Zaowocowało to przesadną poetyzacją niektórych scen, w których wygłaszane przez bohaterów frazy ocierają się o psychologiczno-filozoficzny kicz.

Mimo to urzeka mnie ambicja sportretowania bohaterów i całej złożoności świata na przestrzeni nie jednej, a aż trzech dekad – to koncept odważny, literacki w swojej naturze, a w Detektywie zrealizowany całkiem sprawnie. Osiem odcinków daje wgląd w przekrój pokoleniowych doświadczeń o różnym charakterze. Na pierwszym planie pozostaje zbrodnia, która wdziera się w intymną przestrzeń kochanków, rodziny i lokalnej społeczności. Ocieramy się również o problem rasizmu Ameryki lat 80. i 90., przyglądamy się walce kobiet o równouprawnienie, dotykamy tematu wojny, który staje się kodem komunikacyjnym łączącym serialowe postaci ponad liniami fabularnego konfliktu. Wszystkie te wątki są nienachalne i niewymuszone, a także zdają się sugerować, że chaos ponadindywidualnych wydarzeń splata w jakiś nierozerwalny sposób nas wszystkich.

W najnowszym Detektywie dokonuje się jeszcze jedna istotna wolta. Pizzolatto nie podejmuje otwartej walki z konwencją serialu detektywistycznego, intryga kryminalna wciąż jest tu paliwem fabuły. A jednak losy Julie Purcell tylko pozornie stanowią główny przedmiot obserwowanego śledztwa. Pizzolatto na tle dochodzenia, jak gdyby mimochodem, przedstawia walkę detektywa Wayne’a Hayesa o własną tożsamość. Jego desperacka próba odtworzenia historii ze skrawków rozpadających się wspomnień, odnalezienia w nich sensu kończącego się życia, jest prawdziwą sprawą kryminalną, jaką przy pomocy wachlarza tradycyjnych technik śledczych rozwiązujemy w trzecim sezonie serialu.

Opowiedzieć życie poprzez dochodzenie to figura bardzo atrakcyjna, sugerująca, że być może każda egzystencja jest także w jakimś stopniu zbrodnią.

Otwartość na taką interpretację może zapewnić więcej wyrozumiałości dla rozkładu akcentów w serialu. Pizzolatto bez wątpienia zachwiał równowagą pomiędzy intrygą a psychologią postaci, stawiając wbrew wymogom konwencji na tę drugą. Cena może okazać się wysoka – nowy Detektyw ma problemy z utrzymaniem suspensu, a kulminacja napięcia w finałowym odcinku słusznie wyda się zapewne większości widzów wymuszona. Lecz nawet, jeśli produkcja HBO zawiedzie jako serial kryminalny, wciąż pozostanie ponadprzeciętnym studium relacji międzyludzkich i partnerstwa. A także opowieścią o tym, jak kruchy jest bez nich związek człowieka ze światem.

Lech Dulian

(ur. 1987) – z wykształcenia bohemista, z zawodu web developer. Autor kodu źródłowego wielu aplikacji internetowych i kilku mało istotnych artykułów. Lubi oglądać walki MMA.