Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

„Jestem zmęczony wstydem za Janusza”. Wywiad z Tym Typem Mesem – cz. 2

Rozmowy /

Zobacz część pierwszą

 

Time machine

Dlaczego właśnie Nowy Sad robi za scenerię do kawałka z Deriglasoffem Tul petardę?

Nowy Sad pozwala spojrzeć na Polskę jak na miejsce, w którym odniesiono i odnosi się na co dzień ogromne sukcesy. Mimo tych brzydkich reklam i disco-polo w radiu, prześcignęliśmy na przykład Bałkany. Co wcale nie było takie oczywiste jeszcze trzydzieści czy nawet dwadzieścia pięć lat temu. Jeszcze za mojego życia Serbia to był jeden z najbardziej ogarniętych krajów komunistycznych, na który my – przez pierwsze lata mojego dzieciństwa – patrzyliśmy z zazdrością: jak tam jest zajebiście! Skończyło się tak, że Serbia jest na maksa skorumpowana i udręczona przez ciągłe zmiany rządów. A my sobie teraz siedzimy w eleganckiej knajpie i mamy tych knajp do wyboru. Więc wyjazd do Nowego Sadu był dla mnie trochę jak time machine do ’96 roku w Polsce.

W teledysku widać, że odstawialiście tam niezłe urban exploration, z wchodzeniem na dachy i łażeniem po opuszczonych fabrykach włącznie.

Tam bardzo łatwo o tego typu miejsca. Jak zresztą w każdym kraju pogrążonym w chaosie. Stoi wielki, niedokończony wieżowiec w środku Nowego Sadu. I tam można sobie po prostu wejść. Nie ma żadnych ochroniarzy Patryków, zasieków, napisów Solid Security. Te wszystkie blokady u nas świadczą o tym, że ktoś wykłada hajs, żeby ktoś inny gdzieś nie wszedł. Tam stoi wielki wieżowiec w środku miasta, który jest niedokończony od pierwszego do ostatniego piętra. I możesz sobie wejść na sam dach i wypić piwo. Ktoś pewnie po prostu nie dał odpowiednio wysokiej łapówki, żeby ten budynek dokończyć. Ale ktoś dał na tyle dobrą łapówkę, żeby postawić w środku miasta taką rozjebundę. Takie rzeczy przypominają nam – warszawiakom odwiedzającym Nowy Sad – jak dużo udało się nam osiągnąć.

Czułeś, że autochtoni traktują cię na zasadzie: kurde, ale tam u was w tej Polsce jest zajebiście?

Mówili, że u nas to jest lekko. Ale oni są bardzo dumni z tego, że mają swoje zajawki. W Nowym Sadzie młodzi ludzie uprawiają sport – zapierdalają po ulicach za piłką, jak źli. Robią to wszyscy młodzi, a nie jakieś szczątkowe jednostki, pozapisywane do małych klubików, jak w dużych miastach w Polsce. Wszyscy grają w piłkę, w bilard, w rzutki. Są aktywni i dumni… ale też bardzo zmęczeni. Korupcją i innymi prawdziwymi, serbskimi, hardkorowymi problemami. Jak choćby totalnym brakiem pracy. W Warszawie jest chyba 4% bezrobocia. W Nowym Sadzie jest, kurwa, 104. Naprawdę, tam nie ma roboty. W ogóle. Nie to, że nie ma fajnej. Nie ma w ogóle.

A propos podróży – naprawdę zdarza ci się wejść do pociągu byle jakiego i po prostu jechać przed siebie?

Nie. Kawałek z najnowszej płyty, do którego nawiązujesz, nazywa się Esc – zapraszam czytelników. Cóż, nawet jeśli czasem świruję takiego trampa, który wsiada do losowego pociągu, to muszę mieć wszystko przygotowane. Mieszczańskie przyzwyczajenia, rozumiesz. Muszę mieć szamę, książkę, pastę do zębów i tak dalej. A w kawałku chodzi po prostu o to, że dobrze jest spojrzeć na swój dom – w moim wypadku Warszawę – z dystansu. Parę lat temu takie wycieczki zdarzały mi się częściej, teraz inaczej to wygląda i inne mam wnioski.

Trzeba było zostać dresiarzem to chyba twoja najmniej warszawska płyta. Tej Warszawy jest tu bardzo niewiele. Nawet w teledyskach: mamy Zieloną Górę, Berlin, Nowy Sad. To był zamierzony zabieg?

Czy ja wiem… Jest na tej płycie wielkomiejskość: autobusy, działki rekreacyjne, kluby z niemiłymi barmanami i ochroniarzami. Ale to rzeczywiście nie jest jakaś stricte warszawska rzecz.

Mógłbyś mieszkać w dowolnym innym dużym mieście?

Lubię pracować nad muzyką w mieszkaniu i przez to można powiedzieć, że jestem domatorem. Ale lubię też ruszyć na miasto czy na działkę. I wydaje mi się, że mógłbym mieszkać poza Warszawą. Z bólem serca i może nie na stałe, ale bym mógł.

Czasem Warszawa cię wkurwia, czemu dałeś ostatnio upust na swoim fanpage’u, rzucając joby w kierunku rolkarzy, którzy swoją masą zablokowali ulicę. Gdzie się przez nich spóźniłeś?

Do studia. Nagrywałem zwrotkę na płytę Kuby Knapa.

Wolność niewielkiej grupy kosztem wszystkich pozostałych – jak tak można? I to jeszcze rolki! Przecież to jest czysta rekreacja! To jest tak samo, jakby dziesięć tysięcy ludzi z trampolinami postanowiło nagle zablokować ulicę, żeby sobie poskakać na trampolinach. Bo najlepiej się skacze na asfalcie, po którym jeżdżą samochody, więc rozstawmy w poprzek trampoliny. To nie ma żadnego sensu! Ludzie przez nich stali i im się życie w ten dzień spierdoliło. Ja to ja – jechałem sobie do studia nagrać zwrotkę, drobiazg. Ale ktoś tam naprawdę mógł cierpieć. I na przykład nie dojechać na bardzo, bardzo ważne spotkanie, od którego zależałby choćby los tych rolkarzy. Rowerzyści jeszcze – ich rowery pozwalają miastu funkcjonować przez przesyłki kurierskie, nie jest to myślenie stricte o sobie, rowery bywają pomocne większości. Choć ja śmigam po chodnikach. Wolę beef z pieszymi, niż blokować pasy.

Poza tym, mogliby to robić na przykład od pierwszej w nocy do piątej nad ranem. A to było o 20:30, czy coś w ten deseń, zmęczeni całym dniem ludzie wracali do domów w środku tygodnia. Chcą świętować swoje rolkarskie, pełne rekreacji, życie na ulicach? Trudno, zgódźmy się na to, ale niech to robią w nocy, do chuja wafla!

Czy Mes będzie jeszcze kiedyś o dziwkach nawijał?

Może, może… Zobaczymy. Jeśli zrobiłbym jakiś lepszy research u prostytutek i dobrze je przepytał o wszystkie historie związane z ich klientami… Dziwkarzem nigdy nie byłem. Ale to bardzo ciekawa grupa zawodowa, jeśli chodzi o potencjał anegdot. Pod tym względem są na pewno way, way przed taksówkarzami, których znam dobrze. Także tak, można by zrobić taki koncept album, cały z prostytucyjnymi historiami [śmiech].

 

Nie wszyscy oglądają pornosy

Tak się złożyło, że w mniej więcej jednym momencie wyszły dwie płyty, które w różny sposób odnosiły się do tej Polski spod znaku trzech pasków. Jedna to twoja, a druga to album Doroty Masłowskiej, Społeczeństwo jest niemiłe. Różnica polega na tym, że Masłowska raczej nabija się z Polski B. A ty podszedłeś do tematu z pewną fascynacją.

Wiesz… znaczy, nie wiesz. Kurwa, strasznie nadużywam tego wiesz.

Słyszałem dwa single z płyty Mister D. Język, wykonanie oraz otoczka nie ułatwiają odpowiedzi na pytanie: czy jest to żart z wymienionych przez Ciebie środowisk, czy fascynacja. A może to ciepłe, troskliwe spojrzenie?

Jest to poezja, której interpretacja pozostaje w twoich rękach i możesz się zupełnie pomylić. Nie do końca wiadomo, co autor miał na myśli. Poza tym, te single w pewien sposób jednak mnie rozjebały. Pozostawiły mnie poruszonego. W skrajnych emocjach. Na przykład podoba mi się to, że pani Dorota zaśpiewała coś z chórkami. Zaskoczyło mnie, że takie skillsy ma ktoś, kto nie jest wokalistą. A z drugiej strony zbulwersowało mnie, że przestawiła akcenty w jakimś tam słowie. I teraz: czy to wynika z tego, że za mało razy przerapowała sobie ten kawałek, a może pani Masłowska po prostu lubi przestawiać akcenty w słowach? Bo to jest bardzo częsta przypadłość chujowych raperów, którzy rapują od roku. Że wydaje im się, że w wersie można przestawić akcent i dalej będzie to samo. I jest super, bo do bitu. Ale nie o to chodzi.

W każdym razie: muzyka Mister D pozostawiła mnie poruszonego. A to bardzo rzadko się zdarza, jeżeli chodzi o polską muzykę.

Z moją poezją jest tak, że jest to rzecz dosłowna. Podczas słuchania możesz sobie pomyśleć, że jest chujowa, albo że też tak masz, albo że tak nie masz. Ale nie daję ci pola do interpretacji.

Skoro już mówimy o interpretowaniu: wiesz, że wielu ludzi, w tym część moich znajomych, nie skumała patentu z kanapą w teledysku do Głupiej, tępej dresiary?

Nie wszyscy oglądają pornosy.

No właśnie. Trochę głupio się czułem, tłumacząc im, o co chodzi. Skąd pomysł na taką stylizację?

Wpadł na niego Bartek Mindewicz z Alkopoligamii. Wszyscy zastanawialiśmy się, jak zrobić możliwie najbardziej oszczędny, minimalistyczny, niskobudżetowy klip do tego utworu. A jednocześnie nie zrobić tego tak, jak wszyscy: żadnych rap one shot czy innych wydymanych milion razy patentów. No i nagle Bartek zaproponował, żebyśmy zrobili to na patencie Casting couch. Totalny minimalizm scenograficzny – wystarczyło tylko znaleźć pomieszczenie. No i znalazła się firma, która miała właśnie taką kanapę i takie biurko. Bardzo przyjemna sytuacja.

Mam nadzieję, że ta firma nie zajmuje się castingami.

Chyba nie, ale kanapa się zgadzała [śmiech]. No i nawiązaliśmy sobie do formuły tych pornosów. One może niespecjalnie zachwycają akcją czy dziewczynami, które się na kanapie pokładają, ale estetycznie to jest klisza, której jeszcze nikt w muzyce nie wykorzystał. Zrobiliśmy to pierwsi z radością.

Klip był niskobudżetowy, bo wcześniejsza promocja płyty była bardzo rozbuchana?

Wydajemy niewiele pieniędzy w porównaniu do majorsów. Tak naprawdę nie wiem, który zabieg promocyjny dotyczący mojej najnowszej płyty wydaje ci się tak bardzo drogi.

Wyjazd do Serbii na potrzeby teledysku do Tul petardę – ja rozumiem, że to był kumplowski trip ze sprzętem do nagrywania. Ale i tak ta inicjatywa zdecydowanie wybija się na tle klipów innych raperów, nagrywanych na osiedlach czy w przejściach podziemnych.

Ten klip kosztował tyle, co benzyna w baku i praca operatora, który jest profesjonalistą i ma swoją stawkę. Reszta była dla zajawy. Jeżeli znasz stawki operatorów za dzień zdjęciowy i znasz cenę baku, diesla, do Serbii i z powrotem, no to jesteś sobie w stanie wyobrazić, że nie są to jakieś kosmiczne pieniądze. Pozostałe dwa teledyski kosztowały tyle, ile na dwa teledyski mogą wyłożyć niezależne wytwórnie. Majorsy płacą po 15–30 koła za klip, ale niezależne wytwórnie absolutnie nie zbliżają się nawet do tych sum. Zapowiedź płyty, która wydaje się małym filmem, też była zrobiona z pasji i nawet bez wypożyczonego światła. To są tak naprawdę głównie koszty benzyny i naszych roboczogodzin. Których przecież nie liczymy.

Mieliśmy co prawda kilka droższych teledysków. Na przykład klip do Jak to!? Kawałek Wdowy z Czesławem też był sfilmowany naprawdę na grubo. W wielu lokalizacjach, więc trzeba było jeździć ze światłem i z radością płacić ludziom, którzy ogarniali te ciężarówki świateł – przecież nie chcemy, żeby wszyscy robili dla nas za darmo. Bo ile można wyciągać od ludzi przysługi?

To były dwa takie droższe teledyski, które przychodzą mi teraz do głowy. Ale chyba właśnie zdradziłem ci tajemnicę tego, że to wszystko wynika bardziej z pasji, ogromnego zaangażowania, setek maili, dziesiątek telefonów i kombinowania. I wciąż jest to po prostu kultura niezależna.

A akcja billboardowa, dość nietypowa, jak na polską scenę hip-hopową? Ten wydatek finalnie się opłacił?

Jeżeli chodzi o billboardy, to też w dużej mierze jest to sytuacja barterowa. Zresztą, miałem bardzo dużą zajawkę na to, żeby te billboardy się zmaterializowały. Między innymi dlatego, że część członków mojej rodziny jest trochę lub dużo starsza ode mnie. I jeśli powiem im: weź sprawdź naszego Facebooka albo zobacz sobie stronę Alkopoligamia.com czy obczaj sobie nasz kanał na YouTube, to raczej sceptycznie do tego podejdą. Dla nich promocja zaczyna się wtedy, kiedy masz coś na papierze, w telewizji lub na billboardzie. Jest to więc ukłon w stronę analogowej, namacalnej promocji. Że możesz na tym billboardzie rozlać farbę czy napisać mi chuj. Nie wszystko musi być w internecie.

Ktoś dorysował ci chuja?

A nie wiem [śmiech]. Ja bym dorysował.

_________

Piotr Ten Typ Mes Szmidt, rocznik 1982. Jeden z najbardziej znanych polskich raperów. Założyciel niezależnej wytwórni muzycznej Alkopoligamia.com, zajmującej się działalnością wydawniczą, a także projektowaniem i produkcją odzieży. Członek zespołów Flexxip i 2cztery7. Autor czterech albumów solowych. Najnowszy, noszący tytuł Trzeba było zostać dresiarzem, trafił do sprzedaży niecałe trzy tygodnie temu.

Bartek Przybyszewski

(ur. 1987) – wchłania sporo popkultury, przede wszystkim w postaci komiksów (głównie europejskich), filmów (głównie amerykańskich) i płyt (głównie niepolskich). W wolnych chwilach pisze i rysuje komiksy. Admin fanpage’a Liczne rany kłute. Parę lat temu zrobił licencjat z andragogiki i nie chce mu się robić magistra.