Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Ile w 2024 roku znaczy Billboard Hot 100?

1/2024

Artykuły /

Gdy w roku 2010 zacząłem przyglądać się amerykańskiej liście przebojów, mogłem mieć pewność, że utwory, które na niej spotykam, z czasem trafią również do Polski. Niemalże każdy z największych hitów roku z czasem stawał się niemożliwym do uniknięcia w radiu, internecie oraz telewizyjnych stacjach muzycznych. Wkrótce amerykański rynek uległ jednak znaczącemu przekształceniu. W 2024 roku, w dobie serwisów streamingowych, ucieczka od amerykańskiego mainstreamu stała się łatwiejsza niż kiedykolwiek. Osoby o mniej mainstreamowym guście muzycznym niż mój mogą się cieszyć, że nie są już na siłę karmione tuzinem singli najnowszej gwiazdy pop. Jednocześnie kulturowa pozycja listy Billboard Hot 100 uległa znacznemu osłabieniu. Pozornie wciąż stanowi ona istotny punkt odniesienia w dyskusjach nad stanem obecnej muzyki popularnej. Ubiegły rok ukazał jednak jej liczne ograniczenia oraz podatność na zewnętrzne wpływy.

Nawet jeśli 2023 nie był najgorszym rokiem dla amerykańskiego mainstreamu (popularna opinia, z którą się nie zgadzam), warto jest rozważyć możliwość, że mógł on być jednym z najdziwniejszych. W roku 2021, gdy fala postpandemicznego disco zaczęła słabnąć, nowa dekada rozpoczęła się na dobre bez dominującego brzmienia. Można by to uznać za logiczne następstwo popularności serwisów streamingowych, lecz nawet przy iluzji gatunkowej egalitarności, niosą one ze sobą konkretne trendy muzyczne. W Stanach Zjednoczonych rozwój streamingu doprowadził do przejścia z EDM (electronic dance music) do trapu i reggaetonu. Pomimo oszczędniejszych, minimalistycznych aranżacji, wciąż możemy mówić o ogólnym charakterze amerykańskiego mainstreamu roku 2017 bądź 2020. Polska muzyka popularna doby streamingu również posiada swoje charakterystyczne brzmienie – być może nawet zbyt ścisłe i hermetyczne, biorąc pod uwagę ilość utworów brzmiących jak SB Maffija bądź Męskie Granie.

Ale czy brak dominującego gatunku muzycznego jest czymś złym? Czy nie przekładałoby się to bezpośrednio na wzrost zróżnicowania na listach przebojów? W teorii tak. Odnoszę jednak wrażenie, że ów paradygmat pozwala na sukces zaledwie jednego bądź dwóch najpopularniejszych artystów w obrębie reprezentowanego gatunku. Pop znalazł się w kłopotliwym momencie rozwoju. Pomimo braku obecności weteranów sceny, nowi artyści (z wyjątkiem Olivii Rodrigo) nie mogą zdobyć dla siebie stabilnej pozycji. Doprowadziło to do niemalże całkowitej monopolizacji gatunku przez Taylor Swift, która wykorzystała ową niestabilność do podbudowania swojej popkulturowej hegemonii. Hip hop i trap, które do tej pory dominowały na listach przebojów, również znacząco spadły w notowaniach. W wielu publikacjach próbowano wskazać, co przyczyniło się do owej zmiany. Wspominano o przesyceniu rynku bądź przedwczesnej śmierci wielu młodych, obiecujących wykonawców. Ostatecznie jedynie Drake cieszył się bezwzględnym sukcesem, po raz kolejny zalewając listy przebojów produkowanym hurtowo trapem.

A co z innymi gatunkami? Cóż, rock, podobnie jak w poprzednich latach, pozostawał wielkim nieobecnym muzyki popularnej. Scena reggaetonowa w amerykańskim mainstreamie jest obecnie duopolem Bad Bunny’ego i Karol G. Pomimo wzrostu popularności nurtu afrobeats, tegoroczna reprezentacja gatunku ograniczyła się do sukcesu Calm Down Remy i (fantastycznego zresztą) Water Tyli. Przemysłowi k-popowemu nie udało się powtórzyć sukcesu BTS, a jedyny zespół, który dostał się do pierwszej dwudziestki Hot 100, czyli Fifty Fifty, natychmiast się rozpadł. Warto jest również wspomnieć o współczesnej meksykańskiej muzyce regionalnej – jednym z niewielu gatunków muzycznych, które odniosły w tym roku zaskakujący sukces. Jest to niewątpliwie przykład pozytywnego rozwoju amerykańskiego mainstreamu, który jeszcze kilka lat temu nie dopuszczał hiszpańskojęzycznych utworów do górnych pozycji list przebojów. Mój entuzjazm nieco studzi jednak świadomość, że sukces owego brzmienia wiąże się z popularnością zaledwie jednego wykonawcy – Peso Plumy.

Mógłbym rozciągać moją retrospektywę na kolejne akapity, lecz historia listy Billboard Hot 100 w 2023 roku była historią ogromnego sukcesu jednego gatunku – gatunku, który po wielu latach okupowania niższych pozycji listy wzbił się na wyżyny popularności, budząc przy tym skrajne emocje. Mieszkając w Polsce, gdzie owe brzmienia nie są częścią ścisłego mainstreamu, łatwo jest przeoczyć ogromny wzrost popularności, którego doświadczyła muzyka country. Jeszcze rok temu można było mówić o zaledwie kilku piosenkach z tego nurtu, które na przestrzeni dekad zagościły na szczycie Hot 100. W 2023 pojawiły się aż cztery, które – następując po sobie – zablokowały pierwsze miejsce listy przebojów na sześć tygodni. Najcieplej przyjęty został duet Zacha Bryana i Kacey Musgraves I Remember Everything. Sukcesowi utworu nie towarzyszyło wiele kontrowersji. Nadeszły one dopiero miesiąc później, gdy Bryan został aresztowany za utrudnianie pracy policji. Mimo to: wciąż jest on jednym z najmniej kontrowersyjnych wykonawców, o których wspomnę. 

Największy hit roku 2023 został wydany przez Morgana Wallena – być może jedynego twórcę, który jest obecnie w stanie konkurować z Taylor Swift. Sukces Last Night jest zwieńczeniem długiego procesu rehabilitacji wizerunku wykonawcy. W 2021 roku wyciekło nagranie, w którym pijany Wallen posługuje się N-word. Artysta spędził cały poprzedni rok, powielając publiczne przeprosiny, co najwidoczniej okazało się skuteczne. Last Night spędziło w interwałach aż szesnaście tygodni na szczycie Hot 100. Czyżby groźba komercyjnego upadku minęła? Tu pojawia się problem. Dwa lata temu, w odpowiedzi na kontrowersje, wiele stacji radiowych zrezygnowało z emitowania utworów Wallena. Wówczas to sprzedaż jego albumów znacząco wzrosła. Choć sam Wallen próbuje dystansować się od tego rodzaju narracji, można stwierdzić, że udało mu się trafić do bazy odbiorców, którzy chcieli sprzeciwić się cancel culture bądź nie widzieli w jego zachowaniu nic złego… może nawet je popierali?

Chciałbym jednocześnie podkreślić, że samo Last Night w żaden sposób nie jest rasistowskim utworem… rasistowski utwór nadszedł dopiero kilka miesięcy później, strącając Wallena ze szczytu Billboard Hot 100. Try That in a Small Town jest bezpośrednią odpowiedzią Jasona Aldeana na protesty Black Lives Matter. Wykonawca snuje fantazję o tym, co on oraz jego sąsiedzi zrobiliby z osobami, które próbowałyby zburzyć społeczny ład w ich niewielkim miasteczku. Przekaz został spotęgowany przez towarzyszący teledysk, w którym Aldean wyśpiewuje słowa utworu w miejscu historycznego powieszenia ciemnoskórego nastolatka – Henry’ego Choate’a. Singiel początkowo nie odniósł sukcesu. Zyskał popularność dopiero wtedy, gdy Country Music Television usunęła teledysk z rotacji, zwracając na niego uwagę całych Stanów Zjednoczonych.

Niedługo później podobny rodzaj zainteresowania wzbudził utwór Rich Men North of Richmond. Jego tekst porusza gamę problemów społecznych, od wyzyskiwania klasy robotniczej przez klasy wyższe, aż po „otyłych dojących zapomogę”. Wykonawca, Oliver Anthony, od dwóch lat publikował niezależnie własne akustyczne utwory. W tygodniu od opublikowania na YouTube teledysku do Rich Men, piosenka stała się viralowym hitem. Wśród osób, które przyczyniły się do jej popularyzacji wymienić można m.in. republikańską polityczkę Marjorie Taylor Greene, podcastera Joe Rogana bądź konserwatywnego komentatora Matta Walsha. Wkrótce utwór zadebiutował na pierwszym miejscu listy Billboard Hot 100. Był to historyczny moment, gdyż żadnemu wykonawcy dotychczas nie udało się tego dokonać, nie posiadając wcześniej notowanych utworów. 

W związku z niespodziewanym sukcesem Anthony’ego pojawiły się również kontrowersje dotyczące jego pozycji na listach przebojów. Czy mogło dojść do próby manipulacji zestawieniem magazynu „Billboard”? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba uprzednio zastanowić się, czy amerykańska lista przebojów kiedykolwiek stanowiła obiektywne źródło wiedzy o popularności danych utworów. Magazyn „Billboard” publikował różnego rodzaju listy muzyczne od roku 1913, lecz pierwsze notowanie Hot 100 jaką znamy miało miejsce dopiero w 1958 roku. Aż do lat 90. listy sporządzane były na podstawie słownych zaświadczeń właścicieli sklepów muzycznych. Naturalnie dawało to szerokie pole dla rozwoju łapówkarstwa, sprawiając, że finałowe wyniki oferowały zaledwie przybliżony obraz rzeczywistości. W roku 1991 swoją działalność rozpoczęła firma Nielsen Music, kolekcjonująca dane dotyczące sprzedaży singli oraz albumów. Do tej pory „Billboard” buduje listy przebojów na podstawie dostarczanych przez nią liczb. 

Mogłoby się wydawać, że oparcie Hot 100 na ścisłych danych dostarczanych przez Nielsen Music rozwiewa obawy związane z fałszowaniem listy przebojów. Wytwórnie płytowe znalazły jednak sposób na obejście nowych obostrzeń. Artykuł z 1996 roku Are Pop Charts Manipulated? opublikowany przez „The New York Times” opisuje strategie stosowane w celu podniesienia wyników sprzedaży oraz osiągnięcia debiutu na wysokiej pozycji. Żadna z opisywanych strategii, takich jak przeceny oraz specjalne oferty w pierwszym tygodniu od wydania produktu, nie budzi dziś zaskoczenia. Zaledwie tydzień temu mogliśmy obserwować jak zespół Ariany Grande wydaje nowe wersje singla yes, and?, by zapewnić jej debiut na pierwszym miejscu Hot 100. Pokazuje to jednak zmianę nastawienia względem list przebojów, które stały się polem strategicznej walki o pozycję numer jeden.

Popularność utworów mierzona jest na podstawie trzech aspektów: popularności w rozgłośniach radiowych i serwisach streamingowych oraz liczbie sprzedanych egzemplarzy, zarówno fizycznych, jak i cyfrowych. Owe trzy pola ważone są w ustalonych przez redakcję magazynu proporcjach, dając ostatecznie wyniki pozwalające na uszeregowanie utworów w odpowiedniej kolejności. Naturalnie, strukturalistyczny charakter owego sposobu mierzenia popularności często nie przynosił oczekiwanych rezultatów, zmuszając władze „Billboard” do stałego rekonstruowania formuły. Uważam, że świetnie oddają to niskie pozycje osiągane przez Britney Spears w szczycie jej kariery. Pozorną porażkę wielu pamiętanych do dziś singli zawdzięczać możemy m.in. decyzji Jive Records o niewydawaniu fizycznych wersji niektórych singli (co wspomagało sprzedaż albumów) bądź radiowemu banowi na utwory wokalistki stosowanemu przez stacje Clear Channel – obecnie iHeartMedia.

Świadomość fanów muzyki popularnej dotycząca zasad sporządzania listy znacznie wzrosła dzięki rozwojowi mediów społecznościowych, gdzie spotkać można coraz więcej kont oraz forów poświęconych tygodniowym przewidywaniom. Pomimo różnic w sposobach obliczeń stosowanych przez poszczególnych użytkowników, ogólny konsensus wskazuje, że radio ustępuje wagą streamingowi oraz sprzedaży, które kształtują obecne listy przebojów. Ponadto, jak już wspominałem, wyniki prezentowane przez „Billboard” zakładają udział egzemplarzy cyfrowych. Od kilku lat sprzedaż cyfrowa ustępowała na rzecz rozwoju serwisów streamingowych, stając się prostym narzędziem do „pompowania” wyników swoich ulubionych artystów przez ich wiernych fanów. 

Najwięcej kontrowersji w mediach społecznościowych budziły strategie stosowane przez BTS Army. Zorganizowane grupy fanowskie tworzyły streaming parties oraz zbierały środki na masowe kupno singli grupy na amerykańskim iTunes. Wydawać może się nawet, że niektóre ze zmian w formule stosowanej przez „Billboard” były bezpośrednią odpowiedzią na owe działania. W drugim tygodniu od wydania Like Crazy Jimina (jednego z członków zespołu) magazyn ogłosił, że liczona będzie sprzedaż tylko jednego cyfrowego egzemplarza na dany adres mailowy. W związku z tą zmianą singiel zaliczył największy odnotowany spadek ze szczytu listy. Owa trajektoria jest dość charakterystyczna dla utworów, których sukces został sztucznie „nadmuchany” przez fandom. Przytoczyć można tutaj m.in. poprzednie single BTS Life Goes On i Butter, Trollz – nagrane 6ix9ine’a i Nicki Minaj, której fani inwestują więcej w promocję jej muzyki niż ona sama, a także… Try That in a Small Town?

Choć może się to wydawać dość zaskakujące, sukces Try That in a Small Town oraz Rich Men North of Richmond, dwóch utworów wspieranych przez republikańską, często protrumpowską demografię, zadziwiająco przypomina efekty pracy fandomów, które od dłuższego czasu wykorzystywały podatne na zmiany listy iTunes do zaznaczenia swojej pozycji. Warto przytoczyć tu akcje takie jak #JusticeForGlitter czy #JusticeForBionic, które miały oddać sprawiedliwość niedocenionym albumom Mariah Carey i Christiny Aguilery. Na swój sposób, sukces obu utworów country również miał wymusić zmianę w popkulturze, która od wielu lat zamknięta była na konserwatywny punkt widzenia. Spoglądając na tegoroczne numery jeden zestawienia Billboard Digital Song Sales, można zauważyć, że oprócz singli supergwiazd muzyki popowej, Aldeanowi i Anthony’emu (który później całkowicie wyrzekł się wsparcia republikanów, określając się jako centrysta) towarzyszył również singiel Donalda Trumpa oraz chóru insurekcjonistów 6 stycznia.

Czy to oznacza, że tegoroczny sukces muzyki country jest w pewnym stopniu symulacją, wytworzoną na skutek działań zorganizowanych grup? Bez Try That i Rich Men pozycje numer jeden w poszczególnych tygodniach należałyby do Wallena oraz Luke’a Combsa – innego wykonawcy tego samego gatunku. Nie można by mówić wówczas o czterech następujących po sobie wielkich hitach, lecz trzy wciąż stanowią znaczną przewagę nad dotychczasową reprezentacją tej sceny muzycznej. Ponadto, sam magazyn „Billboard” wskazał na jeden z czynników odpowiadających za dominację country na Hot 100. Wraz z falą nowych, młodych wykonawców takich jak Wallen, wzrosła również ilość odsłuchań muzyki country w serwisach streamingowych. Wierność wobec fizycznych nośników i stacji radiowych, charakteryzująca dużą ilość fanów gatunku, sprawia, że country radzi sobie świetnie w każdej mierzonej przez „Billboard” metryce. 

Jednocześnie postawić można pytanie: czy algorytm stosowany przez „Billboard” przekłada się na rzeczywistość? Czytając internetowe dyskusje dotyczące zestawienia Hot 100, coraz częściej spotykam opinie dotyczące nieznajomości znajdujących się na nim utworów. Być może w czasach serwisów streamingowych oraz zmieniających się z minuty na minutę tiktokowych trendów cotygodniowe listy przebojów stały się medium przestarzałym, niedostosowanym do obecnej rzeczywistości? Jednocześnie jednak: jest coś intrygującego w obecnym sposobie funkcjonowania Hot 100, oraz tym jak odzwierciedla nastroje społeczne mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Choć nie będę ukrywał, że byłbym szczęśliwszym człowiekiem nigdy nie słysząc Try That in a Small Town.

Kacper Dziadkowiec

(ur. 2000) – student piątego roku studiów kulturoznawczych na UJ. Interesuje go szeroko pojęta popkultura, ze szczególnym naciskiem na muzykę popularną i kino grozy. W chwilach, gdy nie prokrastynuje nad otwartym plikiem tekstowym, nadrabia zaległości płytowe oraz cieszy się trashowym reality TV.