Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

„Nie istnieje coś takiego, jak zewnętrze kapitalizmu”. Wywiad z Dmytri Kleinerem

Rozmowy /

Rozmowa z Dmytri Kleinerem – hakerem i programistą, założycielem berlińskiej grupy Telekomunisten Collective, która w swoich projektach artystycznych i politycznych postulatach łączy zainteresowanie nowymi technologiami komunikacyjnymi z krytyką dominującej ekonomii politycznej. W 2010 roku wydał The Telekomunist Manifesto, gdzie poddaje szczegółowej analizie proces przechodzenia od niezależnych, opartych na współpracy sieci peer-to-peer do korporacyjnego systemu klient–serwer. Według Kleinera, w konsekwencji doprowadziło to do zaprzepaszczenia rewolucyjnego potencjału sieci, jej postępującej komercjalizacji i kontroli. Jako alternatywę autor manifestu proponuje i rozwija termin „venture communism” – nową formę organizacji pracowników pozwalającą na zakładanie przez nich wspólnotowych sieci, stopniowe przejmowanie środków produkcji i uczciwą wymianę.

Wśród zrealizowanych przez Kleinera i Telekomunistów projektów znalazły się między innymi: R15N, OCTO P7C-1 Intertubular Pneumatic Packet Distribution System czy Miscommunication Technologies, które krytycznie przyglądają się istniejącym mediom społecznościowym i tym, jakie rodzaje interakcji wytwarzają tak zaprojektowane struktury. Instalacje projektowane przez nich wskazują na niekompatybilność pomiędzy sposobami działania społeczności internetowych a kapitalistyczną ekonomią. Wskazują na potrzebę kooperacji między użytkownikami, zwrócenie uwagi na sprawczość i potencjalność Internetu.

Na tegorocznym festiwalu Transmediale Telekomunisten zaprezentowali mobilną aplikację DeadSwap 2.0, która tworzy sekretny offline’owy system wymiany plików między użytkownikami. Korzystający z aplikacji mają za zadanie przenosić, a następnie ukrywać przed innymi nośnik danych USB. Sednem zabawy jest fakt, że cała komunikacja jest otwarta i dostępna dla wszystkich, więc muszą się oni wykazywać zdolnościami maskowania się, szyfrowania, niepozostawiania cyfrowych śladów. Niewinne podchody bawiąc, uczą, pokazują bowiem zasadę działania współczesnego Internetu, gdzie zachowanie prywatności wymaga nie lada sprytu i wysiłku.

E.D.: Od 2010 roku współpracujesz z festiwalem Transmediale, na który przygotowujesz wraz z innymi artystami oraz własnym kolektywem multimedialne projekty: software, offline’owe sieci, interaktywne instalacje i performance. W jakim obszarze umieściłbyś swoje działania artystyczne i jaki stawiasz w nich główny problem?

D.K.: To, co robimy, mieści się w ramach dość klasycznie definiowanych projektów media-artowych, staramy się adresować pytania dotyczące technologii i relacji społecznych jako szerszy punkt wyjścia dla ogólniejszego rozumienia polityki. Naszym credo jako Telekomunistów jest zaangażowanie w sztukę nowych mediów i społeczność hakerów, poprzez które wprowadzamy perspektywę krytycznego materializmu. Jednak celem naszej krytyki nie są Internet czy media per se, ale polityka w ogóle i rozwiązania systemowe. Aplikujemy lewicową krytyczność do obszarów nowych technologii i sposobów komunikacji. Większość naszych projektów oscyluje wokół krytyki centralizacji w sieci oraz kapitalizacji Web 2.0, ale staramy się również wskazywać na istniejące już możliwości zaprojektowania lepszych, zdecentralizowanych, użytkowych platform medialnych.

Czy wobec tego nie powinniśmy się skupić raczej na doregulowaniu istniejących mechanizmów i naprawie dysfunkcyjnych instytucji?

Regulacja to jedna z podstawowych kwestii, dzisiejsze prywatnie fundowane instytucje zarządzające mediami społecznościowymi nie podlegają prawie żadnym regulacjom prawnym i mogą niemal dowolnie zarządzać naszymi interakcjami. Chodzi tutaj o regulacje dotyczące ochrony prywatności i bezpieczeństwa. Obecnie odpowiedzialność zrzucana jest na użytkowników: są sami sobie winni, jeśli nie przekopali się przez tysiące ustawień prywatności i regulaminów. Natomiast jest oczywiste, że bezpieczeństwo użytkowników powinno być zapewnione ze strony tych operatorów. Niektórzy posuwają się nawet krok dalej, mówiąc, że powinniśmy znacjonalizować Facebooka. Nie jest to żadne wyjście, bo to jest po prostu bardzo źle zaprojektowana platforma i nawet inżynierowie pracujący dla Zuckerberga nie zaprojektowaliby go w taki sposób. Decydujące są tutaj oczekiwania inwestorów, nie użytkowość i wydajność strony. Nie istnieje model biznesowy masowej komunikacji. Motywowane zyskiem platformy muszą nas śledzić i szpiegować nasze interakcje, bez tego nie mogłyby zarabiać. Dlatego konieczne jest przemodelowanie, oparcie sieci ponownie o pierwiastek społeczny, nie ekonomiczny.

Uczestnicząc w tegorocznym festiwalu, odnosiłam wrażenie, że coraz trudniej uchwycić współczesną kondycję skondensowaną w zgrabne hasło tej edycji – CAPTURE ALL – poprzez krytyczną działalność artystyczną. Na wystawie głównej zaprezentowanej w Haus der Kulturen der Welt dominowały prace o logice dekonspiracji, oparte na zasadzie dosyć prostej translacji technologicznych zjawisk na język sztuki. Jak oceniasz potencjał krytyczny współczesnego dyskursu sztuki?

Faktycznie wiele projektów artystycznych np. odwołujących się do zagadnień nadzoru i kontroli posługuje się mimikrą lub formułą protest-songu, ujawniając pewne zjawiska bez głębszego namysłu nad nimi. Nasze projekty starają się dotrzeć do źródeł tych problemów, diagnozują, jak wpływają one na relacje społeczne i posiadanie środków produkcji. Staramy się raczej unikać dyskursu świętego oburzenia w stylu „zobaczcie, ta korporacja robi to, a tamta coś innego”, traktujemy te kwestie strukturalnie, uważamy, że w tej społeczności art-netowej brakuje strukturalnej, materialistycznej krytyki. Zarówno strategie przyjmowane przez nasyconą estetyką sztukę postinternetową, jak i te o logice ujawniania (whistleblow) nie mają większego efektu politycznego, ponieważ nie zadają sobie pytań, dlaczego coś się wydarzyło i jakie warunki musiały zaistnieć, aby to miało miejsce. Obarczanie winą poszczególnych aktorów: organizacji, instytucji czy korporacji nie wystarczy, musisz wytłumaczyć w jaki sposób znaleźli się na swoich pozycjach. Wiele projektów z Transmediale których jedynym pomysłem jest konstruowanie alternatyw wobec systemu (takich jak sieci offline’owe), przenosi odpowiedzialność na samych użytkowników zamiast na dużych graczy, takich jak platformy medialne. W manifeście podkreślamy, że w kapitalistycznym układzie jako poszczególni użytkownicy nie mamy możliwości zbudowania wielkiej infrastruktury komunikacyjnej, musimy więc konfrontować się z instytucjami władzy.

Czy wasz tegoroczny projekt nie bazuje jednak na podobnych strategiach?

DeadSwap 2.0, choć wydaje się wpisywać w ten nurt, jest fundamentalnie inny. Nie tylko pokazujemy w nim mechanikę działania dzisiejszej sieci, ale również staramy się ukazać materialną stronę zasobów i produkcji, przełamać cyfrową magię wokół rzekomej niematerialności pracy cyfrowej. Nie wiem, czy ktoś jeszcze dziś pamięta Second Life, ale wirtualne awatary z powodu energii i materiałów potrzebnych do zbudowania takich platform zużywały więcej zasobów niż duża część mieszkańców subkontynentu indyjskiego. Zaczynając od wydobywania minerałów do produkcji nanoelektroniki, po autorytarne praktyki produkcyjne w fabrykach i katastrofy ekologiczne jak zanieczyszczenie wody, z którym borykają się Chiny. Jeśli dodać do tego całą sieć dystrybucji, jest to niewyobrażalnie rozwinięta struktura. To więc nie tylko materialny, ale właściwie hipermaterialny proces. Chcemy pokazać, że chociaż możesz zaszyfrować swoje maile, nie możesz ochronić swojego ciała czy żyć tylko w sieci Tor. Najprostszym sposobem na pogwałcenie twojej prywatności jest zwykłe śledzenie czy obserwacja, jak to się stało w przypadku twórcy Silk Road czy Pirate Baya. Nie możemy skrzyknąć 3 hakerów i powiedzieć Hej, zaprojektujmy nowy Internet!, nie ma indywidualnego rozwiązania tych problemów, tylko wspólnotowe.

Jak więc formułować dziś skuteczną krytykę? Jak pozycjonujesz się w klasycznym podziale pomiędzy reformistami działającymi wewnątrz systemu i rewolucjonistami sytuującymi się poza nim?

To nie jest scenariusz albo-albo. Te dwa sposoby działania muszą ze sobą współpracować. Nie istnieje też pojęcie zewnętrza kapitalizmu, są tylko sprzeczności wewnątrz systemu. Nie ma też czegoś takiego jak absolutny kapitalizm, tak jak nigdy nie istniał wszechogarniający komunizm. Wiele systemów ekonomicznych może istnieje niezależnie od siebie w tym samym czasie. Pytanie, co działa lepiej? Co pomnaża społeczną wartość? Aby nie wdawać się w filozoficzne debaty nad tym, czy istnieje coś takiego jak „społeczne”, od razu zaznaczę, że nie chodzi mi o jakąś transcendentalną, mityczną esencję. Społeczną wartością, o której mówię, są kwestie takie jak mieszkalnictwo czy służba zdrowia.

Problemem, który widzę wśród aktywistów czy teoretyków zajmujących się krytyką marksistowską, jest coś, co nazywam syndromem białej tablicy. Wydaje im się, że społeczeństwo jest niezapisaną białą tablicą, na której można wymazać stary i zaprojektować całkowicie nowy system społeczny. Utopijne myślenie o społeczeństwie jutra jest jednak zupełnie nieistotne z perspektywy poszczególnych ludzi i ich problemów. Kapitalizm istniał od dłuższego czasu, lecz dopiero stosunkowo niedawno, od momentu zaistnienia pewnych warunków, stał się dominującym sposobem produkcji. Nikt nie wymyślił kapitalizmu w takiej formie, jaką znamy.

Jak miałby więc wyglądać ów krytyczny moment przejścia między kapitalizmem a postulowanym przez was „venture communism”?

W manifeście wyrażamy się dość jasno, że nasza propozycja nie może zastąpić walki politycznej, lecz jest wobec niej komplementarna. Dla nas rewolucja nie jest czymś, co ma się dopiero wydarzyć w przyszłości, lecz czymś, co dzieje się w tej chwili. Choć czytam rewolucyjne pisma Lenina i uważam je za inspirujące, nie widzę możliwości rewolucyjnego zrywu. Państwo nie jest równoznaczne z dominującym systemem produkcji, lecz teatrem walki, gdzie rozgrywają się konflikty i zderzają różne siły. Żyjemy w wielowymiarowym układzie sił.

Jak oceniłbyś postulat „akceleracji” – przyśpieszenia, zradykalizowania neoliberalnego ładu i przekierunkowania go w stronę jeszcze bardziej technologicznie zaawansowanego postkomunizmu?

Nie wiem, co miałoby to znaczyć, czy powinniśmy głosować na neoliberalne partie? Zakłada to sprawczość w tym zakresie, której nie posiadamy. To nie my decydujemy o kierunku kapitalizmu. Jednym z fundamentów tego systemu jest, to że pracownicy nie kontrolują tego, co wytwarzają. Gdybyśmy przejęli kapitał i zrobili z niego użytek, to byłoby to oparcie się kapitalizmowi, walka z nim, nie jego przyśpieszenie. Ale zgadzam się z Akceleracjonistami w kwestii naiwnej wiary niektórych środowisk lewicowych w powrót do stanu natury i romantyzacji wizji komunizmu – uważam, że to głęboko antyhumanistyczna, reakcyjna postawa, która wychodzi od braku zrozumienia procesów modernizacyjnych. Tylko nowoczesny projekt jest w stanie udźwignąć skalę nowoczesnego społeczeństwa z jego rosnącą populacją i potrzebami.

Ewa Drygalska

(ur. 1984) – absolwentka filmoznawstwa i doktorantka w Instytucie Amerykanistyki UJ, gdzie przygotowuje pracę doktorską na temat kina blaxploitation. Lubi rap i filozofię postsekularną. Żartuje, że jest feministką.