Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

JWP jest jedno (JWP/BC „Sequel”)

Recenzje /

Jaśnie Wielmożni Panowie/Bez Cenzury – tak brzmi rozwinięta nazwa hip-hopowego składu z Warszawy, obok którego nie wypada i nigdy nie wypadało przejść obojętnie. Ero, Kosi, Łysol i Siwers są obecni na scenie od ponad dekady. Panowie wciąż bawią się muzyką i dają nam klasyczny boom bap. To jest rap, który wbija w fotel. I nie ma w tym ani odrobiny przesady.

Członkowie składu JWP/BC są na tyle barwnymi i zakręconymi personami, że spokojnie mogliby robić za bohaterów komiksów Marvela lub DC. Prawdopodobnie byliby najbardziej nieprzewidywalnymi herosami. Zamiast supermocy lub broni mieliby do dyspozycji majki, rymy i styl ostry jak maczeta. W polskim rapie prawdopodobnie nie ma drugiego tak wyrazistego składu. Nie przedstawiliśmy ich jeszcze, niech lepiej zrobią to sami.


Mój stary lepiej rymuje od twojego ojca. Tak nas wita JWP/BC w Falcon 1. Początek płyty i już, tak jak Sławomir Peszko, wiemy, że będzie się działo. Rap z przekazem? Zapomnijcie. To kwintesencja tego, co w hip-hopie najlepsze, prawdziwy popis umiejętności w lepieniu rymów. Nieważne o czym nawijają: o hazardzie, melanżach czy wyjazdach z całą ekipą. JWP/BC jest jak TNT i po prostu wysadza twój lokal. Klasyczne bity, zero kombinacji, tylko i wyłącznie czysta zabawa. Już w drugim tracku skład rozlicza się ze słabymi MC. Żaden z ciebie kot, jesteś farbowanym lisem, gdy słyszę, co piszesz masz beef z długopisem. Po takim refrenie Ero, wszyscy, którzy narzekają na to, że raper nie wydał jeszcze solowej płyty, powinni być spokojni o jego formę.


Ta sama historia powtarza się w kolejnym kawałku, z tą różnicą, że tym razem to Kosi wiedzie prym w rozliczaniu wacków. Zamieniam tu ludzi w słuch, słabych MC’s mi nie żal. Ja ścinam im skalpy z głów, zwłoki nabijam na pal. Właściwie cała płyta jest utrzymana w takim właśnie klimacie. Sporo tu przechwałek na temat tego, kto jest lepszym raperem. Pytanie, czy są to przechwałki bezzasadne? Kurwa, nie sądzę. To pokaz umiejętności szlifowanych przez lata. Niech nie zmyli was to, że część składu zbliża się do czterdziestki. Z ich utworów płynie energia, która mogłaby świadczyć o tym, że są przynajmniej o dekadę młodsi.

Atomy mamy ten styl i vibe. Groove i hype, swing i funk aaajt. Atomy jak ktoś mówi rap bum i bap, gruby hajs, aaajt. Ten refren tak buja, że największy smutas zacznie kiwać głową. Najwyraźniej skład obrał sobie za cel przekazanie  chociaż części swojej energii i zajawki słuchaczom.

Należy wspomnieć też o ciemnej stronie płyty, czyli słabszych numerach w rodzaju …..”Dawaj milion feat. WFD”. Powiedzmy jednak wprost: to nie wina JWP, tylko gości, którzy się tutaj dograli (mowa o Warszafskim Deszczu). Przyznam, że nie należę do fanów gimnazjalnego rapu Tede. Zwrotka w rodzaju Ha ha ha, to nie czas dla heheszków. Hajs, hajs, hajs rób, money bierz, cash tul. Cash ruleseverythingiem wokół brzmi jak zlepek przypadkowych słów i nijak nie pasuje do całego utworu. Rozumiem, że Tede jest na fali, ale szanujmy się. To nie jest dobra zwrotka, to nie jest nawet próba napisania dobrej zwrotki. Drugi utwór, który zupełnie nie wchodzi do głowy to Pół człowiek, pół mikrofon ze słabym refrenem, który jedynie irytuje, i kolejnym słabym gościem, czyli Jeżozwierzem. Szybko jednak o tym zapominamy, gdy zaczyna się kolejna piosenka:

Moim zdaniem to najlepszy track na płycie. Raperzy po kolei piszą tu swoją biografię, opowiadając o tym, jak dobrą zajawką jest hip-hop. Bit, wolne flow i refren – wszystko tutaj doskonale ze sobą współgra. Ilość nie znaczy jakość, miłość nie znaczy seks. Litość nie znaczy słabość, radość nie znaczy śmiech. Fikcja może być prawdą, a prawda może być zakłamana. Bliski może być szmatą, a dziwka być zakochana. Możesz mieć groźne spojrzenie, a odwagi ani grama. Rzeczywistość jest złudzeniem, fatamorgana. Opisują świat tak, jak go widzą – z prostotą, ale i godną poszanowania szczerością.

Gdyby jakaś polska rap płyta miała opisywać i charakteryzować to, czym jest i powinien być hip-hop, to Sequel plasowałby się na pozycji lidera. Album ukazał się w październiku, więc śmiało można stwierdzić, że jest to płyta roku. Uważam, że JWP/BC zjedli rok 2015. Nie wiem, co musiałoby się stać i kto musiałby nagrać nową płytę, aby przebić to wydawnictwo. Kazali nam czekać na siebie aż trzy lata – pytanie, czy było warto, jest czysto retoryczne. Niby raperem może zostać każdy, ale własnego indywidualnego stylu nie da się wyuczyć. JWP jest jedno.