„Życie to gra, NPC-ami ludzie”. Rozmowa z Miszą Sagim
Autor
Krzysztof SzeremetaIlustracja
fot. Monika BafeltowskaZ Miszą Sagim, autorem książki poetyckiej [doomer wave], rozmawia Krzysztof Szeremeta.
Gdybyśmy poprosili bota, aby wygenerował nam Polskę, dostalibyśmy starzejącego się mężczyznę tworzącego memy, na których widać krajobraz usiany Żabkami i Paczkomat™. Potraktuj szkatułkowość tej kompozycji jako pytanie otwarte.
Wchodzisz do żabki, żeby kupić żubra i mrożoną pizzę sukcesilianę pięć serów, a kiedy chcesz zapłacić, odkrywasz, że na twoim telefonie masz zainstalowanego jedynie snake’a i aplikację do rozpoznawania drzew po liściach. Wyciągasz portfel, a w środku znajdujesz tylko hongkońskie „piekielne banknoty”. Ekspedientka-san patrzy Ci w oczy i mówi z uśmiechem „omae wa mou shinde iru”. Co robisz?
Nie jestem najlepszym adresatem pytań tego rodzaju, ale na szczęście nie muszę odpowiadać. Patrzysz na rzeczywistość późnego kapitalizmu jak na grę, w której skończył się wątek główny, ale można dalej – jak po śmierci – powłóczyć się tu i ówdzie, posiedzieć przy fajkach i pogadać o przyszłości Polski czy Europy. A uprawianie, czytanie albo pisanie liryki? Jaki ma status w świecie zgrywalizowanym tak bardzo, że nawet wyskoczyć do Żabki to brać udział w misji pobocznej, zbierać punkty?
Wydaje mi się, że w ogóle zajmowanie się liryką w realiach późnego kapitalizmu może nas odwoływać do jakiejś formy side questa, bo wiadomo, że nie da nam to dużo golda ani nie wymaksuje naszego drzewka rozwoju umiejętności w sposób rynkowo pożądany. Z drugiej strony, to taki rodzaj mini gry, który pozwala, przynajmniej do pewnego stopnia, poczuć, że gra się w końcu choć trochę na własnych warunkach. Jej skrajna niszowość i nierentowność jest w tym sensie na swój sposób wyzwalająca, bo zmusza do konfrontacji z pytaniem, po co naprawdę decydujemy się w nią zagrać. I niezależnie od tego, czy dla przyjemności, czy z potrzeby albo jakiegoś poczucia wewnętrznego przymusu, jest to side quest, który wybiera się z rozmysłem i przekorą wobec głównej linii rozgrywki.
Oczywiście fajnie by było jakby gra w tym aspekcie była dużo lepiej zbalansowana, a z tego side questu szło więcej golda. Myślę, że to ważne, by nie ulegać w myśleniu thatcherowskiemu hasłu wyrażonemu w akronimie TINA (There Is No Alternative). Mechanika i balans gry nie muszą być projektowane w duchu kapitalistycznej piaskownicy. Chciałbym wierzyć, że pisanie (i czytanie) może pomóc nam zachować zdolność wyobrażania sobie światów alternatywnych.
No dobra, to karty na stół. Co zatem i w jaki sposób może sprawić czytanie i pisanie? Ma być gestem oporu albo budulcem cokolwiek oldschoolowego undergroundu? Wszyscy powtarzają za Fisherem, który powtarza za Žižkiem, że trudniej sobie wyobrazić koniec kapitalizmu niż koniec świata. Cytowany przez ciebie w motcie do nie przyszedłem przynieść pokoju ale pozamiatać Nick Bostrom pisał: Wirtualnych światów i symulowanych w nich postaci jest nieskończenie więcej niż realnych. Tyle że warunki dla tych światów stworzył, a i w nie same tchnął ducha, nie kto inny jak ten nasz niesforny DJ Późny Kapitalizm ze swoim secikiem znanych wszystkim bitów. A te światy i te postaci potem kształtują nas, nimi myślimy, na nich budujemy templatki do memów. Ale chodzi nie tylko o teksty kultury, ale też o marketing, technologię, AI. Jak zawsze wszystko się ze sobą łączy, a bohater wierszy nie umie już zaznaczyć kwadratów z sygnalizacją świetlną.
Chciałbym uciec od bezpośredniego odpowiadania na pytanie o sens i sprawczość poezji, żeby nie kopać leżącego, bo wiadomo, że trudno mówić o wybitnej wpływowości zjawiska, którym interesują się 1354 osoby w każdym kraju. Tym niemniej, wydaje mi się, że poezja i pisanie mogą być swoistym laboratorium wyobraźni, w którym możliwe jest powoływanie do życia tych światów równoległych i przestrzeni nieeuklidesowych. Bez zdolności pomyślenia i opowiedzenia o zmianie tym trudniej liczyć na działanie nakierowane na jej realizację. Przy czym nie chodzi mi o nadawanie pisaniu charakteru „interwencyjnego” czy ścisłe zamykanie się w kliszy „poezji zaangażowanej”. Sama zdolność opowiedzenia Drugiemu o jakimś doświadczeniu i spojrzenia na świat czyimiś oczami może otwierać w nas przestrzeń na zmianę.
Zgadzam się, że nawet nasza wyobraźnia jest ograniczona kontekstem czasów i epoki. Natomiast pytanie o to, czy to my kształtujemy rzeczywistość, czy to rzeczywistość kształtuje nas, przypomina dylemat przyczynowo-skutkowy pod tytułem „jajko czy kura”. Wystarczy odrzucić logikę dwuwartościową i można to potraktować jako dwie strony jednej monety. Budda, który jest w umyśle człowieka, głosi dharmę człowiekowi, który jest w umyśle Buddy. Człowiek, który jest w umyśle Buddy, słucha nauki Buddy, który jest w umyśle człowieka.
Metaforyka rodem z gier wideo, która wraca i w wierszach, i w tej rozmowie, wydaje mi się tu adekwatna i przewrotna zarazem – bo chyba nic wcześniej, żadna branża ani żaden przemysł, nie zaprzęgnęło rozmaitych twórczych skilli do zawodowego użytku na taką skalę jak gamedev. Kojarzę co najmniej jednego poetę, który pracował przy co najmniej jednym bardzo głośnym tytule polskiego studia. Pojawiają się nawet specjalni intelektualiści, którzy dyskursywnie grają w gry.
Istotnie, istnieje możliwość, że metaforyka życie to gra, NPC-ami ludzie na dobre wyprze szekspirowskie świat jest teatrem.
Chociaż w tytule odwołujesz się wprost do znanej z memów kategorii doomerstwa, to – wybacz! – z książki przebija jednak wrażliwość charakterystyczna, czerpiąc z tego samego słownika, dla 30-Year-Old Boomer. Nie mam tu na myśli jedynie nostalgicznych odwołań do GTA: San Andreas i innych artefaktów z epoki. Podmiot tych wierszy odnajduje się już w pewnej rzeczywistości, ale równocześnie rozkminia światy alternatywne. Piszesz w jednym wierszu: jeszcze nie wymyśliłem kim będę jak dorosnę już zdążyłem się zestarzeć, w innym: mam dwadzieścia osiem lat i czuję się starcem…
Dla mnie doomer nie jest kategorią generacyjną (choć w polskiej memosferze pierwsze pokolenie doomerów określanych tym terminem to roczniki dorastające w czasach rozpowszechniania się szerokopasmowego internetu, jeżdżenia starymi TLK, słuchając Korova Milky Bar, i grania w GTA: San Andreas), przeciwstawną do boomera, milenialsa czy zoomera. Doomeryzm jest postawą wynikającą z pewnej konstatacji rzeczywistości – mam tu na myśli cały sztafaż katastrofy klimatycznej, masowego wymierania, perspektywy wojen o zasoby i wojen realnie się toczących, rosnących nierówności, zamknięcia dotychczasowych ścieżek awansu, kresu iluzji nieskończonego wzrostu i wyczerpania się pewnej formuły, tak cywilizacyjnej, jak i jednostkowej. Ale świat nie staje się takim miejscem dlatego, że spojrzymy na niego oczami doomera. W doomeryzmie jest pewne wyzwolenie ze skrajnego wariantu paradygmatu własnej sprawczości, a więc też zdjęcie z siebie części ciężaru, poczucia, że jesteśmy biednym śmieciowym kitkiem tylko dlatego, że nie dość wcześnie wstawaliśmy i nie dźwigaliśmy większego ciężaru. Doomer z [doomer wave] pozwala sobie na pewną szczerość w oglądzie świata, próbując uniknąć wpadania w pułapkę programowego positive thinking, ale coś tracąc, coś też zyskuje, choćby większą samoświadomość i dystans wobec samej logiki zysku i sukcesu. Wolność wyboru i możliwość dowolnego kształtowania swojego życia jest iluzją, ale paradoksalnie samo odsłonięcie tej iluzji daje jednak pewien rodzaj wolności.
O tym piszesz wprost już na starcie: wolność to zrozumieć że nie mamy wolnej woli. Zamachów na nią dokonuje się z każdej strony: i z tej, z której moglibyśmy się spodziewać, na przykład z pracy, i z takich mniej oczywistych. Nie jestem jakimś wziętym graczem, poza uzależnieniem od FIFY, ale mam wrażenie, że współczesne gry AAA nie wyglądają jak kiedyś. Wiesz, o co mi chodzi: w takim Morrowindzie mogłeś się godzinami szlajać bez szczegółowych instrukcji i wyraźnego celu. Teraz co chwilę odblokowujesz kolejne achievementy, dostajesz trofea z kilku ekosystemów naraz. Efekt jest taki, że równolegle firmy wdrażają do pracy rozwiązania z gier i gry momentami wyglądają jak praca.
Przyznaję, że czasochłonność to główny z powodów, dla których gram bardzo mało, choć moją listę wstydu otwiera akurat dużo krótsze do przejścia (co daje nadzieję, że w końcu z tej listy zniknie) Disco Elysium, o którym powstają społeczno-filozoficzne wideoeseje. Ale oczywiście niezależnie, czy „bede grau w gre”, gra będzie grała w nas. Możemy się temu poddać, możemy próbować ją zrozumieć lub nadpisać jej pliki, ale proste wylogowanie się nie jest opcją, bo informacja we wszechświecie nie ginie. Wychodząc z jednej gry, nawet AAA, możemy odkryć, że była tylko mini grą w grze jeszcze większej, a cały jej kod binarny jest symultanicznie generowany przez myśli, nasze i nie nasze zarazem, niemające źródła, końca ani początku..
[doomer wave] to twoja trzecia książka, a debiutowałeś już 10 lat temu. Mam jednak wrażenie, jakbyś był nową postacią w poetyckim mainstreamie, bo chociaż teraz poezję Miszy Sagiego znajdziemy na łamach wiodących sieciowych pism literackich, to wcześniejsze książki wychodziły gdzieś po cichu, poza centralą, nakładem czytywanych rzadziej, a może raczej czytywanych przez inne środowiska, oficyn.
Według popularnej internetowej ćwierćprawdy każdy z nas zmienia się całkowicie co siedem lat i staje innym człowiekiem, bo jest to czas, w którym wszystkie komórki w organizmie ulegają wymianie. Tyle minęło od ostatniej książki poetyckiej. [doomer wave] jest pierwszą książką miszy sagiego i myślę, swoją drogą, że idea rozpoczęcia gry od nowa doskonale z tą książką współgra.
obecność i nieobecność boga są tym samym / skoro go nie ma żyję jakby był / ponieważ jest / żyję jakby go nie było. O religii, czy raczej o religiach, czytamy u ciebie dużo. Z jednej strony odwołania do duchowości bliższego i dalszego Wschodu, z drugiej sacrum obecne poprzez intymność czy zjadliwa dość ironia wycelowana w kierunku wielu parareligii współczesnej klasy średniej Zachodu – wolnego rynku i postfordowskiego kapitalizmu, samorozwoju, lifestyle’u czy zaangażowania poprzez konsumpcję, kiedy to nie my gramy w grę, a gra w nas gra (ale tutaj piękna wytatuowana młodzież / tybetańskie pierożki wegańskie padthaje / rameny curry barbershopy stoiska z winylami / torby z sierści wolnowybiegowych alpak).
Siddhartha Gautama, odpowiadając niecierpliwemu uczniowi, który chciał porzucić trening, jeśli nie uzyska natychmiastowych rezultatów, przytacza przypowieść o człowieku, który został zraniony zatrutą strzałą i nie pozwalał sobie pomóc jej wyciągnąć tak długo, jak nie dowie się wszystkiego o wojowniku, który go zranił – skąd pochodził, czy był szlachetnie urodzony i tak dalej. Doomer z [doomer wave] widzi w swoim ciele zatrutą strzałę i wie, że trucizna już płynie w jego żyłach, ale dzięki temu może starać się spędzić w sposób świadomy czas, który mu pozostał i zrobić z niego najlepszy użytek. Stąd dużo w tej książce też nakierowania na całą mindfulnessową uważność i bycie-tu-i-teraz, przy jednoczesnej świadomości, w jaki sposób także i to zostało skanibalizowane, przerobione na produkt i skapitalizowane. „Duchowościowe” i religijne ścieżki rozwoju postaci z jednej strony są integralną częścią sandboxowej ponowoczesności i kolejnym przejawem utowarowienia, monetyzacji i pułapki levelowania, z drugiej postać z [doomer wave] szuka w nich sposobu na zhakowanie systemu i wgryzienie się w sam kod gry, nawet jeśli może się to skończyć zbugowaniem i blue screenem.
Znowu cytat: jeśli klepać w sapie to tylko jak modlitwę. Z ciekawości: gdzie pracujesz? Przynajmniej bohater tych wierszy sprawia wrażenie, jakby za dnia trudnił się typową graeberowską bullshit job, a nocami przywdziewał kostium antysystemowego poety-gawędziarza. Jeśli już klepać w tym SAP-ie, to czemuś to służy – oprócz samego kapitału? I kim jest bóg, który słucha modlitw wznoszonych w systemie ERP?
Pracowałem w różnych miejscach, prowadziłem zajęcia na uczelni podczas robienia doktoratu, równolegle jako barman, w Anglii wakacyjnie dorabiałem sprzątając, a także, okazjonalnie, na zmywaku, na budowie, malując pokoje czy roznosząc ulotki, w pewnym momencie mnie też pożarł wielogłowy potwór sektora BBO/SSC. Bóg (bogowie) systemów ERP pewnie jest outscource’owany gdzieś w Bangalore i ma więcej rąk niż tysiącręka Kali… ale mimo wszystkich pomysłów decouplingu, świat to system naczyń połączonych, więc jakaś część jego funkcji może być outsource’owana wszędzie i na każdego. Brooklyńscy i jerozolimscy rabini podtrzymują ład kosmiczny studiując/ talmud, ale w danej chwili axis mundi może stanowić także kufel piwa stojący przed tobą, i przesuwając go o parę centymetrów na blacie, wraz z nim przesuniesz odrobinę wszystko we wszechświecie.
Skąd to spojrzenie w kierunku Wschodu? Rzecz to w polskiej najnowszej poezji znana, za sprawą choćby Edwarda Pasewicza, Dariusza Adamowskiego czy Jacka Mączki, a teraz także i reinkarnowanego Miszy Sagiego.
W miarę jak zacząłem się tym kierunkiem, zwłaszcza buddyzmem zen, teoretycznie i praktycznie zajmować, odkrywałem coraz większe powinowactwo z własnymi doświadczeniami i tym, co wydawało mi się autentyczne, nawet jeśli nie od razu intelektualnie i emocjonalnie akceptowalne. Z czasem, stopniowo (ale też gwałtownie), od zaprzeczenia, przez gniew, wyparcie i rozpacz, przyszła jednak i akceptacja. Co oczywiście nie oznacza ani końca buntu, ani wiecznego spokoju i harmonii, a raczej umiejętność zdystansowania się i dostrzeżenia, że nie jestem własnymi myślami, a roztrajkotany i wciąż rzadko milknący narrator w mojej głowie to nie jestem „ja”. Istnieje coś, co przygląda mu się z jeszcze bardziej tylnego siedzenia, nawet jeśli istnieje tylko poprzez nieistnienie. Pod maską Wojaka Doomera znajdować się może dowolna twarz i dlatego wierzę, że napisałem książkę nie tylko dla doomerów. A gdy zmazuję rysy / wszyscy mamy tę samą twarz.
I obyśmy z nią wyszli. Z fartem!
Wybrane wiersze Miszy Sagiego:
all we had to do was follow the damn train cj
słuchaj to musi być bug ale nie mogę powtórzyć misji
pociąg po prostu odjechał i co? skończył się wątek główny
zmierzch nad los santos miasto mruga próbując wypłukać piasek
zostało parę zadań pobocznych przypadkowych zdarzeń
nie dają wiele golda ani expa w drzewku umiejętności
nic nie wymaksowałem nie mam na czym grindować
nie dorobiłem się floty więc wracam na stare śmieci
popierdzielam po dzielni chodzę do cluckin’ bell
czasem zmieniam fryzurę kupuję tanie ciuchy
to nie ma tak że dobrze albo niedobrze gra przejsznięta
ale jest trochę różnych minigier a miasto jest spore
czasem jest spoko czasem z nudów staję na czerwonym
nie umiem już zaznaczyć kwadratów z sygnalizacją świetlną
biciku bicikuj mi powoli codzienne żyćko i umieranko
wiem że o nic w tym nie chodzi wsiadam na rower
rewolucja jest jak rower
Ernesto Che Guevara
ludzie z mojego pokolenia już się upominają o swoje
dostają umowy o pracę kredyty mieszkaniowe
głos w mediach hasła na wikipedii zajęte weekendy
postanowienia noworoczne więcej snu mniej picia
przeczytać pięćdziesiąt dwie książki rzucić palenie rower bieganie
zdywersyfikować portfel inwestycyjny odświeżyć portfolio
nie ryzykować grodzonych osiedli opłaconych rachunków
my przy fajkach rozmawiamy o przyszłości polski i europy
(deglomeracja mówisz to jest pomysł na stulecie niepodległości
widzimy te urzędy w kielcach i w radomiu) pijemy wino rozpada się
strefa euro (stiglitz piketty mają rację podatek majątkowy unia fiskalna
euroobligacje fundusz solidarnościowy na rzecz stabilizacji)
kto ustabilizuje nas? nie mamy wpływu tylko szansę bycia pod wpływem
ruch obrotowy zapętla w głowie – wszystko karlejąc rośnie ością w gardle
sprzedał lodówkę i rzucił pracę w korporacji!
pomóż mi wyjechać na goa zostać instruktorem jogi
rozpocznij zrzutkę/ wybierz kwotę wsparcia
nie przyszedłem przynieść pokoju ale pozamiatać
Wirtualnych światów i symulowanych w nich postaci jest nieskończenie więcej niż realnych.
Nick Bostrom
wieloświaty jak wielosztuki więc w którymś z możliwych
uczę się odróżniać kosa od kwiczoła jerzyka od jaskółki
wyhodowałem kosze awokado nie karczując lasów
kule minęły powstańców ketta tajpingów i komunardów
śnimy o elektrycznych owcach metabolicznym komunizmie kosmicznym
w pełni zautomatyzowanym magazynie przesyłek w szanghaju
gospodarce stanu stacjonarnego opartej nie na zysku a wartości użytkowej
twardym pułapie dopuszczalnego zużycia zasobów materiałowych
wielkim wybuchu który stworzy świat bez entropii
jaźni która nie może umrzeć ani się narodzić
bóg to nadmiar bytu naskórek zrogowaciałej pięty grana padano
przemieniam wodę w hōjiche ja jestem drogą prawdą i życiem
przerywam symulację by nadać komunikat
grasz z kolegami w zespole?
ok a co poza tym
z czego się utrzymujesz
tak kończy się młodość
kiedy myślę co poszło nie tak
jedyna odpowiedź to #N/A
zbieram itemy nabijam skile
wydaję punkty mybenefit
mamo czy możemy mieć przyszłość?
mamy autonomiczne żabki
manic pixie dream girl
duża hawajska dla każdego
przerywam symulację
by nadać komunikat myśli to tetris
którego nie wygrasz w końcu jebnie
weź to uninstall pokasuj sejwy
zobaczysz że plik był niepotrzebny
całość jest w chmurze
zjawiska rozlewają się jak dorzecza amazonki
wpływają do oceanu
wody pozostają słodkie
patek philippe grandmaster chime ref. 6300A sprzedano za 31.194.370 $ smith & wesson 500 4″ kosztuje 1.569 $
Życie nie jest problemem do rozwiązania, tylko rzeczywistością do doświadczenia.
Søren Kierkegaard
a po maturze na nockach sikaliśmy do butelek
za premie od uśmiechów piliśmy sojowe latte
jedliśmy kanapki z awokado
zdobyliśmy bezcenne doświadczenia
co nas nie zabiło to wycisnęło jak szmatę
jeśli nosić tacki to tylko z myślą o kobiecie
jeśli klepać w sapie to tylko jak modlitwę