Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Życie po złej miłości (Rosalía „Motomami”)

Recenzje /

Od premiery El mal querer w 2018 roku Rosalía zdążyła już zgarnąć nagrodę Grammy, zagrać na największych festiwalach i współpracować z gwiazdami rzędu Billie Eilish czy Travisa Scotta. Nowo zdobyta sława przyniosła jednak i negatywne konsekwencje, angażując Rosalíę w spór dotyczący przywłaszczenia kultury romskiej (problem ten został określony w badaniach Petera Manuela mianem „polemiki  Rosalíi”). Nieprzychylne opinie towarzyszyły również przekształceniu wizerunku popowej piosenkarki w nową twarz flamenco. Prawdą jest, że wzrost zainteresowania zjawiskiem częściowo przypisać można sukcesowi El mal querer. Sama muzyka flamenco zyskała jednak dzięki Rosalíi zdecydowanie mniej niż obecna scena popowa. Motomami zdaje się potwierdzać tę tezę.

Ideą przyświecającą Motomami jest ukazanie dualizmu Rosalíi jako artystki. Poznajemy ją od strony Moto, reprezentowanej przez śmiałe połączenie reggaetonu z muzyką elektroniczną i industrialną, oraz od bardziej delikatnej i minimalistycznej strony Mami. Jak łatwo zauważyć, inspiracje muzyką flamenco, które dominowały na El mal querer, w przypadku najnowszej płyty schodzą na drugi plan. Najwyraźniejsze odwołanie do dawniejszej twórczości artystki stanowi Bulerías, przywołujące na myśl utwory takie jak Que no salga la luna czy De aquí no sales. Wyróżnia się ono znacząco na tle współczesnych brzmień dominujących na połowie Moto. Obawy może wśród niektórych budzić chociażby przewaga reggeatonu, który (m.in. dzięki Despacito) zyskał w ostatnich latach ogromną popularność w Stanach Zjednoczonych. Utwory takie jak agresywne Saoko czy stworzone wspólnie z dominikańską raperką Tokischą La Combi Versace nie są jednak przejawem próby ślepego podążania za trendami, lecz raczej artystycznej reinterpretacji gatunku. Tekst pierwszego z nich, konsekwentnie opisujący liczne przemiany artystki (Una mariposa, yo me transformo / Make up de drag queen, yo me transformo), zdaje się podkreślać, że na Motomami Rosalía przechodzi transformację, a wraz z nią zmienia się sam reggaeton.

Nie twierdzę rzecz jasna, że Rosalía miałaby być „zbawczynią” reggaetonu, na podobnych zasadach,  na jakich miała być „zbawczynią” flamenco. Stanowiłoby to dowód niezrozumienia jej twórczości oraz lekceważenia obu gatunków. Hiszpańska piosenkarka zdaje się doceniać oraz czerpać z dokonań wykonawców, którzy w podobny do niej sposób modyfikują gatunek na potrzeby własnej twórczości. Mowa m.in. o Arce oraz Bad Bunnym, z którymi Rosalía miała okazję współpracować przy albumach KiCk i oraz El Último Tour Del Mundo. Inspiracje muzyką Bad Bunny’ego najbardziej słyszalne są w utworze Diablo, gdzie w drugiej zwrotce Rosalía przybiera charakterystyczny dla wykonawcy flow. Fragment ten stanowi mały muzyczny hołd, wpleciony pomiędzy typowe dla piosenkarki aranżacje wokalne. Wraz z Candy, łączącym reggaeton ze spokojniejszymi brzmieniami R&B, oraz La Fama, stworzonym we współpracy z The Weekndem, Diablo stanowi pomost pomiędzy dwiema stronami Motomami, jednocześnie eksponując najmocniejsze strony ich obu.

Awangardowa twórczość Arki największy wpływ wywarła prawdopodobnie na utwór Hentai, reprezentujący lżejszą, liryczną stronę albumu. Warstwa instrumentalna ballady początkowo ogranicza się wyłącznie do dźwięków pianina, lecz elektroniczne modyfikacje wprowadzone w ostatnim refrenie przywoływać mogą skojarzenia z utworami zawartymi na self-titled bądź kick iiii. Piosenka wzbudziła początkowo duże kontrowersje ze względu na otwarcie erotyczny, ale i komiczny wydźwięk tekstu (Rosalía śpiewa m.in. że chce nam zrobić hentai). Kontrast pomiędzy warstwą muzyczną oraz tekstową, a także kontekst całej twórczości wokalistki, w której toksyczna miłość stanowiła do tej pory centralny punkt rozważań, sprawiają jednak, że ballada staje się jednym z najmocniejszych punktów albumu. Porównanie z El mal querer pozwala również zwrócić uwagę na ten aspekt twórczości, który nie wybrzmiewał tak donośnie w 2018, przy nagromadzeniu większej ilości wolniejszych utworów. Twórczość Rosalíi obfituje w fantastyczne ballady, czego dowodem na Motomami może być nie tylko Hentai, ale i G3 N15, Sakura oraz Como un G.

Problemem Motomami jest natomiast sama aranżacja tracklisty, która wydaje się w dużej mierze zupełnie przypadkowa. Energiczne Bizchochito poprzedza podniosłe, lecz bardziej stonowane brzmieniowo G3 N15, po którym następuje industrialna piosenka tytułowa. Wrażenie braku spójności potęguje fakt, że duża część piosenek pomija outro, kończąc się nagle wraz z ostatnią frazą wyśpiewaną przez piosenkarkę. Być może najsłabszą częścią albumu, wynikającą bezpośrednio z niedbałego rozmieszczenia utworów, jest Chicken Teriyaki. Najmniej interesująca pod kątem tekstowym oraz produkcyjnym piosenka na płycie sąsiaduje tu ze świetnymi Bulerías oraz Hentai, co tylko eksponuje wszystkie jej wady. Sposób rozmieszczenia piosenek zdaje się realizować główne założenie albumu: ukazanie wzajemnego przenikania się dwóch stron twórczości Rosalíi. Mimo to wyraźniejsze rozdzielenie Moto i Mami mogłoby w większym stopniu podkreślać siłę samego materiału.

Trzeci album Rosalíi, niezależnie od muzycznej zawartości, skazany był na porównywanie z El mal querer – jednym z najbardziej docenionych albumów poprzedniej dekady. Biorąc pod uwagę dyskursy, w które uwikłana jest piosenkarka, można by było bezpiecznie założyć, że ogólny odbiór Motomami nie będzie tak entuzjastyczny jak w przypadku poprzednika. Tymczasem, jak wynika z danych dostępnych na Metacritic, ocena trzeciego albumu studyjnego Rosalíi jest wyższa o pięć punktów procentowych od El mal querer (odpowiednio: 94 i 89 procent – stan na 9.04.2022). Być może wynika to ze spóźnionego zainteresowania twórczością Hiszpanki ze strony krytyków i chęcią nadrabiania strat. A może po prostu z tego, że mamy do czynienia z dziełem porównywalnej jakości. El mal querer tymczasem pozostaje magnum opus Rosalíi. Motomami udowadnia jednak, że kreatywność piosenkarki wciąż jest jej największym atutem, a zarazem daje nadzieję, że jej kolejne albumy każą nam w przyszłości zakwestionować wysoką pozycję jej drugiego albumu.

Wydanie powstało dzięki wsparciu Krakowskiego Biura Festiwalowego i Krakowa Miasta Literatury UNESCO

Kacper Dziadkowiec

(ur. 2000) – student piątego roku studiów kulturoznawczych na UJ. Interesuje go szeroko pojęta popkultura, ze szczególnym naciskiem na muzykę popularną i kino grozy. W chwilach, gdy nie prokrastynuje nad otwartym plikiem tekstowym, nadrabia zaległości płytowe oraz cieszy się trashowym reality TV.