Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Wyszłam z klubu, zaraz wracam (Reni Jusis „BEJBI SITER”)

Artykuły /

Jawiła się jako polska zapowiedź nowego muzycznego milenium, dwudziestoczterolatka, której utwory rozgrzewały dyskoteki całego kraju i radia kierowców na trasie do Berlina. W swoich piosenkach obiecywała, że kiedyś kogoś znajdzie, że w życiu jest tylko kilka prostych prawd. Zniknęła po siedmiu latach artystycznej pracy. Teraz wraca, ale czy nadal jest tak samo zakręcona?

Na scenę wkroczyła powoli, prosto z Koszalina. To była końcówka lat dziewięćdziesiątych, disco polo było już w swojej fazie schyłkowej, a ona nieśmiało robiła chórki w utworach swojego przyszłego partnera Yaro. Wszyscy pamiętają słynną zwrotkę z Rowerów Dwóch: Jadę swawolnie z góry na rowerze, Jestem podniecony, czuję się jak zwierzę.

Razem otwierali koncerty wielkich gwiazd polskiej sceny i współtworzyli nowy lokalny dyskotekowy nurt muzyczny. Jednak, jak w rozmowie z Robertem Leszczyńskim tłumaczył sukces utworu sam Yaro: To [Rowery Dwa] był największy hit wakacji 1997 r. Piosenka dała mi ogromną popularność i zapewniła trwającą do dziś nienawiść naszego środowiska hiphopowego. „Rowery dwa” nie przystawały do estetyki osiedlowej ławki i siermiężnego podwórkowego gangsta. Dlatego społeczeństwo hiphopowe wypowiedziało mi dżihad. Nie rozumieją, że to był żart muzyczny, bo nie mają poczucia humoru. Dziwię się trochę tej zaciekłości – nie mam nic wspólnego z tzw. polskim hiphopem. Obserwuję to jak serial komediowy.

Pomimo swojej „innowacyjności”, sukces duetu Yaro i Jusis nie był jednak aż tak spektakularny, jak powszechnie zapowiadano. Sytuacja zmienia się latem 1998 roku, kiedy to wakacje rozbrzmiewają utworem Zakręcona. To czas największego zainteresowania działalnością piosenkarki. Słynny utwór otrzymał Fryderyka za „Piosenkę roku” (stanął w szranki m.in. z utworami Kultu, Republiki i Perfectu), album okazał się najlepszą kompilacją rapowo-hiphopową, a sama Renata Jusis zostaje nominowana do tytułu „Wokalistki roku”. Czy ktoś był tym zdziwiony? Archiwum milczy jak zaklęte.

Rok 1998 był ważną datą dla muzyki rozrywkowej, to właśnie wtedy debiutują diwy młodego pokolenia pop – Britney Spears i Christina Aguilera. Od dźwięków ...Baby One More Time zadrżał cały rynek, a wizerunek kobiecej artystki musiał ulec metamorfozie. Wróćmy jednak do kraju nad Wisłą. Nie da się ukryć, że singiel Zakręcona był czymś wyjątkowym na rodzimym rynku fonograficznym. Wizerunek Jusis jako zaginionej polskiej Spice Girl w przykrótkiej (choć modnej) koszulce i pokręconych fikuśnie włosach, był zapowiedzią oficjalnego i całkowitego zanurzenia się w zachodnią kulturę popularną, a jednocześnie ugładzoną wersją rodzimego rave’u, licealnym hymnem kultury klubowej. Pomysł został kupiony w całości. Dyskoteki w całej Polsce wibrowały od wszyscy razem w jednym tempie. Zaczął się złoty czas dla Reni Jusis. Jej drugi album – Era Renifera (1999) – to kontynuacja pomysłu z Zakręconej, ale z elementami reggae’owymi. Jusis bezkarnie korzystała z dobrodziejstw jamajskich rytmów, unikając oskarżenia o kryptocytaty czy wręcz obrazę Jah.

W 2001 roku, po prawie dwuletniej przerwie, ukazał się kolejny album piosenkarki – Elektrenika. Cały materiał miał nawiązywać do sceny house’owej z lat osiemdziesiątych. Album został uznany za pierwszą polską masową płytę klubową, a utwory Nigdy Ciebie Nie Zapomnę i Nic O Mnie Nie Wiecie do dziś uchodzą za klasyki gatunku. Wizerunkowo i muzycznie Jusis zaczęła nawiązywać jednoznacznie do Kylie Minogue. Najlepiej widać to na kolejnej płycie pod tytułem Trans Misja (2003), skąd pochodzi jeden z największych hitów piosenkarki Kiedyś Cię Znajdę. Słuchając utworu, nie da się oprzeć wrażeniu, że podobne aranżacje słyszymy także w Can’t Get You Out Of My Head, Love At First Sight i Come Into My World z płyty Fever (2001) australijskiej piosenkarki. Nie zmienia to faktu, że album Trans Misja został nagrodzony Fryderykiem w kategorii „Album Roku – dance/elektronika/muzyka klubowa”.

Rok 2006 to ugruntowanie pozycji Jusis jako gwiazdy muzyki klubowej. Premierę ma jej kolejny album Magnes, który stanowi ponadgodzinny set utworów tanecznych w stylistyce electropop. Magnes został wydany przez nowo założoną (przez Jusis właśnie) wytwórnię Pink Pong Records, tym samym piosenkarka pożegnała się z Pomaton EMI. W następnym roku, kolejny raz otrzymała Fryderyka za najlepszy album z muzyką klubową. W tym czasie Reni Jusis stała się już powszechnie znaną ikoną z aureolą z dyskotekowej kuli i nic nie mogło tego zmienić.

A jednak, dwa lata później dochodzi do nagłego zwrotu – artystka wydaje nowy album Iluzjon cz. I, który jest projektem akustycznym. To album spokojny, liryczny, bardzo subtelny – przynajmniej w porównaniu z dokonaniami Jusis z ostatniej dekady. Wszyscy pytali Dlaczego Reni wyszła z dyskoteki?, ale krytyka i tak kolejny raz była zachwycona. Album zostaje nominowany do Fryderyka w kategorii „Album roku – muzyka poetycka”. Ta nagła zmiana gatunkowa to nie jedyna przemiana w życiu zakręconej, do tej pory, gwiazdy. W czasie prac nad albumem Iluzjonem Jusis wychodzi za mąż za Tomka Makowieckiego. Dwa lata później rodzi się ich pierwsze dziecko. Artystka zaczyna znikać z polskiej sceny muzycznej, co jakiś czas zerkając niepewnie w naszą stronę z macierzyńskich i plotkarskich mediów. W klubach jej miejsce zajmuje David Guetta.

Jest marzec 2016 roku. Media nagle wybuchają wiadomością – Reni Jusis wraca na scenę z nowym singlem. Bejbi Siter promuje nowy album BANG! Po siedmiu latach nieobecności wraca wspomnienie Zakręconej, a małomiasteczkowe i wielkomiejskie kluby zaczynają mruczeć w takt znajomych rytmów. Nikt nie może uwierzyć. Wszyscy nie mogą się doczekać. Ale co właściwie mówi nam Bejbi Siter?

Można powiedzieć, że klip stara się być na czasie i już od pierwszych sekund ma za zadanie wprowadzić nas w nostalgiczny nastrój. To ewidentna i bardzo modna poetyka, ale niepodszyta w tym wypadku ironią, jak proponuje to (skądinąd świetnie) Dorota Masłowska jako Mister D. Jednak w Bejbi Siter nie chodzi tylko o poetykę. Dostajemy szum i zakłócenia taśmy, wokalistkę początkowo ubraną w wyszukany strój w duchu lat osiemdziesiątych, sklep pełen dóbr, kiczowate/kampowe przedmioty. I wszystko byłoby tak, jak to bywa w klipach amerykańskich gwiazdek pop – po prostu puste – do tego zbioru dołączony zostaje jednak zestaw elementów, które nie tylko zupełnie tam nie pasują, ale są pewną skazą na tym kapitalistyczno-hedonistycznym obrazku. Wsłuchując się dalej w utwór, odkrywamy coraz więcej pęknięć. Pomimo że elektroniczne otoczenie dźwiękowe utworu i zastosowany beat są bardzo klubowe, a cała piosenka została „zaprojektowana” do tańca, to widać jednak, że Jusis nie wróci do dyskoteki jak gdyby nigdy nic, bez żadnego komentarza. Już w pierwszej zwrotce śpiewa: Mówią Bejbi Siter, kuchta / Mówią: w oczach to rozpusta / Ma nieprzyzwoity dekolt i przygryza ciągle usta / Po weekendzie będę z dziećmi spędzać czas jak na grzędzie kura / Nie waż się przyklejać do mnie łatki ladacznicy, matki / Żadnej klatki.

Obraz tego rajskiego ptaka z supermarketu zmienia się w refrenie, mamy tu już ubraną w minimalistyczny strój piosenkarkę i dwie tancerki (nawiązanie do Zakręconej jest aż zbyt oczywiste), Oto ja, ja, ja / Oto cała ja – komunikat jest prosty – żadnego „przepraszam” za ten dziwny zwrot akustyczny i zniknięcie, co więcej nie chce być też zakręconą Reni z lat dziewięćdziesiątych. To zupełnie nowy projekt, a ona nie jest już małolatą w przykrótkiej bluzeczce. Jest dorosłą kobietą z dwójką dzieci, która czasem tańczy na stole, lubi wściekły róż, ścierać kurz, lubi zapach dyskoteki i spacery brzegiem rzeki, ale pamięta przy tym, że rano na nowo zmieni się w westalkę i kuchtę, bo te figury stały się jej bliskie w ostatnich latach i nie wstydzi się tego. Oto cała ona i jeżeli wam/nam to nie pasuje, to trudno. Przekaz jest na tyle mocny i łatwy do utożsamienia się, że Zuzanna Ziomecka w „Wysokich Obcasach” okrzyknęła utwór Nowym hymnem dziko-szaroburej, słodko-zasadniczej kobiecej codzienności . Z mojej strony zupełnie nie na miejscu byłoby sprzeczać się lub zgadzać z tym stanowiskiem, wiadome jest jedno – Reni Jusis nie stworzyła „po prostu” kolejnego utworu, przy którym dobrze się tańczy i zapomina o rzeczywistości. Szara codzienność ma tu swoje specjalne miejsce, jest aż nadto namacalna. Wypuszczając Bejbi Siter chciała (być może?) powiedzieć, że nie zrezygnuje z rodziny na rzecz dyskoteki, ale nie zrezygnuje też z zabawy na rzecz niedzielnych obiadów. Odrzuca stereotypowy podział na matkę/klubowiczkę, pragnie połączyć te dwie postawy wobec życia. Szanuję taki manifest, ale rodzi się we mnie wątpliwość, ile jest szaleństwa, a ile smutku w kobiecie tańczącej na kuchennym stole do świateł zimnych ogni? Czy tylko tyle pozostało? Czy tak mają wyglądać sobotnie dyskoteki?

Mam nieodparte wrażenie, że oglądając Bejbi Siter, widzę widmo. Reni Jusis nagle zniknęła, po czym przez siedem lat nawiedzała słuchaczy z archiwum polskiej piosenki. Teraz stara się na nowo. Utwór mówi to wprost – wracam z przeszłości, wychodzę z archiwum w pełni świadoma teraźniejszości, muszę tylko otrzepać się z kurzu. Jednak nie porzuca się klubu bez żadnego słowa. Reni Jusis, kreując się na doświadczoną i świadomą życia klubowiczkę, przy okazji sama wrzuca się w swoją przeszłość lub też nigdy całkiem z niej nie wychodzi. Może próbować zmienić jej bieg i pokazać, że siedem lat ciszy to decyzja, której nie żałuje i że wróci do dyskoteki, choćby i z dzieckiem na rękach. Widać to przede wszystkim w zerwaniu ciągłości z albumem Iluzjon, tak jakby został wyparty, porzucony. Bejbi Siter po prostu kontynuuje osiągnięcia z Magnesu, oczywiście w zupełnie inny sposób. Widmo jej własnej muzycznej przeszłości krąży nad głową i podejrzewam, że szybko jej nie opuści lub też ona sama nie chce go zostawić, trzyma się go uparcie, bo to jedyne, co ocalało ją tak długo od zapomnienia.

Obawiam się, że BANG! może okazać się tęsknotą za własnym sukcesem, tęsknotą, którą należy koniecznie wytłumaczyć i jednocześnie udawać, że jesteśmy z niej dumni. Może jednak się mylę. Zobaczymy, jak zaplanowała powrót z własnej przeszłości, jak na razie brawa przyznaje sobie sama:

Brawo, ja, ja, ja

Brawo, ja, ja, ja

Brawo cała ja, ja…

Konrad Sierzputowski

(ur. 1990) – kulturoznawca, muzykoznawca i historyk 
filmu animowanego. Badawczo zajmuje się zjawiskiem krytycznego 
ucieleśnienia wydarzeń muzycznych, teorią queer w muzyce popularnej oraz  historią animacji amerykańskiej. Autor książki "Słuchając hologramu. Cielesność wirtualnych zespołów animowanych" (IKP, 2018). Stypendysta programu Fulbrighta na Columbia University Department of Music w Nowym Jorku (2019-2020). Kolekcjonuje kurioza, stare szkło i książki kucharskie. Czasem jeździ po świecie, na ogół jednak siedzi w domu i pisze teksty o muzyce.