Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Wampiry pany (W. Pielewin „Batman Apollo”)

Recenzje /

Wampiry nie piją już krwi. Przynajmniej nie tak często jak kiedyś. I nawet jeśli to robią, uwikłane są w mechanizmy poprawności politycznej – piją nie „krew”, a „czerwoną ciecz”. W zaświatach grają w Angry Birds i oglądają ekranizację sagi Zmierzch. Poza tym, straszni z nich kapitaliści. Istni krwiopijcy, rzec by można. Najbogatszym burżujom gwarantują „Złoty Spadochron”, czyli możliwość pośmiertnego lądowania w nowym życiu. I choć odpowiedzialne są za wszystkie dotykające człowieka niefizyczne bóle, to nie sposób się ich przestraszyć, a łatwo polubić.

Satyra ma się w Rosji dobrze. Zawsze miała. Groteska i fantastyka – jedne z popularniejszych języków ezopowych – nieraz okazywały się nieocenionym orężem w walce z cenzurą carską czy radziecką. Jeśli spojrzeć na krytykę totalitarnego systemu, to pierwsze antyutopie, których żądło wymierzone było w komunizm, narodziły się pod piórami Eugeniusza Zamiatina czy Andrzeja Płatonowa, nie George’a Orwella. Dziś z tej bogatej tradycji czerpie na przykład Wiktor Jerofiejew, by zdemistyfikować i ośmieszyć scenę polityczną oraz ukłuć skostniałe w imperialnych resentymentach społeczeństwo.

Tym ciekawiej prezentuje się proza Wiktora Pielewina, który tych samych narzędzi używa nie tylko do rozbrojenia przez śmiech współczesnego rządu rosyjskiego, ale sięgania dalej niż rówieśni mu autorzy i poruszania zagadnień ważkich w skali globalnej. W swoich dociekaniach próbuje ustalić, kim są schowani za kulisami reżyserzy pociągający za sznurki we współczesnej polityce i gospodarce. Kto, najkrócej rzecz ujmując, jest odpowiedzialny za świat, jaki dziś znamy. W Batmanie Apollo są to oczywiście wampiry. Pomimo trafności tej groteskowej metafory, to nie opis krwiopijczego wolnomularstwa okazuje się najważniejszy, ale refleksja nad cywilizacją, która – po odarciu powieści z fantastycznej otoczki – okazuje się pułapką skonstruowaną na wzór obrazów Mauritsa Eschera. Pielewin oprowadza czytelnika po miejscach, w których ścieg świata utkany z kapitalizmu i demokracji liberalnej jest naderwany, pęknięty, ukazuje wnętrze pełne pierza i niczego więcej. Ten świat generuje frustrację, nudę i niespełnienie, a wszystko to skrywa pod reżimem dobrobytu i szczęścia.

Zachód (to geopolityczne określenie pomimo całej jego efemeryczności jest uzasadnione ze względu na punkt odniesienia dla głównego bohatera, Ramy, wampira pochodzącego z Rosji) oblewa test przygotowany przez Pielewina; oblewa go w tajemnicy przed wszystkimi, zasłaniając się blichtrem ładnych i smacznych pozorów. Nie znaczy to jednak, że zadaniem tej książki jest udowodnić wyższość rządów rosyjskich i rosyjskiej kultury nad Zachodem. Nic z tych rzeczy. W podszytej czarnym humorem wizji Pielewina Wschód i Zachód prezentują po prostu różne sposoby produkowania cierpienia. O ile jednak Wschód, uczepiony starych metod nadzoru i dyscypliny państwowej, pozostawia człowiekowi możliwość zrzucenia winy za swoje nieszczęścia na aparat rządowy, o tyle Zachód, posiłkujący się wolnością i szczęściem, przyczynia się do alienacji jednostki na niespotykaną dotąd skalę.

Najefektywniejszy wynalazek wampirów – American Dream – nie oznacza wcale możliwości realizowania swoich marzeń, ale upokorzenie, jakie wiąże się z odstawaniem od marzeń cudzych, wyprodukowanych instytucjonalnie i na masową skalę. Władza korporacji nad ludzkim szczęściem wyznacza ścieżkę normalizacji, która rzekomo daje spełnienie. American Dream to koszmar, w którym norma okazuje się nieosiągalna.

Każdej nocy człowiek ma sen, którego zupełnie nie pamięta […]. W rzeczywistości ten sen trwa zaledwie pięć albo siedem minut i jest ukryty wśród innych snów […]. Ale w czasie subiektywnym zajmuje około szesnastu godzin […]. Człowiek w tym śnie przez szesnaście godzin z rzędu cierpi, ponieważ nie odpowiada wzorcom piękna i sukcesu, cierpi nad swoją marnością i nędzą.

Wampiry potrzebują cierpienia, ponieważ jest ono częścią energii produkowanej przez myślenie abstrakcyjne człowieka. A to właśnie psychiczną mocą, promieniowaniem wytwarzanym przez umysł homo sapiens – zwanym także „agregatem M5” – żywią się wampiry. Generatorem tej energii jest mózg, a paliwem – cała kultura ludzkości. Dlatego cała cywilizacja, od zarania dziejów, budowana była według wampirycznego planu, który zapewnić miał myszom jak najwięcej agregatu M5 (por. ros. lietuciaja mysz’ – nietoperz; polska nazwa nie kojarzy się z tymi gryzoniami).

Na początku tej władzy było słowo, a słowo u nietoperzy było. Bo i język wymyśliły wampiry, ustanawiając go jedynym środkiem w definiowaniu wszystkich rodzajów percepcji. Myślenie lingwistyczne człowieka, które ogranicza świat do znanych mu słów i w którym same słowa okazują się tylko „szablonami poznania”, zakłada gotowość form, a więc uniemożliwia mu zajrzenie dalej i głębiej, skazuje na porażkę w kontakcie z transcendencją, a także, jeśli nie wyklucza metafizyki, to przynajmniej wpisuje ją w schematy całkowicie kontrolowane przez nietoperzy parnas.

W prozie Pielewina wampiry rządzą światem, ale same mają nad sobą istoty postawione jeszcze wyżej w hierarchii. Gdzieś poza przestrzenią i poza czasem czeka na wybranych Wielka Mysz, prastara i nieśmiertelna istota, władca losów ludzkich i mysich. Przygody bohaterów będą determinowane przez (często zupełnie nieświadome) dążenie do poznania tej istoty. Schemat fabularny zaczerpnięty wprost z powieści gatunkowej przeplata się więc ze ścieżką poznania prawdy o kosmosie. To, co atrakcyjne dla czytelniczej wyobraźni, wcale nie wyklucza tego, co może być pożywne dla czytelniczego ducha.

Technika Pielewina polega na umiejętnym połączeniu elementów fantastycznych z elementami „realistycznymi” (biorę w cudzysłów, pojęcie niebezpieczne, wiem). Nie jest eskapistyczny, jak rzesza autorów SF, nie traci kontaktu z otaczającą czytelnika rzeczywistością. Analogia jest łatwa do odczytania, a zarazem niebanalna. W dodatku elementy powieści gatunkowej – przetworzone postmodernistycznie, a więc wykorzystane z całą świadomością ich konwencjonalności – czynią atrakcyjnymi dygresje filozoficzne. Batman Apollo to doskonały przykład tzw. „literatury środka”, w której warstwa rozrywkowa i – nazwijmy rzecz trochę enigmatycznie – „inteligencka i wymagająca”, nie wykluczają się, a uzupełniają wzajemnie.

Batman Apollo to powieść podwójnie dysydencka. Uderza w cywilizację Zachodu, jednocześnie nie pozostawiając suchej nitki na społeczeństwie rosyjskim (Już niedługo, już wkrótce skończy się w Rosji czas głupców – i zacznie się czas innych głupców). Przede wszystkim jednak okazuje się bezczelna wobec czytelnika, bo łudząc go pozornym eskapizmem fabuły i rozrywką, niespodziewanie uderza w twarz, policzkuje, każe się obudzić. Pokazuje człowieka, o którego losie decydują nietoperze o boskich właściwościach, a więc człowieka żyjącego wśród fantomów, zamkniętego w więzieniu swojej świadomości, sterowanego przez mechanizmy władzy, na które nie ma wpływu. I nawet jeśli trudno przerazić się książkowymi wampirami, to już nie sposób nie przestraszyć się światem, jaki pokazuje czytelnikom wampir Pielewin.

 

__

Wiktor Pielewin

Batman Apollo

tłum. Ewa Rojewska-Olejarczuk

Wydawnictwo Literackie, 2014

Liczba stron: 528

Paweł Micnas

(ur. 1992) zamieszkały w Poznaniu flâneur, cyklista i student filologii polskiej oraz wschodoznawstwa na UAM. W wolnych chwilach czytuje akmeistów, marnotrawi czas na football, a także mierzy się z wszelką prozą, która wpadnie mu w ręce. Najchętniej wszystkie zimy spędzałby w Dubrovniku, a lata w Petersburgu