Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

[W poprzednim odcinku] „Roseanne”

Artykuły /

Nie bez powodu tytuł naszego serialowego cyklu brzmi „W poprzednim odcinku”. Współczesna telewizja nie może się dzisiaj obyć bez recyklingu swoich flagowych dzieł z przeszłości. Większość popularnych amerykańskich seriali powstała już z martwych (począwszy od Dynastii, przez MacGyvera, na Pełniejszej chacie skończywszy). Czekamy jeszcze tylko na powrót Przystanku Alaska, żeby odhaczyć wszystkie obowiązkowe pozycje z listy „do reanimacji”.

Tymczasem, zanim wybierzemy się ponownie na Alaskę (a od roku krążą pogłoski, że to się niebawem wydarzy), mamy okazję zaliczyć wycieczkę na Midwest, czyli ten specyficzny zakątek Ameryki, gdzie nigdy do końca nie wiadomo, który kandydat na prezydenta będzie miał więcej głosów, ale najpewniej będzie to jakaś mutacja Donalda Trumpa. Ostatnio Netflix próbuje „odczarować” jednoznaczny wizerunek mieszkańców środkowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych i w sitcomie The Ranch pokazuje, że bycie farmerem, który nie wylewa za kołnierz, to czasem jedyna metoda, żeby jakoś przetrwać siedemdziesiąt lat życia. A mówiąc bardziej serio, dowodzi, że poglądy polityczne określonych grup zawodowych i społecznych to skutek ciężkiej pracy wcześniejszych pokoleń, rozmaitych instytucji, geopolityki i mnogości innych czynników, na które na ogół nie mamy najmniejszego wpływu.

https://www.youtube.com/watch?v=X32lP33kyOs

Decyzja stacji ABC, żeby wrócić do rodziny Connerów i pokazać życie ludzi o robotniczych korzeniach w epoce Trumpa, to strzał w dziesiątkę. Dowodzi tego rekordowa oglądalność pierwszych odcinków. Widzowie chcą zobaczyć, jak potoczyły się losy Connerów, którzy od późnych lat osiemdziesiątych ledwie wiązali koniec z końcem. Tym sposobem po dwudziestu jeden latach od finałowego odcinka wróciła jedna z barwniejszych mieszkanek Midwestu, czyli Roseanne. Z kolei w październiku minie trzydzieści lat od premiery pierwszego odcinka sitcomu. Serial wrócił do ramówki stacji ABC i niewiele się zmienił, jeśli chodzi o dekoracje gatunkowe (to wciąż sitcom nagrywany w studiu z żywą publicznością), chociaż wydawać by się mogło, że dzisiaj nie ma już miejsca na takie relikty przeszłości jak klasyczny sitcom, gdzie bohater może przewrócić się na skórce od banana. Roseanne jest do bólu sztampowa jeśli chodzi o prawidła gatunkowe, ale nie jest to dla widza szczególnie uciążliwe. Odtwórczyni głównej roli (Roseanne Barr) jest tak charyzmatyczną aktorką, że wciąż daje radę udźwignąć serial na własnych barkach dzięki nietuzinkowej osobowości, co widzimy od pierwszych minut nowego odcinka. W tym miejscu warto podkreślić, że twórcy chcąc reaktywować serial, zdecydowali się na zanegowanie finału sprzed ponad dwudziestu lat, w którym uśmiercili męża głównej bohaterki. W sezonie dziesiątym mąż Roseanne, czyli Dan (John Goodman), wraca do żywych, ponieważ bez niego wznowienie serialu nie miałoby najmniejszego sensu. Odcinek finałowy był przez część widzów krytykowany – nie chodziło jedynie o pretensje związane z uśmierceniem ulubionej postaci, ale przede wszystkim o zanegowanie konwencji komediowej serialu, która – gdy okazało się, że bohaterka jest wdową w żałobie wspominającą szczęśliwe lata swojej rodziny – przestała działać. W końcu gdy wokół śmierć zbiera swoje żniwo, trudno śmiać się z przewrotki na skórce od banana. Na szczęście Dan wrócił i oboje z żoną wchodzą teraz w fazę emerycką – choć gdy się patrzy na tę hałaśliwą dwójkę, doprawdy trudno w to uwierzyć.

Nowe odcinki od razu wrzucają nas na głęboką wodę – widzimy, że rodzina Connerów ma problemy finansowe (jest nawet mowa o tym, że istniało ryzyko utraty domu), że dzieci Roseanne i Dana nie poukładały sobie życia tak, jak życzyliby sobie tego ich rodzice. Darlene wraca do rodzinnego domu z dwójką własnych dzieci pod pozorem chęci pomocy rodzicom, którzy mają coraz więcej problemów ze zdrowiem. Z czasem okazuje się jednak, że to nie do końca prawda. Powrót do wspólnego mieszkania z rodzicami był jedyną opcją, gdy dwójka samotnie wychowywanych dzieci zaczęła mocno dawać się matce we znaki. Powrót Darlene sprawia, że jej rodzice zaczynają uczestniczyć w życiu swoich wnuków, dziwią się metodom wychowawczym stosowanym przez córkę i próbują wpływać na podejmowane przez nią decyzje. Widzimy klasyczny, ale bardzo realnie zarysowany konflikt pokoleniowy – Darlene jest inną matką niż Roseanne. Otwarta na nowy styl życia współczesnych nastolatków, wspiera swojego syna eksperymentującego z ubiorem, który nie chce ograniczać się tylko do tego, „co wypada zakładać na siebie, gdy jesteś chłopcem”. Darlene pozwala Markowi na poszukiwanie własnej drogi i samodzielne weryfikowanie tego, co mu w życiu odpowiada, a co nie.

Z kolei Roseanne i Dan to ludzie, którzy – jak widać z perspektywy decyzji podejmowanych przez nich w latach dziewięćdziesiątych – cenią tradycyjne myślenie o rodzinie. Nie chcą, żeby ich wnuk był odrzucony przez znajomych ze szkoły z powodu swojego niekonwencjonalnego ubioru. Nie mieści się w ich głowach fakt, że dziecko w tym wieku może budować swoją osobowość i wyrażać ją określonym ubiorem. Widać, że podejście do wnuka jako osoby podejmującej autonomiczne decyzje jest poza ich możliwością zrozumienia. Nie znaczy to, że odsuwają się od Marka. Wręcz przeciwnie – próbują na swój sposób wspierać go w trudnych chwilach, których doświadcza w szkole. Babcia Roseanne zastrasza uczniów z klasy chłopca, a dziadek wręcza mu nóż do samoobrony. Widać doskonale, że dla nich lata osiemdziesiąte wciąż nie minęły.

Connerowie nie akceptują także stylu życia i decyzji drugiej ze swoich córek, czyli Becky. Pracująca w restauracji na podobnym stanowisku co wielu nastolatków, chcąc wyrwać się z objęć nic niewartej posady i spłacić długi, żeby „w końcu zacząć żyć naprawdę”, decyduje się zostać surogatką, aby zarobić na start w lepsze życie. Okazuje się, że Roseanne i Dan nie mogą zrozumieć, że to rodzaj transakcji biznesowej. Roseanne pyta zupełnie serio, jak poczęty zostanie jej wnuk, bo nie potrafi zrozumieć, że dziecko urodzone przez Becky już teraz ma zupełnie innych rodziców, a kobieta, która je urodzi, nie jest i nigdy nie będzie jego matką.

Zderzenie dwóch światów – myślenia o #NowychCzasach i możliwościach, jakie dają medycyna (zapłodnienie pozaustrojowe) i nowe technologie (dostęp do wiedzy o alternatywnych metodach zarabiania, jak wynajmowanie własnego ciała do świadczenia niestandardowych społecznie usług), ze starym dobrym „to nie mieści się w moich kategoriach etycznych” pokazuje, jak dzisiaj rodzą się międzypokoleniowe konflikty. Widać to także na przykładzie relacji Roseanne z jej młodszą siostrą. Roseanne głosowała na Donalda Trumpa, a Jackie na Hillary Clinton. Siostry długo ze sobą nie rozmawiały, ponieważ jedna nie mogła zaakceptować wyborów drugiej i odwrotnie. Główna bohaterka wyjaśnia swoje powody, obecnie wydaje się rozczarowana prezydenturą Trumpa, ale nie ucieka od swoich motywacji i wciąż uważa je za właściwe.

Jak na trzy odcinki sitcomu, dowiedzieliśmy się całkiem sporo na temat życia white trashów w Ameryce. Connerowie sami tak o sobie mówią, nie uciekają od swoich robotniczych korzeni, nie ukrywają przed nikim trudnej sytuacji życiowej, ale też nie popadają w dramatyzowanie. To jedni z tych ludzi, których lubi się mimo deklarowanych poglądów politycznych. Przytłaczające jest jedynie pogodzenie się z określonym porządkiem „dziania się”. Gdy spojrzeć na Darlene – można odnieść wrażenie, że zaakceptowała swoją trudną sytuacją rodzinną i działa na autopilocie. Tylko Becky zdecydowała się na wielką zmianę w życiu, ale nie wiadomo jeszcze, czy poradzi sobie bez wsparcia, a właściwie – bez pełnego zrozumienia ze strony swojej rodziny.

Roseanne choruje, ma problemy z kolanem, musi poruszać się na specjalnym krześle dowożącym ją na pierwsze piętro, z kolei Dan cierpi na bezdech senny. Nie brzmi to jak udana zachęta do tego, by spędzić kilkanaście minut tygodniowo z dwójką emerytów. A mimo to ABC zalicza rekordową oglądalność. Widać mamy już dość oglądania Ameryki skąpanej w morzu sukcesów. Z pomocą przychodzi serial udowadniający sieroctwo porażki. Ale za to jak spektakularnej!

Małgorzata Major

(ur. 1984) – kulturoznawczyni, autorka tekstów poświęconych kulturze popularnej („EKRANy”, „Bliza”, „Fabularie”, „Tygodnik Przegląd”, „Kultura Popularna”), współredaktorka tomów „Władcy torrentów. Wokół angażującego modelu telewizji”, „Pomiędzy retro a retromanią”, „Wydzieliny”.