Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Ulice, które znikają wraz ze zniknięciem księżyca (K. Shamsie, „Kartografia”)

Artykuły /

Są takie ulice, których nie sposób odnaleźć na żadnej z istniejących map. Jak ta mała bezimienna dróżka w Karaczi, która przebiega przez wnętrza domów nieposiadających ścian działowych. Szyitki idące do meczetu przechodzą nią przez domy sąsiadów prosto do miejsca modlitwy, aby nie narażać się na spojrzenia obcych ludzi na zewnątrz. Czy to nie określa miasta bardziej niż jakakolwiek mapa? 

Szkocki poeta, pisarz i wykładowca, Kenneth White, wzbogacił terminologię literaturoznawczą pojęciem geopoetyka, czyli ideą ponownego połączenia się człowieka ze środowiskiem. To połącznie jest z kolei możliwe dzięki zespoleniu się literatury z przestrzenią geograficzną. Idealnym wyjaśnieniem tego, czym ta teoria jest, może być Kartografia, powieść autorstwa urodzonej w Pakistanie Kamili Shamsie.

Geopoetyckie spojrzenie na miasto

Kenneth White miał na myśli głównie połączenie się człowieka z naturą, jednak polska badaczka Elżbieta Rybicka w pracy Geopoetyka (o mieście, przestrzeni i miejscu we współczesnych teoriach i praktykach kulturowych) przeniosła termin do przestrzeni miejskiej. Rybicka odwołuje się do francuskiego badacza Michela de Certeau, który wyróżnił dwa pojęcia: miasto konceptualne oraz miasto doświadczalne. To pierwsze to racjonalnie funkcjonujący organizm miejski, urbanistyka, rysunek kartograficzny. Został on przez Certeau porównany do systemu językowego. Natomiast miasto doświadczalne to codzienne życie z punktu widzenia jego mieszkańca. Francuz porównał je do indywidualnego aktu mowy. Każdy człowiek, mimo że korzysta z tego samego języka oraz zasobu słów, z którego czerpie również jego rozmówca, tworzy niepowtarzalne wypowiedzi w zależności od doboru słownictwa, cech wymowy czy barwy głosu. Ta metafora odzwierciedla neutralny, bezosobowy opis miejsca geograficznego w zestawieniu z opisem tego samego miejsca naznaczonym emocjonalnie, przybierającym znacznie atrakcyjniejszą formę. Podobnego zdania był Georg Simmel, który w Mentalności mieszkańców wielkich miast pisał, że indywidualizm narodził się właśnie w metropoliach. Tam, gdzie każdy spośród milionów mieszkańców opisuje miasto w odrębny, właściwy sobie sposób. Te dwie metody postrzegania zderzają się ze sobą w Kartografii, której akcja osadzona jest właśnie w Karaczi, pakistańskiej metropolii.

Od wioski rybackiej do metropolii

Obecne Karaczi to stolica kulturalna kraju, a jej populacja liczy ponad 20 milionów mieszkańców. Dla porównania: Polskę, która jest ponad 91 razy większa, zamieszkuje obecnie około 39 milionów osób. Jeszcze kilka wieków temu w miejscu dzisiejszego Karaczi miała znajdować się jedynie mała wioska rybacka, w której na połów udawała się między innymi kobieta z ludu Beludżów, zwana Mai Kolaczi. Osiedliła się ona na terenie obecnego miasta i założyła tam rodzinę a tym samym pierwszą społeczność. Teren ten, wraz z portem, został później na jej cześć nazwany Kolaczi (obecna południowa część miasta Lyari Town) – w XVIII wieku zaczęła funkcjonować nazwa Karaczi. 

Niedługo później okazało się, że jest to miejsce strategiczne. Brytyjczycy po przybyciu do Indii szybko zorientowali się, jakie znaczenie na arenie międzynarodowej może mieć tamtejszy port. W 1843 roku podbili Karaczi i włączyli je do Indii Brytyjskich. Miasto w tamtym okresie znacznie się rozwinęło. Uruchomiono telegraf i stworzono połączenia kolejowe integrujące je z resztą Indii, co znacznie ułatwiło handel i przepływ ludności. Do 1869 Karaczi było już największym eksporterem zboża i bawełny w Indiach. XIX wiek zaowocował również otwarciem kanału Sueskiego, dzięki temu miasto stało się pierwszym portem dla statków przypływających do Indii z Europy. 

W 1947 roku doszło do podziału Indii Brytyjskich na Indie i Pakistan, a pierwszą stolicą nowo powstałego państwa mianowano właśnie Karaczi. Podział był uwarunkowany różnicami na tle religijnym. Istotną rolę w całym procesie odegrał urodzony w Karaczi Muhammad Ali Jinnah, tak zwany „ojciec założyciel”, działacz Indyjskiego Kongresu Narodowego, który odnosił się do teorii dwóch narodów i twierdził, że hindusi i muzułmanie to odrębne kultury, które różni nie tylko religia, ale również język i tradycja. Utworzono więc dom dla muzułmanów, niepodległy Pakistan. Rozpoczęły się masowe migracje ludności, obejmujące prawodopobnie nawet 12-14 milionów osób. Muzułmanie z terenów Indii wyruszali w drogę do Pakistanu, zaś hindusi z tamtych terenów chcieli dostać się do Indii. Ofiarami śmiertelnymi wyczerpujących migracji mogły być nawet 3 miliony osób.

Po Podziale (słowo to zazwyczaj pisze się wielką literą) migranci przybywający do Pakistanu byli postrzegani jako synowie i córki powracający do domu (w przeciwieństwie do ludności, która migrowała do Indii, opuszczając naród). Nazywano ich „muhadżirami”. Pierwotnie to słowo odnosiło się do pierwszych islamskich konwertytów, którzy razem z Mahometem wędrowali z Mekki do Medyny. Pakistan miał być ich nowym domem, nową ojczyzną. Jednak z czasem określenie nabrało pejoratywnego znaczenia. Ze względu na lepsze wykształcenie, imigranci zaczęli obejmować lepiej płatne miejsca pracy, bogacić się i – w oczach lokalnej społeczności – “przejmować” miasto. Karaczi ogarnęły konflikty na tle politycznym i etnicznym. 

Pakistan w momencie uzyskania niepodległości składał się z dwóch niepołączonych bezpośrednio terenów, Pakistanu Wschodniego (Bengal Wschodni) oraz Pakistanu Zachodniego (zachodnie prowincje indyjskie). Większość mieszkańców znajdowała się w Bengalu. Byli oni jednak postrzegani jako konwertyci, co poskutkowało dyskryminacją i powstaniem ruchów separatystycznych. Doprowadziło to w końcu, po wielu burzliwych wydarzeniach, do oddzielenia się Bengalu Wschodniego, który został w 1971 przekształcony w odrębne państwo – Bangladesz. Tereny Pakistanu od tamtej pory obejmują zatem byłe indyjskie prowincje na zachodzie.

To właśnie te wydarzenia stały się tłem dla porywającej historii Kamili Shamsie, która poświęca w opowieści wiele miejsca motywowi imigrantów przybyłych z Bangladeszu do bogatszego Pakistanu.

Kartografia

Głównych bohaterów powieści, Raheen i Karima, poznajemy jako dwójkę dzieci, zżytych ze sobą przyjaciół, którzy rozumieją się bez słów. Ich relacje komplikują się, kiedy rodzina Karima decyduje się na wyjazd z niebezpiecznego Karaczi do Europy. Dwójka bohaterów ponosi konsekwencje wydarzeń z przeszłości, niosąc piętno tragicznej historii swoich rodziców. Podobnie oboje związani są z rodzinnym miastem, na którego temat, jak się okazuje, mają skrajnie różne poglądy. 

Raheen i Karim to zwolennicy dwóch odmiennych sposobów tworzenia map. Nieustannie ze sobą polemizują, a przy tym są ucieleśnieniem teorii Micheala de Certeau o mieście konceptualnym i mieście doświadczalnym. Karim wyraża zainteresowanie mapami od strony technicznej, twierdzi, że chce zostać kartografem Karaczi. Jego fascynacja zaczyna się już w dzieciństwie, a z czasem przybiera na sile. Kiedy wyjeżdża z Pakistanu, wciąż zajmuje się swoim rodzinnym miastem, układa plany i uczy się na pamięć rozkładu ulic. To dla niego sposób na umiejscowienie Karaczi w większej przestrzeni. Wypomina Raheen ograniczenie się tylko do kilku miejsc, które zna, wylicza obszary, w których nigdy nie była. 

Pierwsza mapa Karima to obrazek Karaczi narysowany ręcznie. Podarował go Raheen w drodze na lotnisko, tuż przed opuszczeniem kraju. Zaznaczył na nim ważne dla nich obojga punkty. To jego ostatnia mapa związana ściśle ze wspomieniami (np. na kortach do squosha powiedziałem Ci, że w sierpniu wyjeżdżam z Karaczi. Poprosiłaś, żebym przyniósł Ci coś zimnego do picia. Gdy wróciłem, miałaś zaczerwonione oczy. Myślałaś, że nie zauważę? Ja też miałem, choć ty chyba nie zauważyłaś albo kolejny punkt, lotnisko, podpisany: Tu nie będę wiedział, jak powiedzieć do widzenia). Mimo tak osobistego opisu, będącego ucieleśnieniem idei geopoetyki, w kolejnych latach skupia się głównie na liczbach, statystykach i nazwach ulic.  

Raheen natomiast od początku sprzeciwia się kategoryzacji i sztucznemu nadawaniu miejscom nazw, uważa to za zbędne, niezgodne z czymś, co określa mianem charakteru miasta. Jej zdaniem sztucznie spreparowana nomenklatura odbiera znaczenie poszczególnym miejscom. Mieszkańcy się nią nie posługują. Ci, którzy są związani z Karaczi, nie potrzebują map, wystarczają im historie, które opisują wybrane rejony. Raheen mówi o doświadczaniu przestrzeni, uważa to za atut Karaczi, miasta, które żyje, nie przejmując się rysunkami kartograficznymi, ma swoje tajemnice. Miasta, którego nie można zamknąć jedynie w ramkach z numerami alei i budynków. 

Zawsze wydawało mi się wspaniałe, że wszyscy moi znajomi z Karaczi, opisując dojazd w jakieś miejsce, posługują się punktami orientacyjnymi i dykteryjkami. Dojedź do ronda z łodzią podwodną; skręć w uliczkę, na której Zię napadł złodziej samochodów; jedź, aż dojedziesz do biura ojca Soni. W każdej z tych wskazówek pobrzmiewa jakaś taka swojskość, poczucie przynależności do tego miejsca. Jest w tym coś wyjątkowego. Nie zaprzeczaj – należymy do miasta, które lubuje się w opowieściach…

Raheen w liście do Karima opisuje miejsca, których nie można znaleźć na żadnej mapie czy planie miasta. Są dostępne tylko dla mieszkańców. Dla ludzi, którzy tworzą całą tę przestrzeń i budują w niej swoje światy, nazywając ich części na swój własny sposób. Raheen opisuje korytarz, który pozwala kobietom dostać się do miejsca modlitwy tak, aby nikt ich nie zobaczył. Przechodzą one przez wnętrza połączonych ze soba domów. Powstała w ten sposób aleja, którą znają tylko mieszkańcy. Niedostępna dla kartografów, choć tak istotna.

W Karaczi jest ulica, która podąża za księżycem. Niedaleko Imam Baragh stoi rząd domów, które mają drzwi, frontowe i tylne, ale pozbawione są ścian działowych. Gdy według kalendarza księżycowego zaczyna się miesiąc muhurram, szyitki codziennie chodzą do Imam Baragh. Dla tych, które przestrzegają pardy, w Imam Baragh są specjalne tylne drzwi, a żeby dojść do tych drzwi, nie narażając się na spojrzenia obcych na ulicach, przechodzą przez domy sąsiadów. Tylne i frontowe drzwi tych domów pozostają otwarte i kobiety przechodzą z korytarza jednego domu do korytarza kolejnych, aż tą wewnętrzną uliczką docierają pod drzwi Imam Baragh. Uliczka ta nie ma nazwy i znika wraz ze zniknięciem księżyca, ale mimo to jest uliczką, i to taką, która o Karaczi mówi więcej niż jakikolwiek plan miasta.

Raheen, zwracając się do przyjaciela, kilkukrotnie wspomina dawnych kartografów, Strabona i Eratostenesa. Mówi, że pierwotnie mapy miały być odzwierciedleniem bicia serca miasta, miały żyć jego rytmem, opowiadać historie. Strabon łączył geografię z filozofią i naukami przyrodniczymi, Eratostenes natomiast, mimo że posiadał obszerną wiedzę z zakresu wielu dziedzin, nie uważał literatury za rzetelny nośnik wiedzy o świecie. Ci dwaj spierali się o eposy homeryckie, zastanawiali się, czy można je traktować jako zbiór wiarygodnych informacji. Raheen porównuje siebie do Strabona, a Karima do Eratostenesa: 

Karimazow, mam wrażenie, że my jesteśmy jak Strabon i Eratostenes. Ja chcę zwrócić twoją uwagę na opowieści, które określają Karaczi, a ty chcesz znać nazwę ulicy łączącej Gizri i Zamzama oraz wiedzieć, ile osób zginęło na niej zeszłego roku.

Karim w listach do Raheen pisze, ile osób zginęło w zamachach, na jakich ulicach, ilu jest rannych. Po wyjeździe z Karaczi stracił część swojej intymnej relacji z miastem, w związku z tym łatwiej przychodzi mu posiłkowanie się liczbami, które dają mu aktualną wiedzę i pozwalają odczuć, że wciąż dobrze zna rodzinne miejsce. Bardzo emocjonalnie podchodzi do wiadomości, które czyta. Dla Raheen z kolei są to tylko nic nieznaczące liczby, suche fakty. 

Statystyka i opowieść doskonale się uzupełniają i dopiero przy takiej konfiguracji źródeł można uzyskać kompleksowy opis przestrzeni. Literackie przedstawienie to emocjonalny obraz, który oddaje atmosferę miejsca, nieuchwytną na mapie. Literatura jako nośnik wiedzy jest zawsze nacechowana osobistymi, wyjątkowymi dla autora wrażeniami, które nabierają sensu również dla odbiorców opowieści. Dzięki możliwości badania literatury z użyciem metod właściwych geopoetyce, można natomiast dostrzec wielopłaszczyznowość w postrzeganiu miejsc geograficznych, choć niesie to za sobą ryzyko znacznej subiektywności odbioru. 

Jedno jest jednak pewne – miasto, czy też szeroko rozumiana przestrzeń geograficzna, ma na nas olbrzymi i nieodwracalny wpływ, którego być może nawet nie jesteśmy w pełni świadomi. To właśnie jest geopoetyka.

Tekst jest częścią wydania tematycznego „Perspektywa” powstałego w ramach projektu „Kultura w akcji 3” współfinansowanego ze środków Miasta Krakowa