Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Tym na starość trąci („Substancja”)

7/2024

Recenzje /

Elisabeth Sparkle (Demi Moore) otwiera zamówioną paczkę, w której do dziwnych przedmiotów dołączone są kartki z prostymi poleceniami. Bohaterka jest jak Alicja w Krainie Czarów, czytająca rozkazy „wypij mnie” i „zjedz mnie” przyczepione do napoju i ciasteczka. Obie pokornie wypełniają zalecenia, jednak dla Elisabeth podróż na drugą stronę lustra nie będzie wejściem do świata snów, lecz koszmarów.

Substancja w reżyserii Coralie Fargeat ma w sobie wiele z baśni czy greckiego mitu. To opowieść o laureatce Oscara, która z gwiazdy filmowej przeobraziła się w instruktorkę fitnessu w porannym programie telewizyjnym. Mimo że Elisabeth ma świetną kondycję i budzi sympatię widzów, jej szef (Dennis Quaid), nieprzypadkowo noszący imię niesławnego producenta filmowego, szuka młodszej dziewczyny, która zajmie jej miejsce. Po pięćdziesiątce się kończy… – mówi Harvey. Choć bohaterka prosi go o doprecyzowanie, ten nie jest w stanie tego zrobić. Zdesperowana i niegotowa na emeryturę celebrytka dowiaduje się o istnieniu substancji, która zapewni jej młodość. Zasady są proste: przez siedem dni w użyciu jest nowe, doskonałe ciało o imieniu Sue (Margaret Qualley), a kolejny tydzień to czas na regenerację. To wtedy Elisabeth wraca do swojej ponadpięćdziesięcioletniej wersji. Dojrzałe ciało jest macierzą i z niego czerpie siły „lepsza wersja”. W instrukcji podkreśla się, że są one jednością i dla wspólnego dobra muszą przestrzegać rytmu zmian. Jak w mitach: naruszenie porządku grozi strasznymi konsekwencjami.

Fargeat łączy w Substancji baśniowy schemat ze współczesną popkulturą. Zamiast najeżonego archetypami filmu o psychologii, proponuje rozrywkowe kino o wydrążonych ciałach. Reżyserce bliżej do Kartezjusza, który oddziela ciało od umysłu niż do jungowskiej psychoanalizy. Elisabeth i Sue są sprowadzone jedynie do somy. Na ich osobowości składają się chęć sukcesu i sławy, które zapewnia doskonały wygląd. Ich współzależność jest oparta na paradoksie – choć zaprzecza naturze, to podkreśla biologiczne prawidła. Im bardziej Sue przekracza granice, tym bardziej Elisabeth traci zdrowie. Ujawniają to najlepiej zmiany widoczne w jej ciele. Z twarzy zaczyna przypominać czarownicę z produkcji Disneya, a wygląd jej członków jest zgodny z baśniowym wyobrażeniem wiedźmowej szpetoty.

W Zemście (2017), interpretacji kina rape & revenge, Fargeat rozbiła stereotyp atrakcyjnej blondynki. Początkowo pokazuje bohaterkę zgodnie z męskim spojrzeniem jako słodką seksbombę pozbawioną sprawczości, by stopniowo eksplorować jej siłę i wolę walki. W Substancji jest odwrotnie. Postać Sue (którą z protagonistką Zemsty łączy detal w postaci kolczyków-gwiazdek) podtrzymuje stereotyp i jest spełnieniem oczekiwań mężczyzn. Uśmiechnięta i spolegliwa w pracy z producentami, na ekranie bezwstydnie przyciąga wzrok wyuzdaną choreografią. Jej bezwzględność wobec Elisabeth może gryźć się z wizerunkiem America’s sweetheart. Jednak to tylko pozory. Ulubienica publiczności musi działać zgodnie z regułami branży – i tak jak ona nienawidzić starości.

Substancja to kolejny po Titane (2021) Julii Ducournau feministyczny body horror doceniony w Cannes. Fargeat otrzymała nagrodę za najlepszy scenariusz. To nieoczywisty wybór, ponieważ jej film intryguje przede wszystkim w wymiarze audiowizualnym – natężeniem dźwięków, stosowaniem obiektywu rybiego oka, mocnymi i odważnymi scenami fizycznej eksploatacji. Wychowana w latach osiemdziesiątych na kinie Johna Carpentera i Briana De Palmy francuska reżyserka w realizacji Substancji posługuje się wachlarzem filmowych nawiązań i tworzy kolaż z wielu kultowych dzieł. Na pierwszym miejscu są odwołania do twórczości Davida Cronenberga, mistrza body horroru, na drugim do kina Stanleya Kubricka. Fargeat równie mocno inspirowała się niskobudżetowymi horrorami, co takimi realizacjami jak Człowiek słoń (1980) Davida Lyncha, Ze śmiercią jej do twarzy (1992) Roberta Zemeckisa i Requiem dla snu (2000) Darrena Aronofsky’ego.

Nie można tu jednak zapomnieć o Portrecie Doriana Graya Oscara Wilde’a – powieści o pragnieniu wiecznej młodości. Główny bohater w sposób równie fantastyczny, co Elisabeth odkrywa sposób na zachowanie nieskalanego upływem czasu ciała. Wypowiada życzenie, aby to jego podobizna na naturalnej wielkości portrecie się starzała, a nie on sam. Magia działa, a Gray bez konsekwencji może korzystać z życia i rozmaitych używek, a jego uroda nie przemija. Tak, jak filmowa Sue – nie bierze na siebie skutków nieprzespanych nocy i nadużywania alkoholu. Oboje nie boją się kary za grzechy i upływu czasu – ich następstwa odbijają się na macierzystym ciele i ukrytym za kotarą obrazem. Fargeat i Wilde przestrzegają przed taką beztroską, pokazując, że nawet w nierealistycznym świecie wszystko ma swoją cenę.

Zarówno Substancja, jak i Portret Doriana Graya są opowieściami o tym, jaką wizję sukcesu proponuje kapitalistyczna kultura. Elisabeth nie chce mieć nowego ciała tylko dla przyjemności bycia młodą i piękną. Jej pragnienie rodzi się z chwilą, gdy traci pracę i słyszy, że według swojego szefa jest za stara na występowanie w telewizji. Główną motywacją bohaterki jest pozostanie w blasku fleszy. Marzy o permanentnym sukcesie i sławie, która według niej i świata, w jakim funkcjonuje, jest możliwa do zdobycia tylko przez atrakcyjne kobiety poniżej trzydziestego roku życia. Elisabeth zdobyła Oscara, co oznacza, że branża doceniła jej talent i postawiła w szeregu osób nieprzeciętnych, jednak, podobnie jak aktorka, nie zaakceptowała ludzkiej niedoskonałości. Tego, że człowiek zmienia się, starzeje i nie zawsze jest w stanie wykonywać zadania w najwyższym stopniu efektywności. Nie sposób być cały czas „najlepszą wersją siebie”.

W napisanym ponad sto trzydzieści lat wcześniej dziele Wilde’a przymus bycia idealnym wybrzmiewa w wątku romansu Graya z Sybil. Bohater zachwyca się talentem i pięknem aktorki. Jednak kiedy jednego wieczora dziewczyna źle wypada na scenie, Gray zrywa z nią. Jedno potknięcie wystarczy, by mężczyzna zmienił zdanie o ukochanej. Dla wiecznie młodego, perfekcyjnego w swoim mniemaniu Graya słabość i kruchość są niedopuszczalne. Podobnie jak Elisabeth bez mrugnięcia okiem przyjmuje przekaz kapitalizmu – by osiągnąć sukces, należy być perfekcyjnym, pod każdym względem lepszym od innych, w pełni poświęcić się karierze. W doskonałych życiach nie ma miejsca na porażki i słabsze dni.

Substancja byłaby tylko atrakcyjnie zrealizowaną ciekawostką, gdyby nie rola Demi Moore. Choć Qualley i Quaid świetnie wywiązują się ze swojego zadania, to aktorka swoim talentem i kontekstem prywatnego życia wynosi film na wyższy poziom. Moore w rzeczywistości mogłaby podzielić los sfrustrowanej i samotnej Elisabeth. W autobiografii Intymnie (Agora, 2020) gwiazda przyznaje, że od wczesnej młodości nienawidziła swojego ciała. Przez większość życia nie opuścił jej brak akceptacji siebie, któremu próbowała zaradzić przez wycieńczające diety i nadmierne ćwiczenia. Potrzeba bycia „lepszą wersją siebie” doprowadziła aktorkę do uzależnienia od alkoholu i kokainy. Praca nad idealną sylwetką stała się głównym celem, przez który zaniedbała nawet relacje z córkami. Kiedy i one odsunęły się od gwiazdy, Moore zaczęła pracować nad zmianą dotychczasowego życia.

W tym kontekście scena, w której Elisabeth przygotowuje się do randki, cały czas coś poprawiając i z wściekłością patrząc na swoje lustrzane odbicie, jest szczególnie dojmująca. Intymnie bardziej niż o sukcesach i początkach kariery opowiada właśnie o pracy nad sobą i o tym, jak aktorka przewartościowała swoje życie. Moore zdała egzamin, do którego filmowa Elisabeth nawet nie podeszła. Zmiany zaszły nawet w jej wizerunku na plotkarskich portalach. Informacje o związku z młodszym mężczyzną i nagłówki mówiące o tym, jak dobrze wygląda na swój wiek, ustąpiły miejsca zdjęciom z córkami i byłym mężem. Podczas pandemii Moore i Bruce Willis, którzy spędzili kwarantannę w jednym domu z dorosłymi już dziećmi i nową żoną aktora, stali się przykładem normalności i zdrowych relacji. Z kolei Elisabeth w Substancji nie ma rodziny, mieszka sama w nowoczesnym mieszkaniu. Macierzyństwo czy małżeństwo nie są tu zasugerowane jako przyczyna wewnętrznej pustki bohaterki. Jest nią za to brak jakichkolwiek relacji. Rozmowa gwiazdy z kolegą ze szkolnych lat pokazuje, jak trudno jej się odnaleźć w spotkaniu z drugim człowiekiem. Jest zagubiona i zestresowana. Świat Elisabeth ograniczony jest do pracy. Czas poświęca głównie modelowaniu sylwetki i budowaniu atrakcyjnego wizerunku. Moore przez pewien czas szła podobną drogą, by całkowicie z niej zawrócić. Indywidualizm i ściganie się z innymi zastąpiła wspólnotowość. Nawet na ściankach aktorka pozuje w towarzystwie bliskich osób.

Substancja doprowadza pogoń za młodością, atrakcyjnością i sukcesem do ekstremum. Widowisko w krwawy sposób rozprawia się z iluzją, jaką sączy nam wszystkim popkultura. Mimo różnic wymowa filmu Fargeat jest spójny z takimi opowieściami jak Intymnie, Grunge. Bękarty z Seattle (Czarne, 2023) Piotra Jagielskiego czy serial dokumentalny o Robbiem Williamsie (2023) Joe Pearlmana, w których sukces jest przedstawiany jako porażka (i odwrotnie). Dla Elisabeth powodzenie w karierze jest jedyną miarą wartości, celem i sensem życia. W pewien sposób bohaterka jest uzależniona od sukcesu. Jej codzienność, poza blaskiem fleszy, jest pusta, kobieta zupełnie się w niej nie odnajduje. Dni bez pracy wypełnia gapieniem się w ekran telewizora i pogrążaniem w smutku. Metrykalnie dojrzała Elisabeth emocjonalnie jest na poziomie Sue, która pragnie jedynie adoracji otoczenia.

Wspomniana już biografia Moore pokazuje to, co było niewidoczne na uśmiechniętych fotografiach aktorki zerkającej z kolorowych pism. Brak pewności siebie, samotność, lęk, rozpacz. Emocje, o których przez wiele lat nie mówiło się głośno wśród osób, którym szczęścia zazdrościł cały świat. Robbie Williams pokazuje podobny pejzaż psychiki popularnego wokalisty, który będąc na szczycie, borykał się z wewnętrznym nieszczęściem. W dostępnym na Netfliksie dokumencie artysta mówi o stanach lękowych, uzależnieniach i niegotowości na sławę. Bycie na świeczniku od nastoletnich lat odbiło się negatywnie na emocjonalności Williamsa, którego każdy krok był bezwzględnie krytykowany w brukowej prasie. Piosenkarz, tak jak Moore, przyznaje, jak dalekie od ideału było życie stawiane w mediach za wzór sukcesu. Załamanie kariery obojgu otwarło drzwi do odbudowania codzienności na własnych zasadach, bez podporządkowywania się wymogom rynku.

Jagielski w swojej opowieści o grunge’u dochodzi do podobnych wniosków, na nowo definiując sukces i porażkę. Muzycy z Seattle, którzy zdobyli największą sławę: Kurt Cobain, Chris Cornell i Layne Staley zakończyli życie w sposób tragiczny. Kariera spotęgowała ich problemy psychiczne i poczucie izolacji. Eddie Vedder, który na początku lat 90. dzielił z nimi popularność, uniknął tego losu. Może dlatego, że nie dał się ponieść wymogom branży, a obecność Pearl Jamu w mediach była ograniczona nawet w okresie ich największych sukcesów. Grunge. Bękarty z Seattle pokazuje, że najbardziej pozytywnie potoczyła się historia zespołu Mudhoney. Muzycy nigdy nie zdobyli takiej sławy, jak ich koledzy, ale nadal koncertują, wspólnie grają muzykę, którą lubią, pozostają w koleżeńskich relacjach. Czy to właśnie nie jest ich największy sukces, pyta Jagielski.

Społeczeństwo coraz bardziej zaangażowane w temat zdrowia psychicznego na nowo czyta legendy o życiu wielkich gwiazd. Blichtr nie przysłania pęknięć, a samotność, lęk i niepewność siebie przestają być czymś wstydliwym. Po seansie mam wielką nadzieję, że Substancja w mocny i symboliczny sposób kończy pewien rozdział w popkulturze i będzie w niej coraz więcej przestrzeni na kruchość.