Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Trudna sztuka latania (I. Iwasiów „W powietrzu”)

Recenzje /

Lektura W powietrzu, nowej powieści Ingi Iwasiów, uświadomiła mi dwie rzeczy: po pierwsze, że polski półświatek literacki odnalazł się nadzwyczaj sprawnie w rzeczywistości po rewolucji seksualnej i zupełnie nie ustępuje rozpuszczonym rock’n’rollowym muzykom; po drugie, że muszę być bardzo wyzwolonym kochankiem, skoro erotyczne podboje głównej bohaterki nieszczególnie mnie rozgrzały.

Bo moja pierwsza kłótnia z tą książka dotyczyła oczekiwań. Mieliśmy, wydaje się, inne wobec siebie zamiary. Wydana w koniunkturze „nowego” erotyzmu, tych wszystkich niezobowiązujących Greyów, powieść autorki świetnego Bambina reklamuje się jako odkrycie – przypomnienie o – zamiecionej pod dywan wolności seksualnej kobiety. Seksualność ta, odkrywana na nowo już wiele razy w setkach utworów o różnym stopniu radykalności i uwikłania we wszelkiej maści –izmy, jest, jak sądzę, wciąż seksualnością rekonstruowaną – w tym sensie, że nieustannie trzeba ją odtwarzać, przypominać, wskazywać jej miejsce i nadawać jej kształt. O słuszności i aktualności takiego myślenia – nawet pomimo pewnego znużenia liczbą podobnych projektów w literaturze polskiej po 1989 roku – uświadamiam sobie, gdy tylko w telewizji lub internetach usłyszę, co ten czy inny przygłup-erudyta mówi do mnie o wykorzystywaniu pijanej kobiety albo aborcji jako podwójnym gwałcie. Mam jednak wrażenie, że sama słuszność nie wystarczy, by ignoranta zainteresować.

Bohaterka W powietrzu ani nie wpisuje się w model upadłej uwodzicielki trawionej przez demona żądzy, ani nie jest typem kuszonej anielicy, stopniowo deprawowanej i doprowadzanej do klęski. Jej seks nie wodzi na pokuszenie niewinnego, nie niszczy cudzego życia ani nawet – śmiem twierdzić – życia samej bohaterki. Nie realizują się tu żadne pikantne i szacowne już modele erotyzmu z de Sade’a, Wilde’a, Réage czy Nabokova, a ku mojej uciesze nie odnajdziemy tu także śladu po E. L. James. Owszem, zaczyna się konkretnie, bo od związku czternastolatki z nauczycielem, ale spokojna, wręcz wolna narracja Iwasiów i nieustannie dokonywane analizy głównej bohaterki w jakiś przedziwny sposób sankcjonują ten występek, czyniąc zeń inicjację, która zresztą nigdy nie zostaje odkryta i ukarana. Ot, związek trwa sobie przez kilka szczęśliwych lat, daleko od kategorii gwałtu czy molestowania. Później jest tak, jak dziś wśród młodych bywa zazwyczaj. Seks przydarza się tu i tam, z tym i tamtym, w tej i innej pozycji, pociągając za sobą mniej lub bardziej poważne skutki. Bohaterka wybiera studia nad literaturą i w końcu zostaje naczelną dobrze prosperującego czasopisma. Pikanteria jej relacji nie wykracza jednak poza zwyczaje innych ludzi, a wyuzdany seks nie cechuje – podobno – tylko studentów polonistyki. Uprawia się go w końcu z różnych powodów i z różnymi osobami, a namiętność czasami przybiera rozmaite postaci. Skatalogowane w książce liczne stosunki nie stanowią jednak jakiejś upadlającej gradacji, a kolejne akty nie przesuwają granic. W końcu co gorszego może być od związku nieletniej z nauczycielem? Jasne, bohaterka wchodzi w rozmaite relacje z podejrzanymi heteroseksualistami, z wyrachowanymi homoseksualistkami, bierze udział w trójkątach i kwadratach, ale większość stosunków dokonuje się jednak wewnątrz związków.

To ciekawe, bo literackie tradycje erotyzmu korzystały najczęściej właśnie z tej prostej, efektownej konstrukcji: zaczynało się od gry wstępnej z niewinnością, by z każdą kolejną stroną przekraczać nieprzekraczalne granice, ostatecznie tworząc coś na kształt bluźnierczej, ale widowiskowej dla czytelnika opowieści o upadku. Iwasiów zaś wspomniane tradycje odczarowuje, bo, choć niezwykle ciekawe i spektakularne, uprzedmiotawiają kobietę, a przeto pozostają mizoginiczne. Tymczasem seks w tej książce nie szuka ani poklasku, ani skandalu, stąd obawiam się, że nie zawsze po prostu jest gorący. W połączeniu z narracją Iwasiów konsekwencją takiego odczarowania jest swoista atmosfera senności, raczej już nie ciepła i nie lepka, a więc nie wiodąca nas na pokuszenie.

Oczywiście, wygodnie reklamować tę powieść jako bluźnierczą i epatującą seksualnością – taka jednak, powtórzę, nie jest. Jest to natomiast powieść o bohaterce żyjącej na przełomach różnych epok, w których realizuje swoje potrzeby, żądze i fantazje, zderzając je z oczekiwaniami innych ludzi. Nie zawsze są to relacje zdrowe; bohaterka nie stroni od zdrady, a swoje potrzeby niejednokrotnie lokuje w osobach, które nie nadają się na partnerów. W tle (nie)gładko prowadzonych związków przepoczwarza się polska obyczajowość, od PRL po współczesność, reprezentowana przez najróżniejsze, skrzętnie przez narratorkę analizowane postaci.

Iwasiów świetnie obserwuje, argumentuje i interpretuje zachowania. Humanistyczne wykształcenie głównej bohaterki pozwala autorce przemycić ich kulturową analizę. Ta, podszyta feminizmem, raz jest zadziorna, raz błyskotliwa, choć zdarzają się zastanawiające faux pas, które w połączeniu ze swoistym nadęciem narratorki sprawiają, że ociera się ona o pretensjonalność psychologa z kolorowego magazynu: Kobieta gotowa na zapłodnienie widzi mężczyznę w lepszym świetle, przeczytamy w pewnym momencie.

Najczęściej jednak wplecione w fabułę obserwacje albo nas rozbawią, albo zainteresują. O alkoholu na przykład szczecińska profesor napisze następująco: Teoretycznie, czysto teoretycznie, picie sprzyja narracji. W praktyce zabija świat dookoła i uruchamia ciągi kłamstw, które udają literaturę autobiograficzną. Przełom epok zdiagnozuje przewrotnie, niejako odwracając kota ogonem: Byliśmy w tamtej epoce [w PRL – M.P.] na ogół dość wyzwoleni seksualnie, ponure rozliczenie z nocy miało nadejść po odzyskaniu niepodległości. Ale przede wszystkim Iwasiów komentuje związki o najróżniejszym stopniu zaangażowania, wylicza elementy, które umożliwiają spotkanie dwóch osób, bezlitośnie wypisuje też powody, dla których te osoby musiały odejść w inne strony: Zawsze idzie o jakiś drobiazg, o coś, co nas w kimś nieoczekiwanie zniechęca. Czasem mimo wszystko brniemy, rzucamy się głową w dół. Jak mogę mówić, że poszło o prasowanie? Na szali leżało dziecko, a przeważyła koszula? Ale tak, właśnie tak, nie znalazłam w naszym związku miejsca na żelazko.

To zresztą chyba najtrudniejsze: napisać współczesną powieść o związkach, która nie byłaby banalna, nie irytowała jak intymny kącik porad, ani nie epatowała tylko seksem. Nie jestem pewny, czy Iwasiów ta sztuka do końca się udała, bo też bohaterka W powietrzu to nieprawdopodobnie irytująca osoba, którą najzwyczajniej w świecie trudno polubić, a co dopiero zatracić się w niej i zakochać. Można wyliczać jej wady: egoizm, przemądrzałość, chełpliwa maniera zwracania się do czytelnika jak do nieświadomego świata cielęcia, przez co nawet dobre obserwacje i analizy stają się irytującymi pouczeniami. Szybko zatem czytelnik zdaje sobie sprawę, że nie ma mowy o romansie z bohaterką W powietrzu, bo zachodzi tu wyłącznie komunikacja jednostronna.

Być może ta trudna komunikacyjna strategia służy w jakiś sposób odzyskiwaniu kobiecej seksualności według pomysłu autorki Smaków i dotyków. Rzeczywiście, Iwasiów dokonuje niełatwej sztuki: kobieca seksualność nie jest już u niej obarczona ciężarem męskiego spojrzenia, a opisy – krzywdzącymi kategoriami (na przykład dojrzały wiek nie stanowi o braku atrakcyjności). Ot, wydaje się, ta seksualność po prostu jest i funkcjonuje na zupełnie równych prawach. Ale nie rozumiem, dlaczego autorka zdecydowała się na pozbawienie tej książki krztyny miłości. Przez całą lekturę zastanawiałem się, czemu nie potrafię za tą kobietą pobiec, wtulić się w nią, chwycić za rękę i wydyszeć, że z tobą choćby wojna. Wkrótce zdałem sobie sprawę, że opisując dziesiątki związków, Iwasiów nie wskazała ani jednego, który polegałby na miłości. Są oczywiście relacje podobne, oparte na jakimś poczuciu bezpieczeństwa i stabilizacji, ale ostatecznie wszystkie pozostają zimne jak pusta sypialnia z wybitymi oknami. I być może to próbuje mi Iwasiów pokazać: że choć bohaterka uprawia seks dziesięć razy częściej ode mnie, to wciąż pozostaje przerażająco samotna, a jej pragnienie nienasycone? A może jeszcze bardziej upiornie, jeszcze bardziej dobitnie: że by zachować autonomię, czy to seksualną, czy społeczną, potrzeba tej lodowatej bariery, uniemożliwiającej miłość do drugiej osoby, ale pozwalającej zachować głos? I naprawdę nie ma tu miejsca na kompromis?

W bohaterce W powietrzu nie sposób się zatracić, trudno jej także zaufać, a już najtrudniej byłoby ją pokochać. Mimo dojrzałej świadomości i wnikliwych obserwacji nie potrafi ocalić bliskości (przed samą sobą). Być może mógłbym zaakceptować jej trudny charakter i zapomnieć się na jeden, drugi raz. Nie wiem tylko, czy na one-night stand nie jestem już jednak za stary.

 

__

Inga Iwasiów

W powietrzu

Wielka Litera, 2014

Liczba stron: 272

Maciej Pawlikowski

(ur. 1986) – studiował krytykę literacką na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Publikuje tam, gdzie go wpuszczą. Jest redaktorem w GRYOnline.pl. Urodził się w Kamiennej Górze, mieszka w Krakowie.