Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Transgresja, surrealizm i trądzik („Baby Bump”)

Recenzje /

Pamiętacie, jak to jest mieć pierwsze pryszcze na nosie? Pamiętacie odkrycie po raz pierwszy, czym jest antyperspirant i dlaczego warto go używać? Pamiętacie ten czas, w którym nastoletnie (wasze!) ciało wymyka się spod kontroli i żadne groźby nie są w stanie go opanować? Albo te wszystkie niepohamowane myśli meandrujące w różnych kierunkach, za które ksiądz z pierwszej komunii pogroziłby srogo palcem? No tak. Traumę dojrzewania najlepiej jest przeżyć szybko i od razu, a potem dożywotnio wyprzeć. Jeśli jednak ulegniecie intrygującemu trailerowi Baby Bump, wabiącemu kolorami i psychodelicznymi obrazami, trzeba będzie ten ciężki nastoletni proces przeżyć jeszcze raz. A potem skorzystać z przywileju dorosłości, który pozwala na spożycie substancji tylko dla pełnoletnich.

Trzeba przyznać, że Kuba Czekaj – reżyser wspomnianego Baby Bump – zadebiutował z pompą. Wkroczył na arenę międzynarodowej kinematografii z charakterystycznym głośnym tupnięciem. Mam na myśli wyróżnienie na Festiwalu Filmowym w Wenecji w kategorii queerowej (Queer Lion Award Special Mention). Całkiem niezły start jak na młodego debiutanta, start, który nie przeszedł w naszym kraju bez echa. Do tego jeszcze wyróżnienie na festiwalu w Gdyni i kilka nominacji oraz pełne dofinansowanie z ramienia Biennale College Cinema na realizację projektu Baby Bump na podstawie w pełni autorskiego scenariusza reżysera.

Uprzedzam lojalnie, to nie jest film dla ludzi o słabych nerwach. Nie ma tu górnolotnej fabuły która tworzyłaby szkielet trzymający w ryzach sekwencję niebanalnych, mocno abstrakcyjnych obrazów. To raczej nieco dłużąca się, zanurzona w surrealizmie i absurdzie historia o dojrzewaniu, w której nie brakuje metafor i nieustannej transgresji – przede wszystkim dotyczącej wyobraźni. Wyobraźni nie tylko reżysera, lecz także widza. Między innymi dlatego nie dziwi mnie sceptyczne podejście wielu odbiorców do filmu Czekaja. Bo to, wbrew pozorom, nie jest proste i przyjemne kino gwarantujące doznania na polu estetycznym czy refleksyjnym. Baby Bump całkowicie wymyka się schematom utartym szczególnie w polskiej kinematografii, wymaga od widowni dużej cierpliwości i absolutnej otwartości umysłu. Szok, zniesmaczenie i dezorientacja są nieodłączną komponentą w perspektywie odbioru tego projektu. Co więcej – o ironio – idą w parze z zachwytem nad ryzykownym nowatorstwem i unikatowością. Bez wątpienia jest to prawdziwa perełka, jeśli chodzi o nasze rodzime kino. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć: takiego filmu jeszcze nie było.

Tytułowym „baby” jest jedenastoletni Mickey House (Kacper Olszewski, chapeau bas), którego prawdziwym koszmarem dnia powszedniego są odstające uszy. Oprócz tego ma w swoim młodym portfolio jeszcze kilka innych uprzykrzających mu życie problemów: skrajnie nadopiekuńczą matkę, dotyczące jej fantazje seksualne, dojrzewające ciało (a więc i na przykład niekontrolowane wzwody), upierdliwą rudą koleżankę ze szkoły składającą mu niestandardowe propozycje na tle erotycznym i jeszcze do tego wszystkiego jest ONA. Jerboa Mouse, postać z dziecięcej kreskówki, na stałe zamieszkująca jego głowę (i ciało?). Niczym schizofreniczny towarzysz permanentnie krytykuje i komentuje z dużą dozą złośliwości trudne życie nastolatka. Co ciekawe, krytyczny osąd bieżących spraw Jerboa Mouse prowadzony jest w jej, jak sądzę, ojczystym języku angielskim. A więc dialog pomiędzy głównym bohaterem a głosem-postacią istniejącym w jego głowie to przenikanie się dwóch języków – polskiego i angielskiego. Osobiście uważam, że ten intrygujący zabieg ze strony reżysera przyczynia się tym bardziej do narkotycznej wręcz dezorientacji widza.

Wracając jednak do bólu istnienia Mickeyego House’a – rzeczywiście, problemów jest sporo, ale nasz bohater nie zamierza być biernym Werterem wieku dojrzewania. Bierze los (a właściwie jego pewne aspekty) w swoje ręce, na pierwszy ogień rzuca wyzwanie nieznośnie odstającym uszom. Handel moczem w szkole wśród niestroniących od używek uczniów to biznesowy strzał w dziesiątkę. Mickey House jest rozrywanym dilerem własnej uryny – dyskretny, profesjonalny i niezawodny ma stałą klientelę, dzięki której może konsekwentnie odkładać pieniądze na bardzo szczytny cel – operację plastyczną uszu. Pod koniec podliczania utargu dziennego okazuje się, że to jeszcze nie ten moment, ale jest już naprawdę blisko.

Istotną postacią w tej całej, co najmniej ekscentrycznej, opowieści jest Mamuśka, fenomenalnie zagrana przez Agnieszkę Podsiadlik. Znana do tej pory (przynajmniej mnie) z ról bardziej dramatycznych i poważnych prezentuje w filmie Czekaja całe spectrum swoich teatralnych możliwości. Wykreowanie niepokojącej, niestabilnej emocjonalnie, wybitnie nadopiekuńczej matki, spędzającej czas na oglądaniu telemarketingu i przypadkowym seksie internetowym/telefonicznym/bezpośrednim musiało być dla Podsiadlik intrygującym wyzwaniem. Poradziła sobie nadzwyczaj dobrze, o czym świadczy nominacja do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego. Mamuśkę i Mickeyego House’a łączy na tyle chorobliwie bliska relacja, że Freud z rozkoszą zakasałby rękawy i wziął się do roboty. Spanie z jedenastoletnim synem, wyciskanie mu pierwszego pryszcza czy bycie powodem młodzieńczych wzwodów to naprawdę kropla w morzu anormalności rodziny.

Pamiętajmy jednak, że autor Baby Bump urodził swoje pierwsze dziecko w bardzo niskobudżetowym szpitalu. Jak na te możliwości finansowe, w kwestii na przykład kostiumów (Ola Staszko), scenografii (Katarzyna Śląska) czy montażu (Magdalena Chowańska) i muzyki, jest naprawdę bardzo dobrze. Kostiumy Staszko zaskakują kreatywnością i różnorodnością, pobudzając tym samym wyobraźnię i podkręcając psychodeliczny wymiar tego filmu. Czarna, bodaj lateksowa, peleryna, w której znika Mickey House, by stać się cieniem i ukryć się przed światem? Niepowtarzalny element garderoby, który zapragnęłam mieć w swojej szafie od zaraz.

Czy warto zatem zaryzykować przeżycie jeszcze raz traumy dojrzewania, wzmocnionej psychodelicznością godną najmocniejszych na rynku środków odurzających? Nie chcę być winna konsekwencji wywołanych seansem, więc powiem tylko: kto nie ryzykuje, ten nie ma. Bez wątpienia jest to doświadczenie tylko dla tych odważnych i gotowych na maksymalne poszerzenie granic swojej wyobraźni.

 

Baby Bump, reż. Kuba Czekaj, Polska (2016)