Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Świetna robota, Panowie!

Artykuły /

W 2009 roku dziennikarz słynnego brytyjskiego czasopisma „Wire” wymyślił termin hypnagogic pop, którym opisał twórczość takich muzyków jak James Ferraro czy Ducktails. Artyści związani z unikalnym nurtem skonstruowali swoje własne miniuniwersum oparte na zmutowanym stylu retro. Motywem przewodnim większości ich utworów były fałszywe wspomnienia, których nadszarpnięta zębem czasu treść miała mało wspólnego z rzeczywistością. Barwna symulacja estetyki lat siedemdziesiątych oraz osiemdziesiątych, ulepiona z pseudoanalogowego brzmienia i przestarzałego audiowizualnego stylu wczesnego MTV, poddawała krytyce charakterystyczny dla XXI wieku nostalgiczny fetysz. R. Stevie Moore, Ariel Pink, John Maus – wszyscy oni wykpiwali wyidealizowany obraz „starych dobrych czasów”, zatapiając słodkie melodie w gęstej smudze cienia.

Mimo, zdawałoby się, uniwersalnego wydźwięku, nad Wisłą zdecydowanie brakuje godnych uwagi przedstawicieli tej niszowej stylistyki. Miano mistrzów należy się tylko i wyłącznie jednemu zespołowi. Mam na myśli formację Panowie. Wchodzący w skład zespołu Adonis, D A V I C I I, Łukasz Łachecki oraz pewna anonimowa persona już piąty rok regularnie umilają życie miłośnikom onirycznych retrospekcji, serwując im kolaż eksperymentalnej elektroniki, new romantic, a także przaśnego rodzimego piosenkopisarstwa.

Kwartet skupia się w swoich utworach przede wszystkim na banalności ludzkiej egzystencji. Zarówno Zerwane EP, jak i zeszłoroczny longplay Full Automatik opisują dawne bolączki, niezapomniane chwile czy utracone relacje skrajnie prostym językiem. Syntetyczna melodyka kompozycji, ozdobiona truistyczną poezją, mocno pachnie art brutem (sztuką outsiderską, nie popisami PRO8L3M-u). Punktem wyjścia jest dla Panów zazwyczaj schematyczna, popowa gramatyka, którą następnie odzierają z wszelkiej widowiskowości. W efekcie powstaje muzyka równie niekomfortowa, jak sitcom z wyłączonym śmiechem z offu.

Przyjrzyjmy się uważnie kilku interesującym pomysłom zespołu wydawanego przez Trzy szóstki. Przede wszystkim: wokale. Połykane niemal w całości przez shoegaze’ową warstwę hałasu, pozostają zawsze całkowicie nieuchwytne. Podmiot liryczny wciąż próbuje wyrzucić z siebie to, co mu leży na sercu, i niemal za każdym razem umyka to uwadze słuchacza. Ten sugestywny formalny patent nawiązuje do pytania spędzającego wielu z nas sen z powiek: co jeśli świat zewnętrzny jest i zawsze będzie głuchy na moje zmartwienia i trwogi?

Równie istotnym elementem całej układanki jest brudne, jazgotliwe brzmienie. Garażowe aranżacje piosenek zderzają chwytliwe fragmenty z odgłosami przypominającymi industrialną symfonię. Ten uliczny sznyt dodaje numerom szorstkości porównywalnej z wczesnym osiedlowym hip-hopem. Wydaje się wręcz, że syntezatory i samplery imitują odgłosy przejeżdżających tramwajów albo gwarnego tłumu. Siła Panów tkwi właśnie w bezpośredniości, dzięki której brokatowy synth pop prowadzi nas w stronę przyziemnego, blokowego pejzażu. Może i lubią Papa Dance czy Human League, ale to wciąż zwykli goście z klatki obok, niesilący się na żadną ekskluzywność.

Warto również powiedzieć kilka słów o solowych dokonaniach Adonisa oraz D A V I C I I-ego. Obaj kochają wycieczki w przeszłość, piękne refreny oraz długie tytuły utworów, jednak parę kwestii rozwiązują na zupełnie różne sposoby. Adonis urzeka przede wszystkim songwriterską lekkością. Jego mocno eksperymentalny, a mimo to dość przystępny hipnagogiczny pop jest pełen ciepłych barw (np. Wiosenna ofensywa nie trwa dłużej niż do letnich wakacji). Artysta zatraca się w rozkosznych retrospekcjach, pielęgnując je w świadomości niczym wakacyjne fotografie. Surrealistyczne podróże w czasie pomagają mu w stawianiu czoła nużącej powszedniości. Eskapizm? Utopia? No tak, ale niepozbawiona zdroworozsądkowej autoironii (któż inny umiałby w ciągu paru minut przejść od eleganckiego dream popu do postdiscopolowej rubaszności?). D A V I C I I jest znacznie większym realistą. W utworze W sercu pozostaje tylko to, co wypalone ogniem charakterystyczną dla Adonisa pogodę ducha zastępuje racjonalna ocena sytuacji. Zimne, podbite postpunkową rytmiką utwory również nawiązują do minionych dni, lecz z zupełnie innego powodu. Wspominki są tutaj nie tyle sposobem na ucieczkę od bólów doczesności, ile ostatnim pożegnaniem, końcem pewnej prywatnej epoki. Przeszywające dusze zwrotki upijają się na smutno, nie ma w nich miejsca na czułość czy sentymenty.

Projekt Panowie to prawdziwy ewenement w skali krajowej. Czteroosobowa ekipa co prawda mocno czerpie z obcego źródła, lecz zachowuje przy tym własną tożsamość. Posługując się abstrakcyjną stylistyką, wyłuskuje ze swoich kompozycji emocjonalne mięcho (czy nie właśnie tego poszukujemy w sztuce?). Czytałem recenzje porównujące ich dorobek do dzieł Toro y Moi lub nawet My Bloody Valentine, ale według mnie mamy do czynienia z polskim Wu-Tang Clanem – drużyną, która razem i osobno robi rewolucję, na jaką jeszcze nie jesteśmy gotowi.

Łukasz Krajnik

(ur. 1992) – dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling.