Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Słowo o: fanpage’u „Smutne grubaski”

Artykuły /

Święta, od niemal miesiąca, są już nami. Mam nadzieję, że wstaliście od stołów najedzeni i szczęśliwi. Że spoglądacie już ku kuchni pięciu przemian, ku diecie bezglutenowej, ku iluś tam porcjom świeżych warzyw i owoców dziennie. Wierzę, że Wasze syte spojrzenia są teraz czyste, ufne i spokojne. Istnieje jednak takie miejsce w internecie, gdzie żywieniowe rozpasanie trwa cały rok, a potężna dawka cukru i tłuszczu to emulgator społecznych więzi. Fanpage „Smutne grubaski” to klub koneserek spożywki, w którym nie chodzi o jedzenie, ale o styl życia.

Idea, jaka stoi za wszystkimi wykwitami tej sztuki spożywania, mogłaby brzmieć: „przygotować pełnokaloryczny posiłek tak, by jak najrzadziej być zmuszonym wstawać przy tym z łóżka”. Dlatego też na stronie goszczą wszelkiej maści i faktury dania gotowe, których szybkie odgrzanie wieńczy wykonanie ornamentu z majonezu. Oprócz mrożonych frytek, pizzy i zapiekanek, powracają do łask parówki, które – poza godną naśladownictwa prostotą – mają tę zaletę, że łatwo komponują się z kalorycznymi dodatkami. Na stronie królują kompulsywne „torciki” z zakupów last minute w osiedlowych spożywczakach. Cyfrową nieśmiertelność zyskują też niedojedzone imieninowe zawijańce, których kremy już dawno zakrzepły, ale zebrane na jeden talerzyk dadzą jeszcze radę w towarzystwie herbaty podanej w szklance marki Arcoroc. Wirtuozi dobrego smaku i elektorzy stylu odnajdą się tutaj, tworząc gustowne essentiale z różnego rodzaju przekąsek słodkich i słonych, które można sfotografować po wyjściu na większe zakupy.

To, jak i kolejne zdjęcia, pochodzą ze strony facebook.com/smutnegrunaski
Zdjęcia pochodzą ze strony: facebook.com/smutnegrubaski

„Smutne grubaski” przypominają jednak, że jemy po to, aby jeść, a nie żeby patrzeć na jedzenie. Zdarza się więc i tak, że dokumentacja powstaje już po konsumpcji, a o tym, jak migotliwa jest obecność rzeczy jadalnych, przypominają już tylko tekturowe tacki z pozostałościami ketchupu albo pogniecione sreberka po czekoladzie. Zresztą, estetyka wszelkich publikowanych na stronie zdjęć konsekwentnie pozostaje trashowa. Pamiętacie zapewne sugestywne obrazkowe „propozycje podania” na opakowaniach budyni gotowych i proszkowanej bitej śmietany? Tutaj te „propozycje podania” maluje samo życie – stąd bliżej jest im do forensic photos niż do jakiegokolwiek nurtu fotografii gastronomicznej. I podobnie, jak zapamiętane z opakowań ilustracje, są niemożliwe do wiernego odtworzenia.

smutne2

Sam akt jedzenia odbywa się bez zbędnej celebry – kruche ciasteczka (utwardzone tłuszcze trans i syrop glukozowo-fruktozowy) do organizmu docierają wprost z lepiącego się blatu stołu, a okruszki z pościelowej pizzy jeszcze długo zostają w zakamarkach łóżka. Zdjęcia nie starają się nawet ukrywać tego faktu. Kadr nie zna tu ostracyzmu względem jakichkolwiek substancji nadających się do spożycia. Pogodna akceptacja rzeczywistości w stylu „zostaw tę plamę z sosu pomidorowego na ceracie, w końcu ona wcale nie świadczy o nas źle, bo ona świadczy o nas całkiem dobrze”, zdecydowanie pokrzepia w trudnych czasach tysiąca pomysłów na dania z topinamburu.

Jednak tym, co ujmuje mnie najbardziej są komentarze. Powracają w nich jak szlagiery nieustanne pytania o miejsce majonezu w prezentowanych daniach („frytki są z warzyw, polej majonezem i będzie ok”, „gdzie majonez?”), sugestie, jak podnieść cenną kaloryczność posiłków („z bułką trzeba było, więcej węglowodanów”), czy wreszcie wytknięcia programowo zbędnych owoców i warzyw, jeśli takie pojawią się w ogóle na talerzu („za zdrowo”, „co tam robią te jabłka?”).

Osobną kategorią zamieszczanych zdjęć są niemal fetyszystyczne ujęcia pulchnych paluszków, które niejedno ciasteczko już trzymały. Niemniej, podlegają one ocenie fanów strony, która bardzo często bywa surowa i streszcza się w wyrażeniu „za chude te palce :(”.

Zdecydowaną większość fanów stanowi płeć żeńska. Nie jest to przypadek, bo trudno spodziewać się, że w świecie, gdzie ma być tłusto i grubo, ktoś czytał „smutne grubaski” jako zdrobnienie. Prawdopodobnie więc fanpage dedykowany jest głównie dziewczynom. Dlaczego jednak „smutne”? Koncepcji wyjaśniających genezę nazwy jest wiele i nie podejmę się tutaj wyboru najbardziej przekonującej. Może wystarczy powiedzieć, że soundtrackiem do „Smutnych grubasek” mogłaby być jakaś bardzo radiowa piosenka, odtwarzana z boom-boxa w bardzo małym pokoiku  dużego mrówkowca, jednak w pobliżu sieci komunikacyjno-usługowej z dobrze zaopatrzoną siecią delikatesów.

Agnieszka Staszczak

(ur. 1988) – absolwentka komparatystyki UJ. Interesuje się nową prozą polską i odzieżą sportową.