Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Śladami przeszłości (O. Zabużko, „Najdłuższa podróż”)

Zbiór esejów Oksany Zabużko miał być mapą drogową dla europejskiego czytelnika, który zdoła dzięki niej rozumieć współczesną Ukrainę. Najdłuższa podróż uruchomiła jednak także moją własną podróż śladami przeszłości. Okazało się, że historia człowieka jest nierozerwalnie związana z historią jego państwa i żeby zrozumieć sens najważniejszych wydarzeń politycznych, wystarczy zerknąć na życie przeciętnego obywatela. 

Kiedy po przedstawieniu kolejny raz mówią mi, że jestem Kasandrą, i zachwycają się moją dalekowzrocznością, już nie płaczę; po prostu milczę.

W wielogłosie Ukraińców apelujących do świata wyraźnie wyodrębnia się głos Oksany Zabużko, która od wielu lat pozostaje najbardziej rozpoznawalną ukraińską pisarką. Jej książki przetłumaczone zostały na dziesiątki języków i często trafiają na listy bestsellerów. Jej nazwisko regularnie pojawia się na szpaltach gazet i telewizyjnych ekranach. Na pozór ma więc unikatową szansę mówić i zostać usłyszaną. A jak jest w rzeczywistości? 

O wojnie Zabużko dowiedziała się Warszawie. W środku nocy zadzwonił telefon. Gdy odebrała, usłyszała głos męża: Zaczęło się, mała. Bombardują nas. Każdy Ukrainiec ma podobną historię mierzenia się po raz pierwszy z nową rzeczywistością. Dla kogoś był to telefon, a dla kogoś eksplozja za oknem. Ja dowiedziałam się o wojnie rano, 24 lutego o 8:56, kiedy obudziła mnie siostra i powiedziała: Wstawaj, zaczęła się wojna. Odtąd wszystko się zmieniło. Paraliżujące poczucie bezsilności, strach, niekończące się alarmy przeciwlotnicze i pakowanie kota do klatki, aby razem ukryć się w piwnicy – taka nowa rzeczywistość. W tym samym czasie Oksana Zabużko próbowała wyjaśnić światu, że jestem zupełnie bezbronna i przerażona, że czekam na pomoc. Ale nawet tej znanej pisarce nie udało się dotrzeć do wszystkich: Kiedy po przedstawieniu kolejny raz mówią mi, że jestem Kasandrą, i zachwycają się moją dalekowzrocznością, już nie płaczę; po prostu milczę. Tak powstał pomysł na zbiór esejów, który opowiada o wojnie w Ukrainie z perspektywy 30 lat niepodległości. 

23 lutego 2023 roku w czasie prezentacji swojej nowej książki w Krakowie Zabużko przejrzyście zaznaczyła cel, który chciała osiągnąć tym wydaniem – wytłumaczyć europejskiemu czytelnikowi rzeczy oczywiste dla każdego Ukraińca, ale absolutnie niepojęte dla reszty świata. Jak naród ukraiński stał się symbolem wartości europejskich, mimo że wciąż nie należy do Unii Europejskiej? Pisarka prowadzi czytelnika drogą trzydziestoletniej historii – od formalnej niepodległości kraju uzyskanej w 1991 roku, do realnej niepodległości. Ta, zdaniem Zabużko, nastąpiła po brutalnym ataku Rosji i aneksji części terytorium. Właśnie wtedy, w warunkach zagrożenia istnienia całego narodu, powstało prawdziwe społeczeństwo obywatelskie zdolne się przeciwstawić „drugiej armii świata”. 

Najdłuższa podróż zawiera bardzo osobiste wspomnienia Zabużko, refleksje i przeżycia, wzmocnione ogromną wiedzą polityczną, a także miłością do swojej ojczyzny. Nie zostawia to czytelnika obojętnym. To w tej książce warto szukać odpowiedzi na pytania, kim są Ukraińcy i dlaczego tak odważnie walczą o swoją wolność. Właśnie od wyniku tej wojny zależy przyszłość Europy.

Ja jestem rówieśniczką mojej ojczyzny i jej historia to moja historia. Zapraszam w Najdłuższą podróż śladami przeszłości.

Nasza wojna z Rosją nie zaczęła się w 2014 roku. W 2014 roku Putin zamierzał ją zakończyć.

W centrum swojej opowieści Oksana Zabużko zamieszcza koncepcję dywersji ideologicznej Bezmienowa, którą Rosja kontynuuje po czasach ZSRR i aktywności KGB. Wszystkie wydarzenia w Ukrainie po upadku Związku Radzieckiego i do czasu agresji Rosji na Ukrainę wpisują się w jeden schemat. To znaczy, że nic nie zdarzyło się przez przypadek, los czy fatum, a jest częścią wielkiego planu – rekonstrukcji Imperium Rosyjskiego. Ten plan ma cztery konkretne etapy, których doświadczyłam na własnej skórze. 

Pierwszym etapem była demoralizacja

Miała ona na celu zmianę świadomości obywateli kraju. Za pośrednictwem mediów, oświaty i cerkwi zostało wychowane pokolenie Ukraińców przyjaznych wobec Rosji. Dobrze pamiętam, jak w dzieciństwie oglądałam animację Disneya w języku rosyjskim. Wszystkie gry na podwórku, najlepsze książki, najpopularniejsze piosenki i ich teksty, które pamiętam do dzisiaj, były w tym języku. Nawet mojego ulubionego Harry’ego Pottera czytałam po rosyjsku, czego do dziś bardzo żałuję – ukraińskie tłumaczenie jest naprawdę znakomite. Kiedy w czasie letnich wakacji przyjeżdżałam do babci na wieś i widywałam się z kuzynką i kuzynem z Rosji, próbowałam z nimi rozmawiać po rosyjsku, mimo że szło mi bardzo kiepsko. Nikt nie przekonywał mnie do podejmowania tych wysiłków. Był to jakiś podświadomy impuls, który – jak teraz rozumiem – był mocno zakorzeniony w poczuciu mniejszej wartości języka ukraińskiego. Kiedy trochę urosłam i marzyłam już o studiach w Kijowie, mama często powtarzała mi, że muszę ćwiczyć język rosyjski, bo w Kijowie wszyscy rozmawiają w tym języku. W tym czasie jeszcze nie zastanawiałam się dlaczego, było to coś oczywistego. Wróciłam więc do Harry’ego Pottera i czytałam tekst na głos, ćwicząc „poprawny rosyjski akcent”, którego, na szczęście, i tak nie udało mi się osiągnąć.

W latach zerowych, a tak naprawdę jeszcze do niedawna, 80% wszystkich książek wydawanych w Ukrainie było w języku rosyjskim. Zarówno oryginalnych, jak i przekładów. Prawo do tłumaczenia światowych przebojów na całe WNP miała Rosja, a żeby wydać książkę po ukraińsku, wydawnictwo musiało wykupić prawa właśnie od nich. Często, jak można zgadnąć, absolutnie taką umową nie byli zainteresowani. Podobnie sytuacja wyglądała w branży muzycznej. Od 2012 do 2016 roku udział ukraińskich piosenek emitowanych w radiu wynosił 3-10%. Dopiero w 2016 roku, po wprowadzeniu tak zwanych „kwot ukraińskich”, ten wskaźnik wzrósł do gwarantowanych 30%. Pierwsze filmy z ukraińskim dubbingiem pojawiły się w kinach dopiero w 2006 roku. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że w mojej świadomości utrwaliło się przekonanie, że w Rosji jest centrum kultury, a w Ukrainie… nie ma nic. Nigdy w życiu nie myliłam się tak bardzo – możliwe jednak, że nie czułam, że są inne możliwości. Myślę, że nie pomógłby mi nawet wehikuł czasu. Cała rzeczywistość zdawała się bowiem podsuwać tę samą myśl.

Drugim etapem była destabilizacja

W ciągu kilku lat grupy dywersyjne destabilizowały fundamenty państwowości (gospodarka, finanse, obrona, ochrona porządku publicznego i inne). Nadszedł 2004 rok i pomarańczowa rewolucja. To moje pierwsze doświadczenie polityczne. Miałam wtedy 13 lat i nie wiem, skąd wzięło się u mnie mocne przekonanie, że to właśnie ode mnie zależy przyszłość państwa. Przywiązałam pomarańczową wstążkę do swojego szkolnego plecaka i byłam gotowa walczyć do ostatniej kropli krwi z każdym, kto powiedziałby, że nasza rewolucja skazana jest na porażkę. Kupiłam sobie kasetę z piosenkami z Majdanu (był tam słynny przebój Razom nas bahato, nas ne podołaty, który potem poniósł dramatyczną porażkę na Eurowizji) i śpiewałam razem z siostrą całymi dniami, czując nie do końca zrozumiałe podniecenie i dumę. Zdarzało mi się uciekać ze szkoły, żeby dołączyć do protestów. Nie byłam jednak w tym sama – podobne inicjatywy podejmowali moi koledzy i koleżanki z klasy. Tak mój świat nieoczekiwanie podzielił się na dwie części, ukraińską i rosyjską. To właśnie tu, po raz pierwszy, wycięłam z siebie wieloletnie wpływy kultury rosyjskiej, aby nareszcie polubić swoją ukraińską tożsamość. Wyswobodziłam się z „ruskiego miru” i zaczęłam kreować dla siebie nowy, lepszy świat. 

Trzecim etapem był kryzys

Konflikt zbrojny miał trwać od dwóch do sześciu miesięcy i zakończyć się przyjęciem władzy i ustanowieniem marionetkowego rządu. W 2014 roku po ucieczce prezydenta-zdrajcy Janukowicza i po zwycięstwie Rewolucji Godności, Rosja zaczęła inwazję, która skończyła się anektowaniem Krymu i części Wschodniej Ukrainy. Odpoczywałam wtedy na Malcie i wiadomość o brutalnym ataku Rosji na moją ojczyznę była czymś zaskakującym. Pamiętam, jak zastanawiałam się czy wracać do domu, czy uciekać. Wtedy po raz pierwszy doświadczyłam strachu przed wojną. Wróg kawałek po kawałku kradł naszą ziemię, zabijał ludzi. Mąż mojej kuzynki poszedł na wojnę, a świat „wyrażał zaniepokojenie”. Byłam wściekła i rozczarowana. Na szczęście ukraińskie wojsko powstrzymało wroga i konflikt został zamrożony aż do ubiegłego roku, kiedy Rosja podjęła kolejną próbę podbicia Ukrainy. Hipokryzja najpotężniejszych krajów i ich władz unaoczniła, że możemy polegać tylko na sobie.

Gdyby trzeci etap skończył się sukcesem, nadszedłby czwarty

Normalizacja, a faktycznie utrata suwerenności, co możemy zobaczyć na przykładzie quasi-państw DRL (Donieckiej Republiki Ludowej) i ŁRL (Ługańskiej Republiki Ludowej). Mimo że w Rosji „wszystko idzie zgodnie z planem”, nie ma żadnej szansy, że Ukraińcy pozwolą jej zwyciężyć, że ja pozwolę. Rosja przegrała tę wojnę wiele lat wcześniej, kiedy ja sama miałam 13 lat, ale świat już wtedy nie zrozumiał „jak to się stało”. Władze państw europejskich i nie tylko wciąż udają, że to wciąż „ukraiński kryzys”, a nie wojna światowa. 

To nikczemne określenie po raz pierwszy pojawiło się w „The Economist” w artykule Johna Mearsheimera pod wiele mówiącym tytułem: Why the West is principally responsible for the Ukrainian crisis. Jednak jeszcze gorsza okazała się koincydencja czasowa – artykuł został opublikowany w czasie rzezi w Buczy. Zabużko zareagowała na to w bardzo ostry i odważny sposób, wyrażając uczucia wielu Ukraińców i moje: W niemej złości obiecałam po cichu, że kiedy rosyjska armia przyjdzie do niego w Chicago i oddział żołnierzy w nieludzki sposób zgwałci jego samego, to ja, o ile będę wciąż przy życiu, obowiązkowo napiszę coś o „kryzysie chicagowskim” i jak można go było uniknąć, gdyby profesor siedział cicho.

My nie boimy się Rosji i wygląda na to, że tylko my jedyni.

Od 24 lutego 2022 roku świat obserwował wydarzenia w Ukrainie, spodziewając się jej prędkiej porażki. Najpierw zapowiadano 3 dni, potem miesiąc, teraz minął ponad rok, a Ukraina wciąż walczy i nie planuje przegrywać. Niektórzy nazywają to „cudem ukraińskim”, a niektórzy dziwią się znów i znów zadają to samo pytanie: Skąd wy, Ukraińcy, bierzecie siły do walki i jak to się stało, że zwyciężacie. Zabużko odpowiada na to tak: My nie boimy się Rosji i wygląda na to, że tylko my jedyni. Od siebie dodam, że strach, nawet największy, z czasem przycicha, staje się prawie nieodczuwalny, a jego miejsce zastępuje odwaga.

W ciągu roku alarm przeciwlotniczy w Ukrainie brzmiał łącznie 19 000 razy. To 770 dni, 18 480 godzin albo niemal 1 109 000 minut, które zostały stracone na zawsze. 113 tygodni spędziliśmy w piwnicy czy na stacji metra, 25 000 lekcji w szkole zostało odwołanych, nie obejrzeliśmy 12 500 seansów w kinie i 11 500 meczów. Nie pozwolimy wrogowi dalej kraść naszego czasu. 

Oksana Zabużko

Najdłuższa podróż

Przeł. Katarzyna Kotyńska

Wydawnictwo Agora, 2023

Liczba stron: 192

Tekst jest częścią ukraińskiego wydania tematycznego powstałego w ramach projektu „Kultura w akcji 3” współfinansowanego ze środków Miasta Krakowa