„Silne wzruszenia” („Dezorientacje. Biografia Marii Konopnickiej”)
Wydanie
9/2024Autor
Zofia Ozaist-ZgodzińskaA dla Ciebie, kim jest Maria Konopnicka?
Mniejsza o pochwały, ależ jak to jest napisane! – tymi słowami Henryk Sienkiewicz skomentował recenzję jego powieści pióra Marii Konopnickiej. Wobec książki Magdaleny Grzebałkowskiej chce się użyć tych samych słów.
Zanim zwrócimy uwagę na kunszt w sposobie ukazania bohaterki oraz selekcję materiału, warto docenić redakcję tomu. Otrzymaliśmy książkę złożoną z krótkich rozdziałów, spośród których większość kończy się emocjonującym zawieszeniem akcji. W miejscach, gdzie brak dowodów, mamy spowolnienie – rozmowę z kamieniarzem, opis gotującej się kapusty, czas teraźniejszy. Momenty szczególnie poruszające poznajemy słowami samej poetki, pada też zarysowany na szerszym tle cytat o tym, jak chroni ją zaciętość dumy w osamotnieniu. W efekcie biografia wciąga, trudno się oderwać od lektury. Przyznam, że czytałam plik prosto z maila, w takim tempie, że nawet nie przerzuciłam go do programu do ebooków.
Ta obszerna opowieść jest więc paradoksalnie zwięzła. Grzebałkowska nie oczyszcza sobie przedpola, nie odnosi się do innych biografii Konopnickiej, lecz opowiada tę historię swoim językiem, swoim aparatem badawczym i swoją wrażliwością. Akcentuje wątek Konopnickiej jako matki, w tym przede wszystkim matki dziecka z problemami psychicznymi. To duża zmiana, bo we wcześniejszych biografiach historia Heleny Konopnickiej była niedopowiedziana. Już na samym początku autorka dodaje od siebie list, jaki mogłaby napisać ta chora kobieta – to odrzucone dziecko. Później poznamy inne osoby z rodziny zmagające się z podobnymi problemami, ówczesne sposoby „leczenia” przez izolację (aby nie karmić uwagą), a nawet rodziców, którzy niemalże wprost sugerowali choremu synowi samobójstwo. Rolą odbiorcy jest połączyć te wątki i otworzyć się na wnioski. Czytelnik jest tutaj partnerem, autorka podsuwa mu tropy i zarazem zostawia dla niego miejsce. Biografia z XXI wieku to nie pozytywistyczna nowela, nie ma tu morału ani tezy.
Znaczącą rolę odbiorcy Grzebałkowska zaznacza na samym początku. Jedna z pierwszych scen stawia nas przed pytaniem, co zrobilibyśmy w sytuacji wyboru między odpowiedzialnością przed Bogiem i historią a lojalnością wobec własnej rodziny i przodków. Niezadane wprost pytanie towarzyszy nam przez całą lekturę. Do końca nie otrzymamy na nie odpowiedzi.
W tym, czy napiszemy „Konopnicka chorowała, dlatego wyjeżdżała na zimę”, czy pokażemy, że w darze od narodu wraz z dworkiem w Żarnowcu otrzymała strój krakowski (?!), tkwi zasadnicza różnica. Jesienią strój ów zaczynał wydzielać stęchliznę, co oznaczało, że pora wyjechać do miejsca z lepszym klimatem. Jest różnica między „katarem macicy” a mięśniakami macicy, między „była biedna” a pokazaniem, że nawet matka z Naszej szkapy miała dwie sukienki, codzienną i niedzielną, zaś Maria Konopnicka w pewnym momencie miała tylko jedną. Dopowiedzenia o realiach życia pomagają nam zrozumieć nie tylko bohaterkę, ale całą epokę. Grzebałkowska zakreśla kontekst żałoby narodowej, przelicza honoraria na możliwości utrzymania się, pokazuje, dlaczego pisarka kupowała dorosłym dzieciom ubrania, a nawet dlaczego długo nie starała się o formalny rozwód z mężem utracjuszem. Dotąd wątki kopiejek z wierszówek były obecne w literaturoznawczych opracowaniach – teraz mogą trafić do szerszej publiczności. Tak, Konopnicka traktowała pisanie jako pracę, jako źródło utrzymania siebie i szóstki dzieci, a jednocześnie najważniejszym czynnikiem potrzebnym jej do pracy były silne wzruszenia.
Skąd czerpała owe wzruszenia? Grzebałkowska wskazuje na pierwowzór Pana Balcera oraz bohaterów opowiadań. To życie i prasa. Lata wysiłków i dociekań badaczy wreszcie zostały zebrane w jednej książce – myślę, że Tadeusz Budrewicz jest zadowolony. Pełne okrucieństwa i cierpienia nowele stają się jeszcze bardziej przejmujące, gdy wiemy, że Józik nie tylko mógł istnieć, ale istniał naprawdę. Podobnie czytanie gazet z wiersza Jaskółka – jednego z manifestów emancypacji kobiet – teraz możemy zobaczyć w kontekście, z całą pełnią samotności i niezrozumienia. Wiersz napisany po stracie syna został przytoczony w całości. Znalazłam też odpowiedź na pytanie o sekret tkwiący w jej wierszach, które sama znam z dzieciństwa jako piosenki. Konopnicka odebrała rzetelne, mieszczańskie wychowanie, dobrze i długo grała na pianinie, a chłopskie przyśpiewki poznała dopiero w dorosłym życiu, gdy w dworku Konopnickich dziećmi opiekowała się chłopka znająca „nieskończoną ilość” wyliczanek. Grzebałkowska podkreśla, że pisanie było dla „naszej wieszczki narodowej” pracą. Za reportażami z Włoch, które pozostają mało znaną częścią jej dorobku mimo badań Marii Olszewskiej, stoi potrzeba połączenia wyjazdu z kraju, leczenia i zarobku. Co bynajmniej nie jest równoznaczne z ich niższą wartością literacką.
W wywiadach biografka wspomina, że podjęła temat Konopnickiej, gdy usłyszała o jej związku z Marią Dulębianką. Wtedy odkryła, że poetka to nie tylko powtarzane klisze (których nawet nie będę tu przytaczać) i wyobrażenia. W Dezorientacjach Maria Dulębianka jest tak samo pełnoprawną postacią, jak dzieci, mąż i przyjaciele: stryj, Eliza Orzeszkowa, Teofil Lenartowicz. Jest osobą. Magdalena Grzebałkowska opisała konwenanse, w tym te określające, dlaczego kobiety nie mogły podróżować same, a zarazem unika eufemizmów typu „małżeństwo bostońskie”. Zgodnie z faktami, opisała Marię Dulębiankę jako partnerkę życiową Marii Konopnickiej. Szczególną wymowę ma scena już po śmierci obu artystek, gdy zwłoki Marii Dulębianki zostały ekshumowane ze wspólnego grobu i przeniesione w inne miejsce. Grzebałkowska nie komentuje, Grzebałkowska pokazuje, a czytelnik doznaje silnych wzruszeń i myśli o zaciętości dumy w osamotnieniu.
Wątków życiowych zwanych „odbrązowianiem” znajdziemy sporo. Niektóre po latach i z dystansu sprawiają wrażenie wręcz humorystycznych, gdy Konopnicka pisze listy w sprawie pracy dwóch swoich synów. Relacja z córką Laurą Pytlińską jawi się jako trudna dla obu stron, a Konopnicka zachowuje się jak nadopiekuńcza matrona – nie do wiary, że w tym samym czasie towarzyszyła Dulębiance jeżdżącej na rowerze! Na tym tle warto zobaczyć relację poetki z Elizą Orzeszkową. Wiemy, że spędziły razem rok na pensji, a także wspierały się w dorosłym życiu. Wiemy też, że jeden z mężczyzn zakochanych w Konopnickiej pisał do Orzeszkowej w tej sprawie, co samo w sobie wiele mówi o ówczesnych stosunkach społecznych. Orzeszkowa słusznie zwróciła mu uwagę, że to nie jej sprawa. Przyjaźń między kobietami jako seria drobnych przysług – tutaj mamy przykład z XIX wieku. Później znajdziemy miejsca, gdzie Konopnicka dystansuje się od ówczesnego feminizmu. Jeśli „odbrązowienie” rozumiemy jako pokazanie człowieka w pełni jego człowieczeństwa, niejednoznacznego i fascynującego – mamy tutaj pomnikowy wręcz przykład takiego działania.
Kiedy kilka lat temu współorganizowałam cykl wydarzeń „Czas pozytywistek”, zależało mi, aby konferencja naukowa była w całości transmitowana na Instagramie, aby przeciwdziałać wykluczeniom i aby rzeczywiście każda zainteresowana osoba mogła mieć dostęp do najnowszych odkryć i dyskusji, bez względu na miejsce zamieszkania, wiek czy inne ograniczenia. (Tak, zadbałyśmy też o dostęp dla Magdaleny Grzebałkowskiej). Naukowcy są ostrożni, w rozmowach pada wiele haseł, ale każde wymaga zbadania i dopowiedzenia, zanim ukaże się drukiem. W biografii Magdaleny Grzebałkowskiej widzę te wnioski i te wskazówki. W biografii znajdziemy dwa zdania o tym, że opowiadanie Panna Florentyna to jedyne miejsce, gdzie poetka podnosi wątek relacji matki i córki – dwa zdania oparte na stabilnej, naukowej podbudowie. Tak jest z każdym wątkiem: każdy drobiazg ma stabilną podwalinę, a jest ujęty tak zwięźle, że biografia staje się dynamiczna, precyzyjna i gęsta. Dzięki temu jest też przystępna i spełnia ważną rolę popularyzatorską. Czyli jednak książka „z misją”, niczym pozytywistyczna nowela? Raczej duża literacka przyjemność, jak melodyjne piosenki Konopnickiej czy jej opowieści z podróży pisane z zachwytem i z pazurem. Nawet ta biografia nie zachęciłaby mnie do Sierotki Marysi, ale kluczowe jest właśnie to, że Grzebałkowska nas nie zachęca. Pokazuje tropy i zostawia nam wybór, miejsce na nasze wrażenia i wnioski. Mój jest jednoznaczny – czekam na taką biografię Orzeszkowej, Hoffmanowej i Żmichowskiej.
Magdalena Grzebałkowska
Dezorientacje. Biografia Marii Konopnickiej
Znak 2024
Liczba stron: 512