Rzeźbienie i dziubanie (wywiad z Borysem Kosmynką, projektantem krojów pism)
Rzeźbienie i dziubanie (wywiad z Borysem Kosmynką, projektantem krojów pism)
Autor
Grzegorz FijasIlustracja
Michał KozikowskiZ Borysem Kosmynką, projektantem krojów pism i działaczem typograficznym, jednym z twórców serwisu Typoteka.pl, rozmawia Grzegorz Fijas.
O projektantach liter ostatnio zrobiło się głośniej. Duże zainteresowanie w mediach społecznościowych wzbudził tweet Łukasza Dziedzica, autora fontu Lato, w którym odniósł się do wykorzystania tego kroju pisma na manifestacji narodowców przeciwko LGBT.
Nie chciałbym łączyć typografii i polityki. Litery są nośnikiem treści, to ona się liczy. Typografia ma przede wszystkim umożliwić przekazanie komunikatu. Nadawanie jej dodatkowych znaczeń jest w mojej opinii ryzykowne. Czasem zdarza się, że firma chce mieć „męski” albo „damski” krój. Kończy się to tak, że wykorzystuje różne odmiany Futury.
Myślę, że twórców pism bardziej boli, kiedy ich kroje wykorzystywane są w źle zrobionych projektach i krzywdzi się je np. źle dobraną interlinią lub zniekształceniem liter (oczywiście jeśli nie są to zabiegi celowe).
W przeszłości dość często jednak próbowano wykorzystać typografię np. do budowania tożsamości narodowej.
Titus Nemeth, który zajmuje się projektowaniem pism arabskich, przygotował dla BBC krój dla serwisów arabsko- i perskojęzycznych. Na etapie projektowania otrzymywał uwagi od dziennikarzy, którzy mieli z niego korzystać. Zarówno z jednej, jak i z drugiej strony główny zarzut był ten sam: „Krój nie jest wystarczająco arabski / perski”. I co ciekawe, jako przykład dobrego kroju arabskiego / perskiego obie grupy wskazały Ariala, a wskazówki, jak nadać ten wyjątkowy charakter, brzmiały w obu wypadkach tak samo. Takie narodowe kategorie w wypadku krojów pism są w dużym stopniu sztuczne i wynikają z przyzwyczajeń użytkowników.
Dziś mamy boom na typografię, który wynika częściowo z faktu demokratyzacji narzędzi do tworzenia krojów. Często pojawiają się głosy, że szkodzi to jakości powstających projektów.
Nie zgodziłbym się z tym. Etap zalania rynku przez niskiej jakości fonty mamy na szczęście za sobą. Dziś mamy spory wybór, jeśli chodzi o kroje na poziomie „wystarczającym” do profesjonalnego wykorzystania. Tych jednak naprawdę znakomitych jest niezmiennie niewiele. Do tego potrzeba ciekawego pomysłu, świetnego wykonania technicznego i dobrej promocji. Robienie kariery w projektowaniu krojów pisma było, jest i będzie czymś niezwykle trudnym i wymagającym, wiąże się z determinacją i dużym zaangażowaniem. A najtrudniejszym etapem jest powiedzenie samemu sobie, że krój jest gotowy. Rzeźbić i dziubać można w nieskończoność, zawsze znajdzie się coś do poprawienia.
Mam wrażenie, że w ostatnich latach przeżywamy jednak renesans polskiego projektowania liter.
Wiele osób zaangażowało się w budowanie świadomości typografii i projektowania krojów w Polsce. Mam nadzieję, że też się do nich zaliczam. Ludzie zaczynają to lepiej rozumieć, widzieć i doceniać, a sama typografia staje się modna i fajna. Wątpię jednak, żeby to zmieniło diametralnie liczbę samych projektantów krojów – również dlatego, że wymaga to określonego charakteru. Takiego, dzięki któremu człowiek czuje się komfortowo przez wiele godzin sam na sam z komputerem, kiedy przesuwa kropkę o jeden piksel i sprawdza, czy to wystarczająco dużo zmieniło (śmiech).
Bardziej konstrukcja niż ilustracja (wywiad z Przemkiem Dębowskim)
W kontekście współczesnej polskiej typografii bardzo ciekawy wydaje mi się projekt Brygada 1918, przy którym pracowałeś. Także ze względu na sposób jego finansowania i dystrybucji.
Dzięki temu, że praca nad tym fontem była finansowana z publicznego grantu z programu Niepodległa, każdy może z niego korzystać za darmo. Oprócz tego warto podkreślić, że jest to rewitalizacja zapomnianego kroju pisma z okresu dwudziestolecia międzywojennego, który nigdy nie zdobył popularności – w ten sposób niejako wskrzeszamy zapomniane tradycje polskiej typografii. Podobnie przebiegały prace np. nad krojem Bona Nova, który oryginalnie stworzył Andrzeja Heidrich [autor m.in. projektów polskich banknotów – przyp. G.F.], a dziś możemy cieszyć się jego cyfrową wersją.
Mnie cieszy, że państwo docenia w ten sposób znaczenie typografii. W promocję Brygady zaangażował się nawet prezydent.
Możemy mieć z prezydentem różne poglądy (śmiech), natomiast jako projektant czuję się bardzo OK, że państwo sfinansowało takie przedsięwzięcie. Dobra demokratyczna typografia poprawia krajobraz wokół nas, bo większość komunikatów dociera do nas za sprawą darmowych pism dostępnych w Google Fonts. Oczywiście podnosi to poprzeczkę dla projektantów – wyzwaniem staje się stworzenie kroju, który będzie na tyle atrakcyjny, że ktoś za niego dodatkowo zapłaci.
A czy to, że pismo pochodzi od polskiego projektanta może być wartością dodaną? Pytam też w kontekście coraz większej mody na wspieranie tego, co lokalne.
Wartością przede wszystkim jest to, że polscy twórcy pism robią po prostu dobrą robotę. A poza tym mogą być konkurencyjni cenowo. Nasz rynek nie jest w żaden sposób zinstytucjonalizowany, co ułatwia bezpośredni kontakt. Jeżeli klient będzie potrzebował jakichś modyfikacji, np. dodatkowych znaków czy innego niż łacina skryptu, dużo łatwiej się dogadać osobiście z projektantem niż z dużą firmą.
Mimo braku zinstytucjonalizowania, środowisko typograficzne działa bardzo prężnie – właśnie ukazała się Typoteka.
W skrócie: jest to repozytorium gromadzące polskie kroje pisma. Projekt narodził się podczas rozmów Mateusza Machalskiego, Michała Jarocińskiego i Leszka Bielskiego, znakomitego projektanta i teoretyka projektowania graficznego, którego niestety nie ma już z nami [zmarł w 2020 roku – przyp. G.F.]. W skład zespołu, który opracowuje Typotekę, wchodzą też Andrzej Tomaszewski, Ania Wieluńska, Adam Twardoch i ja.
Zainspirowały nas dwa podobne projekty powstałe w Izraelu i w Austrii. Podeszliśmy jednak do tematu dużo bardziej systemowo i bibliotecznie. Andrzej Tomaszewski przygotował główny trzon materiału, jeśli chodzi o stare pisma, a potem dużo dyskutowaliśmy, jak posegregować pisma pod względem historycznym, technologicznym i stylistycznym.
Jakie przyjęliście kryteria?
Zdecydowaliśmy, że w części historycznej zamieścimy projekty autorskie z podstawowym zestawem znaków. W części współczesnej staramy się, żeby to były projekty wdrożone, ale nie podchodzimy do tego bardzo restrykcyjnie, by nie wykluczyć dobrych projektów studenckich. Typoteka ma charakter otwarty, użytkownicy mogą zgłaszać nowe kroje.
Na początku prac zakładaliśmy, że tych polskich krojów pisma wcale nie będzie dużo, jednak udało się nam zgromadzić w momencie premiery około 400 oddzielnych projektów.
Natrafiliście podczas prac na jakieś odkrycia? Mnie bardzo zainteresowały np. niełacińskie kroje z warszawskiej drukarni Orgelbrandów z XIX wieku, które pokazaliście jako zapowiedź Typoteki w mediach społecznościowych.
Akurat te projekty znałem dość dobrze wcześniej ze względu na moje zainteresowania Orgelbrandami. Kończę też wraz z koleżanką z Izraela projekt badawczy poświęcony jednemu z hebrajskich krojów z tej drukarni.
Natomiast najciekawsza pod względem wizualnym wydaje mi się część poświęcona krojom powstałym po 1945 roku. Często nie zdobyły popularności, ponieważ przygotowane były do technologii, z których już nie korzystamy, jak np. Letraset. Pisma starsze na pewno są z kolei interesujące w kontekście historycznym, choć nie sądzę, żeby w tym aspekcie Typoteka zrobiła jakąś rewolucję. Warto chociażby pamiętać, że w Krakowie w XV wieku w drukarni Szwajpolta Fiola powstała pierwsza czcionka cyrylicka.
Myślisz, że dzięki Typotece pojawią się nowe digitalizacje polskich krojów?
Na pewno. Problematyczny jest tylko fakt, że większość popularnych projektów pochodziła z zagranicznych odlewni. Po dodaniu znaków diakrytycznych lub drobnych modyfikacjach wydawano je w Polsce pod inną nazwą. Na przykład Paneuropa była wzorowana na Futurze Paula Rennera, ale nie jest tak perfekcyjnie wykonana. Wielu jednak uważa jej niedoskonałości za wartość, która nadaje Paneuropie bardziej „ludzki”, wyjątkowy charakter. Czasem dociekanie, który projekt był pierwszy albo czy możemy mówić o dwóch osobnych krojach (czy raczej o kopii lub plagiacie) wymaga dużego namysłu. Inne podobne szeroko wykorzystywane w Polsce kroje będące takimi kopiami to np. Nil, oryginalne znany jako Memphis, albo Blok, który bazował na Hermes Grotesk.
Ciekawym przykładem jest krój Modena, który wygląda identycznie jak Ratio-Latein zaprojektowane w 1923 roku przez Friedricha W. Kleukensa. Kiedy spojrzymy bliżej zobaczymy jednak, że litery „j” i „f” są zmienione. Im bardziej wgryziemy się w polskie wersje zagranicznych projektów, tym więcej drobnych różnic znajdziemy.
A na ile wydaje ci się, że – biorąc pod uwagę zmiany technologiczne – takie odwzorowywanie dawnych pism dzisiaj jest możliwe?
Na pewno nie ma możliwości, żeby być w stu procentach wiernym oryginałowi. Erik van Blokland, wykładowca z Królewskiej Akademii Sztuki w Hadze, pokazał projektantom pewną literę „n” i kazał im ją odwzorować cyfrowo. Każdy zrobił to inaczej – kształt litery wynika przede wszystkim z tego, jak widzi ją oko projektanta.
Poza tym mamy różne źródła tego samego kroju: matryce, punce, czcionki czy wreszcie odbitkę (i to na różnych papierach przy użyciu różnych tuszy). Trudno powiedzieć, w stosunku do której wersji mamy być wierni. Pytań jest bardzo dużo – moim zdaniem trzeba przede wszystkim popatrzeć na litery i potraktować je jako inspiracje. Zwłaszcza gdy mówimy o klasycznych projektach: czy potrzebujemy kolejnych wariacji na temat Garamonda, Didota czy Helvetiki?
Ostatnio trafiłem na krój Horizontal, mniej znane dzieło Maxa Miedingera, autora Helvetiki. Sam projekt jest świetny, jeśli jednak przeniesiemy go jeden do jednego na ekran, to będzie wyglądał bardzo staromodnie i retro. Cała zabawa polega na tym, żeby zaprojektować coś, co będzie miało klasyczny i tradycyjny charakter, a jednocześnie będzie spełniało dzisiejsze wymogi i np. dobrze się prezentowało na stronie internetowej.
Nie da się też ukryć, że dzisiejsze narzędzia są znacznie bardziej precyzyjne w rękach mniej doświadczonych projektantów (po dokładnych oględzinach oryginalnych matryc i punc krojów z XVI i XVII wieku można docenić najwyższą precyzję wykonania). Cyfrowe fonty pozwalają nam jednak na różne szaleństwa, które przez wieki dla twórców metalowych czcionek były niedostępne.
Przy okazji tych szaleństw przychodzą mi na myśl problemy typograficzne z językiem polskim, które projektanci próbowali kiedyś rozwiązać, np. przez specjalne ligatury albo nietypowe kształty znaków.
Krój wykorzystujący łacińskie litery (jak w wypadku języku polskiego) prezentuje się najlepiej, kiedy złamiemy nim łaciński tekst. Dlatego często we wzornikach pism projektanci fontów posiłkują się łacińskimi sentencjami. Natomiast mówi się, że jeżeli krój wygląda dobrze w polskim składzie, to będzie wyglądał dobrze w każdym języku. Nasz język wymaga bardzo dużo uwagi i czasu, żeby dobrze dopracować go na poziomie mikrotypograficznym, np. przez ustawienie odpowiednich świateł. To oraz porządnie przygotowane znaki diakrytyczne sprawiają, że czytanie po polsku nie stanowi problemu, niezależnie czy wykorzystamy krój szeryfowy czy bezszeryfowy. Drugim tak problematycznym językiem jest wietnamski, w którym problemem są z kolei nakładające się akcenty.
Czyli projektanci liter ciągle mają co robić.
Jak najbardziej. Technologie się zmieniają, a projektanci w dalszym ciągu muszą odpowiadać na nowe problemy. Myślę, że to się prędko nie zmieni.
***
Borys Kosmynka – projektant krojów pisma i konsultant typograficzny. Specjalizuje się w projektowaniu typografii na potrzeby identyfikacji wizualnej. Ukończył studia magisterskie na University of Reading (Master of Arts in Typeface Design 2019) oraz w Akademii Sztuk Pięknych im. W. Strzemińskiego w Łodzi (Magister Sztuk Pięknych, Projektowanie Graficzne 2014). Oprócz komercyjnej działalności projektowej zajmuje się prowadzeniem badań historycznych w obszarze projektowania krojów i organizowaniem wydarzeń związanych z projektowaniem graficznym za pośrednictwem organizacji ATypI i STGU.
Typoteka.pl
Indeks krojów pisma zaprojektowanych przez twórców związanych z Polską. Gromadzi on typograficzne kroje pisma (czyli służące do reprodukcji, np. za pomocą metalowych czcionek albo cyfrowego fontu) od początku drukarstwa na ziemiach polskich (1473) do współczesności. Ma charakter otwarty, więc będzie w przyszłości rozbudowywany o nowe projekty. Obecnie składa się z około 400 osobnych wpisów.
Każdy z nich zawiera ilustrację, informacje o miejscu i dacie powstania kroju pisma, autorze, technologii służącej do jego reprodukcji oraz systemach pismach (skryptach), dla których został przygotowany (np. alfabet łaciński, pismo hebrajskie itp.). Przedstawione w indeksie kroje zostały podzielone ze względu na okresy historyczne związane przede wszystkim z przemianami technologicznymi w drukarstwie, a ponadto opatrzone tagami związanymi z cechami stylistycznymi każdego kroju.
Jak piszą sami twórcy Typoteki: „Określenie »twórcy związani z Polską« nie przesądza tego, co jest »polskim krojem«. Typoteka mieści w sobie pisma stworzone dla różnych alfabetów, dla różnych użytkowników. Znajdziemy tu kroje wycięte, odlane, wyrysowane lub wydane przez ludzi urodzonych w Polsce, ale też tych, którzy w pewnym momencie przybyli na tereny Polski — dzisiejszej lub ówczesnej. Są wśród nich Polacy, Niemcy, Żydzi, Holendrzy, Ukraińcy, Czesi”.
Projekt „Kultura w akcji” jest współfinansowany ze środków Miasta Krakowa.