Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Rajder: Śląska Era Wodnika

3/2025

Artykuły /

Bo ta muzyka jest nieuleczalna
Bo ta muzyka to ułamek tarcia
Między naszym ziemskim wymiarem
A czymś więcej a czymś dalej

Kaliber 44, Usłysz mój głos

Śląsk od lat jest ważnym paliwem dla polskiej kultury, niczym węgiel i mistrzowski rap z Katowic. Mateusz Górniak, Szczepan Twardoch – dwaj Ślązacy z różnych pokoleń, różnych światów w zasadzie, mogą posłużyć za wzór.

Przejeździłem po Śląsku na rowerze dwa lata, dzięki czemu nauczyłem się krav magi, dołożyłem swój kod do systemu sterującego nowojorskim metrem, zostałem bohaterem jednej z polskich powieści, widziałem na własne oczy burzenie Hotelu Silesia. Mieszkałem tuż obok pracowni Andrzeja Urbanowicza, gdzie przed laty gościł Allen Ginsberg. Na katowickim cmentarzu odkurzałem Uroborosa na jego płycie grobowej, jeździłem kolejką wysokotorową imienia Magika i siedziałem na dachu bloku, z którego skoczył. Ogólnie: działo się. Nigdy w życiu nie czułem się tak obco jak tam, a jednocześnie nigdzie nie podkręcono mnie jak tam.

Potem nastała wojna

To ze Śląska przybyłem do Warszawy, w której w 2020 nastąpił armagedon: biurowce opustoszały, knajpy się zamknęły, a sporadycznie widywani na ulicach ludzie w różnorakim kryzysie wykrzykiwali coś o spisku elit. Tymczasem Ślązacy wydzwaniali do mnie, mówiąc, że właśnie sobie siedzą, piją piwko i pozdrawiają. Nawet Podkarpacie nie dzwoniło z taką czułością. Ja zaś wtedy opowiadałem coś o kryzysie demokracji, nadchodzącej wojnie światowej, kapitalizmie inwigilacji. I tak się uzupełnialiśmy.

W Hance Macieja Jakubowiaka jest taka scena, jak trener hokeja nazywa go maminsynkiem, po czym narrator odpowiada retorycznie: no tak, ale czyim synem miałem być? Zdałem sobie wtedy sprawę, że wychowani w latach 90. mieli albo ojca, albo matkę – rzadko jedno i drugie. Dlatego ja jestem tatysynkiem, a na podobne pytanie mógłbym odpowiedzieć jedynie: „a czyim synem miałbym być?”. I choć ojciec odszedł, kiedy kończyłem studia, zawsze już będę żył według maksymy si vis pacem, para bellum, bo nawet na Śląsku nie mogłem oduczyć się bycia synem historyka. Historyka z Polski, nie ze Śląska. A skoro o Jakubowiaku mowa…

Kiedy byłem małym chłopcem

Całe moje dzieciństwo było oglądaniem w telewizji idiotycznej, amerykańskiej wojny w Wietnamie, którą VHS-owe klasyki przybliżały na milion różnych sposobów. Żelazny orzeł, Rambo: Pierwsza krew, Hot Shots, Drużyna A… Po takim praniu mózgu sam, jako dziecko, marzyłem o tym, by znaleźć się w dżungli z karabinem M16, najlepiej bez hełmu, jedynie z przepaską na czole jak Stallone.

Nienawidzę ćpunów naciągających na ćpanie ćpunów w białych kitlach, nienawidzę ćpunów w białych kitlach, którzy odmawiają ćpunom bez białych kitli, i nienawidzę ćpunów w białych kitlach, którzy dają ćpanie ćpunom bez białych kitlów. (…)

Za oknem świat – rumor, rozwalona mikrofalówka, pogubieni ludzie. A ja jestem sobie na spacerze po oparciu naszej biednej, zrujnowanej kanapy. I myślę, że jednak lubię zostawać sam. (…)

I między innymi to jest nie tak, że jutro też coś będzie nie tak, a ja nie wiem, nie rozumiem, nie chcę, boję się.

Tak widzą świat Ćpun i Głupek – bohaterowie najnowszej powieści Mateusza Górniaka o tym samym tytule. Obaj przewijają się przez dziwacznie snutą opowieść o przemycie, ćpaniu i leniuchowaniu, o polskiej transformacji i polskiej patologii. Od czytelnika będzie zależeć to, czy uzna ich za jedną, czy za dwie osoby. Wypowiadają się w zasadzie naprzemiennie, są zarazem odmienni i podobni jak podmioty z innych książek młodego pisarza. Zbliżony układ pojawia się w świeżo wydanych opowiadaniach Zofii Skrzypulec (czy te opowiadania są powieścią?), między zakochanymi w kontrowersyjnym Love Song Karoliny Krasny, o których wcześniej tu pisałem.

Prawdopodobnie Mateusz Górniak, Karolina Krasny, Zofia Skrzypulec, Julek Rosiński, Szymon Kowalski czy Karolina Polak i ci, którzy wciąż nie zadebiutowali – to są best minds of our generation. Robią jednak coś zupełnie odwrotnego niż Ginsberg, Sontag czy Joan Baez. Tamci pisali o emocjach, by pisać o polityce, ci piszą o polityce, by dojść do własnych emocji. Górniak w wywiadach zapowiadał swoją książkę jako wielką powieść o polskiej transformacji. I rzeczywiście, w jakiś sposób wychodzi w Ćpunie i Głupku z zamaskowanej opowieści o wielkiej polskiej polityce, gazetowej satyry, którą niegdyś Przekrój komentował polskie wydarzenia. Szybko można się jednak zorientować, że nie jesteśmy już w tej bajce o Tusku i Lepperze, którą książka miała być z początku. Wkraczamy w mroczną dorosłość dzieci wychowanych po 1995, dzieci polsko-polskiej wojny, ich wewnętrznego konfliktu, który, w obliczu płonącego świata, jest im zupełnie niepotrzebny. Ledwo zdjęli maseczki, a już musieli patrzeć na wykrwawiającą się Ukrainę. Czy ktokolwiek chciałby mieć dwadzieścia lat w takich okolicznościach?

Zofia Skrzypulec ujawniła podobną wrażliwość w świetnym opowiadaniu Marta mówi (tom: Eksperyment ze znikaniem) stylizowanym na radiową rozmowę. Co, jeśli dzieje się coś strasznego, a ludzie i tak jeżdżą na wakacje? – to najdosadniejsze zdanie, jakie czytałem w polskiej literaturze po 1989, witające wszystkich w nowej epoce.

Na wschodzie bez zmian

Podobne zagubienie być może przeżywał starszy i zamożniejszy Szczepan Twardoch, kiedy finalizował swoją przedostatnią powieść Powiedzmy, że piątek, o której szerzej pisałem na łamach Culture.pl. Twardoch jakby mówił tą książką coś w stylu: „chcesz kasę i zaszczyty? Masz, weź sobie. Tu masz moje najlepsze triki, połącz je w cokolwiek spójnego, najlepiej na tle wielkiej historii, dołącz jakiś tajemniczy fantazmat, a do tego jeszcze zrób wątek tożsamościowy, bo to modne”. I aby narodzić się na nowo, śląski pisarz pojechał na Ukrainę.

Koleżanka powiedziała mi, że Null to po prostu kolejna pierwszoosobowa opowieść o wojnie. Ale co nowego można powiedzieć o wojnie? W Tygodniku Powszechnym Monika Ochędowska powiedziała, że w książkach takich jak Null czy Kłopotliwe miejsce, które właśnie wyszło w WL albo Brud [*khaki] z Ha!artu literatura wraca do swoich korzeni. Do rozpaczliwego zaznaczania swojego miejsca tuż przed nadchodzącą śmiercią. Świadome pisanie własnego nagrobka – zanim zrobi to ktoś inny.

A zatem: w Nullu widzimy specyfikę ukraińskiego frontu. Kto czytał niedawno wydany w ArtRage Przerzut Phila Klaya, ten zapewne wie, że nie ma czegoś takiego jak twórczość antywojenna. Najwięcej chłopaków zaciągnęło się po Full Metal Jacket. To jest właściwie ciąg frontowych anegdot i opisów, a we wszystkich jest przewijająca się grupa bohaterów oraz wrogowie, czyli tzw. pidary. Pidarami są oczywiście również Ukraińcy dla walczących Rosjan. Tak, prawda, wygląda osobliwość postsowieckich konfliktów. Kto czytał teksty o wojnach na Bałkanach ten wie, że obelgi zwaśnionych plemion często bywają podobne.

Styl Twardocha jest tym razem o wiele bardziej skondensowany niż kiedykolwiek. Oddaje głos bohaterom, jego egotyzm został wyciszony niemal do zera. Świetne są na pewno sceny z frontu, bo widać, że pisarz ma potężną wiedzę na temat broni i taktyki wojennej, nawet jeśli nie przebywał na pierwszej linii. Język polski przeplatany jest z ukraińskim, do tego wpadają zdania po rosyjsku. Całość wymaga więc obycia ze słowiańszczyzną, ale nie powinno to być problemem.

Jakąkolwiek funkcję ta książka pełni w karierze Twardocha: polityczną, egzystencjalną, terapeutyczną – jest ona wykonana tak, jak należy. To świetny materiał przybliżający czytelnikom z różnych części świata to, jak wygląda konflikt w Ukrainie, jak dużą rolę odgrywają w nim drony, jak różni ludzie w nim walczą (po obu stronach), jakiej broni używają, jak sobie radzą tam kobiety i homoseksualiści (także używają słowa pijar, bo gej to gej, a pidar to pidar)… Twardoch uchwycił różne oblicza wojny: koszmarne, komiczne, sportowe, egzystencjalne, polityczne, koleżeńskie. Wykonał świetnie swoją pracę, tak jakby wziął do siebie wszystkie ciosy wymierzone w niego kiedyś przez Macieja Jakubowiaka, wyciągnął z tej walki wnioski i zaczął drugą rundę. A może o to właśnie chodziło Jakubowiakowi? O to, by stworzyć europejskiego pisarza na miarę trudnych czasów, nawet za pomocą tak nieczystych uderzeń, jak w tekście Musze larwy żerują na cielsku historii.

Rzecki, Wokulski… nie

Trzy typy mężczyzn znad Wisły, a jednak wszystkie ze Śląska, czyli może tak naprawdę nie znad Wisły. Emblematyczni pisarze polscy: Twardoch, Jakubowiak, Górniak. Twardoch nie uważa się za Polaka, Jakubowiak nie uważa się za Ślązaka, Górniak po prostu się nie uważa. Różny wiek, różne poglądy, życia zupełnie inne, a i między nimi wszystkimi niechęć. Warszawa literacko nie umie ich przebić, jak bardzo kochanym i przyjaznym miastem by nie była. Włóczęgi z Mikrotyków Pawła Sołtysa to jednak nie strzelaniny w Królu, a Magiczna rana Masłowskiej nie śmierdzi tak dobrze jak Trash story. A może po prostu gdzie indziej jest polski pies pogrzebany?

Konrad Janczura

(ur.1988) – kiedyś dobrze zapowiadający się pisarz i krytyk, teraz... pracownik bankowego IT. Autor powieści „Przemytnicy” (Ha!art, 2017). Trzeźwy jak świnia miłośnik gier video