Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Prawda wymaga wyjaśnień („Missoula”)

Recenzje /

David Paoli, prawnik z Montany i obrońca oskarżonego o gwałt w głośnym procesie, który relacjonuje w swojej książce Jon Krakauer, ma najwyraźniej ulubione powiedzonko: Prawda nie wymaga wyjaśnień. Powiedział mi to mój ojciec, który był sprzedawcą opon. (…) Jeśli musisz coś wyjaśniać, to przegrywasz (…), jeśli nieustannie coś musisz wyjaśniać, to znaczy, że nie masz dowodów.

Na kartach Missouli Paoli używa tego nieodpartego argumentu kilkakrotnie. Jest on oczywiście obliczony na dyskredytację zeznań ofiar przemocy seksualnej i na to, aby zniechęcić do poświęcania tym osobom uwagi. Bo rzeczywiście kiedy decydujesz się mówić i pisać o takich doświadczeniach, zapewne będziesz musiała nieustannie coś wyjaśniać. Powiedzenie Paolego streszcza przeżycia kobiet, którymi postanowił się zająć Krakauer, przekonany, że opowiadając swoją historię i przerywając milczenie, ofiary zadają sprawcom potężny cios. „Nie wierzymy ci. Wyjaśnij to” – to komunikat, który prawdopodobnie usłyszy taka osoba. „To niewiarygodne, to nie może być prawda, to się nie zgadza, to wydumane, nie umiesz tego powiedzieć po prostu” – to z kolei komunikat po podjęciu takiej próby.

Właściwie sam fakt powstania Missouli świadczy o tym, że Krakauer postanowił przeciwstawić się tej logice. Ta książka to jedno wielkie, pieczołowite wyjaśnienie. Albo raczej ciągłe, szczegółowe, podejmowane wciąż na nowo wyjaśnianie. Choć autor zajmuje się serią przestępstw seksualnych, do których doszło w krótkim czasie w jednym północnoamerykańskim mieście, nie chodzi tu o piętnowanie Missouli i Montany, ale o potraktowanie ich jako przypadków diagnostycznych. Missoula dostarcza wiedzy potrzebnej, aby kompleksowo rozpoznać sytuację przemocy seksualnej, wiedzy, której brak uniemożliwia przerwanie opresji. Krakauer przekonująco pokazuje, jak sytuacja zgwałcenia może być niezrozumiała, trudna do ogarnięcia dla samej ofiary, która sama sobie musi wyjaśnić, co ją spotkało – i zdecydowanie nie zawsze będzie to mogła zrobić natychmiast, zareagować od razu z siłą, która po fakcie wydawałaby się adekwatna. Niekompetentni są też świadkowie: ci bezpośredni i ci, których można by określić jako postronnych – zaangażowani i obojętni, nieraz bez skutku usiłujący uzgodnić swoje sympatie, założenia, stereotypy.

Gdy ofiary zastanawiają się, co je spotkało, a świadkowie roztrząsają, czy są one wystarczająco wiarygodne, sprawcy – jak można by wywnioskować z raportu Krakauera – często są przekonani, że nad niczym nie muszą się namyślać. Przyzwyczaili się do tego, że nie muszą zastanawiać się, czy mają do czegoś prawo. W kontakcie z drugą osobą są skupieni na sobie i pewni siebie, bez refleksji przyjmują, że liczą się przede wszystkim ich cele i chęci. Krakauer pokazuje ciągłość pomiędzy taką postawą, przyjmowaną już na przykład w życiu codziennym, w towarzyskich interakcjach, i jej dalszą konsekwencją – gotowością do użycia przemocy. Missoula może być w tym kontekście potraktowana jako materiał (re)edukacyjny: cierpliwie, na kolejnych przykładach wyjaśnia, czemu ludzie są skłonni do dezorientacji, do wysnuwania pochopnych wniosków, upraszczających i fałszywych osądów. Krakauer wysyła czytelnika na swego rodzaju trening unikania takich postaw i sprzeciwiania się im.

Pozycja reportera jest nie tylko jednoznaczna, ale także wyjaśniona czytelnikowi wprost: zawierza on skrzywdzonym. Wprawdzie relacjonując kolejne dramatyczne sytuacje, nie tyle przyjmuje punkt widzenia ofiary, ile stale zaznacza źródło narracji, jakim są jej słowa: jak zeznała Washburn, usiadł na niej „trochę jak goryl”, według zeznań…, jak zeznała później…, jak sama mówi… Ten chwyt nie buduje jednak dystansu: postawę autora wyznacza troska o ofiary, o przedstawienie ich historii, o wytłumaczenie tego, co może się w nich wydawać niewiarygodne. W efekcie Missoula to reportaż sojuszniczy. Krakauer pisze tak, jakby zakładał, że czytelnik jego książki nie będzie myślał podobnie do Paolego, że nie uzna tego pieczołowitego wyjaśniania za dowód mętniactwa i słabości argumentów. Manifestacyjnie stając po stronie ofiar, zakłada więc intelektualną uczciwość czytelnika, widzi go jako kogoś, kogo może przekonać rzetelna i szczegółowa argumentacja.

Na marginesie warto zaznaczyć, że konsekwentne używanie określenia „ofiara”, które powtarzam za Krakauerem, może nieść ze sobą dalsze negatywne konsekwencje dla tak nazwanych osób. Zamiast oddać sprawiedliwość ich cierpieniu, może naznaczać je jako nieusuwalnie skrzywdzone, pozbawione tożsamości i sprawczości, zredukowane do tej roli. Jak w Gniewie Zygmunta Miłoszewskiego, kryminale wyrastającym być może z impulsu w pewien sposób podobnego do Missouli: szlachetny zamiar pokazania traumy gwałtu i edukacji w kwestii zapobiegania przemocy wobec kobiet doprowadził do powtarzania w narracji twierdzeń o tym, że ofiary gwałtu [nigdy] nie dochodziły do siebie, że nie ma zgwałconych, które by gwałt przerobiły, które żyły potem normalnie, że zgwałcona nigdy nie będzie taka sama – a więc zawsze będzie przede wszystkim ofiarą budzącego grozę przestępstwa. Krakauer stara się uniknąć postrzegania swoich bohaterek wyłącznie przez ten pryzmat, skupiając się przede wszystkim na tym, co je spotyka, na co się decydują i co robią po tym, jak spotyka je przemoc: nie tylko na dojmujących pogłosach traumy i kolejnych krzywdach, ale i na sile i sprawczości kobiet składających świadectwa.

Niektórzy komentatorzy Missouli podkreślali, jak porażające i trudne do zniesienia są dla czytelnika te historie. Mnie wydały się one przejmująco banalne, zwyczajne, brzmiały niepokojąco znajomo i jakby niepozornie. Nigdy dość powtarzania, że stereotyp gwałtu dokonywanego w ciemnej ulicy przez nieznanego złoczyńcę nie ma najczęściej wiele wspólnego z rzeczywistością, że ogromna większość poszkodowanych dobrze zna gwałcicieli i pozostaje z nimi w różnych relacjach (co nieraz odbiera wiarygodność późniejszym oskarżeniom). Missoula jednak przekonująco ucieleśnia tę wiedzę: kolejne historie gwałtów rozpoczynają się od towarzyskich w charakterze sytuacji, w których większość z nas była wielokrotnie – imprez, randek, przechadzek, zwyczajnych, niekiedy przypadkowych spotkań. Sytuacje te stają się niebezpieczne: czasem stopniowo, a więc nieuchwytnie, a czasem tak nagle i niespodziewanie, że brzmi to jak żart czy absurd.

Jest wręcz zadziwiające, jak bardzo znajomo w polskim kontekście brzmią niektóre fakty i mechanizmy relacjonowane przez Krakauera. Nie chcę przez to powiedzieć, że kultura gwałtu jest globalna i zasadniczo niezależna od różnych tradycji, wzorów postrzegania kobiet i mężczyzn, oczekiwań, jakie ma wobec nich konkretna grupa; jestem przekonana o ich kluczowej roli. Tym niemniej nawet jeśli #jateż wyglądało pod wieloma względami inaczej niż #metoo, materiał przywoływany przez Krakauera wyraźnie świadczy o tym, że nieprzyjazne reakcje na ujawnianie takich doświadczeń są w różnych częściach świata zastanawiająco do siebie podobne. Żadna to pociecha, ale z ciekawością można przeczytać o misternych intelektualnych wywodach prawników, obawiających się, że zasada domniemania niewinności może (…) być w jakiś sposób naruszona, gdyby oskarżony o gwałt był potraktowany z mniejszą troską niż mówiąca o swoich przeżyciach ofiara.

Polska czytelniczka może wreszcie czytać Missoulę jako reportaż sądowy z obcego systemu prawnego. Krakauer, w przeciwieństwie do wielu twórców popkultury wykorzystujących realia amerykańskiego sądownictwa, zadaje sobie sporo trudu, aby wyjaśnić na przykład na czym dokładnie polega tak zwana kontradyktoryjność procesu i jakie są jej konsekwencje w interesujących go przypadkach albo rozróżnić rozstrzygnięcia oparte o zasadę „przeważającej siły materiału dowodowego” i te kierujące się „faktami stwierdzonymi ponad wszelką wątpliwość”. Wspomniane konsekwencje przeważnie okazują się niekorzystne dla ofiar przemocy seksualnej, jeśli te w ogóle zdecydują się stanąć do ostrej (…) walki na słowa pomiędzy obroną a oskarżeniem, która w przypadkach obserwowanych przez Krakauera sprowadzała się wręcz do walki na ringu, z (…) wysoce selektywnym przedstawianiem faktów i brutalnym przesłuchiwaniem świadków.

W wielu fragmentach książki Krakauera poetyka pełnego cytatów reportażu okazuje się bliższa poetyce raportu, zestawienia bibliograficznego, wyciągu z akt i prac naukowych. Powody takiej decyzji wydają się jasne, nie wpływa ona jednak korzystnie na płynność lektury Missouli. Nie bez znaczenia może być tu pozycja polskiego czytelnika. Natykając się na takie zdania, jak na przykład Pięćdziesięciotrzyletni trener zapewnił dziewiętnastoletniego rozgrywającego, że wszystko będzie dobrze czy Nie udziela się świadomie zgody, gdy jest się (…) spitym w belę [sic], trudno nie pomyśleć, że w angielskim oryginale brzmiały zapewne bardziej naturalnie. Trudności lekturowe częściowo jednak łączą się z wybranym przez Krakauera sposobem walki z krzywdą i niesprawiedliwością, polegającym na ich szczegółowym dokumentowaniu, osiąganiu wiarygodności i siły przekonywania dzięki żmudnej pracy reportera. Jako kobietę i feministkę, żyjącą w Polsce XXI wieku, ogarniają mnie niekiedy wątpliwości, czy taka strategia może przynieść pożądane rezultaty. Potraktuję więc Krakauera jako nieoczywisty przykład optymizmu: wiary w sens rzeczowego wyjaśniania.

 

Jon Krakauer

Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku akademickim

przeł. Stanisław Tekieli

Wydawnictwo Czarne, 2018

Liczba stron: 429