Patronem wydania jest Kraków Miasto Literatury UNESCO
Pokaż mi swój biogram, a powiem ci kim (nie) jesteś
Autor
Paweł MicnasIlustracja
Ewelina RynkiewiczNota biograficzna to forma sztuki. Powołując się na fakty, tworzy fikcję. Zawężając życie ludzkie do kilku epitetów, wykonywanego zawodu czy miejsca urodzenia, stwarza iluzję, że oto otrzymało się klucz do zrozumienia losu opisywanej jednostki. Czasem zachwyca niezwykłą stylizacją, w której autor przedstawia się w ironicznym świetle, czasem stanowi wyszukaną autoparodię, ale najczęściej próbuje zwieść czytelnika prostym wyliczeniem kilku zdawkowych informacji. Uchyla drzwi do świata pisarza, ale nigdy nie pozwala przestąpić progu. Zaspokaja potrzebę porządkowania rzeczywistości. Ułatwia wyłowienie z morza niepoznanych osobiście ludzi sylwetki tych, z którymi zaprzyjaźniło się w trakcie lektury. Jednocześnie swoim minimalizmem pozostawia miejsce na niejasności, domysły i zmyślenia, sycąc wyobraźnię, która karmi się tym, co potencjalne lub nie w pełni spełnione.
Oczywiście genologiczny purysta może wnieść w tym miejscu sprzeciw – biogram to nie literatura, a jedynie (jak podaje Słownik Terminów Literackich) artykuł w słowniku lub encyklopedii, przedstawiający życie i działalność danej osoby. Ma więc przede wszystkim wartość faktograficzną. Jest częściej dziełem naukowca lub redaktora niż artysty.
Czy aby na pewno? Jak w takim razie można sklasyfikować poniższy tekst?
Pan, który pisze. Urodził się pod skrzydłem Wrońca. Napisał potem grube i mądre książki o światach, których nie ma. Ale ta książka jest o Adasiach i dla Adasiów.
Powyższy fragment przedstawia Jacka Dukaja (zainteresowanych odsyłam do okładki Wrońca, powieści z roku 2009). Tekst na pewno przedstawia życie i działalność danej osoby – można dowiedzieć się z niego, że Dukaj jest pisarzem i ma w swoim dorobku grube tomiszcza. Z drugiej jednak strony stylizacja tekstu znacznie odbiega od suchego, faktograficznego tonu. Biogram został napisany z myślą o dzieciach – brak tu dat, wyliczeń tytułów oraz trudnych słów. Pojęcie science fiction zastąpiono jakże trafnym i celnym określeniem mądre książki o światach, których nie ma, a imię Adasia wykorzystano jako synekdochę, która ma się odwoływać do każdego małego czytelnika. Znalazła się tu też metafora urodzony pod skrzydłem Wrońca – odsyła ona bezpośrednio do treści książki i wiąże osobę autora z bohaterem i powieściowymi wydarzeniami.
Podany przykład to oczywiście skrajne odstępstwo od normy. Piękny przykład twórczego wykorzystania gatunku pozornie bezpłodnego. Wcale nie jest łatwo znaleźć podobne biogramy, co nie oznacza, że nad tymi mniej oryginalnymi powinno przechodzić się obojętnie.
Po co w ogóle biogram? Żeby poznać pełną historię danej osoby i tak trzeba sięgnąć po biografię. Tymczasem krótkiej noty o autorze oczekujemy pod każdym artykułem w gazecie czy tygodniku. W dziennikarstwie spełnia rolę uwiarygadniającą – łatwiej uwierzyć w fakty spisane przez kogoś, kto się pod nimi podpisał. W literaturze chodzi o coś innego. Osip Mandelsztam uważał, że każda lektura to spotkanie z drugim człowiekiem. Ryszard Przybylski, referujący poglądy rosyjskiego poety w eseju Wdzięczny gość Boga, tłumaczył z kolei, że czytanie tekstu jest formą rozmowy. Biogram w takim przypadku odgrywa niebagatelną rolę – zastępuje pierwszy uścisk dłoni i wymianę uprzejmości. Jest niezbędny w lekturowym savoir vivre – tak jak nie wypada siadać do wspólnego stołu, wcześniej się nie przedstawiwszy, tak samo nie wypada wydawać książki anonimowo.
Jeśli przy spotkaniu twarzą w twarz o osądzie drugiego człowieka może zadecydować kilka pierwszych sekund, tak samo przy lekturze tekstu, informacje, jakie posiada się o autorze, mogą wywołać pozytywne lub negatywne emocje jeszcze przed przeczytaniem prologu. Autor bez biografii i bez historii ma mniejsze szanse na to, że jego utwór wzbudzi w czytelniku zaciekawienie już od pierwszych stron. Z drugiej strony, ktoś, kto będzie w stanie przyciągnąć uwagę samym biogramem, może zyskać sympatię odbiorcy jeszcze przed zakupem książki:
Była wtedy samotną matką, zmagającą się z przeciwnościami losu. Pewnego dnia, w kawiarni, na skrawkach papieru opisała chłopca, któremu ciągle się coś przydarza…
Oraz jeszcze jeden fragment:
Od wczesnego dzieciństwa marzyła o napisaniu powieści, która porwie serca czytelników. Postanowiła jednak odłożyć te plany w czasie, by zająć się rodziną i karierą. Urodziła dwójkę synów, znalazła pracę w stacji BBC, a po latach zebrała się na odwagę i zadebiutowała…
Pierwszy wyimek pochodzi z biogramu J.K. Rowling (pierwsze polskie wydanie Harry’ego Pottera z 2000 roku), drugi zaś można znaleźć na okładce Pięćdziesięciu twarzy Greya (wydanie z 2012) i opisuje E.L. James. Nieprzypadkowo zacytowałem je jeden po drugim. Oba teksty przedstawiają pisarki, które odniosły globalny, komercyjny sukces, a ich biogramy to z pewnością część gry o rynkowy triumf. Dodatkowo, jeśli przyjrzeć się obu opisom nieco bliżej, okaże się, że operują podobną strategią. Uwagę przyciągają w nich perypetie autorek (Rowling – samotna matka zmagająca się z różnymi problemami, James – niespełniona kobieta, która poświęciła marzenia na rzecz rodziny i kariery), z których wychodzą one obronną ręką. Rowling i James realizują swoje plany dzięki ambicji i odwadze. Ich biogramy to American Dream w trzech zdaniach.
Skupiwszy się na notach biograficznych dwóch znanych autorek literatury popularnej, można by odnieść wrażenie, że zaprzęganie tej formy do napędzania rynkowego popytu jest charakterystyczne tylko dla anglosaskiej kultury masowej. Nic bardziej mylnego. Biogram zawsze jest narzędziem walki o kapitał autora. Posługując się utartymi środkami – takimi jak wyliczenie opublikowanych tytułów, przyznanych nagród lub czasopism, w których pojawiło się nazwisko opisywanej osoby – utwierdza jego społeczny prestiż i uznanie, jakim cieszy się wśród czytelników i krytyków. Ta pojawiająca się w każdym biogramie enumeracja (napisał to i to, publikował tu i tu, laureat tej i tej nagrody) sankcjonuje obecność danej osoby w życiu literackim. Im większe nagromadzenie dat, tytułów i laurów, tym odbiorca ma być bardziej przekonany o nietuzinkowości przedstawianej mu osoby.
Ciekawe jednak, że ta prawidłowość nie tyczy się wszystkich autorów. Ci o ugruntowanym statusie, cieszący się największym uznaniem, mogą albo zrezygnować z biogramu, albo napisać coś prowokacyjnie krótkiego – np. „poeta” lub „pisarz”. Taka notatka bywa nieraz mocniejsza niż encyklopedyczny spis wszystkich posiadanych form kapitału kulturowego. Raz, że nakłada na czytelnika obowiązek (powinieneś wiedzieć, kim jestem), a dwa, że wiąże nazwisko danej osoby z usankcjonowaną społecznie rolą (to jest: Pisarz). Jest też oczywiście odstępstwem od normy. Może zostać odczytane jako pewnego rodzaju eksperyment, ale również – jeśli dalej trzymać się metafory lektury jako rozmowy dwójki ludzi – zostać uznane za faux pas lub oznakę gburowatości.
Wykorzystanie nagród i tytułów wcześniej opublikowanych książek to nie jedyna strategia pisania biogramów. Redaktorzy wydawnictw (bo trudno mi uwierzyć, by w tych przypadkach pisali tak o sobie sami zainteresowani) wspinają się nieraz na wyżyny swoich marketingowych możliwości i dodają do not biograficznych pełne superlatywów epitety (najpopularniejsza autorka literatury obyczajowej w Polsce – to o Katarzynie Grocholi) lub wymyślne metafory:
Po sukcesach „Gestów”, „Balladyn i romansów” oraz „ości” udowadnia, że na dobre wszedł do literackiej superligi.
Swoją drogą, porównywanie literatury do sportu, a Ignacego Karpowicza do wyczynowca jakoś doskonale wpasuje się w teorię Pierre’a Bourdieu o polu produkcji kulturowej (której pewne pojęcia już pojawiały się w moim tekście). W ujęciu francuskiego badacza pole literackie to wycinek struktury społecznej, gdzie spotykają się jednostki o podobnych dążeniach, tak zwani aktorzy, którzy rywalizują ze sobą o wpływy. Takie biogramy jak Grocholi i Karpowicza pozwalają nam spojrzeć inaczej na życie literackie – okazuje się wtedy, że nagrody nie zawsze są „przyznawane”, ale często „zdobywane”.
Biogram zresztą nie tylko w literaturze odgrywa niebagatelną rolę w wyścigu o wpływy. W czasach, kiedy słowo pisane wypierane jest coraz wyraźniej przez inne środki przekazu (głównie obraz) paradoksalnie staje się on ostatnią formą literacką, za pomocą której rzesze ludzi opowiadają o sobie. Mam tu na myśli przede wszystkim Instagrama, gdzie – oprócz dobrych zdjęć – tylko ciekawy opis danej osoby może przyciągnąć kolejnych followersów. I choć serwery Instagrama są w stanie pomieścić tysiące ciężkich, ważących nieraz kilkadziesiąt megabajtów fotografii wysokiej jakości, tak w przypadku biogramów na użytkowników został nałożony limit 150 znaków ze spacjami, który nie ma nic wspólnego z możliwościami technologicznymi (jeden znak w unicodzie UTF8 to zaledwie 1 do 4 bajtów, cała nota zająć więc może maksymalnie 600 bajtów). To mniej więcej dwa lub trzy krótkie zdania. Od pisma ludzkość odchodzi nie tylko siłą inercji, ale również dzięki wizji internetu lansowanej przez wielkie firmy. Być może niedługo okaże się, że w dzięki tym social mediowym sylwom, biogramy stały się dominującą formą literatury autobiograficznej.
Czy w ogóle możliwe jest zmieścić życie człowieka w kilku zdaniach? Gdy założymy, że tak, biogram staje się trudną sztuką selekcji. I jego ułożenie nie jest zadaniem dla redaktora, ale dla artysty. Szukając informacji o Leonie Gomolickim, można trafić na stronę internetową „Tekstualiów”, gdzie znajduje się następująca informacja:
(1903–1988), do 1945 roku rosyjski poeta i krytyk, redaktor rosyjskich gazet emigracyjnych. Od 1945 roku – rusycysta i mickiewiczolog, polski prozaik.
Ta krótka notka biograficzna jest do bólu konkretna. Nie zawiera żadnych budujących epitetów czy zbędnych informacji. A jednak dzięki swojej lapidarności uruchamia młyny wyobraźni równie sprawnie jak opowieść o J.K. Rowling przesiadującej w kawiarni i spisującej na kartkach historię małego czarodzieja. Bo niby jak można do pewnego momentu być jedną osobą, a później, praktycznie z roku na rok, zmienić się w kogoś zupełnie innego? Biogram Gomolickiego ma w sobie ostrą jak brzytwa cezurę, która dzieli jedną osobę na Rosjanina i Polaka, na poetę i prozaika. Każdy, kto zna historię tego pisarza, wie, że w rzeczywistości tak było. Jednak krótka nota biograficzna przedstawia to z taką bezwzględnością, że nie sposób potem nie sięgnąć po opracowania tego autora, by dowiedzieć się więcej o jego zagadkowym losie.
Dobór odpowiednich informacji o autorze to jedno. Ale równie ważna wydaje się ich kolejność. Jeśli ktoś jest „pisarzem, autorem powieści X i zbioru opowiadań Y oraz publicystą”, to z pewnością głównie zajmuje się pisaniem książek, a felietony pisze, gdy dramatycznie kurczą mu się środki do życia. W przypadku zagranicznych twórców można się też spodziewać informacji o narodowości zaraz po nazwisku. Amerykańska pisarka, żydowski poeta, francuska publicystka – kraj pochodzenia autora od razu wrzuca odbiorcę w krąg kulturowych skojarzeń.
W przypadku tak małej formy każde słowo zyskuje na sile. Każde określenie definiuje tożsamość, a zarazem pozycję kulturową opisywanej osoby. Nie ma tu miejsca na zbędne pustosłowie. W nieuważnie sporządzonym biogramie to, co najważniejsze, może zostać pominięte. Skutki takiej pomyłki wcale nie są niewinne – jeśli ktoś mi nie wierzy albo uzna, że przesadzam, niech zerknie na swoją prywatną mapę twórców i ludzi, których „wypada znać”. Czy ta konstelacja nie składa się z wielu bardzo małych, ledwie świecących punktów? Czy gdy sięgnę po nazwisko Miłosza, to przypomnę sobie długie wyimki z biografii autorstwa Andrzeja Franaszka, czy raczej wypłynie mi krótka notka: „nobel 1980, Campo di Fiori, emigracja”? Ile rekordów z takiej prywatnej bazy danych przekroczyłoby nałożony przez Instagram limit 150 znaków?
W świecie, który nieustannie zalewa nas niepotrzebnymi informacjami, biogramy na okładce książki traktujemy z obojętnością. Tymczasem to one pomagają nam nawigować po świecie kultury. Proszę sobie wyobrazić świat bez tej krótkiej informacyjnej formy literackiej – czy funkcjonowanie w nim byłoby możliwe?
Często to autorzy, w szczególności ci mniej znani i debiutanci, są proszeni o napisanie kilku słów o sobie na okładkę. Jak mógłby wyglądać taki tekst ułożony np. przez Witolda Gombrowicza? Czy mógłby to być pierwszy biogram rekurencyjny?
Witold Gombrowicz – ja, por. Witold Gombrowicz
A biogram Dostojewskiego? Dantego? Jakich słów by użyli do opisania siebie samych w trzech zdaniach? Jeśli ktoś ma pomysł, to chętnie się zapoznam. Bo przecież w tym wszystkim nie chodzi o prawdę, ale odkrycie, z jakich fikcji złożona jest nasza rzeczywistość.
____
Tekst jest częścią cyklu „Podróż do wnętrza głowy” przygotowanego razem z Krakowem Miastem Literatury Unesco i Krakowskim Biurem Festiwalowym