Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Poezja o zombie i sile nabywczej („La chimera”)

3/2024

Artykuły /

Wyobraź sobie, że czas nakłada się na siebie piętrowo – jak ziemia w przekroju. Każda chwila to kolejna warstwa, których nawarstwienie z czasem staje się tak potężne, że nie sposób sięgnąć najdalej zakopanych momentów. W tym ujęciu teraźniejszość jest sumą pewnych przeszłości – logicznym następstwem, w którym odbijają się echa minionych zdarzeń. Jeśli zechcesz spotkać się z tym, co już było, musisz wskoczyć prosto do wykopanego grobu. 

Chimera to coś, czego starasz się dotknąć, ale nie możesz tego sięgnąć: przeszłość, przyszłość, pragnienie. 

W La chimerze ludzie żyją słodko w dobrze im znanej beznadziei. Przyziemne trudności życia w prowincjonalnych Włoszech lat 80. stanowią silną motywację do podejmowania niekonwencjonalnych sposobów na poprawienie jakości bytu. Ściany starej willi pokrywa warstwa grzyba, na co Flora, jej właścicielka, przymyka oko. Arthur mieszka w blaszanym baraku; patrzymy jak marznie. Nie szuka się trwałych rozwiązań: radą na przeciekający podczas deszczu sufit nie jest naprawa dachu, tylko podstawienie garnka. Ścieki wylewa się do morza, Fernet pije się z nakrętki, wino z gwinta, a podczas lokalnych tańców na krzywym parkiecie śmieje się pełną piersią. 

Barwna grupa „grobodziejów” (tomb riders, tombaroli) znalazła swoją biznesową niszę: plądrują antyczne mogiły. Archeologowie miotełkami strząsają ziemię osiadłą na przeszłości, ale w La chimerze proces ten nie jest wcale subtelny. Tombaroli z przeszłością obchodzą się przedmiotowo, czasem wręcz brutalnie (np. dekapitując cenny posąg przedstawiający starożytną boginię). Nie zdają się zainteresowani etyką zawodową (przecież im nie robi to różnicy, skoro nie żyją). Tu bogactwo zmarłych daje szansę na lepszą – bardziej majętną – przyszłość żywych. Oburzenie, z którym się spotykają, odganiają jak irytującą muchę. W mogiłach nie szukają przysłowiowych złotych zębów, ale etruskich rzeźb, ceramiki, ozdób, które wedle wierzeń rozpowszechnionych w północnej Italii przed Chrystusem miały służyć zmarłemu po śmierci. W filmie mówi się, że te przedmioty miały zawędrować z nieboszczykami wprost do grobu; nie są przeznaczone do oglądania. W ujęciu kapitalistycznym to idea pozbawiona sensu, ponieważ celem istnienia dzieła jest bycie oglądanym. Zwyczaje przodków ignorują zarówno grobodzieje, których pobudki wydają mi się usprawiedliwiająco przyziemne, jak i reprezentujący kapitał ekonomiczny i symboliczny kolekcjonerzy, których łupy są później sprzedawane. Opowieść stara jak świat: popyt na moralną ambiwalencję tworzy się przez mariaż ego i funduszy.

Tombaroli konstytuują swoje ekonomiczne i tożsamościowe bycie w świecie na tym, co wyciągnięte z grobów – tak, jak i kultura wciąż zaczyna się na końcach i odradza się poprzez czerpanie z tego, co już było. Relacje kultury w sensie historyczno-sztucznym i machiny kolekcjonersko-muzealniczej z szacunkiem wobec niematerialnego porządku są konkretnie pokomplikowane: miesza się w nich wiedza, niewiedza, ignorancja, szacunek i jego brak. Czy my-społeczeństwo mamy prawo patrzeć na to, co nie było przeznaczone dla naszych oczu? Po co nam gromadzona w ten sposób wiedza o świecie i jak wiele jej potrzebujemy? Ile lat musi minąć, by grób przestał być zamieszkiwany przez duszę? Myślałxś o tym, kiedy uczono cię o piramidach i mumiach? W Poznaniu lato spędza się nad jeziorem Rusałka – kiedy poziom wody jest niski, widać macewy. Czy Etruskowie w locie ptaków przewidzieli umieszczenie swoich szczątek w Museo Nazionale Etrusco di Villa Giulia? Czy nie powinniśmy spędzać lata nad Rusałką?

Główny bohater La chimery, Arthur, w przeciwieństwie do swoich towarzyszy, nie szuka w grobach dostatku, a porozumienia ze światem umarłych. Konkretniej: jedną martwą ukochaną Beniaminą. (Beniamina wykreowana jest w stylu martwe żony głównych bohaterów, czyli palące słońce, długie włosy, ledwo widoczna twarz, szybkie cięcia i drażni mnie ten wybór). Matka Beniaminy, Flora, wie, że Arthur ma z zaświatami szczególne połączenie, więc w jej głosie słychać niewzruszoną wiarę, gdy przykazuje mu niezaprzestawania poszukiwań. Mężczyzna jest skazany na związanie uczuciem z czymś nie do zrealizowania. To postać osobna na kilku różnych płaszczyznach: jest Anglikiem wśród Włochów, samotnikiem w kolejnych grupach, romantykiem wśród pragmatyków, jest martwy wśród żywych. Uwikłał się w przeszłość tak mocno, że nie jest w stanie (a może nie chce) zerwać tych więzów. Na nic nadzieja, że mógłby odczuwać tu i teraz, a nawet tu i kiedyś; i przeżywać zwyczajne dni zmywania po kolacji, takie, jakie zdarzyło mu się przeżyć z Italią na dworcu, a nie tylko czekać na śmierć. Kiedy perspektywa przywiązania się do żywych staje się niebezpiecznie realna, on decyduje się pozostać lojalny wobec części siebie, która po śmierci Beniaminy należy już wyłącznie do świata dusz. (Rohrwacher nakręciła poetycki film o zombie). Arthur od pierwszej do ostatniej klatki podąża za czerwoną nicią, który prowadzi do jedynego możliwego zakończenia tej historii. La chimera od samego początku mówi, gdzie jest kłębek; ale okrutnie daje nadzieję na to, że może jednak nas okłamuje, że może jednak się mylimy, może nawet w takiej opowieści da się wywrócić stołek z przeznaczeniem? 

Wątki z azymutem na życie koncentrują się wokół postaci Italii. Przepełnia ją witalność: jest żartobliwa, opiekuńcza, pomysłowa i wierna sobie. Jako jedyna wyraźnie sprzeciwia się zbieraniu skarbów zmarłych i ją Rohrwacher pokazuje jako postać z moralnym kompasem, który nie zawsze działa w oczywisty sposób w tym realnomagicznym uniwersum. Italia ukrywa swoje dzieci przed pracodawczynią, Italia ukradkiem ściąga wdech papierosa Arthura, pudruje błędy i wyrzuca przypalone żelazkiem koszule, żeby nikt ich nie zobaczył. Wreszcie to ona, wraz z innymi kobietami i dziećmi, zajmuje opuszczony i popadający w ruinę dworzec kolejowy, który skłania do zadania pytań: czyje jest coś, co jest niczyje i wszystkich? Może tych, którzy potrzebują? Tych, którzy chcą budować? Którzy chcą żyć? 

Czy Italia nosi imię swojej ojczyzny, by zainspirować ją do budowania?     

___ 

Chimera to stwór, który ma głowę lwa, ciało kozy i ogon węża.

La chimera jest osobna w pejzażu współczesnego kina. Seans był orzeźwiający jak picie chłodnej wody: temu dziełu daleko do przepychu, zadęcia, manipulatorstwa; jest szczery jak pierwsze kwiaty wczesną wiosną i figlarny jak nurt zimnego strumienia. 

Fundamentem filmu jest całe grono aktorskie: naturszczyckie i zawodowe, czerpiące z siebie nawzajem. Tombaroli wspomagają się wzajemnie jak chór: poszczególnie, ale wspólnie – ich moc wydobywa się w scenach zbiorowych. Isabella Rossellini istnieje równocześnie jako Flora oraz Isabella nosząca nazwisko Rossellini. 

Orfeusz schodzi do zaświatów, Tezeusz podąża za nicią – Arthura oprócz tego gra jeszcze Josh O`Connor w taki sposób, że chce się w nim zakochać. Od pierwszej sekundy pojawienia się na ekranie jest na nim mocno i pewnie. Jego wpisywanie się w decorum jest niezaprzeczalne: wygląda, jakby urodził się w swoich lnianych, lekko pożółkłych i przybrudzonych garniturach, jakby wczorajszej nocy spał w wilgotnej chatynce. Oczywiste jest to, że idzie przy kolejowych torach w przypadkowej, ale wcale nieprzypadkowej różowej koszulce pod brązową marynarką i w skórzanych trzewikach. Stworzona na ekranie postać jest na tyle sugestywna, że wręcz czuje się jego zapach (ziemisty, dymny, trochę kwaśny od potu, miękki jak wełna). O’Connorowi udało się zagrać bycie starą duszą bez żenady.

Ciepło-zimna tonalność Toskanii z początku roku i kręcenie obrazu na trzech rodzajach tradycyjnych taśm maluje grubą kreską lokalny koloryt. Łamie się czwarta ściana: ale tylko raz. Kamera robi obroty na pionowej osi, ale też wyłącznie w jednym rodzaju sekwencji. Raz historia opowiedziana jest poprzez piosenkę bardów, raz łamie się granica między snem a jawą. Co jakiś czas dostajemy kolejną i kolejną słodycz: ponad dwie godziny filmu upstrzone są kinematograficznymi cukierkami. Te triki nie są zasłoną spuszczaną na niedomagającą treść – są częścią bogatego arsenału, którym Rohrwacher posługuje się, żeby budować swój bardzo konkretny artystyczny język; równie poplątany i nieoczywisty jak sama chimera. 

Chimera to coś nierzeczywistego lub kapryśnego. 

Rohrwacher zadaje pytanie przewodnie: czyja jest przeszłość, jeśli należy do wszystkich i nikogo?

Jednak po seansie po głowie tłukła się myśl, która swoją przyziemnością rozdzierała mi serce: Czy jeśli przeszłość można sprzedać, to czy przyszłość można kupić?

dusza przeszłość nieosiągalność pieniądze sztuka pamięć 

Chciałabym, by pamiętało się La chimerę

La chimera

reż. i scen. Alice Rohrwacher

Włochy, Francja, Szwajcaria 2023

130 min