Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

„Pisałem dużo okropnej muzyki”. Wywiad z Benem Caplanem

Wywiady /

Lech Dulian: Witaj, dobrze cię znów widzieć w Krakowie.

Ben Caplan: O tak, dobrze tu znowu być.

Ostatnio odwiedziłeś nas pięć miesięcy temu i pamiętam, że podczas jednego z koncertów mówiłeś o specjalnej więzi, jaka łączy cię z tym miastem.

fot. Joanna Witkowska

Uwielbiam Kraków. Byłem bardzo podekscytowany, kiedy tu jechaliśmy. Dotychczas zawsze przylatywałem do Krakowa samolotem, nigdy nie zdarzyło mi się jechać samochodem, więc całą drogę z Niemiec byłem przepełniony ekscytacją, zwłaszcza kiedy zbliżaliśmy się do miasta i zacząłem rozpoznawać budynki.

Ile czasu już tutaj spędziłeś?

Byłem w Krakowie dwukrotnie i za każdym razem zostawałem na około dwa tygodnie.

 

Napisałeś tu jakąś piosenkę?

Tak, ale nie ma jej na albumie, to jest nowy utwór.

Dużo koncertujesz w Europie. Odnoszę wrażenie, że masz tutaj wielu wiernych fanów. Myślisz, że jest w twojej twórczości coś, co czyni cię bardziej europejskim niż północnoamerykańskim muzykiem?

Wydaje mi się, że połowa moich inspiracji to różnego rodzaju stary europejski folk, a druga połowa to folk kanadyjski i amerykański, więc myślę, że wpływy są równe, począwszy od północnoamerykańskiego podejścia do pisania tekstów, na instrumentalnych tradycjach Europy kończąc.

Twoja muzyka jest bardzo eklektyczna mieszanka amerykańskiego folku, klezmerskich dźwięków i wschodnioeuropejskiego folkloru to dość oryginalne połączenie. Świadomie rozwijałeś taki właśnie styl czy może to efekt przypadku?

Cóż, nigdy nie podjąłem świadomej decyzji, że będę grał muzykę, która brzmi w jakiś konkretny sposób albo jest mieszanką tego i tamtego. Po prostu: tworząc muzykę, pozwalam, aby wszystko, co się we mnie kisi, wydostało się w takiej formie, jaką samo przybrało.

Twoje pierwsze piosenki były utrzymane w podobnym stylu?

Nie, na początku pisałem dużo okropnej muzyki, po prostu wstrętnej. Ale za każdym razem próbowałem na nowo, jeszcze raz, i znów jeszcze raz. To tak jak ze wszystkim – stajesz się lepszy dzięki ćwiczeniom. Pomysłem, który do komponowania inspiruje mnie najbardziej, jest słuchanie jak największej ilości muzyki z otwartym umysłem, próba docenienia tego, co dobre w każdej z tych rzeczy. Dzięki temu efekt końcowy jest miksem wszystkiego, co wcześniej wchłonąłem.

Twoje piosenki, poza warstwą muzyczną, są również interesujące literacko. Zwracasz szczególną uwagę na teksty?

Zdecydowanie. Spędziłem dużo czasu, studiując historię, filozofię i literaturę. Czytam dużo poezji i prozy.

fot. Joanna Witkowska

Jasne. Ostatnio czytałem sporo opowiadań Szolema Alejchema. Nie jestem pewien, skąd on pochodzi, gdzieś z Europy Wschodniej. Jest żydowskim pisarzem, napisał mnóstwo pięknych, krótkich historii. Czytałem też poezję Jehudy Amichaja, izraelskiego poety. Do tego jeszcze Ted Hughes, John Ralston Saul, kanadyjski pisarz… Och, dopiero co przeczytałem książkę pewnego węgierskiego autora, ale niestety nie pamiętam nazwiska.

Sporo lektur, zwłaszcza że ciągle jesteś w trasie.

Podczas trasy koncertowej więcej czasu zajmuje mi słuchanie muzyki niż czytanie. Podróżowanie samochodem to dobra okazja, żeby odkryć coś nowego.

Wymieniłeś kilku żydowskich autorów, również wiele twoich piosenek wykorzystuje żydowskie motywy, na przykład jeden z moich ulubionych utworów, Stranger, wyraźnie odnosi się do tej tradycji. Jak ważne jest dla ciebie to dziedzictwo?

Powiedziałbym, że to część nieustającego zaangażowania w poszukiwanie swojej tożsamości. Mam żydowskie korzenie, moi dziadkowie byli Żydami, trzech z nich pochodziło z Polski, więc tak, to dla mnie interesujące źródło, z którego chętnie czerpię.

W jakim stopniu pisanie piosenek jest dla ciebie intelektualnym procesem?

To duża część tworzenia. Chcę, żeby moje teksty miały sens, chcę, żeby działały na poziomie intelektualnym i emocjonalnym. Jeżeli piosenka porusza kogoś tylko emocjonalnie albo tylko intelektualnie, to nie jest jeszcze skończona. Piosenkę napędza idea znajdująca się w jej centrum, coś, co trzeba odkryć. Zazwyczaj nie staram się ujawniać tej idei w zbyt oczywisty sposób, uważam, że pewna niejasność jest konieczna, aby piosenka miała siłę rażenia. Ale pewność, że jest w niej pomysł, że przynajmniej ja wiem, o co chodzi, również się dla mnie liczy. Staram się myśleć o tym, jak przekuć tę intelektualną ideę na emocje, aby utwór można było doświadczyć umysłem, jeżeli poświęci się mu trochę czasu, ale żeby również mógł dotrzeć szybciej przez serce.

Część twoich piosenek to przemyślane narracje, zdystansowane opowieści. Inne z kolei, jak Drift Apart, są bardzo emocjonalne. Jak radzisz sobie na scenie z tak radykalnymi zmianami nastroju?

Zazwyczaj nie zmieniam go szybko, to zawsze jest pewien proces. Drift Apart to próba wyrażenia poczucia porażki i równocześnie akceptacji, oczywiście odnosi się do związku. Z kolei Stranger to dla mnie opowieść o poddaniu się chaosowi. Ostatni wers jest istotą piosenki, brzmi on: there’s only one thing to be said, a później w kółko powtarza się klezmerska melodia. To jest odkrywanie idei uwalniania emocji w muzyce, uwolnienia się jej pomimo chaosu, ciemności i szalonego wszechświata. Opowieść zawsze jest istotna, ale próbuję wejść w nią głębiej, wydobyć tę przestrzeń z piosenki i zamieszkać w niej podczas wykonywania utworu.

Twoje występy na żywo są niesamowite. Podobno zanim zająłeś się muzyką, rozważałeś karierę aktorską. Przygotowujesz się do koncertów w jakiś specjalny sposób?

Raczej nie, robię jedynie wokalną rozgrzewkę przed występem, a potem liczy się nie tyle jakiś rodzaj przygotowań, ile pozwolenie sobie na pełną obecność w tym konkretnym momencie. Myślę, że nie chodzi o ćwiczenie występów albo przygotowania. Chodzi o kultywowanie zwyczaju pełnej obecności w miejscu, w którym się znajdujesz.

fot. Joanna Witkowska

O tak, Green ZOO Festival, niesamowity festiwal!

Czy zamierzasz eksplorować tę tematykę zagadnienia społeczne albo polityczne przy pomocy muzyki?

Niektóre moje piosenki są politycznie zaangażowane, niektóre zawierają jakiegoś rodzaju społeczny komentarz, który jest wbudowany w ich konstrukcję, ale nie powiedziałbym, żeby moją intencją było podążanie w tym kierunku. Myślę, że będę nadal kontynuował swoją robotę, jedna na cztery albo pięć piosenek będzie może zawierać jakieś polityczne idee.

Kiedy możemy spodziewać się kolejnego albumu?

Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy.

Słyszałem plotkę, że zamierzasz nagrać ten album w Europie.

Nie, to tylko plotka, zamierzam nagrywać w Kanadzie. Większość materiału zarejestruję w sierpniu i wrześniu, a to, kiedy album zostanie opublikowany, zależy od wielu różnych czynników.

Za płytą In the Time of the Great Remembering kryła się bardzo konkretna koncepcja, wielokrotnie w wywiadach odnosiłeś się do tego tytułu i wyjaśniałeś go. Czy nowy krążek również powstanie z jakąś myślą przewodnią?

To będzie niespodzianka [śmiech]. Myślę, że tematem mojego kolejnego albumu może być ekstrapolacja, rozciąganie idei poza nie same. Nie wiem jeszcze, jaki będzie tytuł, znajdę dla niego jakieś intelektualne wyjaśnienie, kiedy płyta będzie już wydana.

Zostałeś niedawno zaproszony do występu na festiwalu Glastonbury. To wielkie wyróżnienie, jak się z tym czujesz?

Tak, to naprawdę ekscytujące. Kiedy dowiedziałem się, że będę grał na Glastonbury, moim pierwszym pytaniem było „czy pokryją koszty przelotu?” [śmiech]. Ale oczywiście potem, kiedy to pytanie już wybrzmiało, byłem bardzo, bardzo podekscytowany… Oczywiście odpowiedź brzmiała „nie” [śmiech], ale wciąż jestem pełen entuzjazmu!

Czy dzisiaj wieczorem na twoim koncercie czeka nas jakaś niespodzianka?

Oczywiście. Zagram piosenkę, którą napisałem w Krakowie podczas ostatniego pobytu. Będzie też więcej nowego materiału.

Dziękuję bardzo za rozmowę, nie mogę doczekać się wieczoru.

Dzięki, mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił.

Lech Dulian

(ur. 1987) – z wykształcenia bohemista, z zawodu web developer. Autor kodu źródłowego wielu aplikacji internetowych i kilku mało istotnych artykułów. Lubi oglądać walki MMA.