Po pierwszych stronach jeszcze nie mamy o tym pojęcia. Po stu, dwustu, jak przez mgłę zaczyna to do nas powoli docierać. Po trzystu, czterystu domyślamy się, a po skończeniu książki już wiemy – nie tylko życie Olina jest chore, ale i nasze. Czy istnieje jakiekolwiek pocieszenie, antidotum na tę nienapawającą optymizmem konkluzję? Tak. Będzie gorzej.
Główny bohater, Olin, to nastolatek, zbuntowany uczeń jednej z małomiasteczkowych czeskich szkół. Wbrew ambicjom ojca nie poświęca się nauce, tylko każdą wolną chwilę spędza w lokalnej spelunie z dymkiem w ustach i browarem w dłoni. Jest zakałą rodziny. Wyrzutkiem. A do tego, o zgrozo, nosi długie włosy i poszarpane dżinsy, co już podpada pod paragraf dywersji i zamachu na dobry smak. Socjalistyczne społeczeństwo czeskie patrzy na niego ze wstrętem; praworządni obywatele spluwają na jego widok. Olin należy do czeskiego undergroundu, z pasją słucha zespołu The Plastic People of the Universe, a w kwestii obyczajowości najbliżej mu do amerykańskich hippie. Olinowi przybywa latek, ale nie można powiedzieć, by z wiekiem zapragnął wpisać się w jakieś ogólnie aprobowane role społeczne. Nie marzy o stałym zawodzie, ani szczęściu rodzinnym; pracuje na czarno, by nie karmić podatkami komunistycznego rządu, choć najchętniej, gdyby tylko mógł, to w ogóle nie hańbiłby się robotą. Olin nie należy więc do grona bohaterów dynamicznych, w których dokonuje się jakaś głęboka i diametralna przemiana. Młody Olin i dojrzały Olin pragnie tego samego – chlania i dupczenia.
Książka Pelca jest po trochu studium o pogrążaniu się w alkoholizmie, a po trochu wykoślawionym obrazem wchodzenia w dorosłość. W żadnym wypadku jednak nie można jej rozpatrywać jako krytyki życia na marginesie czy próby moralizatorstwa. Epatowanie pornografią nie jest tu – jak na przykład u Michela Huoellebecqa – krzykiem konserwatysty utyskującego na metafizyczną niemoc dzisiejszych czasów. U Pelca obsceniczność, duża dawka erotyzmu i wulgarność spełniają inną rolę. Oczywiście, niektórzy podniosą larum (jak część krytyki w latach 80.), że ta cała pornografia i obrzydliwość to cel sam w sobie. Można i tak. Alkohol, narkotyki, wolna miłość, muzyka rockowa – tematy żywcem wzięte z czasów rewolucji seksualnej i zaszczepione na gruncie środkowoeuropejskim zaowocowały powieścią, która odniosła sukces i uczyniła jej autora jednym z najpopularniejszych czeskich twórców. Upatrywanie jednak głównej wartości …będzie gorzej w jej przekraczających wszelkie granice scenach byłoby krzywdzące zarówno dla Pelca, jak i dla samej książki.
Są przynajmniej dwa powody, dla których …będzie gorzej klasyfikowano w kategorii „arcydzieła literatury czeskiej” lub przynajmniej „arcydzieła kultury alternatywnej”. Po pierwsze, powieść jest manifestem undergroundu, biblią dzieci kwiatów z ziem Układu Warszawskiego. I jako manifest uderza w ustatkowaną klasę mieszczańską, burzy spokój podatników prowadzących ustatkowany i uregulowany żywot, cieszących się błogosławieństwem CSRS i dziadzi Stalina. Obrywają przede wszystkim pobratymcy Pelca – za marazm, niechęć, brak wiary w sens oporu i buntu, za bierne podporządkowanie się reżimowi. Mimo to nie jest Olin powstańcem, który z miłości do ojczyzny rzucałby się na bagnety wroga. Niewykluczone też, że gdyby urodził się w innym miejscu i w innym czasie, wiódłby taki sam żywot pijaczka i rebelianta, bo jego sprzeciw wymierzony jest w bezrefleksyjne wpisywanie się w gotowe i narzucone odgórnie schematy. Normy społeczne nakazują: dobro państwa, praca, rodzina. A Pelc wali pięścią w stół i pokazuje świat, ten sam świat, w którym ludzie żyją zupełnie inaczej, na opak i nawet jeśli nie są w tym do końca szczęśliwi, to pozostają szczerzy i wierni sobie. Zresztą pod tym względem powieść Pelca nie tkwi w swoich czasach i w jednym państwie, a wykracza poza nie i jest ponadczasowa. Owszem, bezpośrednim adresatem inwektyw są wierzący w socjalizm Czesi, ale przecież ta klasa społeczeństwa – 8 h dniówki, potem kapcie i telewizor – to nie tylko wytwór komunizmu, ale i styl życia popularny w kapitalizmie.
Po drugie, …będzie gorzej stawia pytania o głównego bohatera, pytania trudne, na które pewnie nie ma jednoznacznych odpowiedzi, ale nad którymi warto się zastanowić. Obserwujemy, jak Olin pogrąża się w alkoholizmie. Piwo – z początku sposób na ucieczkę od problemów domowych i szkolnych – z czasem wypiera wszystkie inne rozrywki i staje się główną osią jego życia. Jak przyznaje w krótkiej odzie do butelki:
Nic, nic. Świat jest pusty, zamknięty w szkle. Wszystko inne, co robimy ze swym życiem, to tylko ułuda, trucie o miłości i szczęściu jest nędzną protezą, która nie zastąpi nam cudnych i niepowtarzalnych snów, jakie daje butelka.
Nie inaczej z seksem. Olin, jak sam wyznaje, dupczy od trzynastego roku życia. Próba zakochania się i wejścia w związek małżeński kończy się gorzkim rozczarowaniem i zniechęceniem, gdy okazuje się, że we wszystkim bardziej niż o miłość, chodzi o wspólnotę majątkową:
– Umie pan sobie wyobrazić, co znaczy żyć z kimś? To znaczy mieć mieszkanie, chodzić do pracy, zarabiać pieniądze, dbać o żonę i o dziecko. Mówi pan, że kocha. Czy to komu pomoże? Nikomu. Niech się pan podda leczeniu, potem znajdzie sobie dziewczynę, zerwie z kolegami. Zrozumie pan, kiedy będzie starszy, jak złe i beznadziejne jest pańskie teraźniejsze życie.
– Więc dobrze. Pójdę się leczyć, pogodzę się z rodzicami, będę tyrał, czyli wstawał o piątej, o szóstej odbijał kartę, o trzeciej wracał do domu, potem robił zakupy, później oglądał debilny film, wreszcie spać. Takie jest to pani życie, za które mam być wdzięczny? Ja i to dziecko też?
Olin, przebywając w środowisku „hipów”, odbywając kolejne wyprawy do szpitali psychiatrycznych , umykając przed władzą, która próbuje zmusić go do odgrywania roli pożytecznego obywatela, odkrywa, że nic poza seksem i alkoholem nie liczy się w życiu. Wszelkie pragnienia są wtórne wobec libido, wszystkie ambicje są tylko inną formą zapomnienia, jakie przynosi flaszka. Odbija się to także na odrzuceniu różnych tradycji literackich i ideowych oraz na ich jawnej krytyce. W jednej ze scen, na oczach zapijaczonego Olina, w halucynacyjnej realizacji toposu ubi sunt, w knajpie pojawiają się postacie historyczne i sławni pisarze. Czeski buntownik stawia im jedno pytanie dezawuujące cały ich myślowy dorobek, jest to pytanie przedstawiciela kontrkultury (punków, hipów) do całego mainstreamu – coście nam zostawali poza bzdetami?
Prawdziwa jest tylko flaszka. I wymioty, jakie następują po zdaniu sobie sprawy z tego faktu. Bo wstręt nie ogranicza się tu do przedawkowania alkoholu. Jak pisze Julia Kristeva: wstrętne jest to, co zaburza tożsamość, a konstatacja Olina, jego odrzucenie myśli europejskiej, nakazuje pochylić się nad zasadnością tej tradycji i nad realizacją jej idei w rzeczywistości; odrzucenie gotowych i na ogół bezmyślnie przyjmowanych norm społecznych zmusza do myślenia nad sensem wtłaczania się w ich formy. Próba odpowiedzi na te pytania jest niebezpieczna. Bo ilu weźmie na barki całą odpowiedzialność za próbę życia świadomego, a ilu – próbując sprostać wyzwaniu – skończy na dnie butelki?
Jan Pelc
…będzie gorzej
Przeł. Jan Stachowski
Czarne, 2014
Liczba stron: 616