Aleja Floksów
Hanna na działki chodzi tylko po to, by obgryzać tam paznokcie.
Szczerze nie interesują jej żadne zapachy, pąki, sadzonki i domki. Nie nęci wizja posiadania własnego miejsca wśród ogródków działkowych, nie wabi perspektywa zakładania gorszych ubrań, by wypielić grządkę czy odmalować ławkę, a potem przez resztę dnia napawać się dobrze wykonaną pracą, nie kuszą rozpostarte między drzewami hamaki, bo wie, że tylko udają wygodne. Lepiej sobie wyobrażać relaks na hamaku niż faktycznie się mu oddawać; to jedna z tych rzeczy – sądzi Hanna.
Zresztą pewnie by nie chodziła na działki, gdyby nie to, że ma blisko.
Ma blisko, więc chodzi i chodzi codziennie. Może i mogłaby się w tym czasie czemuś przyglądać, ale niczemu się nie przygląda. Czasem pochłaniają ją jej własne myśli, a czasem odtwarzane na telefonie podkasty. Przeważnie one, Hanna woli, kiedy ktoś gada.
Chodzi niezależnie od pogody. Czasem mija więc dużo osób, które tak jak ona przyszły sobie pochodzić, a czasem nie ma nikogo oprócz niej. Działkowiczów jest więcej w weekendy, ale to też jest uzależnione od warunków atmosferycznych.
Nie przygląda się, choć dobrze wie, że na działkach są domki, płotki, ogródki i dróżki. Bo tam wszystko jest mniejsze. Hanna też jest nieduża, więc może dlatego tak sobie upodobała te działki. W parku miniatur czułaby się pewnie jeszcze lepiej, ale za jaką cenę?
Hanna sądzi, że najlepsze są tanie rozrywki, jak chodzenie i obgryzanie paznokci.
Obgryzanie paznokci to jedyny prawdziwy talent Hanny. Rozwija go ona z podziwu godną konsekwencją od najmłodszych lat, nieprzerwanie.
Wielu osobom nie w smak są estetyczne implikacje takiego talentu. Wiele jest osób, które z nim aktywnie walczą, upominając, nakazując, zakazując. Czasem podsuwają gorzkie żele z nadzieją, że zadziałają. Hanna to zna i jak każda uzdolniona w kierunku obgryzania paznokci osoba dobrze wie, że tego rodzaju specyfiki z łatwością da się oswoić i zneutralizować. Można się z nimi nawet zaprzyjaźnić.
Prawdziwego, płynącego z góry talentu nie da się bowiem obłaskawić jakimś tam żelem za jedenaście złotych i dziewięćdziesiąt dziewięć groszy. Prawdziwego talentu nie da się ani zniszczyć, ani pokonać.
Jeśli obgryzanie paznokci u rąk jest talentem, to obgryzanie paznokci u nóg jest już czystą brawurą. Wymaga odpowiedniej rozciągliwości, nic więc dziwnego, że przodują w tym dzieci w wieku szkolnym, jak mała Susan Sontag, która opisuje to w swoim dzienniku.
Tamten chłopiec, którego Hanna poznała bodaj na prawosławnym obozie konnym, kiedy jeszcze mówiono o niej Hania, ociupinkę przypominał małą Sontag, bo uwielbiał czytać. Kiedy sięgał po zbiór śmiesznych zagadek albo komiksy z Kaczorem Donaldem, reszta świata przestawała dla niego istnieć. Tamtego popołudnia wciągnęła go właśnie historia o Donaldzie, który wraz z początkiem miesiąca znów rzuca się do ucieczki przed non stop wyskakującymi zza węgła wierzycielami. „Gdzie są moje pieniądze?” – krzyczy każdy z nich, a kaczor pędzi aż mu się kuper kurzy. Uda mu się umknąć czy się nie uda? Każdy chciałby wiedzieć, a już na pewno ten chłopiec, który tak się zaczytał, że aż zapomniał, że nie siedzi w swoim pokoju, w bloku na pierwszym piętrze na osiedlu Dziesięciny, tylko w namiocie, a wraz z nim są tam jeszcze inni ludzie.
Trójka uczestników prawosławnego obozu konnego przez pięć minut obserwowała zatopionego w lekturze jedenastolatka, który mechanicznie obgryzał paznokcie u stóp. Przerwał dopiero wtedy, kiedy błysnął pierwszy flesz. Do końca wyjazdu nie udało mu się odbudować reputacji, nie było na świecie takiej ilości śmiesznych zagadek, która by to umożliwiła.
Chłopiec od śmiesznych zagadek miał także swój rewers, którym był chłopiec niezwykle poważny. Tamten jeszcze nie zaczął płakać, a ten już stwierdził, że Hania i reszta są głupi, że się śmieją.
– Bo w obgryzaniu paznokci nie ma nic śmiesznego. Mój tata jest lekarzem – Hania i reszta wiedzieli o tym dobrze, to zawsze był pierwszy plan jego historyjek – i opowiedział mi o chłopcu, takim mniej więcej w naszym wieku, który był superzdrowy, aż nagle, ni stąd, ni zowąd, zaczął go boleć brzuch i bolał go tak bardzo, że aż trzeba było zadzwonić po karetkę. Chłopiec trafił do szpitala, cały czas skręcał się z bólu, ale zupełnie nie było wiadomo, co mu jest. Niezbędna okazała się natychmiastowa operacja. Lekarze rozcięli mu brzuch i grzebali w nim, grzebali i grzebali, aż odkryli w środku kulę wielkości piłeczki pingpongowej, która w całości zrobiona była z jego paznokci. Cały czas osadzały się na dnie żołądka, a do tego chłopiec często połykał nierozpuszczalną gumę do żucia, a więc te paznokcie zaczęły się ze sobą zlepiać. I kiedy to wyjęli, stan chłopca natychmiast się poprawił, ale i tak musiał leżeć jeszcze miesiąc w szpitalu. A to było akurat lato, więc przez obgryzanie paznokci zmarnował sobie całe wakacje, wypisali go dokładnie 31 sierpnia.
– Ale to chyba nie jest prawdziwa historia, co nie?
– Oczywiście, że jest. Przecież mówię, że tata mi to opowiadał, a on jest lekarzem i nie takie rzeczy widział.
Było się więc czego bać. Zresztą zawsze jest, zwłaszcza gdy – tak jak Hanna – ma się zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, które próbuje się poskromić przez zaniechanie.
Hanna z większością spraw sobie nie radzi. Sznurówki rwą się jej w dłoniach, pranie farbuje na jasny różowy, grzyb rozrasta się na ścianie, ważne maile trafiają do spamu. To wszystko znajduje się poza jej kontrolą, więc ceni sobie sprawy, które jest w stanie nadzorować. Może na przykład dzielić swój dzień na kawałki i po kolei realizować wyznaczone sobie zadania. Decydować o tym, w co się ubierze, co zje i kiedy zmyje naczynia.
Dlatego też wszystko ma uporządkowane i całymi dniami robi tabelki, a potem skreśla kolejne podpunkty na kolejnych kartkach. Uwzględniają one niekończące się calle oraz pisanie tekstów reklamowych dla zrewitalizowanych galerii handlowych mieszczących się w przestrzeniach łączących tradycję z nowoczesnością, a następnie modyfikowanie tych i podobnych tekstów pod SEO. W tabelkach jest też miejsce na przyjemności: każde sto skoków na skakance, dziesięć stron opiniotwórczego periodyku i kwadrans na YouTubie.
Hanna wydzieliła również przedział czasowy na spacery oraz obgryzanie paznokci. Długo wpatrywała się w kartkę, by w końcu dojść do wniosku, że najlepiej umieścić te czynności w jednym bloku.
Potrzebuje motywacji, żeby wyjść i uznała, że będzie nią obgryzanie paznokci. Oto cały sekret jej dreptania, innego nie ma.
W kraju i zagranicą zawsze potrzebni są programiści. Wszędzie czeka na nich sowite wynagrodzenie. To zmienia styl życia. Programiści nie muszą oddawać do sklepu butelek po piwie, polować na przecenione wege nuggetsy, chodzić na bazar po stare gazetki czy nawet sprzedawać ubrań, które zalegają im w szafie. Wręcz przeciwnie, mogą sobie kupić większą szafę, wypchać ją anglojęzycznymi gazetkami i napchać się wege nuggetsami tak, że aż z przejedzenia zasną lub nie zasną.
Programiści patrzą na ich palce śmigające po klawiaturze, więc naturalnie zależy im na tym, by jakoś wyglądały. Chodzą więc na manicure, a czasem nawet robią sobie na paznokciach wzorki w lubianych przez siebie językach: C, Java, Python. Tak się rozpoznają, gdy inne sposoby zawodzą. Bo marki już niespecjalnie imponują, przynajmniej nie wszystkie, nikomu nie chce się za nimi gonić i trzymać ręki na pulsie.
Większość pokupowała sobie te wszystkie rzeczy, których brakowało im w czasach spędzanego w bloku na Dziesięcinach dzieciństwa, gdy zazdrościli innym piórników, discmanów czy Game Boyów, wypchali nimi ten dodatkowy pokój, który mają w swoim stołecznym mieszkaniu i nawet na nie nie patrzą. Przyszła pora, by inwestować w przeżycia. Podróże to jedno, ale są też małe przyjemności, na które można sobie regularnie pozwalać, by dni stały się jaśniejsze, lepsze, ciekawsze.
Nowa moda polega więc na tym, że wynajmują sobie osobę do obgryzania paznokci. Zwykle to jest ktoś taki jak ty czy ja – ktoś, kto oddaje do sklepu butelki po piwie, poluje na przecenione nuggetsy, chodzi na bazar po tanie gazetki i sprzedaje ubrania, które zalegają mu w szafie. Mały przedsiębiorca, którego biznes polega na tym, by robić co się da, aż zbierze się pieniądze na czynsz, podatek i ZUS, whisky z dyskontu i jedną kawę na mieście (bez ciasta).
Więc przedsiębiorca przychodzi do programisty na dwudziestominutową sesję. Jego ręce muszą być oczywiście w odpowiednim stanie: wypielęgnowane, nakremowane, bez czarnej żałoby, żółtych plam, podejrzanych zmian skórnych. Dezynfekuje je, a potem jeszcze myje, by nie smakowały chemicznym płynem. Siadają naprzeciw siebie na skórzanych fotelach, przedsiębiorca wyciąga dłonie, a programista zaczyna obgryzać jego paznokcie. Po dwudziestu minutach jest po wszystkim. Programista płaci Blikiem i umawiają się na następny tydzień.
Na lifestyle’owych portalach przeczytać można, że to nie jest fetysz. Przedsiębiorcy sądzą, że nic im do tego, wiedzą swoje. O swoim zajęciu opowiadają z podziwu godnym profesjonalizmem.
Hanna nie przepada za pytaniem „co słychać?”, wpędza ją ono w spiralę autorefleksji. Nigdy nie wie, czy ktoś pyta, bo naprawdę chce wiedzieć, czy tylko tak sobie zagaja, bo żadne inne pytanie nie przychodzi mu do głowy. I zawsze, ale to zawsze ma wrażenie, że jej odpowiedź nie jest satysfakcjonująca. Ogranicza się do jednego zdania, w połowie którego pakuje paznokcie do buzi.
Niekiedy nawet dostaje tego typu wiadomości, w których ktoś ją pyta, co słychać. Rzadko, bo rzadko, ale czasem się to zdarza. Na przykład teraz, kiedy akurat spaceruje.
Hanna chce udzielić nowoczesnej odpowiedzi, więc stawia na emoji. Najpierw wklepuje kwiatek, który ma symbolizować działki, choć dalej trwa zima, a następnie szuka obrazka symbolizującego obgryzanie paznokci, ale znajduje tylko taki, na którym płytka malowana jest lakierem. Klika na niego, tworząc wiadomość, z której wyparował pierwotny sens. Jakiś czas później ta osoba zagaduje Hannę o manicure w kwiatki. Hanna patrzy na swoje obgryzione paznokcie i zastanawia się, o co właściwie chodzi.
Tymczasem jednak spaceruje po działkach i dobija ją fakt, że brakuje emoji. Bada, czy coś może na to poradzić. Dowiaduje się, że to nie jest taka prosta sprawa. Istnieje konsorcjum emoji, które raz w roku obraduje nad tym, jakie obrazki dołożyć do naszych telefonów. Ludzie mogą zgłaszać swoje propozycje, ale ostateczna decyzja należy do tych ważniaków. Znajduje forum, które zrzesza fanatyków obgryzania paznokci. Wystukuje w wyszukiwarce „emoji” i wtedy wyświetla się multum wątków poświęconych temu zagadnieniu. Okazuje się, że członkowie forum co roku zgłaszają obrazek symbolizujący obgryzanie paznokci. Póki co bezskutecznie; konsorcjum nie jest tym zainteresowane.
Jeszcze przed chwilą nie wiedziała, że to jest jej sprawa, ale teraz to wie i cieszy się, że jest ktoś, kto o nią walczy. Hanna nie musi robić transparentu.
Od kiedy Hanna usłyszała o tym chłopcu z kulą paznokci w brzuchu, stara się nie zjadać tego, co obgryzie. Keratynowe półksiężyce pakuje zwykle do małej kieszonki swoich spodni. Pod koniec spaceru po działkach wyrzuca je na trawnik. To jedyna forma śmiecenia, na którą sobie pozwala; Hanna stara się wieść ekologiczne życie.
Zwykle obgryzione paznokcie lądują na Alei Floksów, bo stąd jest najbliżej do wyjścia. Nikt jeszcze Hanny na tym nie przyłapał. A gdyby nawet, to czy widziałby, co ona robi?
Natalka Suszczyńska, Chipsy dla gości, Wydawnictwo Ha!art 2024.