Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

K. Kucbelová, „Czepiec” (fragment)

1.

A co kupujesz, Božena?

To mogło być drwiące. Božena to stara Romka.

Chleb.

Przecież masz już bułki.

Božena ma siatki pełne bułek, dokupuje jeszcze czterdzieści. No i ten chleb. Jej wzrok jest zaostrzony, obronny.

Potrzebuję kupić coś Iľce, ostatnia szansa to sklepik w małej drewnianej chatce. Biorę jedną z dwóch bombonierek, uśmiecham się do Boženy. Podoba mi się, że nie dała się sprowokować kobiecie w sklepie. Próbuję przypomnieć sobie adres. Jeszcze kilka domów i zaczyna się cygańska osada. W którymś z nich mieszka Iľka. Idę za romską rodziną, dwie postaci, ślady po kołach wózka dziecięcego, niedopałek na czystym śniegu.

Macha do mnie z okna, to chyba ona. Spodziewała się mnie. Będzie dobrze. Wystarczył jeden telefon. Przyjadę w piątek. Proszę przyjechać. Spodziewała się mnie i ja przyjechałam, na początku mówiła do mnie Betka, potem byłam Danką i Radką.

Tylko że o czwartej musi iść do kościoła – przypomina mi naszą rozmowę telefoniczną – na mszę żałobną, kuzynka zmarła, dokładnie czterdzieści dni temu.

Mamy dużo czasu.

Teraz uśmiechamy się do siebie, jakbyśmy się już znały. Prowadzi mnie do środka, w samym krótkim rękawku. Jest minus dziesięć, rano na dworcu w Popradzie było dwadzieścia. W Šumiacu nie mówi się minus, jak jest dwadzieścia poniżej zera, to jest dwadzieścia, a Iľka ubiera na koszulkę sweter.

Najdalej na zachód wysunięta rusińska wieś, Rusini pod Kráľovą hoľą, symbolem narodowym, dachem Słowacji. Ale melodia języka Iľki jest z Doliny Górnego Hronu, znam ją, chociaż moja babcia pochodziła z południowej części tego regionu, położonej na krawędzi masywu górskiego Polana, dokładniej mówiąc, z Rudaw Weporskich. Wsie położone w Niżnych Tatrach były jej obce. Mnie przyciągały, ale nikogo tam nie mieliśmy. 

Problemem w mojej relacji z Gizelą nie były podtatrzańskie wioski, tylko to, że nie mieliśmy żadnych powiązań z wsią Osrblie, gdzie się urodziła. Rzadko tam jeździliśmy. Moja babcia Gizela, która od szesnastego roku życia mieszkała w miastach – Bystrzycy, Podbrezovej i Zwoleniu, zadbała, byśmy niemal nic nie wiedzieli o Osrbliu. Osrblie było zamknięte, już nie dotrę do Osrblia, droga się tam urywa, dolina otoczona górami.

Iľka mnie šikuje, czyli prowadzi, do kuchni z piecem kaflowym. Jesteśmy w Dolinie Górnego Hronu. Lubiłam, kiedy Gizela używała zesłowacczonych niemieckich słów. Używała ich częściej niż jej mąż – on nie mówił wcale. Zaraz okaże się, że wiem, co znaczy pigľajz. Żelazko.

Przyzwyczajam się do narzecza Iľki. Ona sama nie ma pewności, czy ją rozumiem. Jej mowa różni się od tej charakterystycznej dla Doliny Górnego Hronu i okolicy Bystrzycy. Można w niej usłyszeć też wschodniosłowackie zrobiť, zamiast „e” często używa „o”, na przykład w słowie keď, czyli kiedy, a „d” w tym samym słowie wymawia twardo. Czasem pomija zaimki zwrotne.

Ogólnie brzmi miękko, język idealny do powitań. Jest dobrze.

Tę kobietę będę nazywać Iľka.

Pierwszy raz słyszę to zdrobnienie, na imię ma Helena. Będzie Iľką. Znam imię Uľka, czyli Júlia. W naszej rodzinie były dwie Uľki – Uľka z Kordíków i Uľka z Malachova. Ta kobieta będzie się nazywać Iľka, bo tak w Šumiacu mówi się na Helenę. Wersja z Záhoria to Icka, po węgiersku Ilona – jak Ilona Országhová, żona poety Hviezdoslava, który nazwał ją Elena. Mikuláš to Mikloš a Šimon – Siman.

Być może spotkam się też kiedyś z Uľką. Otóż w Šumiacu są dwie kobiety, które jeszcze potrafią uszyć czepiec.

[…] 

Moja nieżyjąca babcia nazywałaby ją ciotką.

Tak nazywała wszystkie kobiety z wiosek, które całe życie nosiły strój ludowy, tylko że od ponad dziesięciu lat nie ma jej wśród nas. Na zdjęciach z Osrblia, być może zrobionych tuż po wojnie – jedynych, jakie mam – babcia ma na sobie miejską sukienkę w kratkę, modną fryzurę i torebkę zawieszoną na ręce. Jej mama ma chustkę i czarny strój ludowy. Rodzeństwo Vilma i Milan też są już ubrani po miejsku. Iľka była wtedy jeszcze dzieckiem.

Iľka uczy ludzi od lat, najczęściej tkania. Nauczyła nawet swoją synową. Dziś czepce to rzecz najbardziej zbędna na świecie, kiedyś były obowiązkowym nakryciem głowy mężatek. Istnieje jeszcze kilka kobiet – wieś Šumiac jest z tego znana – które do dziś noszą się na ludowo i nie opuszczają domu z odkrytą głową. Są też ślubne czepce i już tylko takie się szyje. Od czasu do czasu jakaś kobieta chce wyjść za mąż w stroju ludowym.

Całkiem prawdopodobne, że jako jedyna przyszłam do niej ze względu na czepiec, a po części jest to tylko pretekst. Możliwość siedzenia obok kogoś. Dać się nauczyć, pozwolić komuś uczyć.

Pozwolić rękom zapamiętywać. Nie nagrywać. Nie filmować.

Chyba obie zdajemy sobie z tego sprawę i nie potrzebuję siedzieć u niej godzinami, żeby zrozumieć, dlaczego po powrocie z pracy w sklepie musiała co najmniej na dziesięć minut usiąść do krosna. Mam z tym swoje doświadczenia.

Wiem, o co chodzi, kiedy po jakimś czasie mówi mi, że muszę przyjechać na dłużej, żeby móc przesiedzieć z nią cały dzień na wyszywaniu.

A telewizor gra pod oknem, przy którym Iľka na mnie czekała, a kanarek Igor przekrzykuje prowadzącego. Jest konkurs, bo w telewizji ciągle jest konkurs i ktoś gotuje, konkursy w gotowaniu i krzyki, aż odbiornik przykryty wyszywaną serwetką traci sygnał.

Nie mówiłam Iľce, że widziałam ją w programie kulinarnym, który kręcił mój mąż, że nie ja pierwsza z mojej rodziny jestem w jej domu. To zbieg okoliczności, który odkryłam dużo później. Z telewizji wiem, jak ugotować šumiackie gule, rodzaj knedli. Nie wiadomo, czy Iľka jest we wsi gwiazdą. To był krótki odcinek, pokazywała kucharzowi z Pragi, jak zrobić zapiastki, część męskiego stroju ludowego. Była dowcipna, nie jak jakaś marionetka w czepcu.

Na żywo wydaje mi się bardziej krucha niż te cztery lata temu w telewizji. Mądra kobieta, która ma wyczucie sytuacji.

Ani razu o tym nie wspomniała.

2.

Już się cieszy, stawiając jedzenie na stole, mam zjeść, reszta potem. Na łóżku obok czekają pakunki z chust i materiałów, przygotowane dla mnie. Narichtované

Rozwiązuje supły i stopniowo wyciąga części czepca, które fotografuję, próbuję naszkicować sobie formę, a ona się ze mnie śmieje, mój słaby rysunek mi nie pomoże.

Pokazuje mi pełny czepiec, potem kolejne. Decyduję, czy mi się podobają, ale nie spodziewałam się czegoś takiego, mam nadzieję, że dobrze ukrywam rozczarowanie. Materiał jest straszny, nylonowy tiul i poliestrowa koronka, podkład do wyszywania. Kolory są oczywiście różnorodne, niekiedy mają nawet neonowe odcienie, żółci, różu, również zieleni. Żadnego umiarkowania, o nie. Syntetyczna koronka jest przetkana srebrną nitką i co gorsze, nie wszędzie jest biała. W niektórych czepcach została wykorzystana w tym celu różowa i turkusowa.

Różowa i turkusowa.

Šumiacki, telgárcki i vernárski strój ludowy zasadniczo nie różnią się od siebie. Taka sama religia, takie same czepce, grekokatolicy, z pochodzenia Rusini. Po chwili zaczynam rozróżniać vernárską i šumiacką różę. Mieszkanki wsi Vernár i Telgárt wyżej upinają kok. Od Polomki aż po Brezno czepiec jest zupełnie inny, Iľka nazywa go kapka. Jest szerszy po bokach, też trochę wyższy, przypomina mi się jeden czerwono-biały z wsi Heľpa. 

Przyglądam się przepoconemu czepcowi Iľki od wewnątrz. 

Żeby utrzymał się na koku, jest wzmocniony kartonem. 

Zewnętrzny haft jest wyrazisty, wielkie kolorowe róże, przeważa kolor krwistoczerwony i różowy, ale są też żółtopomarańczowe, fioletowe. Nie wiem, jak nazywa się ten haft, za dużo w życiu się nie nawyszywałam, nie mam zamiaru się do tego teraz przyznawać, ale nie spodziewałam się, że wewnętrzna część będzie tak źle wykonana. Oczekiwałam większej doskonałości, okazuje się, że w przypadku czepców wcale tak nie musi być, czego nie widać podczas noszenia, nie musi być piękne z wszystkich stron. Każdy robił, jak potrafił. Nie dopowiada co. Podszyć białą bawełną, ale nie trzeba się tego trzymać, wystarczy biały materiał.

Nawet resztka obrusu albo prześcieradła.

I usztywnienie. Kupuje się je w aptekach, Iľka często ostrożnie dobiera słowa. Nakrochmalona gaza? Bandaż? Kto co miał. Każda robiła, jak potrafiła.

Kiedy Iľka wychodziła za mąż, dostała od dziewczyn ze wsi czternaście czepców.

Próbuję znaleźć dozwolone granice w doborze materiałów i wzorów. Nawet šumiacka róża jest trochę inna w zależności od czepca, na przykład pod względem koloru. Nazwy tiul, nylon, poliester nie padły, pojawiły się dopiero później, kiedy kupowałam materiały w Bratysławie, po powrocie do domu. Tylko koronka; nie mogłaby być bawełniana? Sprawdzam, nylonowa koronka jest jak z biustonosza. Nie, nie jest taka sztywna. Oczywiście jest dla mnie ważne, czego używano dawniej. To są materiały, których z pewnością zaczęto używać w młodości Iľki, w latach pięćdziesiątych, może sześćdziesiątych. 

Przedtem chyba używano koronki klockowej. Iľka wspomniała wieś Špania Dolina, bardzo dobrze to pamiętam, dziwne, że nie mówiła o Brusnie, jest bliżej, a koronkarska tradycja jest tam jeszcze silniejsza. Špania Dolina jest zaledwie dziesięć kilometrów od Bańskiej Bystrzycy, to górnicza wieś. Kiedy byłam mała, koronczarki siedziały niemal przed każdym domem, miały przed sobą materiałowe walce i szybko przerzucały klockami na sznurkach. Wyglądało to jak bardzo skomplikowana czynność. I ten dźwięk, hipnotyzujące stukanie drewna.

Robótka ręczna z akompaniamentem. Jeszcze lepiej.

Jak te kobiety przeszły od sortowania rudy do koronczarstwa klockowego? Górnicy nie mieli gospodarstw, kobiety musiały pracować inaczej. Nie znam się na strojach ludowych, myślałam, że to rzecz specyficzna dla okolic Myjavy, białe kruche koronkowe czepce bez kolorowego haftu i takie same zapaski. W Šumiacu nie wiązało się koronki, przynajmniej Iľka sobie tego nie przypomina. Te kolory też musiały być kiedyś inne. Żadnych różowych i turkusowych wstążek i podkładów. 

Kolejnym elementem czepca są lśniące cekiny i małe koraliki. Każda wyszywanka jest otoczona sznurkiem koralików, czasem nawet nie widać haftu, pod wydłużonym tyłem czepca, kontikiem, wiszą cekiny o różnych kształtach. Na niektórych czepcach zawieszone są frędzle z większych koralików, zakończone małymi wełnianymi pomponikami o jasnych kolorach. Po założeniu na głowę wiszą za uszami i imitują ogromne kolorowe kolczyki, to wręcz stereotypowy obraz tradycyjnego ubioru romskiej kobiety.

Na małej odśnieżonej przestrzeni dzieci grają w hokeja. Kiedy podeszłam bliżej, okazało się, że to tylko udeptany śnieg, skąd miałyby wziąć łyżwy, grają piłeczką, obok grupka kibicujących, dymi się z kominów.

Obie wsie były puste. Jak człowiek zobaczył życie, oznaczało to, że zbliża się do osady, ludzie na ulicy, ruch.

Tylko że ja nic o nich nie wiem, nic nie wiem o tym, kto z kim w osadzie rozmawia, ile jest poziomów.

A w okolicy są inne wsie, na pierwszy rzut oka puste, biali chłopcy ćwiczą w lasach, faszystowskie symbole, zespoły, hasła ze slowakischer Staatu, kartki z okazji białych świąt, pełen ekstremistyczny zestaw, a nad tym wszystkim ekstremistyczny marszałek województwa Marian Kotleba.

Słucham historii. O chłopaku, który wrócił ze studiów z Bratysławy, bo musiał zająć się chorą mamą, która miała tylko jego, on miał tylko ją i teraz pracuje za minimalną pensję i jest przekonany, że do samego końca nic się pod tym względem nie zmieni, być może jest to prawda i jedyne co ma.

Katarína Kucbelová, Czepiec, tłum. Katarzyna Dudzic-Grabińska, Wydawnictwo Ha!art 2022.