Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

J. Hannaham, „Wszyscy mieli w dupie, co stało się z Carlottą” (fragment)

3/2024

Po dwóch dychach odsiadki i zmianie zarzutów Carlotta Mercedes szykowała się do swojego piątego przesłuchania przed nowojorską komisją stanową w sprawie o zwolnienie warunkowe. Domyślała się, że dotąd jej starania spełzały na niczym, najpewniej z powodu tych wielu długich lat, które spędziła w pojedynczej celi pod ścisłym nadzorem – dwadzieścia trzy godziny na dobę, siedem dni w tygodniu bez telewizora, radia, książek czy dobrego dotyku. Chowali ją do kabaryny tak często, że nie mogła ukończyć żadnego programu odwykowego, a te trepy zwykle chcą zobaczyć zaświadczenie o jego ukończeniu. Jednak to nie nadmiar samotności przysparzał Carlotcie największych cierpień Skurwisyny mówiły, że się krzywo sprawuję, ale dla nich człowiek krzywo się sprawuje, jak krzyczy, kiedy strażnik robi mu z dupy tatara. Dlaczego dotąd zawsze ją utrącali? Czasami myślała, że komisja brzydzi się jej sprawą, a czasami, że na przeszkodzie stoi cały szereg jej pozostałych miniwykroczeń – bez przerwy zakładali jej za to czy tamto szlaban na listy, na żarcie, zajęcia rekreacyjne albo odwiedziny. Wiedziała, że cała ta komisja chętnie wstąpiłaby do Ku-Klux-Klanu i zawsze na tych przesłuchaniach dostawała w końcu pierdolca.

– Niech no tylko ci matkojebcy tym razem mie nie wypuszczom – zwróciła się na deptaku do nowego faceta, z którym się prowadzała, Szaleńca, tego dnia, kiedy dostała wiadomość, że ma ponownie stanąć przed komisją. – Za kogo oni się mają, żeby mie sądzić, kurde?

– Zamknij się, dziwko – odparł kojąco Szaleniec. – Myślisz, że jesteś wyjątkowa czy coś? Nie miej żadnej nadziei. Nie czeka cię nic dobrego.

Podniosła zakryte powiekami źrenice ku górze i skrzyżowała gwałtownie ręce na piersi.

– Nauczyłam się już, żeby nigdy i na nic nie mieć żadnej nadziei. Pewnie z pięćdziesiąt milionów matkojebców, kurde, zdążyło mi już powiedzieć, jak dużo niczego dobrego mie nie czeka. No, ale to se jeszcze zobaczymy! Bo niby gdzie ma być to moje nic? I kto w tym pierdlu jest bardziej wyjątkowy ode mie?

Trochę plątał się jej język z obawy, że tak naprawdę wcale się nie podoba Szaleńcowi, a w każdym razie nie za bardzo. Zrozumiała jednak, że sadzi głupoty, jeszcze zanim zamknęła wreszcie jadaczkę.

– Jeżeli naprawdę chcesz stąd wyjść, to lepiej naucz się gadać, jak należy – odparł Szaleniec, błyskając dołeczkiem w policzku. – Ludzie na wolności nawijają raczej ładnie, znaczy się poprawnie.

– Taa? Od kiedy? – Zrobiła głupią minę i odrzuciła włosy w taki sposób, żeby musnęły go w nos.

W 1993 roku kuzyn Carlotty, Kafele, postrzelił starszą facetkę, która sprzedawała miniaturki wina Thunderbird lumpom z Bed-Stuy, i położył ją spać na cały miesiąc. Carlotta była świadkiem tego zajścia, bo zawsze miała talent do zjawiania się nie w porę w nieodpowiednich miejscach. Ranna wybudziła się ze śpiączki, ale kula zredukowała jej IQ do poziomu kotka, teraz więc nie potrafiła się już nawet sama podetrzeć. Kaffy dostał karuzelę i wylądował w Attice, a mama już nie musiała czekać na niego z kolacją. Carlotta zgodziła się być świadkiem oskarżenia, ale kat i tak wlepił jej z brewiarza od dwunastu i pół do dwudziestu dwóch lat. Przydzielona z urzędu pani adwokat stwierdziła, że jej klientka „wykręciła się sianem od wyższego wymiaru kary”, Carlotcie wcale nie wyglądało jednak na to, by wykręciła się od czegokolwiek – przeciwnie, nie wykręciła się od niczego w żaden sposób, w żadnej formie ani w żadnym razie.

– Za rozbój i napad z użyciem śmiercionośnej broni mogłabyś dostać dwa razy po dwadzieścia pięć lat! – wyrzęził sędzia. – Masz szczęście, że będziesz odsiadywać oba wyroki razem.

Jeżeli to ma być szczęście, to jebać je jak najczęściej.

Córka Śpiącej Królewny, Noreen Green, stale przywlekała swoją wściekłą cipę na wszystkie przesłuchania i nie zamierzała zrobić wyjątku także w przypadku piątego odcinka serialu. Lubiła surowe wyroki – najwyraźniej wydawało się jej, że jeżeli ktoś odwali kitę przed końcem odsiadki, służba więzienna nie wywozi zwłok poza teren zakładu karnego, więc kiedy wrzeszczała: „Chcę, żeby ich kości rozsypały się w proch w celi!”, to dosłownie o to jej chodziło. Palnęła całą przemowę na ten temat adwokatce Carlotty, bladej, myszowatej dziewczynie w wielkich okularach, wyglądającej, jak gdyby przygotowywała się do napisania doktoratu z makramy. Biedactwo dostało spazmów i wylało kawę na swoje papiery Co bynajmniej dowodzi, jak chujowo ogarnięta była w sumie ta dziwka.

Trzymali Carlottę w jedynce nawet i tego dnia, zanim wyszła na wybieg, no i oczywiście chcieli wyciągnąć ją z celi, nim skończy toaletę. Nie zdążyła wysuszyć umytych nad umywalką włosów ani wmasować w skórę głowy przydziałowej margaryny, gdy zaczęli walić w drzwi, poszczekując niczym dobermany i grożąc osadzonej kolejnymi bęckami A ja na to, tego, hmm, jak to, znowu? Przecie wiedziałam, że przed przesłuchaniem o warunkowe nic mi, kurde, nie zrobiom. Choć może i by zrobili, tylko że chuja mie to obchodziło. Jakiś głos wewnętrzny podpowiadał jej, żeby mimo wszystko zaryzykować kocówę, ale kiedy zajarzyła, jak to będzie wyglądać – skalpowanie gołymi rękami i kop z martensa w żebra – ogarnął ją zwierzęcy strach. Zrealizowała czek w banku swojej pamięci i poczuła, jak pięści i buciory z dawnych lat ranią delikatne części jej ciała. Raz strażnik rąbnął ją w twarz i o mało nie połknęła wtedy własnego języka Przez dwa tygodnie gadałam jak Kaczor Daffy, kurwa. I oczywiście ukarano ją za to, że została ukarana. Mimo woli cofnęła się teraz myślami do najgorszego z najgorszych, do tej szmaty, Dave’a, i nagle coś w niej pękło, jak gdyby zwiotczała pętla, na której jeszcze przed chwilą w swingowym rytmie kołysał się „dziwny owoc”.

Wcisnęła łapy w otwór, przez który wsuwano jej do celi szamkę, i dała się skuć strażnikom. Nie skończyła jednak makijażu – niebieską kredą bilardową zdążyła pociągnąć tylko lewą powiekę. Źle to będzie wyglądać. Ba, już źle wygląda! Skoro nie majom frajdy z dawania warunku takim osadzonym jak ona, którą część tych koniobijców nazywa wypacykowaną „chłopobabą”, to centralnie nie dadzą wyklepki na wolkę żadnemu cudakoidalnemu odmieńcowi z tylko jedną niebieską powieką. Przy pierwszej lepszej okazji pochyliła się i przeciągnęła jedynym wciąż niebieskim od kredy palcem po drugiej powiece, starając się nie wcisnąć barwnika do przednich reflektorów, bo wtedy gałki oczne mogłyby jej spuchnąć jak cytryny Choć może właśnie powinnam se płakać jak bóbr, gdyby dzięki temu komisja stanęła po mojej stronie.

Nie pozwolili jej już też wziąć prysznica. Przebiegając wzdłuż cel po korytarzu z żużlobetonowych pustaków, wyczuwała przez szare kazionne łachy, jak cuchnie jej niemyte ciało, i miała tylko nadzieję, że nie czuje go nikt więcej W tym pudle wszędzie zajeżdża, więc pewnie i tak normalnie nikt nic nie wyniucha. Powiedzmy zatem, że zabójczo to ona nie wyglądała, ale galeria i tak zaczęła oklaskiwać Carlottę, zewsząd dobiegały przenikliwe gwizdy, „Hej mamuśka” albo „Czy do tych dydków mogę dostać frytków?”. W Ithaca kobieta właściwie nie musiała się niczym popisywać, a pochlebstwa złodziei i kanciarzy nie były udawane, o nie, ani trochę. Niektórzy uderzali w drwiący ton, Carlotta wiedziała jednak, że jeśli odbije piłeczkę, bankowo trafi jej się prawdziwy pomyleniec Och skarbie, na tym etapie odsiadki każdy z tych facetów wyruchałby nawet mopa. Uśmiechała się promiennie do chłopaków i machała do nich, przebierając palcami, a kajdanki i łańcuchy zastępowały jej klejnoty i błyskotki, które wolałaby teraz mieć na sobie. Nie mogła nazwać tutejszych lachociągów lachociągami, ale dlaczego nie miałaby się upajać ich zachwytem, wiedząc, że punktówka zwolnienia warunkowego nigdy nie oświetli tych podgryzających ją niczym rottweiler zabawki niefartownych gangsterów, podobnych do czepiaków, takich małp. Przekazywali sobie Carlottę z rąk do rąk niczym blanta, dopóki ostatni maleńki rozżarzony węgielek w jej duszy o mało co nie mrugnął i nie zgasł w kłębuszku dymu. Chuj z nimi, tacy jak oni nigdy nie dostaliby zgody na przesłuchanie w sprawie o warunek. A już na pewno nie pięć razy z rzędu! Dlatego w życiu nie wyjdom, za chińskiego boga! Jeżeli któryś z tej załogi dostałby jednak warunek albo i w ogóle wyszedł se na wolkę Nie, to jest bynajmniej tak samo niemożliwe, jak to, że świnie umiom latać to najpewniej z mety wróciłby do swoich złodziejstw i kantów, a potem jak bumerang do tej samej celi, pomyślała. Pozdrowienia Carlotty nabierały gorzkiego posmaku drwiny. Do widzenia, Beezusie, który lubisz seks międzyrasowy! Do widzenia, biedny mały Pluskwiaku! Ciao bella, Usterko, ty zimnokrwisty matkojebco! Kto jednak mógł wiedzieć na pewno, czy rzeczywiście tym razem wyklepią jom z pierdla? Wiedziała, jakie jest życie, nie latała już w pampersach Ale przecież dziwka musi marzyć.

Po całym tym cyrku rodem z Dorwać Smarta, czyli po długiej wędrówce przez korytarze, bramy i punkty kontrolne, strażnicy otworzyli zielone drzwi Zielone jak Frankenstein, a w pokoju siedziało troje sędziów z komisji, co widzą tylko zło, słyszą tylko zło i mówią tylko zło. Opierali paluchy na plastikowych koszulkach wypchanych szczegółowymi opisami wszystkich wykroczeń, z jakich zamierzali skorzystać w sprawie Carlotty Patrzajcie tylko na zarozumiałe gęby tych dupków, wydaje im się, że som jak jacyś bogowie, co to zasiadajom w trybunale i zaraz będom decydować o moim losie, no ale zdaje się, że chyba niestety tak jest, och, niech mie chuj strzeli.

Gdy tylko osadzona znalazła się na sali, strażnicy zatrzasnęli za nią drzwi i zamknęli je na zamek – chrup! Trzask rozległ się w pokoju tak dźwięcznie, jak gdyby ktoś uderzył metalową rurą w latarnię, ale Carlotta słyszała go na tyle często, że dla niej… no, dla niej brzmiało to raczej jak pierdnięcie motyla. W głębi po lewej stronie, kilka jardów od miejsca, gdzie klawisze z plaśnięciem posadzili Carlottę na zwykłym biurowym krześle, siedziała Noreen Green, przymrużając oczy i wsuwając rękę do pomiętej plastikowej torebki… Czy to są precelki? A może popcorn? Popcorn? Że niby moje cierpienie to dla ciebie jakaś jebana rozrywka, ty głupia dupo? W przeciwieństwie do wielu ofiar przestępstw, Noreen dostała widać specjalne pozwolenie, dlatego mogła siedzieć z nimi w tej sali. Wygląda mi chyba na to, że może jest kuzynką jakiegoś sędziego albo coś w tym guście, kurde, no i przyciągła ze sobą niepełnosprawną matkę, tym razem na wózku inwalidzkim – bo pewnie se pomyślała, że trochę dodatkowego wizualnego mięcha pogrzebie Carlottę w więzieniu na zawsze, tak, jak sobie tego życzyła. Mama Noreen, Dorothy, siedziała w milczeniu, przechylając głowę z boku na bok i zgrzytając zębami. W każdym razie sprawiała wrażenie szurniętej. W jej łepetynie paliło się jeszcze światło, owszem, ale ktoś zamknął do niej drzwi wejściowe – a tak konkretnie to Kaffy. Wyglądała gorzej niż poprzednio, znaczy w odcinku czwartym. O kurde, znowuż ją tu przywiezła? Do dupy z tym, kurwa. Po co ja w ogóle tu jestem?

Jedna z pokerowych twarzy członków komisji, w której Carlotta nie poznawała nikogo To pewnie nowa załoga, może podejdą do moich wyskoków inaczej należała do białego mężczyzny z okrągłą, szorstką glacą jak piłka do koszykówki. Miał na sobie przyciasny garnitur, chyba z jakiegoś dyskontowego outletu, a rękawy marynarki mało mu nie popękały, rozpychane przez potężne bicepsy. Sztuka krawiecka upada. Pośrodku siedziała jakaś mniej więcej pięćdziesięcioletnia biała kobieta w czarnej bluzce, miała balejaż, nosiła zbyt duże dwuogniskowe okulary i mogłaby uchodzić za prezenterkę porannego tokszołu z lat osiemdziesiątych Może ona mie puści w zamian za kilka porad w kwestii stylu. Ciągle kręciła złotymi pierścionkami na palcach jak Gollum czy ktoś w tym rodzaju. Po prawej stronie Carlotta wyczuwała cały potok ocennych, nieżyczliwych spojrzeń czarnoskórej kobiety w garsonce koloru winogronowego lizaka, maleńkich prostokątnych okularach i z konserwatywną fryzurą w kształcie Dzwonu Wolności. Sprawiała bardziej tajemnicze wrażenie niż tamtych dwoje i wzbudziło to w Carlotcie strach Nie wygląda na kogoś, kto nie da ci szansy ze względu na kolor skóry, tylko na kogoś, kto ci porządnie dokuczy, bo zdaje się jej, że będziesz próbować jakichś murzyńskich sztuczek, które dobrze zna, bo sama jest czarnuchą. Spróbuje cię zdemaskować, chociaż wcale niczego nie udajesz.

Trybunał przystąpił do rzeczy, przedstawiając się: Demodocus Johnson Demodocus? Więc ten Okrągły Łeb jest jednak czarny? Jak na czarnego brata ma ciut za jasnom skórę, ale przecież nigdy nic nie wiadomo… Helen Alcinous i Malea Thoon – jednak te nazwiska błyskawicznie wyparowały jej z głowy Do diabła, nigdy nie potrafię zapamiętać żadnego nazwiska, nawet jeżeli od tego dosłownie zależy moje życie! Widać klawisze już na dobre wybili mi pamięć ze łba. Czasami życzyłabym se nawet, żeby tak było. Brązowawe krzesło ziało rozdartym na środku zielonym siedziskiem, dziurą, która jak każdy otwór wydawała się odpowiednim miejscem, żeby zakitrać mojkę albo dragi. Przesuwając palce rąk pomiędzy swoimi nogami, Carlotta rozwarła szczelinę, sprawdzając, czy ktoś nie dobrał się do tego schowka wcześniej i nie zostawił jej jakiegoś prezentu, dlatego o mały włos nie zapomniała odpowiedzieć, gdy przypominający piłkę do koszykówki Okrągły Łeb zapytał piskliwym głosem:

– Czy zechciałby pan podać swoje imię i nazwisko do protokołu?

Nauczyła się już reagować instynktownie, gdy pytał ją o coś taki czy inny ważniak. Wiedziała, że musi rżnąć głupa, poddawać się jak tresowany niedźwiedź z cyrku Ringling Brothers czy skądś tam, taki, co to jeździ na unicyklu i jednocześnie podtrzymuje piłkę plażową na nosie. Ambicje trzeba było schować w dupę i płaszczyć się przed strażnikami oraz tymi wszystkimi innymi debilami zawsze i wszędzie, zmielić swojom hardość na mączkę i starać się wyglądać delikatnie niczym kruche ciasteczko, pomimo że demony gui ciągle robiły ci piekło pod kopułą i czułaś się strasznie wpieniona, strasznie loca Czasem siedziały se też w mojej dupie, chociaż jest przecież daleko od mózgownicy. Wiedziała, że nie może podać mu nazwiska, bo szczera odpowiedź nawet na takie dziecinne pytanie okazałaby się wystarczająco dramatyczna, żeby zatrzymać Carlottę za kratami, aż stuknie jej pół wieku. Połknęła złość i znowu zaczęła filować na Okrągły Łeb. Przypominał jej chińskiego psa z płaską mordą Jakżeż one sie tam nazywajom?

Nie mogła odpowiedzieć, że jej nazwisko brzmi Carlotta Mercedes, dobrze o tym wiedziała. Wcisnęła palce głębiej między nogi, ostrożnie, żeby nie zaniepokoić Señory Problema, i pociągnęła za sprężyny, zwisające po bokach pęknięcia w skaju. Możliwe, że każdy przestępca, który siedział kiedyś na tym krześle, wystrzępiał tę szparę coraz bardziej. Szaleńca odesłali siedem razy, jom na razie tylko cztery, więc znał się na tych sprawach.

– Komisja nie będzie zadawać ci żadnych pytań, na które sama nie ma odpowiedzi w tych tam swoich plastikowych koszulkach – powiedział. – I nie wykłócaj się z nimi o to, że manipulują twoimi zarzutami, dobra? Bo jak im powiesz, że nie mają racji, zwłaszcza jeżeli naprawdę jej nie mają, to z mety cię wykopią i poślą twoją dupę nazad na blok D.

Zapomniała zapytać, czy wpieni ich to, że zmieniła nazwisko, ale teraz wydawało się jej, że tego… Głupia jest. Powiedzieć tak od razu, że ma na imię Carlotta, oznaczałoby dla niej samobójstwo. Zaprowadziłoby ją to z powrotem do Dave’a – a taka myśl Carlottę osłabiała.

Połknęła charcha, starając się nie okazywać za dużo nienawiści do swojego dawnego, martwego już nazwiska, zamknęła oczy, chcąc nimi przewrócić tak, żeby nie widziała tego komisja, po czym wciągnęła dużo powietrza do płuc.

– Dustin Chambers, proszę pana – odparła. Wyciągnęła dłonie spomiędzy ud, wyeksponowała nadgarstki, przechyliła głowę na bok i odgarnęła włosy obiema rękami. Zrobiła to powoli i elegancko, stopniowo rozcapierzając palce, starała się bowiem raz jeszcze zabić Dustina Chambersa i wykrzyczeć „Carlotta Mercedes”, używając jedynie języka ciała.

– Przepraszam, może pan powtórzyć? – poprosił Okrągły Łeb.

Carlotta zastygła, opuściła ręce z powrotem na kolana i zacisnęła szczęki Wiem, że powiedziałam to, kurde, wystarczająco głośno, i wiem, żeś mie słyszał!

James Hannaham, Wszyscy mieli w dupie, co stało się z Carlottą, przeł. Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Cyranka 2024.