Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Fran Lebowitz, „Nie w humorze” (fragment)

CYFROWE ZEGARKI I KIESZONKOWE KALKULATORY, CZYLI ZŁE MŁODZIEŻY CHOWANIE

Pod wieloma względami byłam nad wiek rozwiniętym dzieckiem. Praktycznie od narodzin miałam rozumne spojrzenie. Jako pierwsza ze wszystkich dzieci na naszej ulicy użyłam w zdaniu słowa „niedysponowana”. Nie należy jednak wyciągać z tego wniosku, iż moje dzieciństwo było li tylko wesołą igraszką. Gwizdanie na palcach opanowałam w stopniu ledwie zadowalającym. Do dziś nie potrafię pomyśleć ciepło o myszoskoczkach. Potrafiłam za to, i nadal potrafię, nieźle sobie radzić z większymi wyzwaniami – to drobiazgi zawsze sprawiały i wciąż sprawiają mi trudność. 

Korzystać z zegarka nauczyłam się dopiero w wieku dziewięciu lat. Większość dzieci zdobywa tę umiejętność znacznie wcześniej, oczywiście pod warunkiem, że nie mieszkają w południowej Kalifornii.

Rodziców, co zrozumiałe, martwiło, że nie znam się na zegarku, przewidywali bowiem dalekowzrocznie, iż dziecko tak pyskate jak ja będzie prędzej czy później potrzebowało prawnika, któremu, jak wiadomo, płaci się od godziny. Poza tym w swojej niezmierzonej mądrości przeczuwali, że nikt nie przyśle mi rachunku o treści: „Konsultacja nt. umowy z agentem: $150,00. Półtorej godziny. Od dużej wskazówki na dwunastce i małej na trójce do małej wskazówki na czwórce i dużej na szóstce”. 

W trosce o moją przyszłość czynili gorączkowe zabiegi, aby wpoić mi wiedzę, na którą tak długo pozostawałam oporna. Co wieczór ślęczałam przy kuchennym stole i wodziłam skołowanym wzrokiem po udających zegary ciastkach owsianych, zakrętkach od masła orzechowego i kółkach wyciętych z kolorowego brystolu. Rodzice zmieniali się co kwadrans – z zegarkiem w ręku, można by rzec. Byli cierpliwi i skrupulatni, a ja potakiwałam i robiłam uważne miny, lecz w środku gotowałam się z wściekłości, wyrzekając świat, w którym nie ma Bożego Narodzenia, za to jest Czas. Zdesperowanym rodzicom różne pomysły przychodziły do głowy: a może by tak wypożyczyć mnie znajomym jako grę towarzyską? Albo przynajmniej wymienić na dziecko, które boryka się z innym problemem? Oto jak bardzo mieli dość patrzenia na okrągłe płaskie przedmioty. 

Interwencja losu nadeszła w formie propozycji od ciotki, abym tydzień ferii zimowych spędziła u niej. Wysłano mnie więc do Poughkeepsie, gdzie raz byłam przekupywana koktajlami bananowymi, to znów dręczona zegarami z papierowych talerzyków, okrągłych poduszek i odwróconych do góry dnem patelni. Kiedy po tygodniu wróciłam do rodziców, byłam już innym dzieckiem – co prawda wciąż nie znałam się na zegarku, lecz udało mi się uzależnić od koktajli bananowych, co stanowiło problem w domu, w którym blendery uchodziły za fanaberię. 

A kilka miesięcy później w czasie kąpieli wykrzyknęłam: „Eureka!” i wreszcie takie pojęcia jak „za dwadzieścia ósma” i „dziesięć po dwunastej” nabrały sensu. 

To chyba oczywiste, że nigdy nie zgodzę się na to, aby moja okupiona wielkim trudem wiedza została uznana za niepotrzebną. A właśnie takie niebezpieczeństwo stwarza wynalazek zegarka cyfrowego. Lata nauki zegara były najlepszymi w moim życiu i nie zamierzam teraz wszystkiego zapomnieć. Wy też nie powinniście. Oto powody:

1. Prawdziwe zegary pokazują prawdziwą godzinę. Przykład prawdziwej godziny: „pół do ósmej”.

2. Zegary cyfrowe pokazują wydumaną godzinę. Przykład wydumanej godziny: „dziewiąta siedemnaście”.

3. „Dziewiąta siedemnaście” to wydumana godzina, bo nikt poza ludźmi prowadzącymi pociąg metra nie musi wiedzieć, że jest dziewiąta siedemnaście.

4. Nie prowadzę pociągu metra.

5. Wy też nie prowadzicie pociągu metra.

6. Jestem tego pewna, ponieważ osoby, które muszą wiedzieć, że jest dziewiąta siedemnaście, nie mogą odwracać wzroku.

7. Tarcze prawdziwych zegarków mają kształt tarczy, bo muszą pomieścić wszystko, co się składa na prawdziwy zegarek, czyli cyfry, wskazówki i kreseczki minutowe.

8. Tarcze zegarków cyfrowych mają kształt tarczy bez wyraźnego powodu. Można się domyślać, jak to wpływa na młodzież.

Skoro już temat Czasu mamy załatwiony, chciałabym zwrócić waszą uwagę na inny skandaliczny wynalazek: 

Kalkulatory kieszonkowe: dzielenia pisemnego uczyłam się przez trzy lata, niech oni też się uczą

1. Trudy nauki dzielenia pisemnego stanowią nieodłączną część dzieciństwa, tak samo jak nauka palenia papierosów. Osobiście uważam zresztą, że jedno idzie w parze z drugim. Dziecko, które nie potrafi dzielić pisemnie, nie zasługuje na papierosy. Jestem z natury miła i bardzo lubię dzieci, ale mam swoje standardy. Wszystkie dzieci, które uczyłam palić, musiały najpierw wziąć kartkę i ołówek i pokazać, że umieją poprawnie podzielić 163 przez 12.

2. Kalkulatory kieszonkowe nie są tanie. Ogólnie biorąc, byłoby lepiej, gdyby rodzice wydali te pieniądze na siebie. Jeżeli muszą koniecznie roztrwonić je na potomstwo, warto pamiętać, że cena paczki papierosów zazwyczaj nie przekracza siedemdziesięciu pięciu centów.

3. To nienormalne, aby ktokolwiek, o dzieciach nie wspominając, był w stanie podzielić 17,3 przez 945,8.

4. Dzieci z kalkulatorem kieszonkowym nabierają przeświadczenia, że mają odpowiedź na wszystko. Jeżeli utwierdzą się w tym poglądzie, mogą spróbować przejąć władzę, co skończyłoby się pewnie tym, że wszystkie meble byłyby o wiele za małe.

Słowo końcowe

Ja sama nie jestem rodzicem, ale mam dwoje chrześniaków i spodziewam się trzeciego. To chyba oczywiste, że martwię się o przyszłość, w której będą żyli. Gdybym rządziła światem, żadne z nich nie ujrzałoby na oczy takich wynalazków jak zegarek cyfrowy ani kieszonkowy kalkulator. Niestety, nie rządzę światem, i taki już chyba mój los: być zawsze krynicą mądrości, nigdy źródłem prawa.

Fran Lebowitz, Nie w humorze, tłum. Łukasz Witczak, Znak literanova 2021.