Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Nowa subkultura, której nie ma, ale i tak warto ją poznać: Młody Osa

Artykuły /

Na muzyce znam się tak, jak na wszystkim – raczej średnio. Nie przeszkadza mi to jednak od czasu do czasu znajdować w niej swoje małe smuteczki i małe radości. Te drugie pojawiły się całkiem niedawno, kiedy niezbadane algorytmy YouTube’a zaprowadziły mnie na (jeszcze ciepły) ślad Młodego Osy.

Zacznijmy od tego, że na terenach krainy nazywanej polskim rapem, wspomniane przyjemności zdarzają mi się nieczęsto, a już zupełnie sporadycznie trafiam na tracki, które gdzieś-tam-jakoś-trochę-nawet-mnie-wzruszają. A tak właśnie stało się w przypadku wyżej wymienionego wykonawcy. I trudno mi określić dokładnie, dlaczego Młody Osa wzrusza, ale zdecydowanie chodzi tu o coś więcej niż o wszystko, co da się zamknąć we frazie „dobry z niego chłopak”.

Nie jest łatwo doprecyzować podgatunek, w którym porusza się ten wykonawca – bywa u niego rap-rockowo, bywa punkowo, zdarzają się momenty cloud-rapowe i witch house’owe. I chociaż podkłady często wyraźnie odwołują się do tego, co pewnie już kiedyś słyszeliście, to szczęśliwie cały czas jest to brzmienie, które nie sprawia przykrości.

Dużo bardziej oryginalna wydaje mi się jednak warstwa tekstowa. Podobnie jak w przypadku melodii, Osa czasem przenosi do swoich utworów niektóre estetyki w skali jeden do jednego, budując wersy z gotowych elementów. Przy tym jednak konsekwentnie tworzy z nich własne, autorskie frazy. Taka sytuacja zdarza się na przykład w witch house’owej „Wróżce”: Liczę na szczęście do sześćset sześćdziesięciu sześciu/ Aż głupio spotkać wróżkę w takim miejscu jak te.

Tym, co mnie urzeka jest fakt, że Osa traktuje inspiracje, z których czerpie, bardzo poważnie. Wchodzi w nie totalnie – nie zostawiając miejsca na dystansujący cudzysłów, grę z cytatem czy sztuczną ironię. Może właśnie to ufne podejście do konwencji sprawia, że absolutnie mu wierzę i, nawet kiedy ma ono w sobie rys naiwności, to je szanuję.

Bez wątpienia Młody Osa jest w swojej muzyce zadziwiająco szczery. Jeśli coś go w tym świecie przejmuje, to na pewno o tym powie i na pewno powie to wprost. Jeśli przywoła rozpoznawalny dla słuchacza kontekst, to nie po to, by zapętlić go w „deszcz na betonie”, ale by całkowicie się z nim utożsamić: Wejdę ci w mózg jak w „Enter the Void”/ Jak w „Enter the Void” tracę kontakt ze światem, a nie tracę kontroli. Nie retuszuje przy tym swoich skojarzeń, idzie na żywioł. Nawet jeśli coś mogłoby zabrzmieć infantylnie, jak choćby wersy: Moi ludzie nie w sosie, zawsze pod prąd jak łososie/ Ryby nie mają uczuć, wiesz coś jest z tym łososiem. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że najlepsze frazy Osy to właśnie te, które wydają się trochę nieporadne, jak przeciągnięte wokalnie „Łososie”.

Zdarzają się też całkiem udane konstrukcyjnie wersy, jak chociażby w przyjemnie gitarowym „ChceUmrzecHipisem”, w którym dopowiada szybko: o tym marzę całe życie. W tym samym tracku pojawia się zresztą też intymne i urocze: Nastoletni reumatyzm/ Się garbię jak patrzysz oraz enigmatyczne, a może po prostu nic poza rymem nieznaczące: Jestem w tyle/ Pęknie mi kręgosłup moralny, jak się schylę.

Bo czasem bywa też tak, że Osa pozwala swojemu flow płynąć swobodnie i bez konsekwencji logicznych – zamiast przemyślanej konstrukcji pojawia się wtedy coś, co trzeba chyba nazwać, z braku lepszego słowa, „muzykowaniem”. Takiemu muzykowaniu zdecydowanie sprzyjają okoliczności wykonywania niektórych piosenek. Teledyskowy kadr wypełniają czasem „domowe obrazki” – np. Osa siedzący na wysokim taborecie albo na parapecie, obok doniczkowego kwiatka (grubosz czy fikus?). Sam zresztą pokazuje dystans i trochę prześmiewa ten tryb układania linijek, rozwijając w transmisji z własnego pokoju strumień świadomości: Za oknem mroźno/ Coś tam śpiewam sobie/ Piosenki pokojowe/ Jak chujowe te serduszka rysuję w głowie/ Stwórzmy razem tęczę/ Niech będzie kolorowo.

W ogóle tworzenie muzyki to dla niego raczej spontaniczny zryw niż zaplanowany proces. Pod wideo ktoś z komentujących zwraca uwagę na podobieństwo akordów gitarowych w „Coś tam śpiewam sobie” do „Smells Like Teen Spirit” Nirvany. Młody Osa odpowiada na to od niechcenia, ale wydaje mi się, że totalnie szczerze: no troche inne nie podpierdalam niczego raczej tak se gram na luzaku no ale kurwa w sumie to brzmi podobnie w chuj jebac mnie (pisownia oryginalna – przyp. red.).  

Jednak najważniejsze są dla mnie te utwory, które wyróżniają się szczególnym nastrojem – sporo jest u Osy rozczarowania rzeczywistością i rezygnacji. Czasem te emocje wybrzmiewają melancholijnie, kiedy indziej – agresywnie. Potrafi przy tym budować klimat, który najlepiej oddaje bliskie mi rosyjskie słowo „toska”, mieszczące w sobie cały set uczuć: niespodziewaną nostalgię, niezdefiniowaną tęsknotę, zmęczenie, nudę i bolesny smutek. Odczuwa się to na przykład w bardzo wrażeniowym „Rapsberry song”: Potrzebuję siedmiu dni, żeby nie czuć nic/ W butli cały litr malinowej krwi/ Malinowy świat przed wami/ Malinowy, malinowy kicz.

Gdyby świat działał tak, że subkultury są w nim bardziej żywe niż martwe, a ich wskazanie nie zależy wcale od definicji słowa „subkultura”, ale może dokonać się  na przykład na zasadzie głosowania publiczności, to mój głos miałby właśnie Młody Osa. I to w zupełnie nowej kategorii: „Subkultura solowa”. I w ogóle chciałabym, żeby ten plebiscyt  Osa wygrał, zdecydowanie należy mu się to za absolutną naturalność, jakiej mogą mu zazdrościć bohaterowie internetowych magazynów w rodzaju F5. Nie bawi się on w fejkowe przedruki „młodzieżowej zajawki”, nie kolekcjonuje instagramowych gadżetów i co najważniejsze: nie zamienia opowieści o samym sobie w teoretyczną analizę. Pozwala na niedoróbki i chropowatości, które udowadniają, że tworzenie muzyki dzieje się u niego „tu i teraz”. Nie działa przy tym wcale czysto „zabawowo”, łącząc przypadkowe elementy w większe całości, tylko spontanicznie szuka środków, którymi wyrazi swoje prawdziwe emocje. Jego podejście wydaje się zarówno luźne, jak i bardzo poważne, i to mi naprawdę imponuje. Osa, płyyyyyń.

Agnieszka Staszczak

(ur. 1988) – absolwentka komparatystyki UJ. Interesuje się nową prozą polską i odzieżą sportową.