Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Nasza własna Dolina Krzemowa („Playlista”)

Artykuły /

Czynić świat lepszym, a przy okazji zarabiać krocie – pierwsza część zdania to oficjalne, druga – nieoficjalne motto Doliny Krzemowej. Jej obraz jako centrum innowacji znamy dobrze z popkulturowych opowieści i doniesień medialnych o sukcesach finansowych i nieokiełznanej wyobraźni ekscentrycznych twórców technologii. W ostatniej dekadzie przeciwwagą dla narracji o krzemowym sukcesie stają się teksty rzucające światło na liczne problemy trawiące nie tylko pracowników branży technologicznej, ale także mieszkańców miast Doliny Krzemowej. 

W pejzażu popkultury nie brakuje filmów dokumentalnych, w których autorzy próbują dotrzeć do przepisu na krzemowy sukces, satyrycznych produkcji o genialnych, a jednocześnie nieporadnych nerdach (Silicon Valley, HBO 2014-2019) czy pełnometrażowych rozliczeń z przeszłością technologicznych imperiów (Social Network, 2010). Do tej narracyjnej mozaiki dorzucić można prace reporterskie jak Brotopia. Kobiety a Dolina Krzemowa Emily Chang, Dolina niesamowitości Anny Wiener czy publicystykę Scotta Gallowaya (Wielka czwórka. Ukryte DNA: Amazon, Apple, Facebook i Google) lub Kai-Fu Lee (Inteligencja sztuczna, rewolucja prawdziwa. Chiny, USA i przyszłość świata).

We wspomnianym krajobrazie pojawił się w ostatnich kilku latach nowy nurt opowieści. Nie tyle mówiący o tym, czym Dolina Krzemowa była, jest lub bywa, ale czym nigdy nie będzie. Europą. A dokładniej, Polską, Szwecją lub Niemcami. Mam na myśli przede wszystkim europejskie narracje à rebours. Takie zatem opowieści, w których nie nazywa się Warszawy Czy Kluż-Napoki „nową” lub „europejską” Doliną Krzemową, ale próbuje się kreować niezależny obraz branży technologicznej w tej części świata. Tej historii nie sposób jednak opowiedzieć bez negatywnego bohatera, którego rolę odgrywa technologiczny świat zza Oceanu Atlantyckiego. Tym samym niezwykle łatwo, mimo dobrych chęci, popaść w „krzemowe schematy”.

Takimi opowieściami są m.in. Kod wart miliony dolarów (Netflix 2021) oraz miniserial produkcji szwedzko-brytyjskiej Playlista. Ten ostatni powstał na postawie książki Spotify Untold Svena Carlssona i Jonasa Leijonhufvuda, a polską premierę miał w październiku ubiegłego roku na platformie Netflix. 

Co takiego robią, czego my nie robimy? Dlaczego oni mogą zmieniać świat, a my bawimy się narzędziami od reklam? – pyta w pierwszym odcinku Daniel Ek (w tej roli Edvin Endre), zanim jeszcze wpadnie na pomysł założenia startupu Spotify. Chcesz walczyć z Doliną Krzemową? – odpowiada mu inwestor funduszy podwyższonego ryzyka (venture capital lub VC) Martin Lorentzon (grany przez Christiana Hillborga). – Czemu nie. Mamy programistów i talenty. Dlaczego nie pokażemy, że jesteśmy dobrzy? – Ok. Do dzieła.

Tym sposobem panowie rozpoczynają wspólną przygodę wiodącą do rozkręcenia biznesu, który w roku obecnym posiada kapitalizację giełdową o wartości ponad 15 mld dolarów. Zaczyna się jak zwykle – niewinnie – od pomysłu na serwis streamingowy z muzyką, legalną i dostępną na życzenie. Dziś brzmi to… zwyczajnie. Zdążyliśmy już zapomnieć, że w roku 2006, kiedy Spotify, podobnie jak kultura uczestnictwa sieci 2.0,  raczkowało, triumfy święciły serwisy pirackie ze szwedzkim The Pirate Bay na czele. To właśnie tę historię przypominają twórcy miniserialu reżyserowanego przez Per-Olava Sørensena i Hallgrima Hauga, czyniąc z konfliktu o muzykę motor napędowy dla akcji dziewięciu odcinków, której finał rozgrywa się w niedalekiej przyszłości.

Najciekawszym zabiegiem formalnym Playlisty jest powolne rozjaśnianie wspomnianej walki o muzykę. Tak oto każdy odcinek opowiadany jest przez innego bohatera: założyciela startupu, przedstawicieli wytwórni muzycznych, prawników, programistę, inwestora funduszy podwyższonego ryzyka i artystów. W powstałej plątaninie punktów widzenia nie rodzą się gotowe odpowiedzi. Jako widz cenię to bardzo, gdyż podejmuję wyzwanie poszukania własnej.

Tym samym Playlista przestaje być jedynie biografią firmy, a staje się wielowątkową, wciągającą opowieścią o próbach legalizacji streamingu w świecie muzyki. Startup Spotify został sportretowany jako inicjujący zmianę element rewolucyjny. Innymi słowy, game changer przemysłu muzycznego. Zmiana sposobu udostępniania treści i pobierania za nie opłat w nowym typie modelu biznesowego opartym na subskrypcjach, niesie ze sobą daleko idące konsekwencje. Serial wiele z nich sygnalizuje. Dają się one wytropić na polu praktyk konsumentów/użytkowników, ale też samych artystów i ich menadżerów, funkcjonowania branży technologicznej mającej dostęp do informacji o gustach i preferencjach słuchaczy, wreszcie: w świecie regulacji prawnych, które próbują nadążyć za technologiczną zmianą.

Jako sam firmowy biopic, Playlista w moim przekonaniu wypada gorzej. Dzieje się to za sprawą nośnych wizualnie – lecz i opatrzonych – klisz, którymi posłużyli się twórcy. Zarówno w portretowaniu sprzymierzeńców Spotify, jak i jego wrogów, niemałą rolę odgrywają stereotypy: wesoły startupowy zespół lekko anarchizujących technofili, raczej spod znaku copyleft aniżeli copyright, powoli niszczeje wskutek działania sztywnych prawników oraz żądnych wysokich przychodów zarządców przemysłu muzycznego, którzy nie chcą zgodzić się na zmierzch starego świata.

Szczególnie jaskrawy przykład operowania stereotypami daje się zauważyć w odcinku czwartym pt. Programista. Andreas Ehn (w tej roli Joel Lützow) to koder, z którego genialnej kompetencji wynika w dużej mierze sukces całego zespołu. Jednocześnie jest to – a jakże – nieco nieporadny towarzysko geek, który próbuje swoich sił w randkowaniu, nosi ze sobą wszędzie książkę guru nowych mediów, Marshalla McLuhana, i podejmuje wysiłek pogodzenia wolnościowych przekonań z kostniejącym modelem biznesowym Spotify. Mamy zatem przed sobą typowy obraz kodera idealisty z problemami w życiu prywatnym wynikającymi z translacji języka relacji osobistych na język matematyki. Inaczej nie potrafi. Najwidoczniej twórcy Playlisty także nie.

Oczywiście wszyscy bohaterowie i sama opowieść snuta z odcinku na odcinek znajdują swój pierwowzór w rzeczywistości. To jednak nie ona odgrywa najważniejszą rolę. W moim przekonaniu klasyczne pytanie „czy tak było naprawdę?” nie ma sensu przy odbiorze tego serialu. Należy go potraktować raczej jako składową powstającej w Europie „technomitologii”. Tak jak Dolina Krzemowa posiada swoich herosów (Jobsa, Gatesa czy Muska) i niemal mityczne opowieści o ich dokonaniach, tak Europa ma od teraz swojego Daniela Eka i historie jego pomocników.

W trakcie oglądania pierwszych odcinków widzimy startupowy zespół, który pracuje w piwnicy, świetnie się bawi i dokazuje w grach towarzyskich. Przy okazji, jak gdyby mimochodem, zmierza do rewolucji. Jest to jeden z wielu tak chętnie powielanych w kulturze audiowizualnej portretów zawadiackich chłopców robiących wielki biznes w garażach domów w Dolinie Krzemowej lub, jak w tym przypadku, piwnicach Sztokholmu. Bycie nie-krzemowym startupem okazuje się tylko deklaracją. Lokalizacje, osoby i ich zachowania wyglądają jak wprost wyjęte z popkulturowego mitu technoliberalnych startupów kalifornijskich.

Rozwój akcji serialu przebiega zgodnie ze schematem większości historii o technologicznych firmach, których sukces przerósł ich założycieli. Włączyć w to należy futurystyczne fragmenty obrazujące Daniela Eka na sali przesłuchań Senatu Stanów Zjednoczonych. Twórcy serialu, wybiegając w przyszłość, prezentują scenariusz wydarzeń, według którego Spotify boryka się z oskarżeniem o monopolizację rynku muzycznego. Koniec tej historii jest zatem daleki od niewinnych początków i utopijnej idei o wolności muzyki.

Jest to jednak o tyle wyobrażone, co dobrze znane. Przesłuchanie Eka łudząco przypomina wizytę Marka Zuckeberga w Senacie w roku 2018. Zdenerwowany i blady jak ściana CEO deklarujący dobre intencje naprzeciw strażników prawa stojących w obronie użytkowników i mniejszych graczy na rynku nowych technologii. Wymierzone w niego dziesiątki obiektywów kamer i aparatów fotograficznych. Poza salą miliony par oczu oglądających transmisję z przesłuchania.  

Dochodzenie w sprawie Spotify okazuje się punktem kulminacyjnym nie tylko w karierze Eka, ale także w jego prywatnym sporze z koleżanką ze szkoły, a jednocześnie znaną artystką, Bobbi T. W tę fikcyjną postać wciela się gwiazda muzyki pop, Janice Kavander, pełniąc rolę symbolu społeczności muzyków. Bobbi T. jest bowiem ich portretem zbiorowym. 

Ostatni odcinek Playlisty naszpikowany jest podobnymi symbolami i świadomymi nawiązaniami do aktualnych wydarzeń związanych z regulowaniem działań technologicznych korporacji. W mojej ocenie to potencjalnie najbardziej płodne pole do eksploracji i przedstawienia oryginalnej perspektywy w budowaniu narracji o przemyśle technologicznym i jego odpowiedzialności wobec prawa i użytkowników. Zupełnie zatem nie rozumiem zaprzepaszczenia szansy na opowiedzenie tej historii z europejskiej perspektywy i stworzenia prawdziwie niezależnego obrazu przemysłu technologicznego w tej części świata.

Twórcy serialu decydują się podążać dobrze już przetartym szlakiem portretowania technologicznych gigantów, w poskramianiu których liczyć można jedynie na Stany Zjednoczone – macierz Doliny Krzemowej. Tymczasem to na gruncie europejskiego prawodawstwa w tej chwili dzieje się najwięcej w związku z ochroną użytkowników-konsumentów usług cyfrowych. Wiosną 2022 roku zakończyły się unijne negocjacje nad wprowadzeniem dwóch rozporządzeń o znaczeniu globalnym, dotyczących funkcjonowania cybergigantów i ich klientów. To Digital Services Act (DSA) – akt usług cyfrowych, oraz Digital Markets Act (DMA) – akt o rynkach cyfrowych. Część postanowień z obu dokumentów wejdzie w życie już w przyszłym roku. To idealna okazja, by w historii o szwedzkim startupie puścić wodze wyobraźni i zamiast kopiować krzemowy mit, opowiedzieć przyszłość z perspektywy europejskiej. Wówczas można by napisać, że Playlista jest opowieścią o europejskim rynku technologicznym, a nie historią o naszej własnej, swojskiej Dolinie Krzemowej .

Jest zatem dobrze – wizualnie, aktorsko, narracyjnie – z zastrzeżeniem, że mogłoby być lepiej – po uwolnieniu się od wpływu krzemowego mitu i jego schematów konstrukcyjnych. Oznacza to, że warto w bibliotece Netlixa odszukać Playlistę i obejrzeć ją w całości. Nie oznacza to, że po obejrzeniu serialu należałoby usunąć swoje konto na Spotify.

Playlista

reż. Per-Olav Sørensen i Hallgrim Haug

Netflix 2022