Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Moczaryzm i smartfony („1983”)

Recenzje /

„Suche”, „drętwe”, „porażka” – pierwsza polska produkcja Netfliksa nie została, najoględniej mówiąc, ciepło przyjęta w naszym kraju. Serialowi 1983 zarzuca się wiele: sztuczność dialogów, niespójność świata przedstawionego, wreszcie chybione wybory w obsadzie. Skoro jednak jest aż tak źle, to dlaczego w gruncie rzeczy jest po prostu przeciętnie?

Obrony 1983 nie ułatwia to, co dzieje się wokół serialu – chociażby brawurowa, lecz zupełnie nietrafiona wypowiedź reżyserki, Agnieszki Holland, w której porównała nieprzychylnych krytyków do onanistów lub – co gorsza – graczy komputerowych. Spójrzmy jednak na samo dzieło: ośmioodcinkowy serial, który przedstawia alternatywną Polskę – taką, w której rządy PZPR nigdy się nie skończyły.

No właśnie, bardziej „rządy PZPR” (o ile partia w serialu dalej nosi taką nazwę, na co dowodów nie ma) niż „komunizm” czy „realny socjalizm”. Przedstawiona w serialu Polska pozostaje państwem rządzonym przez jedyną słuszną partię i wszechobecne służby, ale jej ustrój to nieukierunkowany ideologicznie autorytaryzm, może nawet o prawicowym zabarwieniu, na co wskazują m.in. przyjacielskie relacje aparatu władzy i Kościoła czy nowy, „piastowski” design godła. Nie jest to kraj jednoznacznie totalitarny – przymyka się oko na punkowe koncerty i kluby nocne, choć z trudnego do zrozumienia powodu na indeksie znalazł się cykl o Harrym Potterze. Przyczyną zmian w państwie i partii – a zarazem momentem pacyfikacji demokratycznej opozycji – był tytułowy rok 1983, w którym doszło do niewyjaśnionych zamachów w największych polskich miastach. W wyniku tych wydarzeń Polska Rzeczpospolita Ludowa nigdy nie stała się Rzeczpospolitą Polską. Na mapie Europy wciąż pozostały też NRD i ZSRR.

Jednym z najczęstszych zarzutów stawianych światu wykreowanemu przez Holland jest daleko idąca niespójność, zwłaszcza w zakresie technologii: z jednej strony ulice wciąż zapełniają „kultowe” samochody PRL-u, z drugiej – smartfony i monitory LCD są powszechne, tak jakby częściowo izolowana od Zachodu gospodarka w pewnych sektorach potrafiła rozwijać się znacznie szybciej. Ten zabieg każe osadzić 1983 w odpowiedniej konwencji: to nie tylko political fiction w realiach historii alternatywnej, ale również soft science-fiction. Podobną niespójność technologiczną kreował zresztą inny tegoroczny serial Netfliksa, Maniac, w którym bardzo zaawansowana psychofarmakologia i sztuczna inteligencja współistnieją z niedzisiejszymi interfejsami i wszechobecną vaporową estetyką. Rzeczywistość z 1983 też należałoby odczytywać jako swoisty cyberpunk (vaporpunk?), tylko z przerośniętym aparatem państwa zamiast wielkich korporacji – coś pomiędzy imaginarium grafik kolektywu टट्टी Z U S w a v e a teledyskiem Ostatni raz Reni Jusis. Trop cyberpunkowy twórcy podjęli zresztą bardzo świadomie – mając na uwadze, że ta estetyka jest na Zachodzie kojarzona z Dalekim Wschodem, postanowili włączyć wątek znaczącej mniejszości wietnamskiej. Jej getta grają dla bohaterów rolę dzielnic grzechu, a twórcom z kolei pozwoliły epatować wizualnymi odniesieniami do Blade Runnera.     

Docenienie całkiem złożonego światotwórstwa w serialu nie pozwala jednak odeprzeć cięższych zarzutów. Niestety, oglądając serial, zbyt często odnosimy wrażenie teatru telewizji, zaś momentami dialogi po prostu rażą swoją nienaturalnością i emfazą. Mimo to nie sądzę, by 1983 odbiegało jakością od średniego poziomu lokalnych produkcji Netfliksa – wystarczy tu wymienić umiarkowanie interesujące The Rain z Danii czy przeciętne Suburra z Włoch. W wypadku serialu Agnieszki Holland wrażenie sztuczności i odrealnienia pogłębia u polskiego widza fakt, że na ekranie widzimy znajome twarze, w tym również takie, które niekoniecznie kojarzą się nam z powagą tematyki (a warto się do nich przyzwyczajać, bo Macieja Musiała zobaczymy też w The Witcher). Mimo wszystko nie da się ukryć – nie otrzymaliśmy polskiego Dark. Netflix wyprodukował raczej rodzimą mutację 3%, brazylijskiej dystopii science-fiction: wprawdzie bywa paździerzowo, ale ciekawych pomysłów też nie brakuje. Obie produkcje łączy też pewna toporność fabuły, co można jednak zaakceptować, jeśli potraktujemy opowieść nie tyle jako cel sam w sobie, ile pretekst do eksperymentów. Nie każdego, rzecz jasna, taki tryb odbioru musi satysfakcjonować.

„Nasza” produkcja Netfliksa miała stanowić odpowiedź na kompleks, który można streścić w jednym pytaniu: kiedy wreszcie doczekamy się popkultury jak na Zachodzie? Hybryda lokalności i globalności dla wielu okazała się zbyt trudna do przełknięcia – zbyt powierzchownie potraktowano polskie realia historyczne (gdzie Wałęsa? gdzie papież?), jednocześnie zaś nie udało się wykreować epickiego, „zachodniego” rozmachu opowieści. Choć wspomniane na początku pretensje Agnieszki Holland trudno w całości potraktować poważnie, to jednak zauważam w nich ziarno prawdy: konwencja serialu została może nie tyle niezrozumiana, ile niezaakceptowana. Odczytywanie 1983 jako twardo osadzonego w realiach political fiction pokroju House of Cards może przynieść tylko frustrację i wiele niewygodnych pytań. Skąd ten polski arsenał nuklearny? Jakie właściwie są relacje między PRL i ZSRR? Dlaczego miękko autorytarna władza postanowiła zachować się głupawo niczym sztampowy villain? Jakim cudem społeczeństwo kupiło oficjalną narrację o zamachach? Takie pytania można by mnożyć, ja jednak zachęcam do innego odbioru serialu – jako całkiem sprawnej żonglerki retrofuturystycznymi estetykami. Niekoniecznie jest to historia alternatywna (z racji ciężaru znaczeniowego słowa „historia”, który wręcz nakazuje kreślić realistyczne scenariusze), raczej swobodna wizja innej czasoprzestrzeni, w której swego rodzaju moczaryzm zdołał wyprodukować smartfony Traszka. Czy takie nastawienie wystarczy, by czerpać radość z oglądania? Dla mnie tak, choć krytyczne recenzje pozostają uzasadnione, a zarazem – przesadzone i zbyt pełne pasji. Największym grzechem 1983 okazuje się bowiem jego przeciętność – nie „koszmarność”, ale zwykła przeciętność. Ten serial to nie „katastrofa” – to tylko niespełnione oczekiwania.

Rafał Sowiński

(ur. 1992) – kulturoznawca, na co dzień pracuje jako copywriter, marketingowiec i wykładowca. Założyciel Facebookowego bloga „niskie teorie” oraz pomysłodawca i administrator grupy „Jak będzie w Polonii 1? – sekcja retromanii, duchologii i nostalgii”. Mieszka w Krakowie, pochodzi z Więckowic pod Tarnowem.