Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Milczenie z wnętrzności (W. Szostak „Wróżenie z wnętrzności”)

Recenzje /

Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam – śpiewała Anna Maria Jopek, wyrażając pragnienie, pod którym wielu by się pewnie podpisało. A gdyby tak rzucić to wszystko? Któregoś pięknego dnia po prostu wstać, spakować walizkę i wyjechać gdzieś bez słowa, zostawiając całe życie za plecami? Każdy miewa czasem takie myśli, szczególnie chętnie snute wtedy, gdy codzienność zanadto przytłacza. Wróżenie z wnętrzności, najnowsza powieść Wita Szostaka, opowiada o ludziach, którzy pokusie wycofania się z życia ulegli.

Niełatwo jest wejść w świat tej książki. Opowieść zaczyna się niemal w pół zdania, bez żadnych wyjaśnień, i dopiero po kilku, kilkunastu stronach, gdy już wsłuchamy się w opowieść narratora i zrozumiemy tok jego myślenia, sytuacja fabularna nieco się rozjaśnia. Oto Mateusz i Marta, którzy porzucili wielkomiejskie życie, by zamieszkać w opuszczonej poczekalni dworca w „umarłym i nigdy nienarodzonym” Poświatowie. Zamieszkali tam z dwójką dzieci i „głupim” Błażejem, bratem Mateusza, który pewnego dnia po prostu zamilkł i od tamtej pory wymaga opieki. By odkryć, dlaczego porzucili świat, trzeba powróżyć z wnętrzności, wetknąć dłoń w bolące miejsca i wydobyć tkwiące tam wspomnienia: matkę z wyprutymi żyłami, ojca bohatera, Heideggera czytanego w kawiarni, marmurową wątrobę, jelita z plastiku, mit o Odysie i wyprawę do Toskanii. A i wtedy uzyskamy tylko cząstkę prawdy, tylko garść przypuszczeń, w której jest równie wiele przemilczeń co słów.

Jest to kolejna po Stu dniach bez słońca książka Szostaka, w której patrzymy na świat oczami bardzo nietypowego narratora. Błażej to człowiek, który z niejasnych powodów wycofał się z życia i zamieszkał we własnym wnętrzu, stając się biernym i milczącym „głupim bratem”. Wbrew pozorom z książki wcale jednak nie wynika, byśmy mieli do czynienia z postacią tragiczną. Emigracja wewnętrzna, która uczyniła Błażeja niezdolnym do samodzielnego życia, zdjęła z niego zarazem wszelką odpowiedzialność i usunęła z jego życia powinności wobec świata. Egzystencja narratora – bezpieczna, w zasadzie pozbawiona trosk – wydaje się w powieści wręcz stanem godnym pozazdroszczenia, zwłaszcza na tle wściekłej, niszczycielskiej pasji jego brata i gorzkiej samotności ojca. Wycofanie się Błażeja w głąb siebie przypomina moment filozoficznego oświecenia: to nie decyzja, ale nagłe, porażające zrozumienie, że w życiu nie zdarzy się już nic nowego, a zatem nie warto w nim uczestniczyć.

Bardzo cenię Szostaka za to, że pisząc z perspektywy niezwykłych postaci, potrafi oddać ich wewnętrzną prawdę. Lesław Srebroń czy Błażej to nie kurioza z gabinetu osobliwości, oglądane z wyższością przez szybę, tylko ludzie z krwi i kości. Autora nie interesuje chłodna analiza psychologiczna ani stawianie diagnoz, lecz wejście w skórę tych dziwacznych bohaterów, zanurzenie się głęboko w ich wnętrze, by przemówili własnym głosem. Narracja Błażeja, niejasna, nieporadna, klecona z trudem z faktów i domysłów, wydaje się więcej zaciemniać niż rozjaśniać, ale zarazem jest głęboko autentyczna – tak przecież powinien mówić człowiek, który próbuje coś opowiedzieć po dwudziestu latach milczenia, człowiek zagubiony we własnych wnętrznościach. I choć sama historia nie przypadła mi do gustu, doceniam to, jak została opowiedziana. Z tak wyjątkowej perspektywy świat musi przecież wyglądać inaczej, a Szostakowi udało się zaprezentować ową inność w pełnej krasie.

Dla myślenia Błażeja podstawowy jest podział na wnętrze i zewnętrze. Ludzie dzielą się zatem na skierowanych w głąb siebie, jak Mateusz i ojciec, oraz tych zwróconych ku światu, jak Marta i pan Fryderyk. Wbrew temu, czego można by się spodziewać po wycofanym narratorze, to ruch na zewnątrz jest u Szostaka zwrotem ku życiu, nastawieniem na działanie i istnienie między ludźmi. Zwrot do wewnątrz ma głównie negatywne skutki – powolne zamieranie, samotność, apatię. Nie jest przy tym pewne, czy taka egzystencja przynosi choćby pustelniczą mądrość. Nawet Błażej, bystry obserwator i domorosły filozof, nazywa siebie głupim bratem i zauważa, że „wewnętrzni” raczej tracą słowa niż je zyskują. Zamknięcie się w sobie nie jest bowiem równoznaczne z samowiedzą. Bohaterowie Szostaka – Mateusz, ojciec, Błażej – boją się grzebania we wnętrznościach, nie rozważają swojej sytuacji, wolą obracać w głowach wciąż te same myśli i coraz głębiej zapadać się w milczenie.

Słowa, istniejące na pograniczu wnętrza i zewnętrza, stanowiące łącznik między tymi światami, to w powieści Szostaka jeden z częściej powracających tematów. Słowa się zużywają, przestrzega nas Błażej, tracą wagę i znaczenie, dlatego trzeba ich używać oszczędnie i rozważnie. Mateusz i Marta, bogowie Poświatowa, dobrze o tym wiedzą i dlatego milczą, przerywając ciszę tylko niezniszczalnymi „słowami z kamienia”, takimi jak „kocham cię”. Narrator też używa słów ostrożnie, szeptem, świadom, że już sam akt opowiadania stanowi wyjście z bezpiecznego wnętrza ku światu i dlatego niesie ze sobą ryzyko zmiany. Lepiej rozmawiać spojrzeniami lub po prostu wspólnie trwać, oglądać zachody słońca, podwiązywać pomidory i nie mówić o przeszłości. Wspomnienia to przecież także tylko słowa, z biegiem czasu coraz bardziej odklejone od rzeczywistości i coraz mniej znaczące.

Milczenie bywa jednak groźne. Bohaterowie Wróżenia z wnętrzności to ludzie, którzy przez całe życie dławili w sobie słowa, ukrywając przed innymi opowieści, które snuli na swój temat. Nawet artysta Mateusz, latami prezentujący swe wnętrzności w formie rzeźb, nie zdołał w ten sposób opowiedzieć siebie – a niewypowiedziane słowa gniły w nim, jak śmieci w plastikowych jelitach w ostatnim dziele Mateusza, aż go zatruły i skłoniły do zerwania kontaktów ze światem. Również dla ojca milczenie okazało się trucizną: wstyd, którego nie potrafił wyznać bliskim, skazał go na samotne, zmarnowane „życie w szarym pokoiku”. Tylko Błażej zdaje się nie cierpieć, szczęśliwy na wewnętrznej emigracji – a jednak i on, z sobie tylko znanych powodów, zaczyna w końcu mówić, opowiadając nam historię o mieszkańcach dworca w Poświatowie.

Zastanawiając się, co skłania ludzi do wycofania się ze świata, Szostak prezentuje całą galerię postaci. Poza braćmi i ojcem mamy więc Martę, która zamieszkuje wraz z Mateuszem w Poświatowie, bo nie chce go stracić, przyjaciółkę Marty – Sarę, poszukującą osamotnienia, żeby pisać książkę, oraz ostrożnego do przesady filozofa Daniela, bojącego się cokolwiek przeżyć w pełni. Prawie wszyscy żyją tutaj cudzym życiem: ojciec karierą Mateusza, matka losem synów; Mateusz opiekuje się dzieckiem Błażeja, Sara zastępuje na pewien czas Martę. Ilu ludzi, tyle motywacji, a wszystkie tak samo niejasne. Nie ma w tej książce jednoznacznych ocen, nie ma ostatecznych odpowiedzi. Nie mamy bezpośredniego wglądu w bohaterów, obserwujemy tylko działania i ich skutki, a cała reszta jest Błażejowym wróżeniem z wnętrzności, dopowiadaniem, zgadywaniem. Można odnieść wrażenie, że dla autora wnętrze jego postaci jest tajemnicą w takim samym stopniu jak dla nas – i że to bynajmniej nie przypadek. Człowiek zawsze jest zagadką, zdaje się mówić Szostak, i trzeba to zaakceptować. Próby zrozumienia nic nie dają, rzeczy wyjaśnione nie przestają boleć, wiedza nie daje mądrości.

Nie umiem się zgodzić z tą książką. Trudno mi się ją czytało, od początku nie mówiła do mnie, nie zdołałem wejść w jej świat. Nie znaczy to, że jest zła – jest bardzo dobra. Gęsta od znaczeń, intrygująca, niezwykła, napisana żywym i barwnym językiem. Ale opowieść o zapadaniu się w siebie, o toksycznym milczeniu i powolnym umieraniu wzbudziła we mnie odruchowy bunt. „Nie szukam zmiany i nie rozczarowuje mnie jej brak” – mówi pod koniec tej powieści Błażej, a mnie przypominają się słowa, które Wit Szostak wypowiedział na spotkaniu autorskim poświęconym Stu dniom bez słońca: że bohaterowie nie muszą koniecznie się zmieniać, że literatura nie zawsze musi być o zmianie. I to jest chyba główny powód, dla którego Wróżenie z wnętrzności, choć znakomite, nie przypadło mi do gustu: potrzebuję książek, w których ludzie się zmieniają. Inaczej stanę się Błażejem.

 

Wit Szostak

Wróżenie z wnętrzności

Liczba stron: 234

Powergraph, 2015

Przemysław Zańko

(ur. 1989) – chłop z Mazur, obecnie inteligent w Warszawie. Publikuje opowiadania, recenzuje, bloguje. Interesuje się science fiction, nauką, grami, dziwnymi książkami i zdrowiem psychicznym. Skończył z polonistyką. Strona autorska: www.zanko.pl