Mapa myśli o przyszłości | Antologia „Nowoświaty” [LEM: REWIZYTA]
Autor
Artur NowrotIlustracja
Małgorzata PawlakNowoświaty to wydana przez SQN antologia opowiadań inspirowanych twórczością Stanisława Lema. Na szczęście nawiązania do przeszłości nie przeszkodziły autorkom i autorom w mierzeniu się z teraźniejszością.
Nowoświaty wiszą między przeszłością a przyszłością. Z jednej strony odwołania do Lema (autora o wyjątkowej pozycji w polskiej literaturze fantastycznej) i przedstawiona na okładce wizja stereotypowej fantastycznonaukowej przyszłości (tj. kosmicznej ekspansji). Z drugiej – potencjał literatury science fiction (przywoływany też przez tytuł) do projektowania nowych, radykalnie odmiennych wizji przyszłości. Wizji, które mogłyby być świetną pomocą w przezwyciężeniu kryzysu wyobraźni utrudniającego rozwiązanie trapiących dziś ludzkość problemów: ekscesów kapitalizmu, katastrofy klimatycznej, szerzącego się autorytaryzmu.
Boskie maszyny
Poczucie zagrożenia jest wyraźnie widoczne w większości zgromadzonych w antologii tekstów: pojawiają się tu nanoboty, patogeny, toksyny i inne kataklizmy, które mogą doprowadzić do zagłady ludzkości. Najbardziej wyrazistym przykładem dominującej w książce apokaliptycznej tonacji jest A u Lema… Marcina Bartosza Łukasiewicza – tramwajowy dialog o mającej za kilka dni uderzyć w Ziemię komecie. Mimo nadciągającej katastrofy nastroje są raczej spokojne: mężczyzna, który odstąpił córce miejsce w schronie, jakby nigdy nic jedzie do pracy; inny próbuje je od niego odkupić, ale jego nachalność pozbawiona jest desperacji (– Ja chętnie takie miejsce w schronie odkupię. – Nie, dziękuję. – Pan się zastanowi, dobrze?). Reszta pasażerów w podobnym tonie omawia zalety i wady przenoszenia świadomości na podwodne serwery lub do sztucznych ciał. Co najciekawsze, mimo tak rozwiniętych możliwości technologicznych, Ziemia nie potrafi się obronić przed uderzeniem komety. Katastrofa wydaje się nieunikniona – podobnie jak w świecie rzeczywistym, gdy czyta się o nieustannie narastającym tempie zmian klimatu. Pytaniem otwartym pozostaje to, jak na nią zareagujemy.
W DYaB Aleksandry Stanisz katastrofy – promieniowanie, pogoda, kolejna epidemia – stają się po prostu częścią trudnego do wytrzymania życia, podobnie jak uciążliwa praca i ucieczka w coraz bardziej immersyjne wyimaginowane światy. Tak wygląda też egzystencja głównego bohatera, programisty tworzącego wirtualne moduły inspirowane literaturą, do momentu gdy jeden z nich – inspirowany Mistrzem i Małgorzatą – wymyka się spod kontroli. Choć w rzeczywistości sztuczna inteligencja nie wykazuje się większą mądrością, tylko powiela nasze uprzedzenia, to ta fikcyjna, nauczona za pośrednictwem literatury głębokiego przeżywania życia, okazuje się jedyną nadzieją na zmianę.
Wśród tekstów zgromadzonych w antologii tylko opowiadanie Stanisz zawiera elementy naukowego utopizmu, wiary w to, że technologia może pomóc ludzkości rozwiązać trapiące ją problemy i uczynić świat lepszym. Pozostali autorzy – może podążając za sceptycznym Lemem – takiej wiary nie ujawniają. W Adaptacji Moniki Fenc najpierw widzimy zdewastowaną Ziemię zatrutą i zasłaną odpadami, a dopiero potem z retrospekcji dowiadujemy się, że jest to rezultat nieudanej próby wystrzelenia wszystkich ziemskich śmieci w kosmos. Przestrzeń kosmiczna to jeden z ulubionych settingów science fiction, ale też – jak sugeruje Sam Kriss w ikonoklastycznym Manifeście na rzecz zniesienia przestrzeni kosmicznej – miejsce imperialistyczno-kapitalistycznej ekspansji (jedno i drugie splatało się niegdyś w kosmicznym wyścigu między mocarstwami, obecnie – między miliarderami). Skoro tak, to w obrazie śmieci wystrzeliwanych w kosmos nietrudno dopatrzyć się nawiązania do śmieci sprzedawanych przez zamożne kraje globalnej Północy krajom globalnego Południa. Jednak w opowiadaniu Fenc technologia nie zapewnia ucieczki od problemów, bo problemem jesteśmy my sami:
Ludzie obwiniali TranSpace, ja nie mogłam. Bo to nie TranSpace i jego pomysły doprowadziły nas do obecnego kryzysu. Kartoniki po mleku, puszki po piwie, worki na każdą sztukę chleba, niechciane zabawki były niczym grudy ziemi spadające głucho na zabitą gwoździami trumnę. W dole leżała Ziemia, nad krawędzią staliśmy my.
Przyjęta przez autorkę perspektywa zdaje się pomijać rolę czynników systemowych w zanieczyszczaniu środowiska (100 firm odpowiada za 70% emitowanych gazów cieplarnianych), zarazem trafnie wskazuje, że przeszkodą na drodze do zmiany świata nie są bariery technologiczne, lecz ludzie. Według raportu ONZ, rolnictwo na obecnym poziomie byłoby w stanie wyżywić 12 miliardów ludzi, a mimo to prawie 690 milionów ludzi na świecie cierpi z powodu niedożywienia. Parafrazując Williama Gibsona, można by powiedzieć, że utopia już tu jest – tylko nierównomiernie rozdystrybuowana.
Emigracja wewnętrzna
Tematyka konsumpcji pojawia się również we Flaworystach Michała Antosiewicza. Głównego bohatera – kosmicznego podróżnika wracającego z wyprawy na Ziemię – od samego początku męczy głód. Nie jest go jednak w stanie zaspokoić, gdyż pod jego nieobecność wirus odebrał ludziom zmysły smaku i powonienia. Pozbawione funkcji estetycznej jedzenie zastąpiono ohydną papką, której bohater nie jest w stanie przełknąć. Niewielka grupka niedotkniętych skutkami wirusa jest z obrzydzeniem poddawana ostracyzmowi, podczas gdy polityczne elity w tajemnicy wydają krocie na rekonstrukcję kubków smakowych, by móc oddawać się hedonistycznej konsumpcji. Przyciężkiej satyrze udaje się uchwycić wrogość, jaką może zrodzić czerpanie przyjemności z funkcji ciała:
(…) wciąż rozchodziło się przede wszystkim o to, że odczuwanie przyjemności z jedzenia to nienaturalność oraz grzech; ten sam grzech, który pchnął Ewę do zjedzenia oferowanego jej przez węża jabłka, sami flaworyści uprawiają zaś agresywną, liberalną i neobolszewicką propagandę, której celem jest zniszczenie dobrych, polskich obyczajów, podział społeczeństwa i gorszenie młodzieży.
Mimo że autor niepokojąco zbliża się przy tym do sugestii rodem z teorii spiskowych, w myśl których członkowie prześladowanych grup potajemnie należą do sprawujących władzę elit, przeobrażenia społeczeństwa pod wpływem wirusa okazują się powierzchowne. Masowa produkcja sztucznego jedzenia nie chwieje strukturami systemu, nierówności zostają zachowane, pojawia się tylko nowy obiekt uprzedzeń. Jak my wszyscy, bohater staje przed koniecznością wpasowania się w niedoskonały, skorumpowany świat – jedyną alternatywą jest dla niego ucieczka – w (jeszcze) nieskalaną pustkę przestrzeni kosmicznej, z której na chwilę przybył.
W czasie pierwszego lockdownu w mediach społecznościowych można było znaleźć (nie zawsze prawdziwe) zdjęcia zwierząt wracających do miast pod nieobecność ludzi, opatrzone frazami typu: Nature is healing, we are the virus. Obserwując postępującą degradację środowiska naturalnego i coraz bardziej drastyczne zmiany klimatu, łatwo dojść do wniosku, że świat miałby się całkiem nieźle, gdyby usunąć z niego ludzkość. Taki właśnie koncept – radykalniejsza wersja projektu Half-Earth postulującego nieingerowanie człowieka w połowę obszaru planety w imię zachowania bioróżnorodności życia na Ziemi – zostaje rozegrany w opowiadaniu Ostatni mówi nie Pauliny Rezanowicz. Pod względem formy to najciekawszy tekst antologii: kolaż złożony z wypowiedzi i dokumentów opowiadający o wielkim exodusie ludzkości na sztucznie stworzone planety mieszkalne – i o jednym człowieku, który postanowił pozostać na Ziemi. W polifonicznej narracji znajdziemy między innymi przemówienia polityków chwalących ludzkość za zdolność do zjednoczenia w imię uratowania planety (nauka ocali to, co sama dotychczas niszczyła), wypowiedzi buntujących się przeciw odlotowi nastolatków i odezwy zwolenników powrotu na Ziemię w imię przywrócenia dawnego, uznawanego za naturalny porządku (wracamy na Ziemię, by ponownie uczynić ją sobie poddaną). W zróżnicowanych głosach wybrzmiewa jednak to samo poczucie, że człowiek jest bytem oderwanym od natury i sprawującym nad nią zwierzchność. Krytyka niszczącego wpływu ludzkości na planetę opiera się tutaj na milczącym założeniu, że wszyscy jesteśmy w równym stopniu odpowiedzialni za jej dewastowanie i wyniszczającą, ekspansywną działalność. To z kolei pozwala, jak pisze Jay Fraser w eseju opisującym ekofaszyzm, na ideologiczne zespolenie zwykłego człowieka z kapitalizmem. W taki sposób progresywna wrażliwość i troska o środowisko mogą prowadzić do segregacji, wysiedleń i przyzwalania na śmierć ludzi w imię „oczyszczenia” planety.
(Nie)ludzkie dzieci
U Rezanowicz młodzi w konserwatywnym zrywie buntują się przeciwko takiemu podejściu rodziców i marzą o powrocie na Ziemię, co ma głęboki sens. Cały konserwatywny projekt ideologiczny można opisać jako chęć reprodukcji systemu społecznego poprzez dzieci żyjące w dokładnie taki sposób, jak ich (konserwatywni) rodzice. (Takie spojrzenie tłumaczyłoby na przykład konserwatywną politykę edukacyjną i strach przed „propagandą LGBT”). Ale dzieci pojawiają się też w kilku innych tekstach z Nowoświatów. Akcja Decyzji Lecha Baczyńskiego toczy się w mieście, w którym pozostali przy życiu ludzie chronią się za magnetyczną osłoną przed nanobotami miliardera-ekofaszysty mającymi oczyścić planetę z ludzkiego wirusa. Podobnie jak w A u Lema… ludzkość nie próbuje rozwiązać problemu, a jedynie go przeczekać. Jednak kiedy Molanna (córka opiekuna osłony) zapada na chorobę wymagającą diagnostyki z pomocą rezonansu magnetycznego, staje on przed wyborem: poświęcić życie córki czy wyłączyć osłonę, by przeprowadzić badanie. Życie za murem (to kolejny topos żywcem wyjęty z konserwatywnego imaginarium), w izolacji od świata, jest dla dziecka na dłuższą metę niemożliwe. Kiedy jednak pojawia się potrzeba zmiany, skala problemów poza bezpieczną bańką jest już zbyt wielka, by dało się je rozwiązać.
Zupełnie inne, bardziej otwarte na przyszłość podejście można znaleźć w Dzieciach Marii Marka Kolendy, gdzie dwoje kosmonautów – Eryk i Maria – po zagładzie ludzkości próbuje odtworzyć gatunek z próbek DNA. Eryk początkowo myśli w abstrakcyjnych kategoriach i brzydzi się makabryczną cywilizacją genetycznych Łazarzy. Mimo to, w bezpośredniej styczności z inną osobą jest w stanie dostrzec w niej człowieka, a pomógłszy ludzkości stanąć na nogach, nie próbuje kontrolować jej rozwoju, lecz odsuwa się na bok. Jeszcze dalej w tym kierunku idą Mgły nad Atlantis Sylwestra Gdeli, gdzie byty obdarzone wspomnieniami ziemskich naukowców wędrują po tajemniczym mieście, próbując przeniknąć jego – i swoją – naturę. Widać tutaj zupełnie inną wizję nauki oraz relacji ze światem nieludzkim niż choćby w Ostatni mówi nie: jest to nauka nastawiona na poznanie, a nie kontrolę, w której pogłębione zrozumienie obiektu badania oznacza również pogłębione zrozumienie samego siebie.
Mimo retroinspiracji Nowoświaty – jak każde porządne science fiction – okazują się odbiciem lęków i marzeń teraźniejszości. Są też próbą – na przekór paraliżującej świadomości, że być może nie jesteśmy w stanie zrobić nic, by zapobiec nadciągającym katastrofom – znalezienia przyszłości w plątaninie możliwych ścieżek. Niektóre z eksplorowanych w antologii dróg mogą się okazać ślepymi zaułkami. Inne zachęcają, by przestać się wzbraniać przed zmianami i ruszyć naprzód. Wydaje się, że to całkiem obiecujący kierunek.
M. Kolenda, M. Fenc, S. Gdela, M. Antosiewicz, A. Stanisz, P. Rezanowicz, L. Baczyński, M.B. Łukasiewicz
Nowoświaty
red. Magdalena Świerczek-Gryboś
Wydawnictwo SQN 2021
Liczba stron: 206
Tekst powstał w ramach projektu LEM: REWIZYTA współfinansowanego ze środków Miasta Krakowa