Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Losers gonna lose („Chłopaki z baraków”)

Artykuły /

Chociaż od premiery Chłopaków z baraków mija dwadzieścia lat, jedna sprawa pozostaje niezmiennie aktualna. Wybitnie niedoskonały homo sapiens wciąż jest zaprogramowany na zwycięstwo, mimo że lwia część populacji przywita się z porażką więcej razy niż Robert Makłowicz z lampką wytrawnego wina.

Według badań „The Economist” ponad połowa amerykańskich milenialsów wierzy, że któregoś dnia dołączy do zaszczytnego grona milionerów. Tak po prostu. Na niebie wzejdzie słońce, szare chmury ustąpią, wiatr przestanie nękać szaleńczymi porywami. W ślad za sprzyjającą pogodą sprzyjać zacznie również los i jakoś się to ułoży. Co prawda w samym hrabstwie Los Angeles spodziewany przyrost osób bezdomnych w ciągu najbliższych czterech lat wynosi 86%, lecz kto by się tym przejmował? Bezsensowne marzycielstwo jest nieodłączną cechą człowieka, o czym swoimi kuriozalnymi decyzjami może poświadczyć pewna ekipa mieszkająca w kanadyjskich barakach.

Tak jak dla fana pierwszych sezonów South Parku absolutnym pewnikiem będzie śmierć Kenny’ego w każdym odcinku, tak żaden miłośnik Chłopaków… nie ma wątpliwości, że Ricky i Julian znowu trafią za kraty. Raz jeden, raz drugi. A czasem obaj naraz. Niekiedy wciągną przed oblicze systemowej niesprawiedliwości Bubblesa (zazwyczaj bogu ducha winnego), bo przecież raźniej będzie wspólnie znosić katusze. To przyjaźń na dobre i na złe, a raczej wyłącznie na złe. W przeciwieństwie do absurdalnego przekonania o tym, że tysięczna z kolei plantacja marihuany nie zostanie zdemaskowana, że dziesięciotysięczna kradzież na pewno umknie uwadze służb porządkowych, że stutysięczne z rzędu pobicie lub dewastacja mienia akurat teraz nie zostaną zgłoszone, statystyka trzyma się realiów. Amerykańskie więzienia już po roku ponownie przyjmą prawie połowę osób, które dopiero co wypuszczono. W Polsce ten współczynnik nie wygląda wiele lepiej.

Społeczny wydźwięk Chłopaków… to lodowaty prysznic na nasze przegrzane żądzą zwycięstwa głowy. Zasiadając do tego serialu, chcielibyśmy pocisnąć bekę z trójki doprawdy uroczych przegrywów, i przecież ciśniemy, ale mimowolnie wpadamy w pułapkę, w którą dawno temu zdążyli wpaść jego bohaterowie. Teoretycznie bowiem, tym, co przynosi nam radość, powinna być wygrana. Na loterii, w konkursie, w szkole, w robocie, gdziekolwiek. A pośród zardzewiałych baraków nasze odbiorcze szczęścia kumulują się wokół życiowych klęsk. Identyfikować się z klęskami chyba byśmy nie chcieli, ale – chcąc nie chcąc – nieustannie to robimy.

Jeden z najsłynniejszych polskojęzycznych memów dotyczących Chłopaków… to ten przedstawiający Ricky’ego, opatrzony podpisem: Nie powinienem tego robić, ale ch*j. Platon, Kartezjusz, Kant, Nietzche i wielu innych mogłoby zmartwychwstać, usiąść do filozoficznego stołu i długo, długo rozmyślać, ale z ich dumania nie wyniknęłoby zdanie lepiej definiujące jednostkę ludzką. Nie powinienem tego robić, ale ch*j może zwiastować niechybnie nadchodzące niepowodzenie, a zarazem potwierdzać, że chce się to niepowodzenie koniecznie „zrealizować”. Za to gdy relacjonujemy zdarzenia, które miały miejsce w przeszłości, formuła ta posiada funkcję wręcz magiczną, bo zwalnia nas od odpowiedzialności. Czujemy, że źle zrobiliśmy, ale w sumie to ch*j, nie stało się nic wielkiego.

Bez wątpienia Ricky mógłby być profesorem z dziedziny odpowiedzialności. Chlać można, jarać blanty można, wychowywać dziecko też można. Tylko wstawać wcześnie trzeba. Coś za coś.

Paradoksalnie to właśnie w zagadnieniu odpowiedzialności kryje się fenomen serialu. Presja zwycięstwa polega na strachu, że się przegra. Porażkę możemy odbierać osobiście, co przeważnie wynika z ingerencji osób trzecich – poczucie, że ktoś na nas liczy albo ktoś czegoś wprost wymaga, powoduje wzrost napięcia. Uświadamiamy sobie, że jesteśmy odpowiedzialni za swoje klęski i musimy ponieść ich konsekwencje. Delektując się kolejnymi odcinkami Chłopaków…, tej zasadzie jednak zaprzeczamy, ponieważ Ricky, Julian i Bubbles ciągle zawalają rzeczy, by potem wrócić na swoje, spaść na cztery łapy. Nie czują, że doświadczyli przegranej. Za chwilę znowu opracują „genialny” plan wydobycia się z nędzy i sytuacja zostanie unormowana. Na jakiś czas.

O ile barakowa rzeczywistość bywa niepomiernie elastyczna, o tyle nasze życie takie nie jest, z czego wypadałoby sobie zdać sprawę. Odpowiedzialnie.

Chłopaki… to także suma niezrealizowanych marzeń pazernie podsuwanych nam przez popkulturę. Praktycznie każdy bohater chciałby być kimś, kim nigdy nie będzie, ale my też kiedyś chcieliśmy być kimś, kim nie zostaliśmy. Dzielimy więc z postaciami porażkę innego typu – jest nią nadzieja, iż pewne popkulturowe wzorce można powielić całkowicie serio. 

Niezależnie od tego, jak długo Julian będzie trzymać szklaneczkę rumu z colą, ten mafijno-przywódczy i doprowadzony do granic komiczności atrybut nie zaprowadzi go ani do Marlona Brando, ani Roberta De Niro. Ricky może wpadać w furię, używać przemocy, wyzywać, terroryzować, poniżać, ale jego niekontrolowane napady agresji nie wzbudzą tragikomicznego przerażenia, które niegdyś wywoływał swoimi kreacjami Joe Pesci. Bubbles, chociaż strasznie tego pragnie, ze swoją twarzą nie zostanie gwiazdą rocka czy zawodowym wrestlerem. J-Roc, powtarzając bez przerwy słowa know wha’ I’m sayin’, nie powtórzy sukcesu Eminema, a Lahey, wlewając w siebie hektolitry alkoholu, nie odtworzy schematu Dude’a z Rio Bravo i nie przywróci porządku.

(Z nic nieznaczących ciekawostek: całe dzieciństwo powtarzałem podczas osiedlowych gierek, że jestem Davidem Beckhamem. Dzisiaj nie pogardziłbym rolą Sławka Peszki. Ups, za późno).

Powykrzywiany, nienormalny, patologiczny świat Chłopaków… wcale nie stanowi większej hiperboli niż wspomniane popkulturowe wzorce. Przeciwnie. Twórcy serialu podpowiadają nam coś wyjątkowo prawdziwego. Nawet na najniższym szczeblu społecznej hierarchii znajdzie się ktoś charyzmatyczny i władczy. Znajdzie się też osoba, która chciałaby za wszelką cenę zrobić perfekcyjny interes i taka, która w imię prawa ten interes postara się zniszczyć. Znajdą się i inne typy postaci z Chłopaków…, ich odpowiedników można by szukać wszędzie tam, gdzie są ludzie. Stadność nie znosi próżni. 

Porażki także nie.