Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Kult na swoim miejscu

Artykuły /

Wieść o koncercie grupy Kult na tegorocznym Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu wywołała konsternację nie tylko wśród części fanów zespołu. Zdziwieni byli również niezbyt uważni obserwatorzy polskiego rynku muzycznego, którzy Kazika wciąż postrzegają w kategoriach właściwych mu piętnaście, dwadzieścia lat temu. Nie jest już przecież Staszewski zbuntowanym poetą podziemia, można się nawet spierać, czy był nim kiedykolwiek. W normalnych warunkach występ takiej kapeli jak Kult w takim miejscu jak amfiteatr opolski nie byłby niczym niezwykłym. Biorąc pod uwagę poziom festiwalu w ostatniej dekadzie, można bez ogródek stwierdzić, że warunki istotnie są nienormalne. Ale nie znaczy to, że Kult poszedł drogą, której należy się wstydzić.

Nad samym koncertem nie ma co się pochylać. Nie było w nim nic odkrywczego dla kogokolwiek, kto zaliczył choć jeden „normalny” występ zespołu. Widz pobieżnie śledzący poprzednie edycje opolskiego festiwalu również nie mógł się czuć zaskoczony. W relacji telewizyjnej wszystko było na swoim miejscu: operatorzy i realizatorzy z ADHD sprawili, że ujęcia trwające dłużej niż trzy sekundy można było policzyć na palcach jednej głowy. Nie zmieniło zatem Opole Kultu, bo jeden godzinny występ nie może zostawić trwałego śladu na sprawnym mechanizmie, który funkcjonuje od trzech dekad. Nie zmienił również Kult Opola, bo zwyczajnie nie miał takich ambicji.

Znacznie ciekawsze wydają się kontrowersje – choć to i tak raczej zbyt mocne słowo – wokół samej obecności Kazika i spółki na festiwalu. Nie mam zamiaru w kontekście Opola posługiwać się cytatami wyśpiewywanych przez Staszewskiego piosenek o tym, że wszyscy artyści to prostytutki, zaś wiarygodny jest tylko artysta głodny. Są one tyleż wyświechtane przez publicystów i internautów, co niesprawiedliwe dla samych wykonawców. Oskarżając Kult o skok na opolską kasę, jego krytycy tylko potwierdzili widoczną od lat tendencję. U wielu odbiorców pokutuje mianowicie przekonanie, że jakakolwiek symbioza słów muzyka i komercja jest z gruntu podejrzana. Przymiotnik komercyjny jako określenie dla muzyki nabrał cech pejoratywnych, stał się wręcz obelgą. Trudno nam przyjąć do wiadomości, że granie w zespole rockowym to praca jak każda inna. Najchętniej wyobrażalibyśmy sobie każdego artystę jako niedogolonego, wychudzonego szaraka w wyciągniętym swetrze, który żyje za pożyczone. Problem w tym, że taka wizja jest równie uprawniona, co utożsamianie każdego Francuza z wąsatym, zajadającym bagietkę facetem w berecie.

Trudno mówić o tym, że Kult dokonał spektakularnej zdrady lub zaprzedał własne ideały. Nawiasem mówiąc, członkowie zespołu w pierwszej połowie lat 80. właśnie w takich kategoriach postrzegali nagrywanie i wydawanie płyt. Szczęśliwie wyrośli ze swoich uprzedzeń. Tym bardziej może dziwić fakt, że po trzydziestu latach ktoś czyni im zarzut z zagrania koncertu na ich własnych warunkach. Jednocześnie nikogo nie oburzają hurtowo dawane przez Kult występy na juwenaliach czy dniach miasta. Nikt nie zżyma się na fakt, że legenda rocka produkuje się na tle wielkich banerów z nazwami piwa, zaś sztukę poprzedzają podrygi lokalnego konferansjera, który rzuca w tłum koszulki na przemian z prezerwatywami i krzyczy, że już za chwilę Kazik.

Konsternacja wywołana przez opolski epizod Kultu może wynikać również z faktu, że Staszewski został nieco przez fanów zawłaszczony. Sam zainteresowany śpiewał o tym już w 2001 roku w piosence Forum Internetowe:

Czy takim mnie chcesz, jakim ja jestem sam?
Czy chcesz mnie takim, jakim ty byś chciał?
Czy takim mnie znasz, jakim ja siebie znam?
Czy znasz mnie takim, jakim ja bym chciał
Abyś mnie takim znał, abyś mnie takim miał
Abym na półce taki wśród twych rzeczy stał
Czy takim mnie chcesz? I co o mnie wiesz
By mieć mnie takim, jakim ty sam chcesz?

Najchętniej wyparlibyśmy ze świadomości wszelką pozasceniczną działalność Kazika. Nie powinien chodzić na wybory, ubierać się w markowe ciuchy ani pić coca-coli, ponieważ każdym takim zachowaniem może kogoś lub coś, nie daj Boże, uwiarygodnić. Jesteśmy świadomi, że Kult gra koncerty na światowym poziomie, ale jednocześnie wolimy, by były dostępne jedynie dla elitarnej garstki, której sami jesteśmy częścią. Trudno uwierzyć, że to podejście do artysty powszechnie rozpoznawalnego, sprzedającego dziesiątki tysięcy egzemplarzy płyt, a nie na przykład do Jędrzeja Kodymowskiego.

I tu dochodzimy do wniosku kluczowego. Kult wystąpił na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej, ponieważ sam jest bardzo ważną częścią historii polskiej piosenki. To prawda, że Opole w ostatnich latach jest synonimem złego smaku, jednak tylko występy takich grup jak Kult mogą choć w minimalnym stopniu sprawić, że festiwal będzie zasługiwał na swoją dumną nazwę. Lata, kiedy w Opolu nagradzano Ewę Demarczyk i Marka Grechutę, nie wrócą, jednak nie znaczy to, że należy o tych czasach zapominać. Każda okazja jest dobra, by dawać sygnał, że polska piosenka to nie tylko Sylwia Grzeszczak i Stachurski. Jestem pewien, że ci, którzy kojarzą Kazika przede wszystkim jako nieprzejednanego przeciwnika internetowego piractwa czy skracania piosenek w radiu, stanowili wśród widzów opolskiego koncertu mniejszość wobec tych, którzy Staszewskiego utożsamiają głównie ze skocznymi piosenkami o tym, że nie ma dzieci, a na głowie kwietny ma wianek. Nikt nie wypomina Niemenowi czy Ciechowskiemu występu w Szansie na sukces. Nikt dziś nie czyni Nalepie zarzutu, że melodię Kiedy byłem małym chłopcem pozwolił wykorzystać w reklamie maszynki do golenia. Tak samo po latach nikt nie będzie miał za złe Staszewskiemu koncertu w Opolu.

Jacek Skałecki

(ur. 1988) – urodził się i mieszka w Lublinie. Absolwent dziennikarstwa UMCS. Twórca "LUBcastu – podcastu o Lublinie".