Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Kto stoi za mięsnym jeżem?

Zaczęło się całkiem niewinnie.

A w każdym razie daleko, bo w dzisiejszym Tadżykistanie. Lata 60., Duszanbe, na świat przychodzi Okił Khamidow. Na główkę od razu wciśnięty ma czepek – jego tatuś bawi się w kino, a dokładniej jest szefem telewizji i wytwórni filmowej. Mały Okił szybko odczuwa powołanie i już jako sześcioletni brzdąc biega po planie jako statysta. Potem moskiewska uczelnia, kolejne filmy i pierwsze nagrody. Bracia też idą w ślady ojca – Olim zostaje scenarzystą, Tolib – reżyserem. W latach 90. wybucha otwarta wojna, a Okił wciąż biega, tym razem pod ostrzałem, bo przecież ktoś musi ją nakręcić. Wreszcie, jeszcze spocony, dociera do Polski. Chce trochę zarobić. Podobno zna wtedy jedno słowo – „dobrze”.  Mało adekwatne jak na faktyczny start, bo w kieszeniach i garnkach pusto, a Tadżyk nie ma czym opłacić czynszu. Właściwie mógłby wrócić, ale nie bardzo jest za co. Mamy rok 1994, za oknami radośnie kwitną wolność i kapitalizm. Wykształcony, zdolny filmowiec ze Wschodu głoduje, w przerwach nosi kable. Ma na koncie 14 filmów fabularnych, kilkadziesiąt dokumentów i spory potencjał, a co najważniejsze – przydatną umiejętność zaciskania zębów.

Mijają lata. Khamidow kręci się wokół studia ATM, wciąż czekając na cud. I kiedy tak mozolnie pnie się po chwiejnych szczebelkach kariery, nagle staje się światłość. Rok 1999, powstaje scenariusz do Świata według Kiepskich, a reżyserować nie ma komu. Do akcji wkracza on, właściwy człowiek na właściwym miejscu. Sukces, chwała, Telekamery. Polska ugina się pod ciężarem darów, a dostaje dokładnie to, czego pragnie. Mamy swojego Ala Bundy’ego, mamy jełopie!, mamy w mordę jeża. Dzierżymy pewnie w dłoniach własne krzywe zwierciadło, w którym możemy się przeglądać w leniwe popołudnia. A przy tym wszystkim serial naprawdę ma sens. Większa część widowni, ku zaskoczeniu samego Polsatu, to ludzie dobrze wykształceni. I chociaż rozrywka jest tu ważniejsza niż społeczna diagnoza, a z ekranu zalewa nas płynny absurd, to przecież rozpoznajemy w nim siebie. Że mamy słabość do swojskich nieudaczników, to widać już po Adasiu Miauczyńskim. Ale że aż taki dystans? Do własnego lenistwa, własnego zacofania? Nic to, kompleksy idą na bok, perlisty śmiech widzów zgrabnie splata się z rechotem Waldusia. I kiedy Ferdek z godnością Sarmaty sączy Mocny Full, a Paździoch uparcie ratuje dumę klasy pracującej (czasem tracąc twarz przy wspólnej toalecie na korytarzu), sam Khamidow kąpie się w blasku należnej mu chwały. Bo przecież nie próżnował. Zdążył podłapać polski, a oprócz pracy znalazł czas na wnikliwą obserwację, przy czym na patrzeniu nie skończył. Umiał wyciągnąć wnioski.

O Polakach wie więcej niż my sami, co udowodnił już przy okazji Kiepskich. Zanim odszedł z ATM-u, nakręcił jeszcze sporo kasowych produkcji. Statystyczny widz nie ma pojęcia, że za połową jego ulubionych programów stoi ten sam człowiek. Tymczasem Okił błyskawicznie wyczuwa wszystkie trendy. Moda na reality show? Proszę bardzo, robi Bar i Dwa światy. Cały kraj ogląda teleturnieje? No to jedziemy: Życiowa szansa, Awantura o kasę, Rosyjska ruletka i jeszcze Gra w ciemno. W każdym stały element, tak zwany pewniak, a w tej roli niezawodny Krzysztof Ibisz. Żeby sprawa była jasna – Fala zbrodni i Pierwsza miłość to ten sam reżyser. Facet ma nosa też w życiu prywatnym – kiedy znajduje kobietę, tydzień później jest już żonaty. I to żadne tam nieudane małżeństwo. Wciąż są razem.

Mogłoby się wydawać, że Tadżyk wyżej nie zajdzie, bo przecież muszą być jakieś granice. Albo że porzuci pracoholizm, przestanie tak biec i wreszcie chwilę odpocznie. Gdzie tam. Rzuca ATM i w 2008 roku zostaje szefem Tako Media. Dowodzi firmą wraz ze sprytną Holenderką, Tamarą Aagten-Margol (Polacy zawdzięczają jej Zerwane więzi). I cóż oni tam robią? Ano obserwują. Mają wyczucie, więc patrzą na prawo. Tam, za naszą zachodnią granicą, na niemieckim kanale RTL robią furorę programy typu docusoap. No więc bach, licencja, i w marcu 2010 na ekrany Polsatu trafia Dlaczego ja?. Khamidow zaciera ręce, bo wie, że stanie się to, co stać się musi – nastąpi kolejny cud.

Jasne, że to już było. Zaczęło się w latach 90. w Wielkiej Brytanii, a potem przeszło na inne kraje, w tym Polskę. Musiało dobrze zaskoczyć, wystarczyło poczekać na odpowiedni moment. Okił, jak na siebie, i tak zwlekał zbyt długo.  Nie wiedzieć czemu, widzowie kochają złe aktorstwo i udawaną prawdę – trudno inaczej wytłumaczyć sukces gatunku docu-crime (W11 i Detektywi). Zresztą, by nie szukać daleko – ludzie wierzą we wszystko, co puszczą w Rozmowach w toku, nie mówiąc już o zwykłych, w całości fikcyjnych serialach i filmach.

Z czym to się je? Docusoap z założenia łączy telenowelę z dokumentem – odbiorca ma odnieść wrażenie, że ogląda prawdziwe zdarzenia. Żeby było wiarygodnie, jest nawet ekipa telewizyjna. Scenografia może być czysto schematyczna, za to kamera ma nienaruszalne prawo i do trzęsienia, i do stania drętwo jak patyk. Trochę tu Big Brothera, a trochę scenariusza, chodzi głównie o emocje. Żaden odcinek nie obejdzie się bez krzyków, awantur i absurdalnych, pseudo-naturalnych dialogów. Każdy epizod opowiada nową historię z nowymi bohaterami – znika więc ewentualny problem, że widz mógłby się pogubić albo nie załapać fabuły. To nie ma być tasiemiec, kolejna Moda na sukces. Wszystko ma wyglądać tak, jak z życia wzięte.

 

 

Tako Media zaczyna praktycznie od zera. Sypią się ogłoszenia; kilka dni później jest już gotowa ekipa, złożona z ludzi prosto z ulicy. Na planie roi się od amatorów – obsiadają ważne stanowiska, wcielają się w aktorów, statystów. Rusza ogromna machina. Po dziś dzień na castingi we Wrocławiu przychodzą codziennie dziesiątki osób. Firma tworzy własną bazę; uwzględnia przy tym ludzi i obiekty, załatwiając problem obsady i scenografii. Mieszkania i korytarze wyglądają trochę jak z Kiepskich, więc jest w miarę swojsko. Sam Wrocław z powodzeniem udaje inne miasta, wystarczy zmienić rejestracje. Zdjęcia to kwestia trzech dni. Takie to proste, a tyle radości! A co dostaje widz? Prawdziwe problemy prostych ludzi. Scenariusz nie zamyka się tylko na małżeńskich zdradach i wyzyskach w pracy. Co to, to nie. Tym razem dokopiemy się znacznie głębiej, poznamy różnorodne historie. Na przykład Sandry (15 l.), która chciała zeszlifować sobie zęby w szpic. Albo Heleny (9 l.) – dziewczynka zjadła ciastko i bała się, że jej matka się dowie. Z kolei Marek (37 l.) uprawiał z żoną seks w lesie. No cóż, pogratulować.

 

Sukces nowego projektu Khamidowa przechodzi wszelkie oczekiwania. Oglądalność Polsatu wzrasta o 150%. Średnia widownia sięga 2 milionów, przy czym jesteśmy w popołudniowym paśmie, które z założenia jest martwą strefą. Khamidow umie liczyć. W 2011 roku do ramówki trafiają kolejne docusoapTrudne sprawy i najnowsze Pamiętniki z wakacji (swoją drogą w Niemczech funkcjonuje rozbrajający tytuł: X-Diaries – love, sun and fun). Pierwszy program w zasadzie niewiele się różni od poprzedniego, ale Pamiętniki to już spora innowacja. Rzecz dzieje się w egzotycznej Hiszpanii, gdzie Polacy masowo wyjeżdżają na wczasy. Co odcinek poznajemy nowe historie dwóch grup przyjaciół, a na Gran Canarię fatyguje się nawet sam Krzysztof Ibisz. Szybka analiza ostatnich statystyk nasuwa kolejne wnioski – prawie połowa odbiorców programów to mieszkańcy wsi, niemal 60% ma wykształcenie podstawowe. Przeważają kobiety i starsi widzowie. Polsat w zasadzie kasuje wszystkie stacje. Z Pamiętnikami wciąż wygrywa Jedynka, no ale ona puszcza Jaką to melodię, a umówmy się – w którym naprawdę polskim domu nie zgaduje się po nutce? TVN też widzi, co jest grane, więc w lutym rezygnuje z Anny Marii Wesołowskiej i wypuszcza Ukrytą prawdę. Spóźniony ruch przynosi zyski, ale nie przywraca satysfakcji z pierwszeństwa. Wpływy reklamowe z drugiego sezonu Pamiętników wynoszą 16,2 milionów nowych polskich złotych. Każdego popołudnia 20–30% wszystkich widzów rozsiada się na kanapie i ogląda paradokumenty Khamidowa. Nikt nie rozumie tego, co się dzieje. Serwisy internetowe pozostają bezradne, co widać po nagłówkach – „Żenada, ale każdy to ogląda!”, „Dlaczego ja? hitem. O co chodzi?”. Zresztą sam Internet też długo się nie oprze.

Najpierw wypływa Dariusz (39 l.). I to dosłownie, bo prosto z wanny, gdzie czeka na Karolinę (37 l.), którą to upatrzył był sobie na partnerkę do końca swych dni. Odcinek, w którym uparcie nachodzi obojętną na wszelkie zaloty kobietę, trafia do sieci i staje się hitem. Zgodnie z zasadą „tak głupie, że aż śmieszne” tysiące internautów rusza za Dariuszem i wraz z nim zanurza się w meandrach produkcji Tako Media. Co jakiś czas wyławiają tam memy. Te najnowsze wszyscy znają – szalona Beata (26 l.) odstawia dziki taniec na środku plaży, tymczasem Lucjan (54 l.) nieopatrznie myli bidet z muszlą klozetową. Rekordy popularności bije słynny mięsny jeż. Doczekał się 5,7 milionów odtworzeń w serwisie Youtube, przy czym liczba ciągle rośnie. Wirus został zaszczepiony, viral marketing pracuje jak trzeba, a gdzieś pod Wrocławiem reżyser z Tadżykistanu błogosławi polskie gusta.

Okił od 2006 roku cieszy się nowym obywatelstwem.  Wypuszcza kolejne produkcje, ostatnio uderzył też na Ukrainę. Nie kręci już ani ambitnych dokumentów, ani Kiepskich. Widocznie stwierdził, że da się tutaj zarobić mniejszym kosztem. Jego syn, Komil, ma głowę po tatusiu – reprezentuje Polskę w szachach. Jerzy Antczak napisał kiedyś, że Khamidow to współczesny Midas, bo czego się nie tknie, zamienia w złoto. Ja myślę, że znalazł widownię, której wszystko jedno.

 

Rozalia Knapik-Wojtaczka

(ur. 1991) – za dnia copywriterka, nocą doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ. Autorka monografii „Sztuczny Bóg. Wizerunki Technologicznej Osobliwości w (pop)kulturze”. Samozwańcza ambasadorka Radiohead; lubi rośliny, ładne rzeczy i wciągające historie. Chce kiedyś założyć podcast – ma już nawet mikrofon.