Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Kto się boi duchów z komputera? O kinie pulpitowym

Artykuły /

Czarodzieje od cyfrowych efektów specjalnych co roku oszałamiają nas kolejnymi cudami – a to niezwykle realistycznymi fantastycznymi bestiami, a to wskrzeszaniem dawno zmarłych aktorów. Warto jednak zwrócić uwagę także na to, jak nowe technologie zmieniają sposób opowiadania historii.

Computer screen films albo desktop films (co należałoby chyba przełożyć jako filmy monitorowe albo pulpitowe) to póki co podgatunek niszowy i raczkujący. Dotąd powstało zaledwie kilkanaście takich dzieł. Za dużą część tych produkcji odpowiada zresztą ten sam człowiek: rosyjsko-kazachski reżyser i producent filmowy Timur Biekmambietow. Pod względem fabularnym filmy monitorowe to na ogół dość typowe horrory lub thrillery, jednak nie o fabułę tu oczywiście chodzi – zarówno widzów, jak i twórców przyciąga do tego typu kina przede wszystkim jego strona formalna. Jeśli twórca chce nam pokazać twarze bohaterów, może to zrobić jedynie w formie obrazu z kamerki laptopa lub smartfona. Jeśli zamierza wprowadzić dialog, ma do dyspozycji tylko wideorozmowę albo czat przez komunikator. Jedyna muzyka to ta, którą bohater odtworzy z głośników. Tylko na zasadzie wyjątku można sięgnąć po element tradycyjnej kinematografii – ujęcie z profesjonalnej kamery, niediegetyczny dźwięk. Horror odświeżony za pomocą nowatorstwa formalnego budzi u wielu recenzentów skojarzenia z filmami found footage (wśród podobieństw wskazuje się choćby naturalistyczną grę aktorską czy filmowanie „z ręki”). Oba podgatunki czasem się zresztą krzyżują, jak w przypadku Megan is Missing (2011) czy Open Windows (2014).

Z found footage łączy filmy pulpitowe także stylizacja na amatorskie, autentyczne nagrania. Widz ma odnieść wrażenie, że faktycznie ogląda zapis czyjejś aktywności na komputerze czy smartfonie. W kinie na ogół pokazuje się korzystanie z komputera w umownym skrócie: oczy bohatera wpatrujące się w ekran, palce biegające po klawiaturze, zbliżenie na najważniejszą informację wyświetlaną na monitorze. Tymczasem w computer screen movies widzimy właściwie każde kliknięcie. Ten pozór autentyczności jest bardzo istotny, bo podobnie jak w przypadku found footage angażuje widza w opowiadaną historię. (Czasem aż zbyt skutecznie: od kilku tygodni po platformie TikTok krążą fragmenty filmu Megan is Missing, udostępniane przez młodych użytkowników w przekonaniu, że to nagrania z prawdziwej zbrodni). Łatwo ulec temu wrażeniu – bohaterowie używają tych samych programów co my, tak samo jak my biorą udział w wideokonferencjach, piszą z kilkoma osobami naraz, przeglądają profile znajomych w social mediach. Życie online staje się w filmach monitorowych głównym tematem. I to tematem bardzo na czasie, mimo że dotąd rzadko tak eksponowanym w kinie. 

Tak duże skupienie filmów monitorowych na realiach życia w sieci, atrakcyjne dla wielu współczesnych widzów, sprawia czasem, że dla kogoś, komu z komputerami, smartfonami i internetem jest nie po drodze, te dzieła mogą się okazać bardzo mało zrozumiałe. W gatunkach skupionych na technologii, takich jak technothriller, odbiorca otrzymuje zwykle dokładne wyjaśnienia, jak działają ważne dla fabuły urządzenia. Tymczasem w kinie pulpitowym nikt nie tłumaczy, jak działa wyciszanie się podczas wideorozmowy albo ustawienia prywatności Facebooka – filmowcy zakładają, że to dla widza oczywiste. W ramach eksperymentu myślowego spróbowałem obejrzeć Unfriended (2014) oczami mojej stroniącej od technologii ciotki. Myślę, że pogubiłaby się kompletnie przed upływem kwadransa, o ile wcześniej nie zasnęłaby z nudów.

Pomarańcze będą dojrzewać w Filadelfii – ostatni analogowi ludzie naszych czasów

Biorąc pod uwagę potencjał filmów pulpitowych, nieco zaskakujący jest fakt, że niemal wszystkie eksplorują zagrożenia związane z życiem online.  Nic przecież nie stoi na przeszkodzie, by kręcić więcej dziejących się na monitorze dzieł takich jak na przykład Face 2 Face (2016), a więc obyczajowych historii o dorastaniu z internetem i w internecie. Pierwszą z przyczyn, dla których dominują tu jednak horrory, jest powiązanie gatunku z nurtem found footage. Oba są chętnie wykorzystywane do straszenia widzów. Drugą – fakt, że sukces finansowy pierwszych kilku tego typu horrorów zachęcił i nadal zachęca innych twórców, w tym Timura Biekmambietowa, do powielania sprawdzonej formuły. Po trzecie wreszcie, kino monitorowe opowiada głównie o postaciach oddalonych od siebie fizycznie, co świetnie się nadaje do budowania napięcia: bohaterowie widzą się i słyszą, ale w razie ataku ze strony szalonego mordercy albo mściwego ducha, mogą tylko bezradnie patrzeć na ofiarę.

Pulpitowe horrory pozwalają twórcom na eksplorację obaw związanych z nowymi technologiami, ale z zupełnie innego punktu widzenia, niż miało to miejsce chociażby w Czarnym lustrze (2011–2019). Podczas gdy brytyjski serial skupiał się przede wszystkim na przerażających sytuacjach, do których rozwój technologii może doprowadzić w przyszłości, filmy monitorowe skupiają się na nieprzyjemnych skutkach korzystania z komputera, których już sami doświadczamy. Jeśli bowiem pominąć mniej realistyczne elementy zaczerpnięte z kina grozy (duchy, potwory), okazuje się, że w filmach pulpitowych lęk budzi to, czego wielu widzów doświadczyło na własnej skórze. Ściągnięcie zainfekowanego pliku, który atakuje nasz komputer. Anonimowe groźby w skrzynce odbiorczej. Publikacja kompromitujących materiałów na nasz temat w mediach społecznościowych. Nerwowe sprawdzanie, czy ktoś, o kogo się martwimy, odczytał wreszcie którąś z setek wiadomości. A także groza samego internetu, w którym mroczne i bulwersujące treści są zawsze na wyciągnięcie ręki –  także dla tych, którzy wcale ich nie szukali.

A jednak także obecność duchów nie jest przypadkowa. Widmo to zwykle echo bolesnego wydarzenia z przeszłości – zbrodni czy innej niesprawiedliwości, która nie daje o sobie zapomnieć. Nic dziwnego, że zjawy zadomowiły się także w internecie, w którym, jak nieraz z przerażeniem odkrywamy, wszystko zostaje na zawsze. Skasowane posty, których żałujemy, powracają jako screeny. Usunięte blogi, o których chcielibyśmy zapomnieć, odnajdują się po latach dzięki archiwizującym botom Google’a. Nagrania, których wolelibyśmy nie pokazywać nikomu, krążą w internecie ku uciesze tysięcy nieznajomych, postrzegających je jako ekscytujący kontent. Jak to trafnie ujęła jedna z bohaterek gry Life is Strange (2015): nic dziwnego, że nazwano to „siecią”; nie sposób się z niej wydostać. Trudno o lepsze siedlisko dla złowrogich widm, spragnionych zemsty za zbyt szybko zapomnianą krzywdę.

Diabeł tkwi w szczegółach („Diabeł: Inkarnacja”)

Jaka przyszłość czeka kino monitorowe? Trudno powiedzieć. Może się okazać, że – podobnie jak found footage – to tylko chwilowa moda, która wkrótce przeminie. Odnoszę również wrażenie, że computer screen movies bardzo szybko stracą na aktualności i przestaną być intuicyjnie zrozumiałe. Czy film o grozie Facebooka albo Messengera ma szansę trafić do ludzi, którzy te aplikacje będą znali głównie z opowieści dziadków? Czy nasi potomkowie, komunikujący się online za pomocą cybertransferów 7D, będą patrzeć na czat tekstowy tak, jak my patrzymy na pisanie telegramów? Już w przypadku Unfriended: Dark Web pojawiły się głosy krytykujące decyzję twórców, żeby bohaterowie używali Skype’a w 2018 roku, kiedy – zdaniem krytyków – królowały już raczej programy takie jak Discord czy Zoom. (Kolejny przykład – jako stary człowiek napisałem „programy”, a dziś przecież mówi się „apki”). Nawet jeśli filmy pulpitowe pozostaną zrozumiałe, przestaną opowiadać o ważnej części codzienności. Staną się czymś, co na TvTropes określono mianem unintentional period pieces: dziełami, których niedzisiejszość aż bije po oczach.

Mam jedynie nadzieję, że filmy monitorowe zdążą wykorzystać swój potencjał, zanim odejdą w niepamięć. Specyfika tego kina daje filmowcom sporo nowych, ciekawych możliwości – można choćby łatwo ukazać dwulicowość bohatera, który np. wyznając partnerce miłość na czacie, jednocześnie przegląda zdjęcia innej kobiety. Można również decydować, jak często widz zobaczy ludzkie twarze i jak dobrze będą one widoczne – dobrze wykorzystuje to np. horror Unfriended: Dark Web (2018), gdzie pokazywani głównie w niewielkich okienkach bohaterowie wydają się przez to jeszcze bardziej bezsilni wobec złowrogich hakerów. Te przykłady sugerują w moim odczuciu, że za pomocą narzędzi kina monitorowego można byłoby szczególnie ciekawie opowiadać historie np. o rozbieżności między prawdziwym życiem a wizerunkiem budowanym online. A to tylko jeden przykład – liczę na inwencję scenarzystów i reżyserów.

Horror jak życie (W. Gunia „Powrót”)

Możliwe zresztą, że przyszłość opowiadania historii za pomocą obrazu z monitora czy smartfona leży w zupełnie innym medium. W tym samym czasie, gdy popularność zdobywały filmy pulpitowe, po te same narzędzia i tematy sięgnęli bowiem twórcy gier komputerowych. W trzymającej w napięciu serii Welcome to the Game (2016–2018) gracz przegląda podejrzane strony internetowe na wirtualnym ekranie komputera, co powoduje, że w „prawdziwym świecie” gry zaczyna na niego polować tajemnicza organizacja. Z kolei detektywistyczno-horrorowe gry takie jak Sara Is Missing (2016), SIMULACRA (2017) i SIMULACRA 2 (2020) wykorzystują motyw znany jako found phone: gracz bada znaleziony telefon komórkowy, próbując ustalić, co się stało z jego właścicielem. Aż chciałoby się, żeby te tytuły były grami na smartfona – przeglądanie zawartości komórki na komputerze wywołuje podobny zgrzyt jak film monitorowy oglądany w kinie. Skoro już ma być immersja, to niech będzie pełna.

Dlatego, jeśli już oglądać kino pulpitowe, to właśnie teraz, kiedy jest na czasie – i koniecznie na laptopie. Lepszego roku niż 2020 na filmy o siedzeniu przed komputerem raczej nie będzie, z czym zresztą wydają się zgadzać filmowcy. To właśnie w czasie pandemii wyszły aż trzy dzieła tego gatunku: Host, C U Soon oraz Spree, z których pierwszy opowiada nawet o grupie ludzi uwięzionej w domach przez koronawirusa. To się dopiero nazywa trzymanie ręki na pulsie kultury.

Przemysław Zańko

(ur. 1989) – chłop z Mazur, obecnie inteligent w Warszawie. Publikuje opowiadania, recenzuje, bloguje. Interesuje się science fiction, nauką, grami, dziwnymi książkami i zdrowiem psychicznym. Skończył z polonistyką. Strona autorska: www.zanko.pl