Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Kto potrzebuje targów sztuki?

Artykuły /

Wiedeń, linia U2, stacja Aspern Nord. Po wyjściu z metra mam przed oczami puste pole na obrzeżach miasta. Na horyzoncie widać pietrzące się bloki mieszkalne i żurawie. To Seestadt, nowa dzielnica Wiednia, budowana od zera. To tu lokowane są obecnie główne ambicje wiedeńskich urzędników i gros finansów publicznych. W bezmiarze tej niewykorzystanej jeszcze ziemi stoi niewielki drewniany budynek. Garaż dla kilku samochodów? Kaplica? Stary barak? Nie, to galeria. A dokładnie galeria-projekt, galeria asystemowa – notgalerie, dzieło  Reinholda Zissera i Christopha Schwarza.

notgalerie, miejsce, stworzone z budynku dawnego kościoła, jest jednocześnie galerią (przestrzenią wystawienniczą), instalacją (jako obiekt postpamięci) i inicjatywą aktywizującą lokalną społeczność (pokazywano tu mecze podczas Mundialu 2018) oraz środowiska twórcze (planowane rezydencje artystyczne). A co za tym idzie: hybrydą rozmaitych sposobów funkcjonowania na rynku sztuki. A ten, choć wyraźnie ustrukturyzowany, podlega coraz częstszym modyfikacjom.

Wspomniany Wiedeń jest przypadkiem specyficznym. To miasto o wysokim nasyceniu sztuką i artystami, przy jednocześnie nieproporcjonalnie niedużym rynku zbytu. Każdy austriacki artysta wie, że musi trafić do Wiednia. Stąd jednak jak najszybciej powinien wyemigrować do Berlina czy Londynu, bo – po pierwszym zachłyśnięciu się chwałą miasta – okazuje się, że jest tu ciasno i duszno… To paradoks, bo stolica Austrii jest miastem o niemal wzorcowo ustrukturyzowanej scenie sztuki, z wyraźnym podziałem na instytucje dominujące (Kunsthistorisches, Mumok, Leopold, Albertina), średnie (Fotogalerie, MUSA, Kunstforum, das Weisse Haus) i drobnicę: Kunsttankestelle, Zentrale, wspomniane już notgalerie, Tonspur Passage (mikromuzeum). Wokół tych struktur rozrastają się galerie prywatne (Nitsch Foundation, Christine König Gallery, Mario Mauroner Contemporary Art czy Galerie Elisabeth&Klaus Thoman), a opiekę nad całością sprawują urzędnicy.

Ten system, w każdym mieście wyjątkowy, choć oparty na analogicznych kategoriach, współtworzą też art eventy, czyli wernisaże, festiwale, przeglądy weekendowe i targi. Z finansowego punktu widzenia te ostatnie są najważniejsze. ARCOmadrid, Art Basel, TEFAF (Maastricht), FIAC (Paryż) czy Vienna Contemporary to jedne z największych europejskich imprez wypełniających bardzo szczelnie kalendarz konsumenta sztuki.

Targi organizują rytm życia z precyzją typową dla instytucji handlowych. Od kupowania chleba nie ma odpoczynku, podobnie jak nie ma odpoczynku od kupowania sztuki. Rynek kręci się cały czas, a wydarzenia podobne do wymienionych wyżej, odbywające się co roku na całym świecie, należy liczyć w dziesiątkach. W ten sposób tworzy się zjawisko turystyki sztuki, dotykającej nie tylko milionerów poruszających się pomiędzy targami, ale i dziennikarzy, aspirujących galerzystów czy wreszcie – widzów. Podstawą funkcjonowania w art worldzie jest bywanie, na targach nie wypada więc nie bywać. O swoistej paranoi może świadczyć też fakt, że aby dostać się na Art Basel nie wystarczy już zapłacić – trzeba też przejść pozytywnie proces rekrutacyjny. Jak jednak działa komisja weryfikująca portfolio? Sprawdza, czy oferta przystaje do brandingu Art Basel? Czy instytucje, które kiepsko sprzedają, mają jakiekolwiek szanse?

Klasyczny targowy modus operandi kontynuują odbywające się od 2015 roku targi Vienna Contemporary. Realizowane konsekwentnie w czwartym tygodniu września w postindustrialnej przestrzeni Marx Halle goszczą zazwyczaj ponad 100 wystawców (w 2018 roku było to 118 galerii z 27 krajów). W centralnej części znajduje się część barowa sąsiadująca z podestem dla performerów pojawiających się „na scenie” kilka razy każdego dnia.  Z kolei Berlin Art Week to typowy twór wirtualny i kolektywny – to marka, pod auspicjami której realizuje się wiele projektów. Jest wśród nich zarówno duża prezentacja Agnieszki Polskiej (Demon’s Brain w Hamburger Banhof), wystawa targowa art berlin (na terenie dawnego lotniska Tempelhof), jak i niezależne wernisaże w małych galeriach. Jak stwierdza Timo Weisberg z biura prasowego: Nie mamy dyrektora artystycznego, Berlin Art Week to marka-parasol o wspólnym marketingu łączącym różne wydarzenia.

Jeszcze innym zjawiskiem jest Parallel Vienna, czyli targi niezależne odbywające się równocześnie z Vienna  Contemporary. Parallel to zdarzenie lokujące się gdzieś na pograniczu festiwalu, targów i wielkiej instalacji site specific (impreza każdorazowo odbywa się gdzie indziej, zazwyczaj w przestrzeni niechcianej lub niewykorzystywanej chwilowo przez miasto Wiedeń). Tegoroczna miała miejsce w dawnym budynku Bank Austria niedaleko Prateru. Przestrzeń tworzyły więc biurowe korytarze, niewielkie, korporacyjne open spaces i małe gabinety, a sztuka dosłownie wylewała się z każdego pomieszczenia kilkupiętrowego budynku z niedziałającą windą.

Jak mówi Antje Prisker, kuratorka i współorganizatorka Parallel: Przychodzą do nas ci sami ludzie, którzy goszczą na Vienna Contemporary, ale grupa jest szersza ze względu na łatwiejszy i tańszy dostęp. Jesteśmy otwarci na mniej mainstreamowe galerie i artystów. I tak na Parallel Vienna, poza standardową formą wstępu dla galerii, jaką jest uiszczenie opłaty rezerwującej miejsce, funkcjonują dodatkowe, bardziej demokratyczne (czyt. tańsze) „pakiety” dla artystów niezależnych, grup niezinstytucjonalizowanych lub kolektywów artystycznych.

Trudno wyobrazić sobie artystyczną rzeczywistość bez targów, które do hermetycznego rynku galerii i licytacji dzieł sztuki wprowadzają odrobinę blichtru, czerwonego dywanu i ekscytacji. Są jednak raczej wydarzeniem towarzysko-turystycznym i biznesowym niż tyglem doświadczeń twórczych. Chloe Stead, dziennikarka i freelancerka, podczas jednej z dyskusji na tegorocznym Vienna Contemporary, mówiła: Wszyscy – artyści, dziennikarze, wydawcy, pisarze, galerzyści, kuratorzy i organizatorzy imprez, działamy w ramach jednego, wspólnego sensu, jakim jest rozwijanie dyskursu wokół sztuki. A tego dyskursu nie da się wytworzyć i wzmacniać samą sztuką, choćby najlepszą. Potrzeba kanałów komunikacji między zamkniętym światem galerii, kolekcjonerów i artystów, tak aby sztuka jako produkt oraz pasjonat jako jej konsument nie byli w tym systemie zupełnie bezbronni.