Królowa komedii (Harley Quinn i „Joker: Folie à deux”)
Wydanie
9/2024Od pupilki Jokera oraz fetyszyzowanej manic pixie dream girl do pełnoprawnej (anty)bohaterki żyjącej po swojemu i na swoim. Emancypacja Harley Quinn jest jedną z najciekawszych w historii popkultury. Czy Todd Philips w Jokerze: Folie à deux udźwignął ciężar postaci?
Don Kichoci od walki z wokizmem na jej widok dostają białej gorączki. Na ich nieszczęście bez względu na to, ile energii włożą w swoje bzdurne tyrady, nie zmienią tego, że najpopularniejszą superbohaterką na świecie jest aktualnie queerowa Żydówka z Brooklynu. Harley Quinn, bo o niej mowa, przeszła drogę do piekła i z powrotem. Zadebiutowała jako postać na pohybel seksistowskim standardom branży komiksowej; przetrwała okres uprzedmiotowienia i seksualizacji; w końcu wskutek zwiększenia widoczności kobiet w kinie superbohaterskim oraz eksplozji ruchu #metoo uwolniła się spod jarzma przemocowego chłopa i zapracowała na miano ikony feminizmu. To nie zadzierająca nosa Wonder Woman, tylko poczciwa świruska ze słabością do wisielczego humoru. Nie jest idealna, a raczej poraniona, cierpiąca na szereg zaburzeń psychicznych. Wciąż pracując nad sobą, stała się wzorem dla czytelniczek (i czytelników). Na przestrzeni lat łotrzyca doczekała się wielu popkulturowych wcieleń, zarówno tych uwłaczających, jak i emancypacyjnych. Historia Harley Quinn to historia superbohaterskiej fikcji w pigułce.
Narodziny gwiazdy
Harley wśród bohaterów i łotrów DC Comics przypomina nastolatkę zagubioną na potańcówce dla seniorów. O ile osiemdziesięciopięcioletni Batman śni o endoprotezach, o tyle entuzjastka zabójczych żartów dopiero dojrzewa do swojej roli. Protegowana Jokera zadebiutowała w 1992 roku. Nie dajcie się zwieść efektowi Mandeli – po raz pierwszy pojawiła się nie na kartach komiksu, ale w telewizji. Kiedy kultowy serial Batman wciąż znajdował się w powijakach, początkujący scenarzysta Paul Dini wpadł na pomysł, aby zdominowany przez mężczyzn gabinet osobliwości z Gotham nieco urozmaicić. Mając z tyłu głowy występ swojej ucharakteryzowanej na klauna kumpeli w operze mydlanej Dni naszego życia, stworzył szkic błazeńskiej pomocnicy Księcia Zbrodni. Pomysł spodobał się producentowi serialu Bruce’owi Timmowi, który zaprojektował charakterystyczny kostium postaci, tymczasem wspomniana kumpela, Arleen Sorkin, użyczyła jej głosu. Odcinek Nie odmawia się Jokerowi okazał się sukcesem. Z kolei Harley natychmiast stała się ulubienicą fanów i, co ważniejsze, fanek.
Diabelnie zabawna i niebezpieczna błaźnica pomyślana została jako gwiazda jednego odcinka, lecz jej popularność skłoniła Diniego i Timma do dalszych prac nad postacią. W późniejszych epizodach twórcy pogłębili jej charakterologiczny rys oraz zdefiniowali nieoczywistą relację z Jokerem. Przełom przyniosła opublikowana w komiksowym spin-offie serialu historia Szalona miłość. To w niej przybliżono życiorys dr Harleen Quinzel – psychiatrki próbującej zbadać (i przekuć w pop-psychologiczny bestseller) przypadek arcywroga Batmana. Dyletantka, która dyplom zdobyła drogą łóżkową (fakt, który później poddano retconowi), padła pastwą manipulatora, który z łatwością uczynił z niej swą służkę. Harley jest w morderczym klaunie zakochana na zabój, lecz on bynajmniej nie odwzajemnia jej uczucia. Dość powiedzieć, że porównuje ją do posłusznego psa, który w razie potrzeby zaaportuje batarang. Historia Quinn i Jokera nie jest wyłącznie opowieścią o nieszczęśliwej miłości; to przede wszystkim przykład jednego z najbardziej przemocowych związków, jakie zrodziła popkultura spod znaku peleryn i rajtuzów.
Książę Zbrodni stale grozi swojej pomagierce, lecz rzadko poprzestaje na słowach. Na przestrzeni lat Harley wielokrotnie była ofiarą przemocy fizycznej: policzkowana, odurzana, postrzelana. W finale Szalonej miłości Joker – zazdrosny o zaradność arlekinki w walce z Batmanem – wypycha ją przez okno wieżowca. Leżąc we krwi, przyznaje, jak na ofiarę gaslightingu przystało, że to jej wina, ponieważ „nie zrozumiała żartu”. Quinn nie da się jednak sprowadzić to przedmiotu pornografii przemocy. Od końca lat 90. powracającym motywem w komiksach DC jest próba uwolnienia niegdysiejszej psychiatrki z wyniszczającego związku. Dla przykładu, w miesięczniku „Harley Quinn” odcięła się od psychopatycznego błazna, gdy ten postrzelił jej przyjaciółkę (just gals being pals) Poison Ivy. Mimo bycia przestępczynią przejawiała oznaki dobrotliwości i chęci pracy nad sobą – w ostatnim numerze z własnej woli poddała się hospitalizacji psychiatrycznej. Równie ciekawa była seria Gotham City Sirens, w której łotrzyca zamieszkała wspólnie z Catwoman i Ivy, tworząc swoją własną siostrzeńską sieć wsparcia. To w tym periodyku Harley poprzysięgła zemstę na Jokerze za lata zdrad, poniżania i przemocy. Niestety, jak to w wypadku tej dwójki bywa, wystarczyło lakoniczne tęskniłem za tobą, aby Quinn zapomniała o dekadach cierpienia i rzuciła się w ramiona oprawcy.
Drop it like it’s hot
W latach 90. kobiety w komiksach nie miały łatwo. Nie dość, że większość tytułów nie przeszłaby testu Bechdel, to jeszcze większoć bohaterek paradowała w półnegliżu – przykładowo: Witchblade, Lady Death, Avengelyne. Harley Quinn ze względu na telewizyjną proweniencję – Batman był przeznaczony dla młodego widza – udało się uniknąć koszmaru uprzedmiotowienia. Co więcej, w Nie odmawia się Jokerowi Dini i Timm otwarcie szydzili z „męskiego spojrzenia”. W odcinku pojawia się scena, w której detektyw Harvey Bullock pyta przebraną za policjantkę Harley: lalka, odczytasz mi moje prawa?. Łotrzyca odpowiada dumnie, że ma prawo zachować milczenie, po czym bezpardonowo uderza go tonfą w piszczel. Na tle hasających w bieliźnie rówieśniczek Harley wydawała się postacią osobną. Kultowy kostium błaźnicy odbiegał od ówczesnych standardów: jednoczęściowy czarno-czerwony kombinezon zakrywał całe ciało, z kolei spod groteskowo dużej czapki z dwoma rogami i dzwoneczkami nie wystawał nawet kosmyk włosów. Quinn wyglądała po prostu zabawnie, przez co trudno było ją wtłoczyć w rolę typowej laleczki.
Po kilkunastu latach od debiutu pomocnica Jokera straciła na relewantności. Co prawda wciąż była ważną częścią komiksowego zakątka DC, lecz trudno było mówić o niej jako osobnej marce. Letarg przerwał dopiero oszałamiający sukces gry Batman: Arkham Asylum. Brutalna, bezkompromisowa i prowokująca produkcja studia Rocksteady stała na antypodach kampowego serialu z Adamem Westem. Występująca w niej Harley Quinn w niczym nie przypominała kreskówkowego pierwowzoru. Ubrana w sięgające ud muszkieterki, ledwo przysłaniający biust gorset oraz strzępy poplamionego krwią pielęgniarskiego fartucha, bez czapki, za to z włosami związanymi w kucyki wyglądała jak domina. To ponury żart, choć prawdziwy: postać, która powstała na przekór „męskiemu spojrzeniu” największą popularność zyskała, gdy stała się jego ofiarą. Fetyszystyczny obraz Harley Quinn znalazł odzwierciedlenie w innych mediach. W komiksie Suicide Squad Adama Glassa ekspsychiatrka z uśmiechem na ustach i wdzianku kusym jak bielizna erotyczna morduje każdego nieszczęśnika, który nadepnie jej na odcisk (istna fantazja widzów mylących Comixology z Pornhubem). Na nieszczęście miłośniczek błaźnicy z Gotham, to właśnie tę wersję postaci postanowił przełożyć na ekran David Ayer.
Chcę oglądać twoje nogi (nogi, nogi, nogi)
Pamiętacie, jak Lindsay Lohan we Wrednych dziewczynach nazywa Halloween jedyną okazją w roku, kiedy dziewczyna może przebrać się za totalną zdzirę i żadna inna laska nie ma prawa ją za to obgadać? Właśnie dlatego w 2016 roku, kilka miesięcy po premierze Legionu samobójców, pierwsze miejsce wśród najpopularniejszych kostiumów halloweenowych należało do skąpych majtek Harley Quinn (raport Google 2016 Frightgeist). Do nich wystarczyło dorzucić obcisły tank top z napisem Daddy’s Lil Monster, związać włosy w dwa kolorowe kucyki, a z szafy wyciągnąć zakurzony kij baseballowy i voilà – niebezpieczna niunia, jak się patrzy! Seksualizacja łotrzycy w filmie Ayera uwidocznia się nie tylko w kostiumie, ale także w uprzedmiotawiającym ją oku kamery. Można wręcz rzec, że scena, w której Harley przebiera się w kuse gatki w obecności mierzących ją wzrokiem agentek i agentów rządowych, przeszła już do historii kina superbohaterskiego. Fragmentaryczne zbliżenie na nogi, powolna panorama wzdłuż ciała, a także celowe wstrzymanie akcji na rzecz kobiety-widowiska dają nam podręcznikowy przykład filmowego męskiego spojrzenia. Quinn jako bierny przedmiot pożądania ma dostarczyć widzom satysfakcji i wizualnej przyjemności. Niczego więcej.
To, jak twórcy filmu traktują postać Harley, dobrze oddają słowa jednego ze strażników w Arkham: ładniutka i do tego wariatka. Quinn, jak egzotyczne zwierzę na uwięzi, żyje pokornie w swojej małej klatce, kokietując otaczających ją wartowników szalonym uśmieszkiem, cyrkowymi akrobacjami oraz lizaniem krat (sic!). Tytułowa drużyna rekrutuje ją do roli cieszącej oko maskotki, potrafiącej w razie potrzeby odsłonić światu swoje drapieżne oblicze – najpierw zamruczy zalotnie w stronę wroga, by później wybić mu kolana kijem baseballowym. Antybohaterka rzadko słucha się jednak poleceń agentki Waller, gdyż tylko Jokerowi – de facto sprawcy jej szaleństwa – udało się zamienić tę dziką bestyjkę w potulnego pieska. W jednej ze scen naczelny klaun Gotham przywołuje ją nawet gwizdnięciem, by z lekkim sercem zaoferować jej wdzięki jednemu z mafiosów. Na szczęście, gdy Książę Zbrodni znika z horyzontu, arlekinka odzyskuje rozum, a przynajmniej to, co z niego zostało. To właśnie dzięki jej odwadze i przebiegłości zgraja antybohaterów pokonuje złą do szpiku kości Enchantress. Niestety, zamiast pozwolić widzom oraz Quinn cieszyć się z własnej sprawczości, odpowiedzialny zarówno za reżyserię, jak i scenariusz David Ayer ponownie robi z niej damę w opałach, a z Jokera – księcia na białym koniu ratującego ją z zimnej celi.
Śmierć jokerom
Na krótko przed tym, jak Ayer rozpoczął pracę nad scenariuszem Legionu samobójców, komiksowa Harley przeszła niemałą metamorfozę. Seksistowska wersja Adama Glassa, z której filmowiec najprawdopodobniej czerpał inspiracje, odeszła do lamusa. Misji przywrócenia dobrego imienia postaci podjęli się starzy wyjadacze Amanda Conner i Jimmy Palmiotti. W nowej odsłonie miesięcznika „Harley Quinn” status quo tytułowej bohaterki zostało wywrócone na nice. Porzucona przez Jokera błaźnica wyniosła się z zaszczanego Gotham i przeprowadziła do mekki oryginałów i ekscentryków – Coney Island. Jej nowym domem stała się otrzymana w spadku po niegdysiejszym pacjencie czynszówka, w której znalazło się miejsce zarówno na gabinet osobliwości, jak i muzeum figur woskowych poświęcone seryjnym mordercom. Z dziwacznymi, będącymi w większości na bakier z prawem lokatorami Harley stworzyła swoją wymarzoną rodzinę. Porzuciła również przestępcze życie i oddała się pomocy lokalnej społeczności – w sposób zinstytucjonalizowany (błaźnica rozpoczęła pracę jako terapeutka w ośrodku mieszkalno-opiekuńczym) oraz oddolny (jeżeli ktoś na ośce uprzykrza się mieszkańcom, Harley chętnie go wyjaśni).
Legion samobójców był tandetną konfekcją. Przez krytyków został zmiażdżony, ale finansowo zwrócił się z nawiązką. Należy jednak przyznać, że to dzięki Ayerowi oraz brawurowej Margot Robbie Harley Quinn stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych komiksowych heroin, co przełożyło się na liczbę firmowanych jej nazwiskiem tekstów. Na fali popularności postaci w 2019 roku powstał między innymi komediowy serial animowany Harley Quinn. Twórcy nie tylko kontynuowali w nim emancypacyjną strategię poprzedniczek i poprzedników, lecz także udobitnili to, co dotychczas pozostawało w sferze domysłów i fanowskich interpretacji – queerowość Quinn. Uczucie łączące alabastrową świruskę z Poison Ivy zostało w końcu włączone do kanonu, przestając być jedynie obiektem queercodingu. Mimo że wyoutowanej Harleen wciąż zdarza się padać pastwą męskiego spojrzenia, to nie sposób nazwać jej uosobieniem fetyszystycznych fantazji. To w końcu superbohaterka czystej wody – potykająca się, jak każdy z nas, lecz szlachetna, jak mało kto.
Kill‘em with boldness
Informacji o pojawieniu się byłego Księcia Zbrodni w adaptacji przygód Ptaków Nocy towarzyszył uzasadniony sceptycyzm. Z jednej strony fani postaci pragnęli powrotu Margot Robbie jak kania dżdżu, z drugiej – tylko osoby pijane albo niespełna rozumu mogłyby chcieć powtórki z Ayera. Na szczęście Cathy Yan postanowiła odciąć się od poprzednika, aby pójść drogą Conner i Palmiottiego. Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn) (2020) nie okazały się boxoffice’owym hitem, ale przynajmniej pozwoliły filmowej Harley w pełni rozwinąć skrzydła i w końcu uwolnić się od toksycznego chłopaka. Zgoda – nie zrywa z nim z własnej woli, ale chociaż przyznaje się do tego bez bicia (tego w filmie jest akurat całkiem sporo). Reżyserka zdejmuje z Quinn łatkę ofiary, oddając jej władzę nad narracją – ta staje się równie chaotyczna i szalona, co sama błaźnica z Gotham. Film, choć nieraz potyka się o swoje popfeministyczne przesłanie w stylu „kobiety zawsze muszą liczyć na siebie”, nadal stanowi pełnokrwistą, przyozdobioną brokatem i czerwoną szminką narrację, na którą Harley w pełni sobie zasłużyła. Już na samym początku Ptaków Nocy heroina korzysta z danego jej przywileju, pokazując światu własną perspektywę: Za każdym wielkim mężczyzną, stoi zajebista laska. Tą laską byłam ja – mózgiem części najlepszych operacji Jokera.
W owo wyznanie nikt niestety w Gotham nie wierzy. Harley najpierw słyszy od koleżanek, że nie potrafi być niezależna, a później największy zbir w mieście mówi jej, że Arlekin jest nikim bez swojego pana. Ekspsychiatrka udowadnia jednak wszystkim, że się mylą. Przywdziewa swoje ulubione ciuszki (o dziwo nie są to już ledwo zasłaniające pośladki gatki, ani obcisły t-shirt), do ręki bierze granatnik M79 naładowany pociskami z farby i konfetti, a w emancypacyjnym finale obcasy wymienia na rolki, by tanecznym krokiem skopać tyłki hordzie rozwścieczonych gangsterów. Po drodze przetrąca jednemu kolano, gdy ten ośmiela się ją nazwać głupią. Mam doktorat, skurwysynie – nasza bohaterka puentuje z dumą. To wszystko Cathy Yan funduje nam w siostrzeńskim duchu girl power – do niedawna obce sobie ptaszyny nocy jednoczą się w walce przeciwko złym mężczyznom, a Quinn budzi w sobie instynkt macierzyński, biorąc pod skrzydła zadziorną nastolatkę Cassandrę. Nazwijcie mnie mięczakiem, no dalej – rzuca nam na dokładkę Harley, nie wstydząc się swojego wrażliwego oblicza.
James Gunn, reaktywując w 2021 roku drużynę złoczyńców, podąża za kobiecą perspektywą Yan, unikając upupiania i seksualizowania Harley, jak robił to Ayer. Z początku Gunn utrzymuje widzów w przeświadczeniu, że Quinn będzie pełnić w filmie jedynie marginalną rolę, jako obiekt westchnień przystojnego antagonisty. Gdy bohaterka słyszy od dyktatora Corto Maltese, że byłaby idealną żoną, bo symbolizuje antyamerykański zapał, zauroczona Harley szybko schodzi na ziemię, nie chcąc ponownie uzależniać się od żadnego faceta. Reżyser subwersywnym gestem odwraca motyw damy w opałach – łotrzyca ubiega legion samobójców, samodzielnie wyrywając się z rąk despoty i jego ochroniarzy. Wzruszona dobrymi chęciami Bloodsporta oraz pułkownika Flaga, proponuje im nawet, że da się ponownie złapać wrogom, tylko po to, by jej koledzy mogli poczuć się rycerzami w lśniącej zbroi.
Odwrócenie ról
Todd Phillips zrywa z wizerunkiem przebojowej tricksterki – Harley w Jokerze: Folie à deux to przebiegła dr Quinzel, którą przede wszystkim rajcuje krzywe wnętrze uwięzionego w Arkham Jokera. Reżyser funduje nam rewers historii z Szalonej miłości – tym razem to Quinn, niczym femme fatale, uwodzi Księcia Gotham, sprzedając mu wzruszającą historyjkę na temat swojego trudnego dzieciństwa i piromańskich zapędów. Poraniony błazen połyka haczyk, momentalnie obdarzając Harleen sympatią. For once in my life I have someone who needs me – śpiewa wzruszony Arthur Fleck w jednej ze scen. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że stał się ofiarą żądnej głów modliszki, dla której liczy się tylko… No właśnie, co? Sława, bogactwo, przełomowe odkrycie z dziedziny psychiatrii? Phillips z jednej strony odświeża postać Quinn, z drugiej – uwstecznia ją, zapominając nadać bohaterce wyrazistych motywów działania oraz pogłębionej psychologii. Przez większość czasu widz odnosi bowiem wrażenie, że kobieta jest tylko barwnym wytworem chorej wyobraźni Flecka, owocem zlęknionego, ale wciąż męskiego spojrzenia.
Spuszczając zasłonę milczenia na dokonania Glassa, Ayera i Phillipsa – emancypację Harley Quinn w rzeczy samej można uznać dziś za fantastyczną. O komediantce z Gotham wiele można powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest popkulturową Mary Sue – heroiną wyidealizowaną, sztuczną i pustą w środku. Doświadczona przez życie Quinn wciąż zmaga się z osobowością zależną – bije się z demonami przeszłości, leczy traumy po Jokerze, uczy się samostanowienia i niezależności. Swoje niedoskonałości przekuwa jednak w siłę, i to w taką, zdatną powalić naraz tuzin chłopa. Gdyby każda kobieta w uniwersach DC i Marvela była taka jak Harley, w fikcji superbohaterskiej już dawno zapanowałby parytet.