Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Kłopoty w millennialsowym raju („Search Party”)

Artykuły /

Search Party to serial, który bardzo trudno docenić tylko ze względu na wybrane aspekty albo uznać, że obok elementów godnych uwagi występuje rozczarowująca stylizacja na współczesny, miejski serial noir. Nie zmierzam tu jednak do banalnego i zwykle nieprawdziwego stwierdzenia, że „ten serial można kochać albo nienawidzić, ale nie można przejść obok niego obojętnie”. Chodzi zatem raczej o to, że Search Party stanowi bardzo wyrazistą i spójną wizję artystyczną – oscylując pomiędzy pastiszem a dramedy i millennialsowym serialem o problemach pierwszego świata, tworzy niewątpliwie oryginalną, odświeżającą formę.

Historia jest mimo wszystko zaskakująco prosta – czteroosobowa grupa przyjaciół z Nowego Jorku dowiaduje się pewnego dnia o zaginięciu Chantal – dalekiej znajomej z college’u, o której dawno już zdążyli zapomnieć. Portia, Elliott, Dory i jej chłopak Drew, zaczynają ze skrawków pamięci składać jednak swobodnie wykreowany obraz przemiłej i zarazem przez nich przegapionej dziewczyny. Podczas gdy Portia i Elliott wydają się zainteresowani sprawą o tyle, o ile pozwoli im to na zaistnienie na moment w social mediach, Dory (w tej roli doskonała Alia Shawkat, która odpowiada w dużej mierze za utrzymanie poziomu obu dotychczas wypuszczonych sezonów) popada w obsesję. Odnalezienie Chantal staje się celem i sensem jej życia, wezwaniem etycznym, planem dnia i nieustępującym poczuciem winy zarazem. W swój „projekt” odnalezienia Chantal stara się wciągnąć całą paczkę, najmocniej skutki tego narastającego szaleństwa odczuwa jednak Drew (bardzo obiecująca rola Johna Reynoldsa). Poszukiwania Chantal wypełniają cały pierwszy sezon, drugi natomiast opowiada o losach czwórki bohaterów już po zakończeniu tytułowego search party.

Wbrew pozorom nie mamy jednak do czynienia z ironiczną wersją Pretty Little Liars. Serial wyprodukowany przez TBS eksperymentuje raczej nie z niekończącymi się cliffhangerami i różnymi wariantami niepokoju, zastraszenia i ekscytacji, ale z konwencjami – kina noir, kryminału, serialu obyczajowego. Pod tym względem zarówno kinowa klasyka, jak i Dziewczyny Leny Dunham wydają się więc aktywnymi kontekstami. Z jednej bowiem strony poszukiwanie Chantal do końca pozostaje rzeczywiście zagadką, a jej rozwiązanie (kto? gdzie? dlaczego? czy celowo?) jest nieprzewidywalne, mimo podejmowanych przez Dory tropów. Z drugiej zaś czwórka śledczych, która ze zmiennym zaangażowaniem i powagą podchodzi do planu wykreowanego przez Dory, to zaprzeczenie pożądanych w tym przypadku szerloków, których zaangażowanie daje nam szansę na wyjście cało i zdrowo z opresji.

Na tej wewnętrznej sprzeczności, czy też stale podkreślanym kontraście opiera się zamysł serialu. Specyficzne, spowolnione tempo akcji nie dodaje jednak wydarzeniom surrealizmu ani dodatkowego napięcia. Wprowadza raczej poczucie, że wszystko to, co łączy się z poszukiwaniami Chantal stanowi jakiś rodzaj atrakcji, próby wyrwania się z dojmująco jednostajnej codzienności. Dory pracuje jako asystentka bogatej i głęboko nieszczęśliwej kobiety, Drew zajmuje się niedookreślonym biznesem, Elliott skupia się głównie na swojej queerowej tożsamości (połączmy Hannę Horvath i Eliah z Dziewczyn i dołóżmy do tego bardzo dużą liczbę ekscentrycznych strojów – tadaaam), Portia natomiast próbuje swoich sił w nieszczególnie ambitnych produkcjach telewizyjnych. Poza Drew, zestaw postaci nużąco odgrywa schemat znany z You’re the Worst czy innych cudów nowej telewizji spod znaku toksycznej miłości i magii życia, w którym praca zajmuje łatwy do przegapienia margines zainteresowań. Jest to jednak wariacja na ten schemat, nie zaś jego realizacja. Wszystko to, co dzieje się z całą czwórką można określić jako jednoczesne wyczerpanie, zagubienie i chaotyczną próbę wyrwania się z tego stanu. Poszukiwanie Chantal zdaje się tu okazją do „zrobienia czegoś realnego”, wyjścia ze złotej (a właściwie: pluszowej) klatki, w której wszyscy już powoli zaczęli się dusić.

Search Party jest serialem bardzo niekomfortowym – jego oglądanie może prowadzić do rozdrażnienia, tak jak Dory doprowadza do szewskiej pasji swoich przyjaciół, którzy chcieli tylko napisać #iamchantal na Instagramie, tymczasem zostali wplątani w historię, która przewraca ich życie do góry nogami. Początkowo może się wydawać, że sprawy przybiorą taki obrót – pastiszowej opowieści o śledztwie, które rozświetli ich drogę ku nowemu światu i mniej próżniaczemu życiu. Ostatecznie narracja rozwija się w nieoczekiwanych kierunkach. Podziwiam konsekwencję formalną twórców w tym aspekcie. Zarówno pierwszy, jak i drugi sezon (zapowiedziano kolejne!) są pod tym względem perfekcyjnie wręcz dopracowane. Pomaga w tym niewątpliwie najbardziej wyjątkowa kreacja Shawkat, która – łącząc w swojej roli przekonujący dramat psychologiczny zagubionej w swoim życiu dziewczyny oraz dość męczącej postaci pochłoniętej paradoksalnie zbudowaną obsesją – wyciąga serial na kolejny poziom.

Zaskakująca jest tu przede wszystkim zdolność jednoczesnego realizowania obu rejestrów emocjonalnych czy wręcz gatunkowych. Równolegle do pastiszowego kina noir, dostajemy bowiem bardzo interesujący i zaskakująco przenikliwy obraz napędzanych lękiem i realnymi problemami psychicznymi dwudziestokilkulatków. Przybiera to pełną formę w drugim sezonie, kiedy okazuje się, że instagramowe poszukiwania zaginionej i późniejsze wydarzenia nie mogą już poprzestać na snuciu możliwych scenariuszy i przeestetyzowanych kreacji. Realne konsekwencje oraz cieleśnie i psychicznie odczuwane lęki i winy są wynikiem nonszalancji i braku wyczucia momentu, w którym sprawy zaszły już za daleko.

Panika Dory, rezygnacja Drew, paranoja Elliotta i sekciarskie zachwyty filmowcem wyrażane przez Portię przełamują konwencję znaną z pierwszego sezonu (pewnie najbardziej precyzyjnego), ale traktuję to wyłącznie jako zaletę serialu. Trudno bowiem tańczyć na powierzchni bez końca. W natłoku realistycznych produkcji o nieco jednowymiarowych stanach emocjonalnych i koncepcjach estetycznych, trudno nie docenić Search Party. Można się tylko zastanawiać, czy ta koncepcja i bohaterowie wystarczą jeszcze na kolejny sezon serialu. Fakt, że twórcy zdecydowali się na nieco większy ciężar gatunkowy w drugim sezonie sugeruje, że wychodząc od pastiszowej formy i banalnej historyjki można wejść na nieoczekiwany poziom zawikłania.

Olga Szmidt

(ur. 1989) – literaturoznawczyni, krytyczka literacka i telewizyjna, redaktor naczelna portalu Popmoderna. Pracuje w Katedrze Krytyki Współczesnej na Wydziale Polonistyki UJ. Autorka monografii naukowych „Korespondent Witkacy” (Universitas, 2014) oraz „Autentyczność: stan krytyczny. Problem autentyczności w kulturze XXI wieku” (Universitas, 2019), biografii „Kownacka. Ta od Plastusia” (Czarne, 2016) oraz tomu „Odkrywanie Ameryki. Wybór tekstów krytycznych z lat 2010-2017” (WUJ, 2018). Wydała także autorski notes „Finlandia. Książka do pisania” (Austeria, 2017).