Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Każdy sobie ciotkę skrobie

Recenzje /

Lubiewo Michała Witkowskiego to niewątpliwie książka kultowa, a jej autor wciąż pozostaje, obok Edwarda Pasewicza, jedynym polskim gejowskim pisarzem, który ma coś ciekawego do powiedzenia. Świetnie przyjęte inscenizacje teatralne krakowskiego Teatru Nowego oraz stołecznego Teatru Rozmaitości, krakowska knajpa Sibro – to tylko jedne z wielu ech pozostawionych przez powieść. Pojawienie się Wielkiego Atlasu Ciot Polskich nie powinno więc nikogo dziwić, zwłaszcza że to właśnie świetna umiejętność przejaskrawionego portretowania postaci oraz oryginalność i indywidualność ich języków stały się jednym z największych atutów powieści. Czy jest to projekt udany, czy też zwykłe odcinanie kuponów od wielkiego literackiego sukcesu? To zależy. Trzeba najpierw rozróżnić to, co Atlas udaje, od tego, czym w rzeczywistości jest.

Wydawca prezentuje bowiem Atlas jako komiksową interpretację Lubiewa, co jest z jednej strony oczywistym chwytem marketingowym, z drugiej zaś sporym nadużyciem, bo propozycja Ha!artu jest niełatwa do sklasyfikowania. Ci, którzy liczyli na to, że przypomną sobie historie Witkowskiego w wersji komiksu, mogą poczuć się bardzo rozczarowani. Większość prac to raczej plastyczne wariacje na temat cytatów z Lubiewa, a nikt z nas nie lubi, jak mu się sprzedaje coś jako coś innego. Mam również wrażenie, że Atlas w żaden sposób nie pogłębia ani nie uzupełnia lektury pierwowzoru. Jest raczej ciekawym przykładem tego, jak artyści czytają powieść Witkowskiego, która staje się punktem wyjścia do tworzenia ich obrazów.

Największym problemem tej publikacji jest jej nieczytelność. Komiks powinno się przede wszystkim czytać, nie oglądać. Mam wrażenie, że każdy z zaproszonych do projektu rysowników chciał zaprezentować nie tyle Lubiewo, co samego siebie – i efekt jest, jaki jest. Stworzono przyjemny, jednak mocno zróżnicowany album, w którym sama powieść Witkowskiego często pojawia się jakby rykoszetem. Najwyraźniejszym przykładem są tu prace Katarzyny Janoty. Ładne, sprawnie wykonane, ni to jednak plakat, ni ilustracje, a zamiast wypisów z Witkowskiego na pracach mogłyby się pojawiać hasła reklamowe lub cokolwiek innego. Podobne zarzuty mam wobec części autorstwa J. Skoczka, K. Woynarowskiego czy J. Stefanowicza. Są to prace bardzo starannie wykonane, lecz jakby zrobione na inną okazję, a wypisy z Witkowskiego wydają się doklejone na siłę. Pojawiają się też, choć w mniejszości, prace zupełnie, w moim odczuciu, nieudane. Mam tu na myśli na przykład bazarowe, nieczytelne, tanio stylizowane na PRL ilustracje Ady Buchholc czy tego małego potworka z prac Agaty Wawryniuk, który bardziej przywodzi mi na myśl Dzidzię Chutnik niż jakiegokolwiek bohatera z powieści Michaśki, a także dziwaczne zlepki tekstu i grafiki rodem z katalogów z damską bielizną albo wibratorami, jakie serwuje Ewa Juszczuk.

Teraz rzeczy miłe. Bo Atlas to jednak głównie zbiór bardzo dobrych prac, spośród których dla mnie prym wiedzie bezapelacyjnie Sieńczyk. Nie tak dobry jak w ilustracjach do Masłowskiej, ale  wciąż najlepszy. Jednak tu znowu pojawia się ten sam problem. Prace Sieńczyka są ilustracjami, nie komiksem. Świetnie wybrnęła Agnieszka Piksa, tworząc coś, co z jednej strony jest kolejnym w tym albumie cyklem rysunków z podpisami, ale jednak poprzez niewielki format i sprytne ułożenie składa się na bardzo udaną całość. Przyjemnym odkryciem są dla mnie grafiki Marcina Podolca, rocznik ‘91, o którym na pewno jeszcze nie raz usłyszymy. Ciekawą interpretację Pisuaressy proponuje Mikołaj Tkacz, który jako jedyny przełożył na obraz humor Witkowskiego. I tu pojawia się kolejny bardzo ważny mankament haartowskiego wydawnictwa. Lubiewo, mimo całej swojej smutnej wymowy, jest książką, która momentami potrafiła mnie bardzo mocno rozbawić. Nie czuję się tak po przeczytaniu Wielkiego…, mam nawet mały żal do autorów, że oprócz Tkacza i Shutego nikt mnie nawet rozbawić nie próbował.

W Atlasie niewiele jest komiksu w klasycznym tego słowa rozumieniu, choćby takim, jakie laicy pamiętają z komiksów Gigant, absolutnego hitu ostatniego fin de siècle’u wśród chłopców w wieku 7+. Jeśli się jednak pojawia, prace te wypadają z reguły bardzo dobrze. Na uwagę zasługują otwierająca całość, świetnie wykonane ilustracje Olgi Wróbel czy te autorstwa duetu Maciej Pałka – Karol Konwerski, a także wspomniany wcześniej Mikołaj Tkacz. Atlas rozpoczyna bardzo dobra praca, bardzo dobra praca również go kończy. Udawany Luj Wojciecha Stefańca atakuje oczy kolorami, kształtami i ciekawą kreską.

Przyszedł czas na konkluzję. Wydaje mi się, że cały projekt sprawdziłby się dużo lepiej jako wystawa w jakiejś galerii niż książka (choć pewnie tą drogą nie dotarłby do takiej liczby odbiorców). Tymczasem czuję, że dostałem od Ha!artu album z obrazkami różnych autorów, z których jedne podobają mi się bardziej, inne mniej, zaś album nie tworzy żadnej spójnej całości. Widać wyraźnie, że artyści nie współdziałali razem w celu stworzenia czegoś większego, każdy namalował, narysował czy „wycorelował” to, jak powieść widzi (choć pewnie niektórzy uznają prezentowanie indywidualności twórczych za wielką zaletę Atlasu), no i jest. Jako umiarkowany, ale jednak fan pisarstwa Witkowskiego ubolewam jednak przede wszystkim nad tym, że samo Lubiewo zostało w większości prac potraktowane raczej pretekstowo, a nawet mam wrażenie, że miejscami autor został dokooptowany na siłę, przez co wydawnictwo w żaden sposób nie zrewidowało mojej uprzedniej lektury. Dalej jednak nie wiem, jak zareagowałbym, gdybym znalazł Atlas pod choinką. Pewnie pomyślałbym, że są rzeczy, których na świecie pragnę bardziej, no ale zawsze mogło być też gorzej.

Tomasz Szypułka

(ur. 1990) – studiował z różnym skutkiem filologię polską, psychologię i filologię szwedzką, a obecnie krytykę literacką na UJ. Swą zawodową przeszłość wiązał ze Sztuką.pl (znaną szerzej jako Gazeta Antykwaryczna), portalem kursnakurs.pl, fundacją Magazyn Kultury i festiwalem OFF Plus Camera, a także innymi, mniej chlubnymi instytucjami. W wolnych chwilach Betel, Bomba, Rozrywki, ale w miarę to nauka mnie najbardziej kręci.