Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Każdemu jego porno (P. Marecki „Gatunki cyfrowe. Instrukcja obsługi”)

Recenzje /

Świat jest nieskończenie gęsty. Zacznij zgłębiać jakiekolwiek zjawisko, a odkryjesz, że to, co na pierwszy rzut oka wydawało się łatwe do uchwycenia i zrozumiałe, tak naprawdę jest niesłychanie złożone, a do tego pełne istotnych niuansów i wewnętrznych sprzeczności. Stworzony przez Piotra Mareckiego przewodnik po polskiej kulturze cyfrowej właśnie to udowadnia. Zaczynając lekturę, miałem – jak mi się zdawało – całkiem niezłe pojęcie o tym, czym są memy, gry tekstowe czy statusy na Facebooku. Teraz, po przeczytaniu tego niegrubego przecież zbioru wywiadów z artystami z obszaru mediów cyfrowych, nie mogę się nadziwić, że tuż obok znanego mi świata istnieje inny, niezwykle dziwny i ciekawy, a ja nie miałem o tym dotąd bladego pojęcia.

Gatunki cyfrowe. Instrukcja obsługi to, jak wskazuje sam tytuł, książka powstała w jasno określonym celu. Jej misją jest wprowadzenie czytelnika w niszowy i hermetyczny świat gatunków takich jak dema, chiptune’y, hiperteksty czy magi, a zarazem próba ujęcia tych rozproszonych zjawisk w jakąś całość. Chodzi zatem zarówno o popularyzację rodzimej kultury cyfrowej, jak i zachętę do dalszych badań nad jej przejawami. Już na wstępie warto jednak zaznaczyć, że mimo tej misji edukacyjnej oraz przystępnej formy zbioru wywiadów książka Mareckiego nadal jest książką naukową. Choć w tekście rozmówcy wielokrotnie tłumaczą rozmaite pojęcia, jak sami mówią, „laikowi”, próg wejścia w temat i tak jest dość wysoki. To książka przeznaczona dla studentów oraz badaczy kultury i przyznam, że jako człowiek, który przelotny romans z akademią ma już (szczęśliwie) za sobą, chwilami miałem z nadążeniem za Gatunkami cyfrowymi problem.

Nie znaczy to jednak, że Piotr Marecki i jego rozmówcy celowo mącą wodę. Przeciwnie – niemal zupełnie brak w tej książce humanistycznego żargonu, a jeśli już się pojawia, zaraz jest objaśniany. (Nie udało się tego upilnować tylko w rozmowie z Zenonem Fajferem, w której aż roi się od fraz takich jak „operacje stochastyczne”, „aleatoryzm kontrolowany” czy „bezlik leksji”). Dużo daje tu sama formuła wywiadu – każdy z wypowiadających się w książce artystów mówi własnym głosem, nie stroniąc od żartów, przekleństw czy anegdotek ze swojego środowiska, dzięki czemu nawet skomplikowane zjawiska z obszaru kultury cyfrowej od razu zyskują bardziej ludzki wymiar. To zbiorowisko silnych osobowości sprawnie trzyma w ryzach Marecki, który, zapewne dzięki praktyce akademickiej, zdaje się dobrze wyczuwać, w przypadku których tematów czytelnikowi przydałyby się objaśnienia na przykładach, a przy których pomocny będzie krótki rys historyczny – i umiejętnie steruje przebiegiem rozmowy. W efekcie powstała książka, mimo wielości tematów i głosów, bardzo uporządkowana, w której poza pojedynczymi dygresjami (jak przydługie rozważania nad polską polityką w rozmowie z Wiesławcem Deluxe) trudno byłoby znaleźć zbędne fragmenty.

Gatunki cyfrowe nie są jednak dziełem z tezą. Każde z dziesięciu zjawisk z obszaru kultury cyfrowej, jakie są tu analizowane (dema, gry, magi, chiptune’y, gry tekstowe, hiperteksty, generatory tekstowe, statusy, memy, conditional arts), zostaje co prawda osadzone w kontekście pozostałych, ale Marecki nie próbuje łączyć ich na siłę w całość ani wyciągać uogólniających wniosków. I dobrze, bo niemal każdy z udzielających wywiadu artystów dochodzi w trakcie rozmowy do wniosku, że to, czym się zajmuje, jest po pierwsze mocno niedookreślone, a po drugie odrębne od innych zjawisk z tego obszaru. Bo co w gruncie rzeczy dema – programy służące ukazaniu koderskich umiejętności swych twórców – mają wspólnego z memami poza tym, że i jedne, i drugie powstają na komputerach? Środowisko twórców kultury cyfrowej rysuje się na kartach tej książki jako zbiorowisko indywidualistów, z których każdy tworzy według własnych, niepowtarzalnych reguł, często w dodatku nieszczególnie interesując się tym, co robią inni. W tej sytuacji próba syntezy byłaby wymuszona i z gruntu fałszywa; różnorodność kultury cyfrowej to jej najbardziej charakterystyczna cecha.

Żeby mimo wszystko jakoś uporządkować i skategoryzować te rozproszone zjawiska, autor Gatunków cyfrowych stosuje dwie kategorie: gatunku oraz platformy. Ta pierwsza służy na ogół do tego, żeby w toku rozmowy w końcu ją odrzucić – rozmówcy Mareckiego przeważnie nie identyfikują się z żadnym konkretnym gatunkiem, a co więcej, często powołują do istnienia własne. Niektórzy, jak Michał „Bonzaj” Staniszewski, wprost deklarują, że interesuje ich właśnie poruszanie się poza sztywnymi ramami gatunków, w przestrzeni tego, co nowe i wciąż niepoznane. Kultura cyfrowa, zdaje się dowodzić ta książka, to nie zbiór gatunków czy nawet nurtów, a pojedynczych zjawisk, które tylko z ludzkiej skłonności do porządkowania świata wpychamy na siłę w zbyt małe szufladki.

Dużo bardziej przydatna okazuje się kategoria platformy, a więc konkretnego urządzenia, na którym dane dzieło kultury cyfrowej powstaje. Choć sami artyści również nie zawsze czują się przywiązani do określonej platformy, spojrzenie na ich dzieła z perspektywy sprzętu komputerowego pozwala silniej osadzić te ulotne i trudne do omawiania dzieła w materialnej rzeczywistości. Co więcej, w przypadku dem czy chiptune’ów możliwości i ograniczenia konkretnych urządzeń okazują się kluczowe dla zrozumienia tych zjawisk. W obu przypadkach artyście chodzi bowiem o udowodnienie swojej koderskiej wirtuozerii – o wykorzystanie niedoskonałego narzędzia (np. stareńkiego Commodore 64) w taki sposób, by odbiorcy stworzonego za jego pomocą dzieła oniemieli z zachwytu. Kultura cyfrowa mimo pozornej nieograniczonej swobody, jaką daje środowisko cyfrowe, bardzo często eksploruje właśnie granice i ograniczenia – czy to narzucone przez technologię, czy też, nakładane na siebie w ramach wyzwania, przez samych twórców.

Może najciekawsze w Gatunkach cyfrowych są jednak nie ogólne wnioski, a konkrety. Przed lekturą tej książki miałem jedynie mgliste pojęcie, czym jest hipertekst czy mag, a o historii generatorów tekstowych nie potrafiłbym powiedzieć nic. Tymczasem rozmówcy Mareckiego nie tylko wyjaśnili mi wiele trudnych pojęć, ale też opowiedzieli, skąd dane zjawisko się wzięło i w jakim kontekście kulturowym funkcjonowało kiedyś, a w jakim funkcjonuje dziś. Z autentyczną fascynacją przeczytałem np. opowieść o tym, jak magi (wirtualne magazyny tworzone przez pasjonatów) były dystrybuowane w czasach przedinternetowych czy wyjaśnienie skomplikowanych zależności ekonomiczno-politycznych, które sprawiły, że najpopularniejszym komputerem w Polsce stało się niegdyś Atari. W książce nie brak też arcyciekawych detali takich jak np. listingi – drukowane kiedyś w całości w pismach programy komputerowe, które użytkownik, niczym średniowieczny kopista, musiał sobie przepisać na klawiaturze. Nie wiem, czy na każdego ta książka tak wpłynie, ale w moim przypadku zdecydowanie spełniła swą popularyzatorską rolę – po jej przeczytaniu mam ochotę dowiedzieć się więcej. Do czego dzieło zresztą na wszelkie sposoby zachęca: poza licznymi (choć z racji specyfiki kultury cyfrowej nie zawsze pomocnymi) ilustracjami czytelnik znajdzie tu m.in. boksy z linkami do omawianych dzieł czy tekstów rozwijających temat.

I to jest chyba największy triumf Gatunków cyfrowych: potrafią zaciekawić tematyką, która jest – co tu dużo mówić – skrajnie hermetyczna i niszowa. O ile gry komputerowe czy statusy to rzeczy powszechnie znane, o tyle demami czy chiptune’ami interesuje się, zwłaszcza w Polsce, w zasadzie tylko garstka pasjonatów. Nie bez powodu z przymrużeniem oka przywołuję w tytule tej recenzji pornografię. Gdy Jakub Argasiński próbuje na kartach tej książki objaśnić sieć intertekstualnych nawiązań pomiędzy dziełami poszczególnych demoscenowców, a Yerzmyey opowiada o swoim zamiłowaniu do typów muzyki komputerowej, na dźwięk których większość ludzi zatyka uszy, to przy całej mojej sympatii do tych twórców czuję się trochę tak, jakbym słuchał o czyichś wyjątkowo nietypowych upodobaniach seksualnych. Ciekawe to, fascynujące nawet, ale zarazem kompletnie mi (i większości ludzi) obce. Mogę posłuchać, ale nie zrozumiem. Żeby naprawdę pojąć te zjawiska, trzeba by doświadczyć ich bezpośrednio, spędzić czas w środowisku fanów, stać się częścią tego mikroświata. Książka Mareckiego może być w najlepszym razie szybkim spojrzeniem przez dziurkę od klucza. Ale sprawić, żeby po takim zerknięciu człowiek miał ochotę te drzwi otworzyć – to już rzecz doprawdy godna podziwu.

 

Piotr Marecki

Gatunki cyfrowe. Instrukcja obsługi

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

Liczba stron: 200

Przemysław Zańko

(ur. 1989) – chłop z Mazur, obecnie inteligent w Warszawie. Publikuje opowiadania, recenzuje, bloguje. Interesuje się science fiction, nauką, grami, dziwnymi książkami i zdrowiem psychicznym. Skończył z polonistyką. Strona autorska: www.zanko.pl