Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Joe Rogan, czyli opłacalna gra pozorów

Artykuły /

Jeśli ktokolwiek miał wątpliwości co do gigantycznego znaczenia medium podcastu dla współczesnej popkultury, to majowe ogłoszenie Joego Rogana (prowadzącego popularny Joe Rogan Experience) na pewno je rozwiało. Youtube’owy celebryta podpisał wielomilionowy kontrakt z platformą Spotify, z miejsca stając się najlepiej opłacaną postacią w świecie streamingu. 

Spektakularny transfer udowodnił, że ten typ rozrywki przebył już naprawdę długą drogę. Kiedyś internetowe pogadanki na żywo miały charakter niszowych dowcipów nadawanych z garaży. Dziś podobne programy są rejestrowane w ekskluzywnych studiach i dysponują siłą rażenia, o której mogą pomarzyć radiowi didżeje, a nawet prowadzący nocne talk-shows. 

Oczywiście posiadanie własnego podcastu nie równa się natychmiastowemu sukcesowi. Roganowski triumf absolutnie nie jest dziełem przypadku. Amerykański komik oraz komentator sportowy bardzo dokładnie zaplanował swoją drogę ku zwycięstwu. Zmyślną strategię oparł na własnej smykałce do marketingu, a także skłonności do delikatnej manipulacji rzeczywistości. JRE zdobyło sympatię tłumów dzięki postawieniu na długość formy. Większość odcinków przypomina osobliwą adaptację idei wywiadu-rzeki, ponieważ trwa od dwóch do nawet pięciu godzin. To ryzykowny pomysł, zwłaszcza w czasach szybkich kliknięć i jeszcze szybszych subskrypcji. Okazuje się jednak, że w tym szaleństwie jest metoda. 

https://youtu.be/ZWBCnvOuXK8

Podcastowe epopeje Rogana trafiają bowiem za jednym zamachem do dwóch typów odbiorców. Najwierniejsi słuchają gabarytowych rozmów od deski do deski” i natychmiast zanurzają się w uniwersum JRE. Jego głos i opinie wypełniają im znaczną część dnia, przez co traktują audycję jak powszedni nawyk. Konsumują jego słowa przez kilkadziesiąt godzin w tygodniu, więc siłą rzeczy przywiązują się do Roganowskich żartów i manieryzmów. 

Z kolei mniej uodpornieni na takie maratony fani dzielą poszczególne odcinki na miniepizody. Krótkie (lecz regularne) spotkania z Joem może nie pozwalają na dogłębne poznanie jego światopoglądu, ale za to znakomicie umilają codzienne rytuały. Spacery z psem czy mycie naczyń przestają być żmudnymi czynnościami, gdy ma się w słuchawkach fragmenty Roganowskiej konwersacji. Jego wywiady sprawdzają się znakomicie w formie losowych wycinków, ponieważ prowadzący z reguły skacze z tematu na temat i prawie nigdy nie dba o motyw przewodni. Odbiorca wyrywkowy” ma więc taką samą frajdę jak wierny fan. Styl niekończącej się zabawnej gadki o niczym można nazwać sztuką użytkową największego kalibru  – tym, czym dla pokolenia naszych rodziców był przygrywający w tle telewizor. 

Wpływ na sukces JRE ma również bardzo sprytna selekcja gości. Tu również prowadzącemy udaje się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Stosuje trik, który pozwala mu prezentować odbiorcom postaci z różnych bajek, równocześnie nigdy nie opuszcza jednak strefy komfortu” (mimo że wciąż namawia innych do czegoś zupełnie odwrotnego). Joe rzeczywiście spotyka się z całą galerią osobowości, od lidera Tool  po Elona Muska, ale wciąż porusza się po tym samym spektrum tematów. Kręcą go rzeczy prawie tak męskie jak schabowy: sporty walki, tężyzna fizyczna, a także odwieczny pojedynek człowieka i dzikiej natury. Czasem dla niepoznaki przyprawi rozmowę szczyptą New Age 2.0 w postaci dywagacji na temat boskiego działania LSD i voilà – produkt idealny gotowy. 

Roganowski zamysł jest bowiem genialny w swojej prostocie. Kalejdoskop twarzy karmi słuchaczy atrakcyjną iluzją różnorodności. Autor podcastu unika natomiast poważniejszych merytorycznych wtop i raczej nie wchodzi w konfrontacje (chyba że ktoś nie podziela jego entuzjazmu dotyczącego THC). Nie eksploruje też niuansów profesji swoich gości (przynajmniej tych pochodzących spoza galaktyki jego własnych hobby). Joe nieustannie prowadzi monotematyczną kumpelską gadkę, a zmieniające się nazwiska to tylko zasłona dymna dla bezpiecznej powtarzalności. 

Wchodząc zaś w dyskurs polityczny, potrafi bardzo zręcznie sprawiać pozory neutralności. Żeby nie zrazić do siebie fanów z lewa i prawa, zwykle przyjmuje postawę everymana-ignoranta. Wypowiedzi dotyczące problemów społecznych często poprzedza zapewnieniami o tym, że nie zna się na polityce. Nawet wygłaszając zdecydowanie skrajnie prawicowe sądy, broni się przed szufladką konserwatysty . Czasem ta maska niby-bezstronności spada, jak wtedy, gdy kpi z transpłciowości, zazwyczaj jednak Joe trzyma się jej kurczowo. 

Co ciekawe, fani programu zauważyli, że po podpisaniu kontraktu ze Spotify Rogan zaczął usuwać starsze, bardziej problematyczne odcinki swojego programu. Gdy nożyczki cenzorskie poszły w ruch, nagle z jego oficjalnego kanału zniknęły rozmowy naszpikowane mizoginicznymi czy rasistowskimi treściami. Wygląda więc na to, że Joe opanował sztukę kamuflażu do perfekcji i teraz będzie tuszował swoje sympatie do nurtu alt-right jeszcze bardziej skutecznie. 

Na korzyść Rogana działa też fakt, że należy do elitarnego grona podcastowych pionierów. Jako jeden z pierwszych (obok Kevina Smitha, który też dość wcześnie zaczął nadawać swój Smodcast) wyczuł pismo nosem. Potraktował tę gałąź rozrywki poważnie w czasach, gdy nikt inny tego nie robił. Lata upartego trzymania się niegdyś ignorowanej formuły w końcu przyniosły plony. Dziś ma wyrobioną pozycję na rynku streamingowym, bo jest tu od zawsze i to na nim wzorowali się inni, a nie odwrotnie. W światku podcastowym funkcjonuje więc jako mentor – ktoś pokroju Oprah Winfrey albo kiedyś Johnny’ego Carsona. Dawno temu zdobył tron, z którego jeszcze długo nikt go nie zrzuci. Ponadto, w przeciwieństwie do wielu innych podcasterów, traktuje działalność w JRE priorytetowo. Jego aktorsko-stand upową karierę można nazwać co najwyżej przeciętnie zadowalającą, a pozycja eksperta od MMA to jednak niezbyt skutecznyny bilet wstępu do mainstreamu. Masy kojarzą go więc z regularnymi, internetowymi audycjami. Nie używa medium weekendowo (jak Marc Maron albo Bret Easton Ellis). On JEST tym medium. Rogan to Charlie Chaplin, Rogan to nawet KRS-ONE. 

Fenomen Rogana to coś, co powinno chyba wzbudzać mieszane uczucia. Popularność nowej gwiazdy Spotify oczywiście otwiera furtkę podcastom mającym ambicje globalne. W idealnej wizji przyszłości swobodne, niereżyserowane audycję doprowadziłyby schematyczny model tradycyjnego talk-show do ruiny. Nietrudno jednak w tej sytuacji o nieco mniej optymistyczną przepowiednię. Powszechna sława JRE równie dobrze może zaprowadzić podcastowe królestwo w wieki ciemne. Jeśli ta formuła przyjmie się aż za bardzo, to będziemy skazani na popkulturową powtórkę z rozrywki. Uwolnimy się od przylepionego uśmiechu Jimmy’ego Fallona tylko po to, by wpaść w sidła Roganowskich banałów i nieszczerej gry pozorów. Biorąc pod uwagę atrakcyjne biznesowo liczby, potencjalna dominacja armii potomków JRE jest całkiem prawdopodobna. Lepiej mieć się na baczności. 

Łukasz Krajnik

(ur. 1992) – dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling.