Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Jak czytać Knausgarda, żeby nie zwariować (K.O. Knausgard „Moja walka. Księga 3”)

Recenzje /

Każdy zawód niesie ze sobą pewne zagrożenia. Dla robotnika jest to wypadek przy pracy, dla lekarza – błąd w sztuce, dla artysty – artystyczne wypalenie. A dla korektora, jak niżej podpisany, najgroźniejsza jest konieczność czytania książek, które nie służą zdrowiu psychicznemu.

Nie sięgnąłbym po Knausgårda z własnej woli. Hasła, jakie najczęściej przewijają się w recenzjach Mojej walki  – oszczędność stylu, skandaliczna szczerość, łączenie powieści z autobiografią – jednoznacznie wskazywały, że nie jest to literatura dla mnie. A jednak cykl Norwega trafił w moje ręce i wywarł na mnie niemałe wrażenie. Knausgård pisze znakomicie. Operując lakonicznym stylem i opisami banalnej nieraz codzienności, osiąga emocjonalny ciężar, jakiego wielu mogłoby mu pozazdrościć. To kwestia nie tylko trafnej psychologii, ale też starannie przemyślanej konstrukcji tych książek, dzięki której chaos życia przekształca się w spójną, przejmującą historię. Jaką jej część Knausgård wyznał, a jaką wymyślił, właściwie nie ma tu znaczenia: to tylko temat na tanią sensację. Moja walka jest szczera na głębszym poziomie, jej autentyzm wynika z uważnej obserwacji i analizy ludzkiej natury. A jednak, mimo wszystkich tych zalet, czytanie Knausgårda jest dla mnie doświadczeniem przykrym.

Trzeci tom powieściowej autobiografii różni się strukturalnie od części poprzednich: to obszerna retrospekcja, opowiadająca zgodnie z chronologią, niemal bez odautorskiego komentarza, całe dzieciństwo bohatera. Temat, który do tej pory pozostawał raczej w tle historii Norwega, teraz wysuwa się na pierwszy plan, zaś czytelnik ma okazję się przekonać, jakie doświadczenia ukształtowały neurotycznego, wciąż zmagającego się z życiem dorosłego. Knausgård już na samym początku przestrzega jednak, że wspomnieniom nie do końca można wierzyć. Początek opowieści nie należy do nas, najwcześniejsze doświadczenia znamy tylko z cudzych opowieści, a z lat późniejszych pamięta się ledwie okruchy – i to z tak niepewnego materiału klecimy, już jako dorośli, dzieciństwo, prowizoryczną, przypominającą slums budowlę. To pamięć rządzi nami, nie na odwrót. Można by się zastanawiać, czy w takiej sytuacji wspominanie w ogóle ma sens – a jednak Knausgård podejmuje swą opowieść, bo od wierności faktom ważniejsza jest dla niego wierność zapamiętanym emocjom.

W opowieści Norwega przeplatają się dwie (niestety, dość sztampowe) perspektywy, równie silnie mitologizujące: magia i koszmar dzieciństwa. Ta pierwsza wiąże się z wizją krainy pierwszych doświadczeń, obrazów oraz doznań zapamiętanych szczególnie wyraziście i z tego powodu uświęconych. Pojawia się zatem między innymi pierwszy dzień szkoły, pierwsze przyjaźnie, miłości, lęki i konflikty oraz początki budzącej się seksualności, przedstawione z całą intensywnością, jaką musiały mieć kiedyś dla małego chłopca. Knausgård dobrze oddaje perspektywę dziecka, dla którego świat dorosłych jest w dużym stopniu niezrozumiały, a oni sami wszechwładni – decyzje takie jak zakaz czytania komiksów przedstawione zostały niczym kataklizmy, spadające bez zapowiedzi i uzasadnienia. Z wszechwładzy rodziców wynika bezpośrednio także trwający latami koszmar, jakim dla młodego Karla Ove jest przemoc ze strony ojca. Jeśli o ten aspekt chodzi, mam silne wrażenie, że książce nie zaszkodziłby trigger warning, choćby w formie informacji z tyłu okładki. Dla części czytelników trzeci tom Mojej walki może się okazać lekturą niezwykle bolesną (lub wręcz traumatyczną): to w dużej mierze opowieść o dziecięcej bezsilności wobec bólu i upokorzenia.

Jest to chyba, pod względem konstrukcji, najbardziej wyznaniowa część cyklu. O ile w poprzednich tomach sceny z przeszłości były okraszone autorskimi komentarzami, refleksjami na temat literatury czy społeczeństwa, o tyle księga trzecia zawiera prawie wyłącznie wspomnienia z dzieciństwa. Ten prosty zabieg sprawia, że obrazy fizycznego i psychicznego znęcania się ojca nad synem stają się jeszcze mocniejsze. Brak komentarza daje efekt braku dystansu: cierpienie Karla Ove to nie odległa przeszłość, ale przerażająca teraźniejszość, od której nie ma ucieczki. Ojciec Norwega, dotąd oglądany w roli szanowanego nauczyciela oraz staczającego się alkoholika, teraz otrzymuje twarz surowego, okrutnego wychowawcy. Człowiek, którego rodzicielską ambicją jest zmienienie wrażliwego, lękliwego Karla Ove w „prawdziwego mężczyznę”, nie tylko kontroluje każdy aspekt życia syna, wymierzając kary za najmniejsze naruszenie dyscypliny, ale też bez przerwy go poniża. Powodem do ataku może być wszystko, nawet rzeczy, na które dziecko nie ma wpływu, takie jak trudność w wymawianiu litery „r”. Książkę przepełnia atmosfera nieustannego lęku przed ojcowskim gniewem – a czytelnik może tylko obserwować w milczeniu, jak strach, wstyd i poczucie winy coraz bardziej podkopują wrażliwą psychikę chłopca. Trudno się to czyta. I trudno się Knausgårdowi dziwić, gdy pisze, że w życiu zależy mu tylko na jednym: by jego własne dzieci nie bały się ojca.

Koszmar dzieciństwa nie przytłacza jednak całkiem innych aspektów dorastania. Przeciwwagą dla scen przemocy są momenty, w których Karl Ove odkrywa świat i samego siebie. Najbliższa okolica, krajobraz, w którym znaczenie miały każdy kamień, każde drzewo, to u Knausgårda przestrzeń pełna ekscytujących możliwości. Trzecia księga Mojej walki wpisuje się w szerszy nurt opowieści o chłopięctwie jako czasie wspólnych przygód i ryzykownych zabaw, historii o przyjaźniach opartych na rywalizacji, ale też eksplorowaniu własnego ciała i budzącej się seksualności. Wszystko to oczywiście już skądś znamy – by wspomnieć tylko o głośnym filmie Boyhood – jednak na korzyść Knausgårda przemawia dbałość o szczegóły. Początki dojrzewania płciowego zostały u Norwega przedstawione bardzo trafnie, z tak charakterystyczną dla tego czasu mieszanką fascynacji, niezręczności oraz wstydu: są tu kłopoty z nagością na basenie, pierwsze zetknięcia z pornografią, ukradkowe spojrzenia rzucane rozkwitającym koleżankom, snute nocami naiwne fantazje i komiczne w swej nieporadności pocałunki. Seksualność, potężna siła witalna, jawi się u Knausgårda jako niepowstrzymana fala, zdolna porwać każdego i przełamać każde tabu – do tego stopnia, że chwilami, jak przy opisie rozgrywającej się na zakończenie roku szkolnego „pokwitaniowej orgii”, można odnieść wrażenie, że fantazja bierze u pisarza górę nad wspomnieniami.

Liczne sceny poświęcone magii dorastania nie są jednak w stanie rozjaśnić tej mrocznej opowieści. W trzecim tomie historii Karla Ove szczególnie mocno widać problem, który od początku utrudniał mi czytanie cyklu: przepełniający te książki głęboki pesymizm. W pewnym sensie tytuł Moja walka nie pasuje do tej części – młody bohater nie tyle zmaga się tu z życiem, co próbuje przetrwać w groźnym, wrogim świecie. Nawet w sytuacjach niezwiązanych z ojcem, jak konflikty w grupie rówieśniczej, chłopiec zdaje się stać na z góry przegranej pozycji, a rzadkie zwycięstwa, jak na przykład wejście w związek, koniec końców obracają się w klęski. Także rodzice, choć marzą o własnym, niezależnym życiu, toczą egzystencję identyczną jak tysiące innych Norwegów, tak samo niesionych duchem czasu. Analizując przeszłość, Knausgård dostrzega źródła swoich problemów, ale ta wiedza nie pomaga mu ich rozwiązać. Wyuczona bezradność, którą wyniósł z dzieciństwa, nadal rządzi jego życiem. Nawet silne postanowienie, by w stosunku do własnych dzieci nie powtórzyć błędów ojca, wydaje się zaledwie reakcją obronną: przerażający ojciec-kat wciąż żyje w głowie Karla Ove, wpływając na jego decyzje i uniemożliwiając osiągnięcie szczęścia. Gdy pod koniec książki pojawia się opis przeprowadzki, a dorastający bohater myśli, że oto rozstaje się z całą przeszłością na dobre, trudno odczytać te słowa inaczej niż jako gorzką ironię. Knausgård nie wierzy w możliwość ucieczki, tak jak nie wierzy w nowe początki.

Nie chcę przez to powiedzieć, że książki pesymistyczne są z definicji złe. Nawet gdyby pominąć wysokie walory literackie Mojej walki, bez wątpienia istnieją ludzie, którym lektura Knausgårda zwyczajnie pomaga: oferuje nowe perspektywy, pozwala zrozumieć własne emocje, dodaje otuchy w myśl zasady „skoro on mógł, to ja też sobie poradzę”. Także odwaga, z jaką Norweg podejmuje trudne tematy, dla wielu okaże się wyzwalająca. Ale na mnie Knausgård działa źle. Przygnębia, osłabia, rozstraja, zaraża poczuciem bezsilności. Karl Ove, szczególnie w księdze drugiej, sprawia wrażenie człowieka zadowolonego z własnego nieszczęścia. Nie próbuje się zmienić, nie szuka pomocy, w czasie kłótni krzyczy do żony: Tylko mi nie mów, że mam iść na terapię!. W Knausgårdowych szczegółowych opisach lęków, nerwic czy aktów samoupokorzenia pobrzmiewa satysfakcja z nurzania się we własnym cierpieniu, wstydliwa przyjemność dłubania w ropiejącym zębie. Najpierw sądziłem, że to narcyzm. Później – że masochizm. Teraz myślę, że Moja walka to autoterapia, próba literackiego przepracowania osobistych problemów, co oczywiście wartości cyklu w żaden sposób nie umniejsza, ale może mieć konsekwencje dla odbiorców. Księga trzecia przypomina oczyszczanie rany, Karl Ove wyrzuca z siebie bolesne wspomnienia jak truciznę, jak gdyby wierząc, że wyznanie prawdy pozwoli mu uwolnić się wreszcie od ojcowskiej zmory. Czytając tę książkę, warto uważać, by się nią nie zatruć.

 

Moja walka. Księga 3

Karl Ove Knausgård

przeł. Iwona Zimnicka

Wydawnictwo Literackie 2015

Liczba stron: 544

Przemysław Zańko

(ur. 1989) – chłop z Mazur, obecnie inteligent w Warszawie. Publikuje opowiadania, recenzuje, bloguje. Interesuje się science fiction, nauką, grami, dziwnymi książkami i zdrowiem psychicznym. Skończył z polonistyką. Strona autorska: www.zanko.pl