Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Historia na nowe czasy („Historia projektowania graficznego”)

Recenzje /

„Zostałem grafikiem tylko dlatego, że 10 lat temu udało mi się spiracić Photoshopa” – taki cytat krążący od jakiegoś czasu w internecie przywołał niedawno popularny facebookowy fanpage poświęcony pracy projektantów. Choć niektórzy mogą się oburzać, że promuje się w ten sposób nielegalne oprogramowanie (na które de facto koncern Adobe daje ciche przyzwolenie), a co gorsza lekceważy artystyczną edukację, to liczba znajdujących się pod postem kciuków w górę świadczy o tym, że wielu parających się tworzeniem grafiki użytkowej mogłoby się pod przywołanym zdaniem podpisać. Oraz że osób trudniących się tą profesją (bądź chociaż żywo nią zainteresowanych) jest i będzie coraz więcej.

Cyfrowej rewolucji zarzuca się, że przez zdemokratyzowanie dostępu do narzędzi (wcześniej dostępnych tylko profesjonalistom) obniżyła poziom projektowania. Mimo że krajobraz polskich ulic w czasie ostatniej samorządowej kampanii wyborczej mógłby stanowić potwierdzenie tej tezy, to gdy spojrzy się z szerszej perspektywy, wrażenie to nie jest takie oczywiste, bo powszechna świadomość dizajnu rośnie. Nie sposób teraz odebrać wszystkim „amatorom” prawa do wykonywania zawodu, warto więc raczej spróbować zrozumieć, dlaczego projektowanie wygląda dziś tak, a nie inaczej. Zwłaszcza że jest ku temu dobra okazja w związku z wydaniem po polsku Historii projektowania graficznego Zdena Kolesára, przełożonej przez Joannę Goszczyńską i uzupełnionej przez Jacka Mrowczyka o kilka rozdziałów (dotyczących projektowania w ostatnich latach oraz polskiego kontekstu).

Bo choć, jak już sam tytuł wskazuje, dowiemy się z niej przede wszystkim o tym, co było, to nie jest to suche wyliczenie nazwisk i dat, z którego niewiele wynika. Projektowanie przedstawiono jako płynny proces podlegający wielu transformacjom na przestrzeni wieków i dużo ważniejsze od konkretnych faktów, które możemy oznaczyć jako kropki na osi czasu, są procesy kształtujące to, co w danym okresie historii nazywamy dizajnem. W dużej mierze jest to więc opowieść o tym, jak ekonomia, religia czy polityka wpływają na estetykę powstających przedmiotów oraz na decyzje osób odpowiedzialnych za ich kształt. Takie spojrzenie stanowi doskonały punkt wyjścia do bardziej szczegółowych badań wykraczających poza kwestie czysto estetyczne, chociażby takich w duchu działalności krytycznej Agaty Szydłowskiej (np. tegoroczne Od solidarycy do TypoPolo).

Wydawcy w krótkiej nocie poprzedzającej książkę słusznie zauważyli, że spojrzenie autorów jest dużo szersze niż w większości syntez opracowujących temat, które zaczynają dzieje projektowania gdzieś na przełomie XIX i XX wieku, kiedy to zawód grafika profesjonalizuje się, a samo projektowanie staje się przedmiotem teoretycznego namysłu. To jednak perspektywa niepełna, gdyż obejmuje tylko takie pojmowanie projektowania, które jest nam współcześnie bliskie i powiązane z naszą sytuacją społeczno-polityczną. Przedmioty i znaki powstawały jednak odkąd ludzie zeszli z drzewa i ktoś decydował o ich formie i funkcji, dlatego też Kolesár postanawia rozpocząć dzieje projektowania od czasów, kiedy trzeba było stworzyć najskuteczniejszy pięściak, i stara się zinterpretować naskalne rysunki, które traktuje jako przykłady ówczesnej sztuki użytkowej, a nie swobodną artystyczną ekspresję. Co ważne, autor odnajduje w tych zamierzchłych czasach punkty styczne z bliższymi nam rejonami. Feudalną obsesję na punkcie herbów wiąże z późniejszą kapitalistyczną manią corporate identity, a wczesnośredniowieczna iluminacja iryjska przypomina mu secesyjne wzornictwo, które do dziś można obserwować w sklepach z pamiątkami w całej środkowej Europie.

Dzieje projektowania zdaniem autorów są bezpośrednio związane z dziejami pisma, które do dziś stanowi przecież najważniejszą broń w arsenale grafika. Za tym przywołana zostaje dziedzina, która jest w Polsce dobrze opracowana, lecz chyba pozostaje na uboczu w myśleniu o projektowaniu, czyli historia książki (jako materialnego przedmiotu). Dowiadujemy się więc o ewolucji pisma, a także śledzimy wpływ technologii i systemów gospodarczych na zmiany w jego formie. Niestety, z czego autorzy zdają sobie sprawę, rozważania te dotyczą w głównej mierze kręgu kultury posługującej się alfabetem łacińskim, co nie pozwala się wyrwać z dominującego europocentrycznego spojrzenia na dzieje dizajnu. Na plus należy na pewno zaliczyć próby wyjścia poza ten schemat. To, że Kolesár i Mrowczyk pochodzą z krajów położonych nieco bardziej na wschodzie, daje im możliwość przyjrzenia się zjawiskom, które dla zachodnich badaczy pozostają ciągle egzotyczne. Słowiańskie języki bowiem skomplikowały idealnie skrojony rzymski alfabet, a takie kwestie jak polskie ogonki są poważnym zagadnieniem dla projektantów krojów. To, jak dzisiaj wyglądają znaki diakrytyczne, jest wynikiem wieloletniego procesu, w którym skrybowie i drukarze próbowali poradzić sobie z zapisem obcych łacince głosek – jego świadomość na szczęście wzrasta (warto tu podkreślić rolę Adama Twardocha pracującego jako typograficzny konsultant dla międzynarodowych producentów fontów) i dziś często możemy cieszyć się krojami, którymi bez kompleksów złamiemy tekst w języku polskim.

Jeszcze bardziej sprawę skomplikowali św. Cyryl i Metody, tworząc alfabet, którego pochodnymi posługuje się obecnie około 250 milionów ludzi. I choć cyrylica zapisała się w historii dizajnu dzięki dokonaniom awangardowych projektantów z okresu rewolucji październikowej, to jej prapoczątki są równie ciekawe i podlane ideologicznym sosem – litery stworzone przez bizantyjskich misjonarzy w formie nawiązywały do chrześcijańskich symboli, np. krzyża. Jak zauważają autorzy, nie odbiło się to zbyt dobrze na czytelności znaków i być może płynie z tego nauka, że jeżeli zależy nam na funkcjonalności, to nie warto przesadnie podporządkowywać dizajnu dominującemu światopoglądowi.

O ile refleksja na temat głagolicy i jej późniejszych wariantów pozostaje w naszym zasięgu, to o alfabetach dalekowschodnich czy arabskich mogą rozmawiać tylko nieliczni eksperci. W ten sposób o dużej części historii projektowania nie mamy pojęcia (kolejny plus dla autorów to fragmenty o projektowaniu w Japonii przedstawionym jako jedna, obok np. polskiej szkoły plakatu, z alternatyw dla powojennego modernizmu). Namysł nad słowiańskimi elementami w alfabecie łacińskim stanowi dobry punkt wyjścia – w zglobalizowanym świecie nie jest to tylko kwestia projektowania dla wielkich korporacji, które poszukują nowych rynków, ale również elementarnego przekazywania wiedzy oraz wytworzenia międzynarodowych standardów takich jak Unicode, które będą przystosowane do wszystkich języków. Nieprzypadkowo chyba Rosetta Type Foundry, jeden z czołowych producentów niełacińskich fontów, został założony przez czeskiego projektanta Davida Březinę.

Równie interesujące co początkowe, dotyczące projektowania przed XX wiekiem, są ostatnie rozdziały poświęcone czasom współczesnym, w których autorzy ukazują, jak projektowanie wykracza poza dotychczasowe ramy „grafiki użytkowej”, i wskazują trzy funkcje, które obecnie mogą pełnić projektanci: autora (kuratora, krytyka), przedsiębiorcy (który sam tworzy produkty, np. fonty bądź książki) i społecznika. Wszystkie trzy akcentują wyjście poza bierne wypełnienia, zazwyczaj komercyjnych, zleceń i pozwalają na zmienianie otaczającej rzeczywistości. Oczywiście, czego można się dowiedzieć z książki, wszystkie te role miały już swoje precedensy: autorem był np. Giambattista Bodoni, który w Manuale Tipografico (1818) zebrał zasady dotyczące sztuki pięknego druku; przedsiębiorcą (choć marnym) był Gutenberg, który wymyślił i zaprojektował, a później próbował sprzedawać swoją Biblię, społecznikami można nazwać wspomnianych Cyryla i Metodego itd. Dziś jednak taką drogę obiera coraz więcej projektantów i najważniejszymi nazwiskami w świecie dizajnu są właśnie ci, którzy oprócz wykazania się dobrymi projektami potrafią o nich odpowiednio opowiedzieć (ze skrajnym przykładem projektanta celebryty), a na najpopularniejszym plakacie w Polsce jest złożony geometrycznym krojem napis „konstytucja” udostępniony za darmo przez autora na licencji Creative Commons.

„Wychowani” na spiraconym Photoshopie mają przed sobą jak widać sporo możliwości. Nawet jeśli nigdy nie dane im było zmierzyć się z tradycją projektowania graficznego, to teraz mogą dość łatwo to nadrobić. Pozostaje pytanie, jaką rolę postanowią odegrać – lektura Historii projektowania graficznego na pewno pozwoli im dokonać bardziej świadomego wyboru. Dla innych także nie będzie to stracony czas – świat wokół nas jest coraz bardziej zaprojektowany – z tą książką zrozumienie go będzie trochę łatwiejsze.

Warto jeszcze na koniec podkreślić, że dzieło Kolesára i Mrowczyka to, co w wypadku wydawnictwa Karakter jest standardem, piękna publikacja, odchodząca w swoim projekcie zarówno od nudy typowego podręcznika, jak i przesadnej albumowej zdobności. Tym bardziej rażą pewne redakcyjne uchybienia: pojawiające się gdzieniegdzie literówki (np. na stronie 49 „typografia” stała się „topografią”, co może mniej obeznanego czytelnika wprowadzić w błąd) oraz brak bibliografii (choć w samej treści pojawiają się przypisy bibliograficzne), która byłaby doskonałym punktem wyjścia dla dalszych poszukiwań (z książki zapewne będą korzystać również studenci). Mam więc nadzieję, że Historia projektowania graficznego odniesie sukces i kiedyś ukaże się jej jeszcze lepsze drugie wydanie.

 

Zdeno Kolesár, Jacek Mrowczyk

Historia projektowania graficznego

Przeł. Joanna Goszczyńska

Karakter 2018

Liczba stron: 328

Grzegorz Fijas

(ur. 1992) – polonista, edytor i projektant graficzny współpracujący z wydawnictwami książkowymi i prasowymi. Prowadzi bloga poświęconego typografii (gfijas.pl) oraz facebookowy profil „Niebezpieczne litery – typografia i edytorstwo”.