Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

Happiness is easy, czyli kobieta szczęśliwa

Artykuły /

Agnieszka Holland w swoich filmach wielokrotnie odpowiedziała już na pytanie, jak to jest być kobietą nieszczęśliwą. Zaprezentowała obszerny wachlarz przeciwności losu czyhających na przedstawicielki płci pięknej w szarej i szowinistycznej rzeczywistości naszego kraju sprzed transformacji. Szczęśliwie, po latach dominacji kina pełnego niepokoju, na ekrany z impetem wkroczył nieustraszony zastęp heroin kultury popularnej gotowych walczyć o lepsze jutro za wszelką cenę. Bohaterki komedii romantycznych i seriali dzielnie dążące do spełnienia osobistego wskazują żeńskiej części widowni, którędy droga po szczęście.

Zawsze uczesane, zawsze w odprasowanych ciuchach, nawet gdy zmęczone i smutne, to w jakiś taki malowniczy sposób. Szczególnie pięknie wyglądają przemoczone deszczem. A mokną regularnie. Żadne to nowatorskie stwierdzenie, iż w polskich komediach romantycznych wszystko płynie i romantyczna scena wśród opadów atmosferycznych jest absolutną jazdą obowiązkową, lubię jednak o tym przypominać, bo nadal nie jestem pewna, skąd właściwie ta szalona popularność pogody uznanej powszechnie za uciążliwą. Być może ma to swoje źródła, nomen omen, w słynnej scenie z filmu Cztery wesela i pogrzeb, gdy przemoczona Andie MacDowell przychodzi do Hugh Granta, aby w końcu przyjąć jego (nie)oświadczyny. A może już Deszczowa piosenka zapoczątkowała ten trend, wedle którego opady kojarzone są ze szczęściem?

Tak czy owak, co by się nie działo, oblicze polskiej kobiety nowoczesnej zawsze pozostaje starannie umalowane oraz pięknie oświetlone. Spogląda ona na nas z ekranów telewizyjnych i kinowych najczęściej pogodnym wzrokiem Joanny Brodzik. Wykreowana przez nią bohaterka ostatniego hitu TVP1 w poszukiwaniu sensu życia porzuca wielkomiejską dżunglę oraz pracę w agencji reklamowej, by osiąść nad malowniczym rozlewiskiem wśród zwierząt gospodarskich i wspomnień z dzieciństwa. W trzech kolejnych sezonach serialu, opartego na powieści Małgorzaty Kalicińskiej, kolejno zamieszkuje ona Dom nad Rozlewiskiem, odnajduje Miłość nad Rozlewiskiem i wreszcie wiedzie szczęśliwe Życie nad Rozlewiskiem. Małgorzata, bo tak się nazywa bohaterka (zbieżność z imieniem autorki, zgaduję, przypadkowa), jest kobietą atrakcyjną, spełnioną zawodowo, posiada w swoim nowoczesnym, warszawskim mieszkaniu miłego męża i odchowaną, dorosłą córkę. Pewnego dnia niespodziewanie zostaje zwolniona z pracy. Owocuje to załamaniem nerwowym, wszechogarniającym poczuciem bezsensu i wreszcie przewartościowaniem wszystkiego, co do tej pory osiągnęła, relacji, w jakich tkwiła, celów, do których dążyła. Ogarnia ją słynny stan wyśpiewany swego czasu przez Krystynę Jandę. Małgorzata jest, proszę Państwa, na zakręcie. Pakuje walizkę i wyjeżdża w rodzinne strony, do matki. Nieprzypadkowo obiera ten właśnie kierunek. Ich relacje nigdy nie należały do łatwych i obie kobiety mają sobie wiele do wyjaśnienia. Okazuje się, że domowe naleśniki, długie rozmowy z rodzicielką, zamiana obłędnie drogich szpilek na tenisówki oraz powrót do natury działają na duszę Małgorzaty niczym balsam. Spośród mleczy i załatwionych spraw rodzinnych uśmiecha się do nas kobieta szczęśliwa i pogodzona ze światem.

Podobnież ucieczką z miasta ratują się Magda Schejbal – kolejna pracownica agencji reklamowej, porzucająca w Szpilkach na Giewoncie wielkomiejski zgiełk – oraz Danuta Stenka – zdradzona i porzucona żona, bohaterka wielkiego kinowego hitu sprzed ośmiu lat Nigdy w życiu!, opartego na powieści Katarzyny Grocholi. Judyta na co dzień zarabia grosze, odpowiadając na listy czytelniczek w popularnym piśmie kobiecym, nie przeszkadza jej to jednak w podjęciu decyzji o budowie domu pod Warszawą. Jako kobieta nowoczesna i niezależna osobiście łapie za taczki pełne materiałów budowlanych, zmniejszając tym samym koszty, jakie pochłonie inwestycja. Oczywiście wkrótce poznaje miłość swojego życia, traci ją, a następnie odzyskuje. Zupełnie jak w owym słynnym pomyśle na film, który przyśnił się rzekomo Hitchcockowi, reżyser uznał go za tak świetny, iż zwlekł się w nocy z łóżka, aby zapisać historię. Rano znalazł na biurku w swoim gabinecie kartę z notatką: chłopak spotyka dziewczynę, chłopak traci dziewczynę, ostatecznie znów się schodzą. Jak widać, schemat fabularny historii miłosnych powstał już dawno. Wykorzystuje go w zasadzie każda komedia romantyczna. Zresztą, jeśli się przyjrzeć konstrukcji ludowej bajki magicznej opisanej przez Władimira Proppa, stanowiącej źródło narracji literackich oraz filmowych, zauważymy, iż jest to dokładnie ten sam schemat:  od szkody, braku, straty do sukcesu bohatera.

Wracając jednak do emigracji za szczęściem, ciekawe jest, jak zupełnie odwrotny kierunek podróży obierają współczesne bohaterki – w porównaniu chociażby z taką Grażyną Błęcką-Kolską, która ponad dwadzieścia lat temu w komedii omyłek Kogel-mogel na złamanie karku uciekała z rodzinnej wsi, aby rozpocząć studia i zupełnie nowe życie w stolicy. A może to nie kwestia czasów, lecz – powiedzmy to głośno, choć nie wypada – wieku kobiety? Julka, bohaterka Miłości na wybiegu, grana przez Karolinę Gorczycę, porzuca swoją malowniczą nadmorską miejscowość tuż po maturze, ponieważ marzy o studiach artystycznych w wielkim mieście. Uroczy, współczesny kopciuszek w osobie dwudziestoparoletniej Ani Cieślak w filmie Dlaczego nie! także przybywa do Warszawy z małej mieściny, aby podjąć naukę nie gdzie indziej, jak na Akademii Sztuk Pięknych, oraz zdobyć pracę nie gdzie indziej, jak w agencji reklamowej. Od razu zamieszkuje w obłędnym mieszkaniu w centrum Warszawy razem ze swoim chłopakiem. Czynsz opłaca zapewne producent filmu. Wszystko jednak się zmienia, gdy dziewczyna poznaje księcia z bajki. Jak przystało na księcia, jest on obłędnie bogaty i Małgosia (bohaterka grana przez Annę Cieślak) może od tej pory pozwolić sobie na spędzanie beztroskich godzin, a nawet dni, nad romantycznym jeziorem, nie martwiąc się o utrzymanie i przyszłość. Osobiście uważam to rozwiązanie za absolutnie optymalne, aczkolwiek mało prawdopodobne.

Porzućmy więc ten trop i wróćmy jeszcze na chwilę do największej bohaterki masowych wzruszeń – Joanny Brodzik, która zanim obrała drogę nad rozlewisko, przez kilka ładnych lat czarowała widzów tytułową rolą w serialu Magda M., gdzie jako ambitna prawniczka i słynna polska singielka ze wszystkim musiała radzić sobie sama, udowodniając, że kobieta nie potrzebuje mężczyzny, a jedynie kota, kilku dobrych kumpeli, przyjaciela-geja i regularnych wieczornych seansów Casablanki. Ta postać, wzorowana na uroczej i niezwykle neurotycznej Ally McBeal, zawładnęła wyobraźnią masową widzów i zamiast planowanych trzech serii Magdy M., ostatecznie powstały cztery. Czy będzie zaskoczeniem, jeśli powiem, że koniec końców trzydziestoletnia prawniczka odkrywa, iż najważniejsza w życiu jest nie kariera, a odnalezienie miłości? Choć to niełatwe. Trzeba pokonać neurozy, zapomnieć o złych doświadczeniach z przeszłości i schować zbędną dumę, aby zbudować szczęśliwy związek. Joasi Brodzik zazwyczaj się to udaje. Czasami, jak chociażby w Kasi i Tomku – serialu zrealizowanym na podstawie francuskojęzycznego oryginału i opierającym się wyłącznie na dialogach tytułowej pary – praca nad relacją z mężczyzną wymaga wielu godzin cierpliwych, lecz równocześnie dowcipnych rozmów. Z pewnością jednak warto podążyć tą ścieżką, szczególnie, kiedy w efekcie serialowy partner tak przywiązuje się do ciebie na planie, iż zostajecie parą także w świecie rzeczywistym. Z tego, co wyczytałam na plotkarskich portalach, królowa i król polskich seriali – Joasia Brodzik oraz Paweł Wilczak – wraz z czteroletnimi bliźniętami tworzą obecnie szczęśliwą rodzinę, zadając kłam wszystkim, którzy złośliwie twierdzą, iż jest to możliwe jedynie w kolorowym świecie telewizji.

Z powyższych przykładów wyraźnie wynika, iż rozmowy mogą zdziałać cuda, rozmowy z partnerem, z matką, z córką, rozmowy za dnia oraz Rozmowy nocą z Marcinem Dorocińskim. Do ostatniej opcji chyba nie trzeba jakoś szczególnie pań namawiać, jak mniemam. Pytanie, co z tymi prowadzonymi przez Internet? Magdalena Cielecka podjęła się przetestowania wirtualnego związku. Bohaterka S@motności w sieci, znudzona przystojnym partnerem, dostatnim życiem i eleganckim domem (doprawdy, trudno jej się dziwić), rozpoczyna internetowy romans z niejakim Jakubem. Niekończące się dyskusje o sztuce, winie i ulubionych potrawach, słowne igraszki, a nawet cyberseks owocują dość poważnym związkiem, w końcu pamiętamy, że dwójka bohaterów nigdy w życiu nie widziała się na oczy. W realu, kiedy w końcu dochodzi do spotkania, mężczyzna na szczęście okazuje się mieć świdrujące spojrzenie Andrzeja Chyry, a ona urodę Magdy Cieleckiej, co z pewnością zachęci młodych ludzi do nawiązywania znajomości internetowych. Nie oznacza to jednak, że cała historia kończy się jakimś wyraźnym happy endem. Twórcy stawiają na niedopowiedzenie, dużo muzyki i efektowne zdjęcia. A więc nie pytajcie, czy żyli długo i szczęśliwie. Nie wiem. Wniosek, jaki się nasuwa, to ten, iż współczesna kobieta została obdarowana nowymi, dodatkowymi możliwościami poszukiwania miłości, a następnie jej tracenia – przez Internet.

Generalnie Magda Cielecka, chociaż piękna, inteligentna i pożądana przez wielu, jakoś nie za bardzo może sobie ułożyć życie. Fikcyjne, rzecz jasna. Jej bohaterki kuszą, zniewalają klasą i urodą, ale to słodka Joasia Brodzik pada w ramiona swego wybranka wśród ośnieżonych szczytów górskich tudzież staje na ślubnym kobiercu w obłędnej sukni. Iwona Szwed, menadżerka z Hotelu 52, czy Dorota Korzecka z Magdy M. – postaci odgrywane przez Cielecką to zawsze te same typy kobiet atrakcyjnych, charakternych i wprost proporcjonalnie do tego samotnych. W komedii romantycznej Zakochani dodatkowo jest także kobietą przebiegłą oraz wyrachowaną i, co zabawniejsze, tam właśnie odnajduje idealnego partnera – równie przebiegłego i wyrachowanego. Nie psuje to jednak jej chłodnego wizerunku niedostępnej oraz nie do końca szczęśliwej piękności. Tutaj zresztą pojawia się kolejny stereotyp, tym razem przeznaczony dla pań, które nijak nie odnajdują się w typie kobiety reprezentowanym przez Joannę Brodzik, zwanym Bambi – niby walecznej, ale w ostatecznym rozrachunku tak naprawdę bezbronnej, delikatnej, łaknącej opieki i czułych spojrzeń w duże, brązowe oczy. 

Lejdis Tomasza Koneckiego jest przykładem filmu, który stara się wyjść poza schematy komedii romantycznej i stworzyć wiarygodny obraz różnorodnych typów kobiet, w efekcie jednak ląduje gdzieś w połowie pomiędzy kolejnym powielaniem stereotypów, a nieznośnymi próbami bycia „cool” – jedyne, co miejscami ratuje ten obraz, to kilka rzeczywiście zabawnych tekstów.  Oczywiście źródłem większości problemów i bolączek bohaterek są standardowo mężczyźni, choć nie brak tu także innych ważkich tematów, takich jak ciąża, choroba czy odpowiedzialność za starzejących się rodziców. Na plus filmu należy zaliczyć fakt, iż żadna z czterech głównych bohaterek nie wyjeżdża na wieś ani nie pracuje w agencji reklamowej, w tej kwestii Lejdis odbiegają więc od standardów wyznaczanych przez pozostałe tytuły. Nadal jednak mamy do czynienia tylko z kolorowymi wyobrażeniami na temat tego, jak wygląda życie nowoczesnej, polskiej kobiety. Obraz wyłaniający się z przytoczonych powyżej reprezentatywnych przykładów wygląda mniej więcej tak: współczesna kobieta zmęczona życiem miejskim i karierą wraca do wartości dość podstawowych – rodzina, natura, miłość. Wcześniej oczywiście musi przeżyć ten epizod, kiedy dominującym pragnieniem jest ucieczka z małej wsi do wielkiego miasta i praca w dużej korporacji bądź studia artystyczne. Jeśli ma około 35–40 lat i nadal pragnie pozostać w metropolii, nie tęskni do rodzinnych stron i mleka od krowy, niechybnie oznacza to, iż należy do słynnego, wykształconego za oceanem gatunku wielkomiejskich singli. Na naszym gruncie został on zaszczepiony chociażby w Rozmowach nocą, Lejdis, Klubie szalonych dziewic czy Wojnie męsko-żeńskiej, promowanej jako najbardziej bezpruderyjna polska komedia. Ostatni tytuł, z Sonią Bohosiewicz w roli głównej, oraz TVN-owski Klub szalonych dziewic (nadwiślańska wersja Seksu w wielkim mieście) uznawane są za przejaw prawdziwej awangardy moralnej w naszej audiowizualnej kulturze popularnej. Wcześniej, co tu dużo ukrywać, dobry seks nie leżał pośród oficjalnie formułowanych pragnień polskich kobiet z ekranu.

Oczywiście w ostatecznym rozrachunku każda z bohaterek szuka nie czego innego jak tylko osławionej miłości swojego życia. Nie ma znaczenia, czy w mieście, na wsi, czy też na obczyźnie (za granicę Polski emigrowała Agnieszka Grochowska w koprodukcji Expecting Love), szuka w sposób odważny i przebojowy, szuka tak bezwstydnie i zaciekle, iż zamiast wartościowych artystycznie dzieł z pięknie przegranymi postaciami otrzymujemy bajkowe historie o super-kobietach potrafiących wyjść cało z każdego życiowego zakrętu. Nasze bohaterki najwyraźniej szczęście cenią znacznie wyżej niż kawałek dobrego kina. Szkoda tylko, że w realnym świecie makijaż rozmazuje się podczas deszczu, stumetrowe mieszkania na Nowym Świecie nie są dostępne dla studentek ASP pochodzących z ubogich rodzin, a po dwóch dniach spędzonych z obcym mężczyzną nad jeziorem bez telefonu i kontaktu ze światem twoja podobizna prawdopodobnie pojawiłaby się w Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Jak to jest więc ostatecznie z tym szczęściem? To chyba żadna tajemnica, iż wykreowane na wizji światy równoległe nie opisują rzeczywistości, lecz tworzą pełen uproszczeń i fabularnych zaokrągleń obraz życia, za którym rzekomo tęskni polska współczesna kobieta. Dodaję „rzekomo”, aby samej nie wpaść w pułapkę uproszczeń. Jest to bowiem tak naprawdę wyobrażenie twórców owych hitów na temat tego, za jaką wizją tęsknią Polki. Wyobrażenie dostosowane do sytuacji społecznej, do trendów kulturowych, czerpiące z zagranicznych wzorców i doprawione szczyptą lokalnego kolorytu z Giewontem w tle. Mam wrażenie, że w pewnym momencie dochodzi do swoistego zapętlenia, gdy na podstawie tychże wizji kobiety zaczynają tworzyć sobie wzorce udanego życia, za którym następnie tęsknią.

Idąc tropem wspomnianego już Proppa, możemy spokojnie stwierdzić, iż opisane filmy i seriale spełniają funkcję bajki magicznej jako gatunku, w którym konstruowanie świata przedstawionego odpowiada marzeniom człowieka. Oderwanie od rzeczywistości i schematyczność prezentowanych historii również wpisują się w specyfikę mitycznej opowieści, gdzie często siły nadprzyrodzone, osoby magicznych pomagierów oraz niezwykłe zbiegi okoliczności wprowadzane są w celu rozwiązania problemów bohatera. Zresztą, analogii znaleźlibyśmy dużo więcej, mogą one stanowić materiał na osobną rozprawę. Poprzestańmy na stwierdzeniu, iż obraz kobiety szczęśliwej i spełnionej wykreowany przez współczesną popkulturę wcale nie musi mieć wiele wspólnego z rzeczywistością. Realistyczne, artystyczne kino jest ważne, ale od zarania dziejów to mity i bajki czynią nasze życie łatwiejszym i znośniejszym. Oczywiście jeśli tylko potrafimy nie zirytować się ich schematycznością.

Aleksandra Świerk

(ur. 1983) – podczas studiów pisała i czytała (wiedza o kulturze, UJ), po studiach zabrała się za filmy (festiwale filmowe, warsztaty scenariuszowe, produkcja), obecnie głównie pisze, zazwyczaj o kulturze, czasem scenariuszowo, czasem publicystycznie, czasem nawet kreatywnie. Ulubiony cytat: cokolwiek myślisz, pomyśl na odwrót.