Naciśnij ESC aby opuścić wyszukiwarkę

God Save The Queen (P J Harvey „The Hope Six Demolition Project”)

Recenzje /

Obawiałem się tej płyty, choć równocześnie wyczekiwałem jej z wielką niecierpliwością. Obawiałem się przede wszystkim dlatego, że pierwsza singlowa zapowiedź – The Community of Hope brzmiała jak nieco zbyt piosenkowy utwór, który z nieznanych przyczyn nie został umieszczony na poprzedniej płycie P J Harvey Let England Shake, a w muzyce nie ma nic gorszego niż powielanie już raz wykorzystanego konceptu. Kolejny singiel The Wheel, o wiele bardziej energetyczny i wzbogacony czytelniejszym niż w przypadku The Community of Hope, choć równie prostym saksofonowym motywem, jedynie trochę poprawił mi humor. Na szczęście w dniu premiery płyty wszelkie troski bezpowrotnie rozpłynęły się w morzu dźwięków, bowiem P J Harvey nagrała kolejny wybitny album.

The Hope Six Demolition Project w sposób niezwykle dojrzały kontynuuje i rozwija wątki, przede wszystkim muzyczne, z Let England Shake, choć przecież obie te płyty osadzone zostały na zupełnie innej płaszczyźnie muzycznej. W przypadku Let England Shake mieliśmy do czynienia z wyspiarskim folkiem, zaś najnowsza płyta P J Harvey czerpie garściami z tradycji bluesowej. Czuć w tych piosenkach wrażliwość i emocjonalność tak charakterystyczną dla delty Missisipi. Zresztą jednym z elementów wyróżniających ten album jest niezwykle rozbudowana rola męskiego chórku (którego inspiracji należy przecież upatrywać w afroamerykańskich pieśniach pracy, tzw. work song). Kolejnym ważnym składnikiem jest saksofon, który pojawia się w rozmaitych odmianach (od altowego przez tenorowy, kończąc na barytonowym) i rolach: czasem służy jedynie jako narzędzie wzmacniające nastrój i potęgujące brzmienie (jak w Chain of Keys), niekiedy (jak w The Ministry of Social Affairs) staje się instrumentem wiodącym, którego partia przekształca się w szaloną free jazzową solówkę. Niebagatelne znaczenie dla brzmienia całej płyty ma także perkusja, bowiem w większości piosenek dominują marszowe, wygrywane na werblu, rytmy. Warto zwrócić uwagę na monumentalną, głęboką barwę tomów, która co prawda jest trudna do uchwycenia (choć łatwo ją usłyszeć np. we wstępie do The Orange Monkey), ale również odpowiada za niezwykły, przestrzenny klimat piosenek.

Płyta rozpoczyna się od wspominanego już na wstępie The Community of Hope. Potem następują dwie, moim zdaniem, najlepsze na płycie piosenki: The Ministry of Defence oraz A Line in the Sand. Pierwszy z utworów stanowi niejako kwintesencję całego albumu, oparty na banalnym motywie gitarowym, niezwykle surowy, a jednocześnie poprowadzony przeszywającą linią melodyczną, w której istotną część stanowią chóralne śpiewy. Całość wzbogacona jest krótką, free jazzową solówką saksofonu. Z kolei A Line in the Sand prowadzony jest równym, marszowym  rytmem, a ponadto wyróżnia się bardzo ładną i chwytliwą linią melodyczną oraz partią variofonu. Potem następuje, chyba najbardziej, tradycyjny w swym podejściu do bluesowej tradycji, Chain of Keys oraz hipnotyczny, a momentami wręcz szamański utwór River Anacostia. Ciekawie brzmią również Near The Memorials to Vietnam and Lincoln oraz Medicinals napędzane przez energetyczną linię wokalu, a w których bez trudu można odnaleźć rhythm’n’ bluesowe inspiracje. Płytę wieńczy minimalistyczny Dollar, Dollar z rozbudowaną partią saksofonu.

Tematyka poruszana w tekstach nowych utworów, podobnie jak w przypadku Let England Shake, koncentruje się wokół problemów społeczno-politycznych, niemniej teraz w wymiarze globalnym Teksty powstawały w trakcie licznych podróży artystki i mają mocno reporterski, choć nie pozbawiony poetyki charakter. Z jednej strony znajdujemy tu poruszające opisy: obozu dla uchodźców (A Line in the Sand), zniszczonego ostrzałem arabskiego miasta (The Ministry of Defence), czy opuszczonej i prawie całkowicie wymarłej wioski (Chain of Keys), a kluczem do ich powstania zdaje się być tych kilka wersów piosenki The Orange Monkey: Told me that to understand/ You must travel back time/ I took a plane to a foreign land /And said, „I’ll write down what I find”. Z drugiej strony część utworów zainspirowana została pobytem P J Harvey w Stanach Zjednoczonych i dotyka w sposób bezpośredni kwestii amerykańskiej polityki socjalnej (The Ministry of Social Affairs), bądź też, przy wykorzystaniu o wiele bardziej poetyckich obrazów, kwestii niesprawiedliwości społecznych (Medicinals) oraz kondycji ludzkości (River Anacostia).

W efekcie otrzymaliśmy więc płytę kompletną i niezwykle dojrzałą. Nawiązanie do bluesowej tradycji jest czytelne, ale w żadnym wypadku nie stanowi prostej kalki. Warto też zwrócić uwagę (lecz nie można tego traktować jako zarzut), że album cechuje się mocno cave’owskim klimatem, na co również wpływają wspomniane wyżej męskie chórki. Jednym z wiodących głosów jest tu między innymi Mick Harvey, który przez wiele lat stanowił trzon towarzyszącego Nickowi Cave’owi zespołu The Bad Seeds.

P J Harvey ponownie potwierdziła, że posiada własną, niezależną artystyczną drogę, na którą decydujący wpływ mają nie muzyczne mody i trendy, a problemy współczesnego świata. Taka siła muzycznej ekspresji i gen społecznej wrażliwości, który wywodzi się od Dylana, rzadko cechuje współczesnych wykonawców. To ten jeden istotny komponent, którego coraz bardziej brakuje mi dziś w muzyce. Powstaje wiele dobrych płyt, ale całkowicie pozbawionych duszy. Dlatego też cieszę się na każdą kolejną możliwość obcowania z nowymi utworami P J Harvey, bo nie pozostało już wielu artystów tworzących w tym dobrym, starym stylu.