Wyspy miast w zielonym oceanie
Trzecie co do wielkości miasto w Rosji znajduje się na Syberii. To Nowosybirsk. Cała aglomeracja jest ponad dwukrotnie większa od Warszawy, posiada ogromne metro, które przewozi przeszło 100 milionów pasażerów rocznie. Cztery najbliższe miasta to Barnauł, Nowokuźnieck, Kemerowo i Tomsk. Każde wielkości polskiego Wrocławia lub Poznania, przy czym do ostatniego przylega dodatkowo miasto zamknięte Siewiersk, wielkości mniej więcej Torunia, w którym prowadzi się badania nad plutonem i uranem.
Nowosybirsk wyrasta z tajgi w odległości tysiąca kilometrów od geograficznego środka Azji. Na mapie kontynentu ta odległość jest jak omsknięcie kartografa, a wielka metropolia wśród bezkresnych lasów jest jak złota brosza w czapie z sobolego futra.
Wewnątrz tak rozległej metropolii każda droga prowadzi wszędzie albo… donikąd. Aura jak w filmie Metropolis Fritza Langa (1926): gdy wreszcie wydostaniesz się z labiryntu tych dróg, tuneli i wiaduktów, otrzymasz prostą drogę do celu. Przez tajgę do kolejnej wyspy z betonu, żelaza i szkła — na przykład do Tomska. I tak w kółko.
Widzę tu zwieńczenie futurystycznych idei. To ponure machiny do życia: ludzie w samochodach, masowy transport, wielkie centra handlowe, bloki dla tysięcy mieszkańców (ich twórca, Le Corbusier, nazwał je w latach dwudziestych ubiegłego wieku maszynami do mieszkania). Miliony ludzi w biegu, miliony samochodów w ruchu.
Auta suną po wielopasmowych ulicach, a z głośników w ich wnętrzach sączy się radiowa mielonka: muzyka, reklamy i serwisy informacyjne. Trafiają się w nich chrząstki propagandy. Potok samochodów coraz rzadziej jest inkrustowany wozami pamiętającymi rozpad ZSRR. Przez aplikację można zamówić już nie tylko ubera.
Betonowe pustynie są usiane oazami parków i poprzecinane miejskimi lasami — to mechanizmy reperujące stan ducha i wcale ich tam nie brakuje. Każda z tych aglomeracji to wielofunkcyjna maszyna-miasto.
Żyje się w nich wygodnie i dostatnio. Są częścią zglobalizowanego świata, dlatego w tamtejszych galeriach handlowych rzucają się w oczy te same marki co w Europie. Bez trudu można natknąć się w wielu miejscach na europejskie sieciówki modowe (mimo objęcia w 2022 wymiany handlowej z Rosją licznymi sankcjami).
Miasta w azjatyckiej części Rosji pod każdym względem dotrzymują kroku reszcie świata, dlatego wrażeń trzeba szukać gdzie indziej.
Problem skali
Syberyjskie miasta są ogromne, ale nie tylko one. Wsie liczą często po kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, lecz giną na mapach.
Zupełnie małych wsi, gdzie mieszkałoby po kilkanaście osób, nie widziałem. Ludzie rozeszli się widocznie po większych miejscowościach. Parokrotnie przejechałem koleją transsyberyjską i samochodem spory kawał Syberii, na próżno wypatrując takich osad. To, co widziałem, miało się nijak do powszechnych na Zachodzie wyobrażeń o drewnianych chałupach czy bałaganie w obejściach, które wywiozłem z Polski – niewielkiego w sumie kraju.
Od tych rozległych terytoriów nie sposób uciec. Domagają się z powrotem człowieka, który choć raz tam trafił. Wszystko jest ogromne, w poczuciu podróżnika — niemal nieskończenie wielkie. Zajęło mi trochę czasu przywyknięcie do tego, że sąsiednią miejscowością nazywa się wieś (wielkości miasta) oddaloną o 100–200 kilometrów.
Syberia na pewno uczy głębokiej pokory. Podróżowanie po największej krainie świata jest jak zabawa suwakiem. Wciąż szuka się tam końca skali. Kraina szamanów kruszy aparat pojęciowy nawet najlepiej przygotowanego podróżnika.
Syberia zajmuje około dziesięciu procent powierzchni wszystkich lądów. Rozciąga się od lodowych pustyń w Arktyce po gorący step i przechodzące w pustynię Góry Ałtaju. W tym bezkresie mieszka mniej więcej tylu ludzi, ilu jest mieszkańców Polski, czyli około 40 milionów. Jakikolwiek punkt odniesienia traci tam sens. Przestrzeń staje się więzieniem. Nie można wydostać się poza jej granice, nawet te umowne. Są zbyt odległe.